Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Chciałem, żebyś miała coś ode mnie. Taki ekwiwalent maskotki. Że­byś mogła po prostu dotknąć czegoś ode mnie.

Maskotka! To strasznie banalne i kiczowate, prawda? Ale mimo to chcę, abyś coś takiego miała. Kupiłem ten model kiedyś od pewnego stu­denta na trawniku przed Instytutem Chemii MIT w Bostonie. Widziałem oczywiście mnóstwo innych, ładniejszych modeli podwójnej spirali. Ale ten jest mi szczególnie bliski. Kupiłem go po swoim pierwszym wykładzie wygłoszonym w USA. Właśnie tam, w MIT. Dla mnie, Polaka, to było jak dostanie Oscara. Wykład w MIT to dla naukowca coś jakby audiencja u papieża. Chciałem mieć coś trwałego z tego miejsca. Wydałem na ten model ostatnie przydziałowe dolary. Potem już nie starczyło mi na auto­bus na lotnisko. Poszedłem pieszo. Ale miałem go. Teraz chcę, abyś Ty go miała.

Jakub

Można mieć pluszowego misia, zajączka lub pieska. Można też mieć podwójną spiralę DNA z pleksiglasu. Może nie jest miękka, plu­szowa i do przytulania. Ale za to ma geny.

Pamięta, że po przeczytaniu kartki podniosła pleksiglas do ust.

Zdjęła model z półki i ścisnęła w dłoni. Znała tę sekwencję na pa­mięć. Nie musiała wcale patrzeć. Pomyślała, że musi go kiedyś zapytać, dlaczego jest więcej AT niż CG. Czy to tak wszędzie, czy tylko przez przypadek w tym fragmencie?

Wyszła z biura zmęczona, ale uspokojona. Odczuwała błogie odprę­żenie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że jak na tyle whisky jest zastana­wiająco trzeźwa. Miała właśnie wyłączyć alarm, gdy nagle odwróciła się i biegiem cofnęła do biura. Włączyła ponownie komputer.

– Przecież ja tylko napisałam ten e-mail, ale wcale go nie wysłałam – powiedziała głośno.

Dochodziła druga nad ranem, gdy program pocztowy potwierdził wysłanie jej listu.

Pomyślała – ostatnio ta myśl wracała tak często – że Internet powi­nien być czczony na równi z ogniem i winem. To po prostu genialna rzecz! Jaka poczta otwarta jest o drugiej nad ranem?

Zadzwoniła po taksówkę i wyszła z biura. Taksówkarz już czekał.

– Czy mogę usiąść obok pana? – zapytała cicho. – Nie chcę siedzieć dzisiaj tam z tyłu, w tej ciemności.

Spojrzał na nią uważniej, zaskoczony. Składając w pośpiechu gaze­tę, która leżała na przednim siedzeniu pasażera, odpowiedział:

– Oczywiście, że pani może. Będzie mi miło. Proszę siadać. Ruszyli. W radiu Don McLean śpiewał «Starry, starry night».

– Czy mógłby pan zrobić trochę głośniej? – zapytała, uśmiechając się do kierowcy.

– Proszę zrobić tak głośno, jak tylko pani chce. Ja też to bardzo lubię.

Przekręciła gałkę głośności. Zaczęła nucić. Po chwili kierowca dołą­czył do niej. Spojrzeli na siebie i roześmieli się głośno oboje.

Siedziała oparta wygodnie, z zamkniętymi oczami słuchając muzy­ki. Mogłaby tak jechać w nieskończoność. W taksówce nagle zrobiło się przytulnie i bezpiecznie. Pomyślała, że już dawno nie była tak szczęśliwa jak teraz. Palce powoli przesuwała po kawałku pleksiglasu, który zdążył się już rozgrzać od ciepła jej dłoni. AT, CG, potem znowu CG i potem trzy razy AT...

Starry, starry night, paintyourpalette blue andgray...

ON: Sięgnął do szuflady biurka po puszkę z colą. Usiadł po turecku na swoim krześle przed monitorem, rozciągnął skręcony spiralnie kabel klawiatury, położył ją na udach. Zaczął czytać.

Warszawa, 28 sierpnia

Jakub,

Słuchaj teraz uważnie...

A więc słuchaj mnie teraz uważnie. Zrobiłeś ze mnie – Boże, jak ta Geppert na mnie wpływa – najsmutniejszą kobietę w tym kraju.

Przydeptałeś mnie. l zmniejszyłeś do rozmiarów wirusa. Dokładnie tak. Wi­rusa. Opowiedziałeś mi historię miłości ostatecznej...

Mogłeś sobie darować te wszystkie szczegóły. Mogłeś, prawda???

Nie mów mi tylko, że Cię o to prosiłam. Nie mów mi tego! Bo to będzie nie pasujące do Ciebie usprawiedliwienie.

Ja chciałam wiedzieć o tych Twoich kobietach z przeszłości tylko troszecz­kę. Odrobinę. Tylko to, że były, miały takie oczy, takie włosy, takie biografie i że przeszły do historii. O tym, że przeszły bezpowrotnie do historii, chciałam wie­dzieć przede wszystkim.

Miało być ich dużo i miały być różne. Miały zostawić różne ślady. Ich znaczenie miało się rozłożyć. Abyś nie preferował żadnej konkretnej. Taki miałam plan. Każda kobieta na moim miejscu miałaby podobny plan. «Każ­da kobieta na moim miejscu» – Boże, jak to strasznie brzmi, gdy powie się to na głos.

Ale Ciebie nie można tak zaplanować. Można na Tobie polegać. Jesteś spole­gliwy – lubię to słowo – spolegliwy do bólu. Ale zaplanować Ciebie się po prostu nie da. Tak zresztą tylko przypuszczałam do dzisiaj. Od dzisiaj wiem to na pewno. Masz zbyt powikłany życiorys. Poza tym zmieniasz życiorysy innych ludzi.

W zasadzie to nie tak. To inni ludzie chcą zmieniać swoje życiorysy dla Cie­bie. Tak jak Natalia.

Nigdy dotąd nie poznałam człowieka, którego dotknęła taka tragedia, l ni­gdy dotąd nie poznałam człowieka, który doznał takiej miłości. Czy w życiu musi wszystko wyrównywać się do zera? Czy i tutaj zadziałała ta cholerna koncepcja stanu równowagi, o której pisałeś mi na trzech długich stronach kiedyś?

Gdy czytałam o tym wszystkim, czym obdarowywałeś ją i co dla niej robi­łeś, zastanawiałam się, jak nudne, przyziemne i nawet banalne dla Ciebie mu­si być to, czym obdarowałeś lub obdarujesz te następne kobiety. Bo one mu­szą być. Każda, która Cię mija, a mogłaby się przy Tobie zatrzymać, popełnia błąd. Nawet nie wie, jaki.

One, te kobiety, nie powinny wiedzieć nic o Natalii. Nie mów im tego. Bo trudno będzie im się zmierzyć z kimś, kto jest dla Ciebie aniołem. Anioły nie mają przecież chandry, gorszego dnia, zmarszczek i okresu.

Ja zatrzymałam się przy Tobie. Może lepiej będzie pasować, gdy powiem, że to ja Ciebie zatrzymałam przy sobie. Ale to jest «egal», jak Ty to mówisz. Mnie jednak to opowiedziałeś. Ale to, czym mnie obdarowujesz każdego dnia, nie jest w ogóle przyziemne i banalne. Poza tym pewnie założyłeś, że ja to przetrzymam. Jestem przecież wirtualna. Jak anioł. Anioły też są wirtualne. Za­wsze takie były. Nawet na tysiąc lat przed Internetem. Ale w moim przypadku to kłamstwo. Ja TYLKO jestem wirtualna. Nic nie mam wspólnego z aniołem. Je­stem grzeszną, rozpustną kobietą. To, że Ty jesteś taki wyjątkowy i wart tych wszystkich grzechów, absolutnie mnie nie usprawiedliwia.

Na zdrowie! Ten daniels smakuje na bullu zupełnie inaczej. Spróbuj. Poczu­jesz ten smak grzechu.

A więc właśnie dzisiaj zdałam sobie sprawę, że mam plany wobec Ciebie. To on mi o tym powiedział, że mam. l że nie powinnam mieć. To też on. Bo to niemoralne. On nazwał to «perfidnym». Naprawdę użył tego słowa! Powiedział mi, że łamię minimum dwa przykazania. Numer 6 i numer 9, czyli 69. Tego mi nie powiedział. To ja sama tak sobie skojarzyłam.

Upiliśmy się we dwoje i pogadaliśmy sobie trochę. To znaczy ja upiłam się o wiele wcześniej. On mi mówił, że jeszcze nigdy nie mieszał jacka danielsa z red bullem i że to może być niebezpieczne dla serca. Powiedziałam mu, że nie musi się bać, bo on nawet nie przejeżdżał w pobliżu serca, więc jego to z pewnością nie dotyczy. A dla serca niebezpieczny jesteś Ty.

Ty go chyba jeszcze nie znasz, prawda? Pozwól, że Ci przedstawię. Pan dr M. Rozumek. Mój własny. «M» to od Mądry.

On nie zwraca się do mnie inaczej niż «Serce». Zupełnie ignoruje moje imię. Przyzwyczaiłam się już. Dla niego jestem «Serce». To nie jest chyba obraźliwe, prawda?

Trudno z nim dyskutować. On po prostu mato czuje. Pić też zaczął dopiero, gdy go zdenerwowałam. Zrobiłam sobie w pamięci notatki z tego, co mi mówił. Głównie dla Ciebie. Ty lubisz takie dyskusje.

Rozumek: Serce! Ty pijesz?!

Serce: Ja? Nie, skądże. To tylko whisky.

30
{"b":"101711","o":1}