VII
Dziarskim krokiem przeszedł pomieszczenie i pociągnął za klamkę drzwi. Drzwi ustąpiły łatwo, po prostu razem z futryną poleciały na niego. Drewno pod cieniutką warstewką farby akrylowej było zupełnie przeżarte przez wilgoć i korniki. Za drzwiami spodziewał się zobaczyć betonowe schodki prowadzące na powierzchnię. Zamiast tego zobaczył zastygnięty betonowy wodospad.
— Waaj — wyraził głośno w ojczystym języku stopień swojego zdumienia.
Obok schodów czyjaś litościwa, a może wręcz przeciwnie — złośliwa ręka postawiła solidny stalowy, (obecnie zardzewiały), kilof.
VIII
Siedzieli w wiklinowych fotelach stojących na tarasie przed pałacem w Łazienkach. Na niebie płonął zachód słońca. Słońce zachodziło na południu, musiało zachodzić na południu, bo inaczej nie mogli by się, z tego miejsca, napawać tym widokiem. Zachód słońca trwał już drugą godzinę, ale im się nie spieszyło. Wiewiórki biegały spokojnie po drzewach, były przyzwyczajone do tego typu anomalii.
— Widzisz jak to wszystko jest poukładane — mówił Stary Prezydent do córki. — Za mojej młodości na świecie były obszary chronicznej biedy i obszary wszechobecnego bogactwa. Jedni ludzie umierali z przeżarcia a inni z głodu. Pieniądz dawał władzę. Więc zarobiłem więcej pieniędzy niż było na Ziemi żeby mi wypłacić to co zarobiłem. Obalałem rządy, wzniecałem rewolucje, wszystko tylko dzięki trzymaniu w rękach głównych centrów finansowych. Świat przypominał organizm. Jego krwią był pieniądz. A ja pompowałem tą krew z miejsc gdzie było jej za dużo tam gdzie występowały niedobory. W sumie syzyfowe zajęcie. Teraz jest prościej. Dawniej miałem samych wrogów...
— Teraz też masz samych wrogów. Przecież na Ziemi..
— Na Ziemi mieszka sześćdziesiąt milionów lojalnych obywateli i mała grupka dysydentów. Margines. Margines społeczny istniał na tej planecie zawsze. Oczywiście można by ich zlikwidować ale po co? Ludzie nie mogą pławić się w stanie totalnego odprężenia, dlatego grupki wichrzycieli ryją pod fundamentami swoje podkopy a banda nieudolnych agentów stara się ich łapać. Oczywiście ani jedno ani drugie nie ma najmniejszego sensu. Ale napięcie można rozładować. Wielu ludzi marzy nocami o tym żeby przyłączyć się do wywrotowców. Ubarwiają sobie szare życie marzeniami. Gdyby nie mieli tych marzeń poszukali by sobie innych. Może niebezpieczniejszych. Inni marzą o tym żeby wstąpić do agentów. Też niech sobie marzą. Dzieci bawiły się w policjantów i złodziei. Dawno temu gdy byłem mały też się tak bawiłem. Teraz nie ma złodziejstwa. Nasze testy pozwalają wykryć sprawców i potencjalnych przestępców a techniki prania mózgu prowadzą do całkowitego wyleczenia. Dzieci bawią się w agentów i dysydentów. Zresztą nie tylko dzieci. Czy sądzisz że któryś z tych fajtłapów mógłby złapać prawdziwego dysydenta? Pomijam oczywiście tak fajtłapowatych dysydentów jak ci na ziemi. Przecież wystarczy użyć namiernika satelitarnego żeby stwierdzić gdzie siedzą.
— Ale minęło trzysta lat i ludzie którzy kiedyś uważali cię tato za zbawcę i dobroczyńcę ludzkości zaczynają zapominać.
— Dlatego przyda nam się ta niewielka wojenka. X'htla wypowiedzą nam wojnę. Stacja orbitalna przyjmie na siebie pierwsze uderzenie. Rozgromimy obcych i wówczas ja potraktowany zostanę jak zbawca i piorunochron zarazem. Ziemianom nałgam, że to była flota inwazyjna.
— Pomysł sam w sobie nie głupi, tyle tylko że na razie jesteś w sytuacji gdy ziemianom przestałeś być potrzebny. Zresztą obcym też zawadzasz. A co do wojny, to w historii tej planety aż za często ktoś dochodził do wniosku, że przyda się mała wojenka.
— No zgoda. Też tak kiedyś pomyślałem, właściwie to tych szkopów z Posen sprowokowałem żądając zwrotu odwiecznego polskiego Poznania i to na forum ONZ w dzień ich narodowego święta. No cóż zakłócałem ich stacje telewizyjne nadając własny program a po sieci krążyły wirusy niszczące każdy program przystosowany do obsługi językiem niemieckim. W sumie drobiazgi ale dostałem tą swoją wojenkę. Nie przewidziałem zaniku patriotyzmu, nie sądziłem że mają tak dobrze dopracowaną broń sejsmiczną, nie przewidziałem przenośnych laserów bojowych. Myślałem, że to będzie mała wojenka, ona okazała się za duża. Wot i cały problem. Ta będzie mała. X'htla mają siedemdziesiąt planet które kolonizują. A to tylko jedna planeta.
— Wojna myszy z górą.
— Tak ale oni są po drugiej stronie ramienia galaktyki. Najbliższe ich światy leżą o czterdzieści lat świetlnych stąd i są to tylko placówki badawcze...
— Nie zapominaj że to oni rozwiązali problem bytu podwójnego i pojawiania się w przeszłości podczas skoków teleportacyjnych. Mogą nam tu przerzucić miliard wojowników celując co do sekundy.
— Hmm, nie pomyślałem o teleportacji w czasie rzeczywistym. Coś się poradzi.
— Byle szybko.
— Oni chcą doprowadzić do swobodnego przemieszczania się ziemian po galaktyce. Nie doceniają nas. Weź na przykład kodeks honorowy rasy Ałławvi. Siedemnaście tysięcy paragrafów. Złamanie około cztrech tysięcy pociąga za sobą wyzwanie na pojedynek, lub wypowiedzenie wojny w obronie honoru. Jeśli nasi ludkowie nie są od tylu tysięcy lat w stanie zapamiętać dziesięciorga przykazań, a mój Regulamin pobytu jest nieustannie łamany mimo drakońskich kar przewidzianych...
— Może częste łamanie wywołane jest jego niedoskonałością?
— Zaczynasz mówić jak dysydenci. Musiałem go ułożyć w ciągu czterech godzin. Nie wiesz jak trudne było to zadanie. Ale jeśli masz jakieś sugestie to gotów jestem nanieść poprawki. Zwróć uwagę na jedno. Najlżejsze poluzowanie dyscypliny będzie miało katastrofalne skutki. Mieliśmy kilka przykładów w historii. Po przegranej Wojnie Krymskiej w połowie dziewiętnastego wieku nastąpiła tzw. Odwilż Posewastopolska. Car na okupowanym przez Rosję kawałku ziem polskich zniósł stan wojenny, zezwolił na powstanie partii politycznych, otworzył zamknięty uniwersytet. Polacy gdy tylko poczuli że ręka cara batiuszki gniotąca ich dotąd w karki nieco osłabiła swój chwyt natychmiast podnieśli głowy i chwycili za broń. A potem było palenie wsi, najlepsi patrioci trafili na Sybir. Koszmar. W połowie dwudziestego pierwszego mój poprzednik złagodził kodeks karny, zezwolił na przeprowadzanie aborcji, dopuścił narkotyki do wolnej sprzedaży. Zanim się obejrzał naród stracił dwadzieścia pięć procent populacji. Gdy ja doszedłem do władzy w rękach obywateli było po trzy sztuki broni palnej na głowę wliczając starców i noworodków, po kilogramie trotylu, co pięć minut w wyniku strzelaniny ginął człowiek. Dziewięćdziesiąt procent zgonów następowało na skutek zastrzelenia. Co trzeci żywy Polak był uzależniony od narkotyków. Co drugi był nałogowym alkoholikiem. Zafundowałem im boom gospodarczy, ale to pomogło tylko trochę. Naród zszedł na psy. Gdy wybuchła moja mała wojna z niezależnym terytorium ekonomicznym Posen ogłosiłem pobór na ochotnika. Spodziewałem się wystawić milionową armię w ciągu trzech dni. Do komisji poborowych zgłosiło się dwunastu chętnych w tym trzech umysłowo chorych, czterech niemieckich agentów oraz osiemdziesięcioletni staruszek. Urządziłem prawdziwy przymusowy pobór. Połowy poborowych w ogóle nie udało się złapać. Poprowadziłem ich osobiście do walki, to znaczy tych zmobilizowanych. Sądziłem, że natchnę ich osobistym przykładem. Widziałem jak poddawały się całe oddziały. Widziałem jak oddawali bez walki świętą ziemię swojej ojczyzny. W boju traciliśmy sztandary bojowe. Wreszcie udało się wgrać. Tylko dlatego że nałapali tylu polskich jeńców, że nie mogli ich wywieźć na tyły i osadzić w obozach jenieckich. Jeńców było tak wielu , że zablokowali im linie kolejowe i wyżarli całą żywność. Połowa Niemców musiała zajmować się ich pilnowaniem transportowaniem i zaopatrywaniem. A ci znali na wyrywki konwencję genewską łącznie ze wszystkimi poprawkami. Żądali żarcia o odpowiedniej wartości kalorycznej, odpowiednich pomieszczeń na cele, jedna trzecia miała ostry głód narkotykowy, żądali panienek z burdeli, gwarantowała im to któraś poprawka, na koszt oczywiście niemieckiego podatnika. Zarazili te panienki hifem i syfilisem, a potem pozarażali się od nich. Żądali odszkodowań za utratę zdrowia i to jeszcze w czasie trwania działań wojennych. W twardej walucie albo w złocie. Ściągali sobie amerykańskich adwokatów, amerykańską telewizję. Robili raban na cały świat jak to z Niemców wyłazi faszyzm. Genewa słała ostrzeżenia, obłożyła szkopów embargiem za nieludzkie traktowania jeńców wojennych, zaczęły się procesy strażników. Jeńcy domagali się odszkodowań za stracony na skutek niewoli żołd. Gdyby to nie było takie smutne widzieć upodlenie mojego narodu zaśmiewałbym się do łez widząc co wyrabiają. Gdy wdarliśmy się do Poznania w całym mieście nie było jednego żelaznego przedmiotu. Gwoździ, drutów, łopat. Wszystko co się dało przetopili żeby zrobić drut kolczasty do ogrodzenia obozów. Niemcy żebrali o chleb u naszych żołnierzy, bo jeńcy wyżarli w ciągu sześciu miesięcy całoroczne zapasy. Jeśli popuścimy trochę tym na ziemi powtórzy się historia. Ludzkość radośnie pogrąży się w prostytucji, narkomanii, wybuchną z dawną siłą nacjonalizmy. Liczba ofiar pójdzie w miliony. Czasami mam taką szaloną ochotę wysadzić w powietrze cały ten kurnik a potem palnąć sobie w łeb.