Литмир - Электронная Библиотека

W sumie nie był takim dziwakiem, za jakiego miała go opinia publiczna, ani też takim poukładanym gościem, za jakiego pragnął uchodzić w jego oczach. Myron, chociaż nie psycholog, nie miał wątpliwości, że za tatuażami i kolczykowaniem kryje się nie tylko chęć zdobycia pieniędzy. Tak gładkie wyjaśnienie nie tłumaczyło podobnej dewastacji ciała. W przypadku T.C. w grę wchodziło wiele czynników. Jako była gwiazda koszykówki, Myron niektóre z nich znał i rozumiał. W innych jednak nie mógł się połapać, ponieważ T.C. i on pochodzili z całkiem różnych światów.

– Mam pytanie – przerwał ich wspólną samotność T.C.

– Wal.

– Co tu robisz?

– Tu? W twoim domu…

– W zespole. Kiedy chodziłem do gimnazjum, oglądałem twoją grę w lidze akademickiej. Byłeś świetny… Dawno temu. Wiesz przecież, że to przeszłość. Przekonałeś się o tym na dzisiejszym treningu.

Myron starał się ukryć osłupienie. Czy on i Terry uczestniczyli w tym samym treningu? A jakże. I, niestety, T.C. miał rację. Doskonale pamiętał czasy, gdy był supergwiazdą drużyny. Pamiętał sparingi z ostatnią piątką w zespole, wychodzącą ze skóry w walce z pierwszą, która grała od niechcenia i bez motywacji. Pamiętał rozczarowanie tych pięciu z rezerwy, Wmawiających sobie, że dorównują graczom z wyjściowego składu, zmęczonym prawdziwymi meczami. W dodatku, jako student, rozgrywał najwyżej dwadzieścia pięć meczów w sezonie, podczas gdy zawodowcy rozgrywali ich blisko sto przeciwko znacznie lepszym rywalom.

Czy to mogło wystarczyć, by grać z nimi w drużynie? Kogo oszukiwał?

– Po prostu próbuję – odparł cicho.

– Trudno zrezygnować, co?

Myron nie odpowiedział. Zapadło krótkie milczenie.

– Hej, byłbym zapomniał – rzekł T.C. – Podobno jesteś za pan brat z finansowym magikiem z Lock – Home Securities. To prawda?

– Tak.

– Czy to ten białasek, z którym gadałeś po meczu? Myron skinął głową.

– Na imię ma Win.

– Wiesz, że Łomot pracuje na Wall Street?

– Powiedziała mi.

– Chce zmienić pracę. Czy twój przyjaciel mógłby z nią pogadać?

Myron wzruszył ramionami.

– Spytam go – obiecał. Win z pewnością przyklasnąłby jej poglądom na rolę seksu w starożytnych cywilizacjach. – A dla kogo ona pracuje w tej chwili?

– Dla małej firmy. Braci Kimrnel. Ale musi się przenieść. Nie chcą jej wziąć na partnera, mimo że zapieprza dla nich jak mały samochodzik.

T.C. dodał coś jeszcze, lecz Myron przestał go słuchać. Bracia Kimmel. Natychmiast skojarzył sobie nazwisko. Kiedy w domu Grega wcisnął guzik wybierający numer, pod który dzwoniono ostatnio, kobiecy głos w słuchawce powiedział: „Bracia Kimmel”. A przecież Łomot dopiero co mówiła mu, że nie rozmawiała z Gregiem od paru miesięcy.

Przypadek? Wątpił w to.

ROZDZIAŁ 16

Maggie Łomot już się ulotniła.

– Przyjechała specjalnie dla ciebie – wyjaśnił T.C. – Nic nie wyszło, więc wybyła. Jutro rano musi iść do pracy.

Myron sprawdził godzinę. Wpół do dwunastej. Długi dzień. Czas na lulu. Pożegnał się, życząc dobrej nocy, i skierował do samochodu. Stała tam – jakby nigdy nic – Audrey. Oparta o maskę, z rękami splecionymi na piersiach, skrzyżowanymi nogami.

– Wracasz do Jessiki? – zagadnęła.

– Tak.

– Mógłbyś mnie podwieźć?

– Wskakuj.

Obdarzyła go takim samym uśmiechem jak na treningu. Sądził wtedy, że jest pod wrażeniem jego gry. Teraz stało się jasne, że jej rozbawienie bliższe było kpinie niż uznaniu. W milczeniu otworzył drzwiczki. Zdjęła granatowy żakiet i położyła na tylnym siedzeniu. Poszedł w jej ślady. Poprawiła przy szyi golf barwy leśnej zieleni, robiąc dodatkową fałdę. Zdjęła perły i wcisnęła je do przedniej kieszeni dżinsów. Myron uruchomił silnik.

– Zaczynam składać to wszystko do kupy – powiedziała tonem, który mu się nie spodobał. W jej głosie było za dużo pewności. Wcale nie potrzebowała podwiezienia do domu. Chciała z nim pogadać w cztery oczy. To go zaniepokoiło. Uśmiechnął się do niej dobrodusznie.

– Ale nie ma to nic wspólnego z moim tyłkiem? – spytał.

– Słucham?

– Wiem od Jessiki, że obgadywałyście mój tyłek. Zaśmiała się.

– Tak. Z niechęcią przyznaję, że wygląda pysznie.

– Piszesz o tym artykuł? – zażartował, starając się ukryć samozadowolenie.

– O twoim tyłku?

– Tak.

– Jasne. Moglibyśmy go rozreklamować.

Jęknął.

– Próbujesz zmienić temat – upomniała go.

– Jaki temat?

– Powiedziałam, że składam wszystko do kupy.

– To ma być temat?

Zerknął na nią. Usiadła tak, żeby go widzieć, z kolanem na siedzeniu i lewą kostką wetkniętą pod pośladek. Szeroką twarz pstrzyły jej nieliczne piegi, lecz założyłby się, że w dzieciństwie miała ich znacznie więcej. Pamiętacie tę sympatyczną chłopczycę z szóstej klasy? Dorosła. Z pewnością nie pretendowała do miana piękności w klasycznym sensie. W jej urodzie było jednak coś tak ujmująco swojskiego, że miałeś ochotę ją przytulić i wytarzać w liściach w rześki jesienny dzień.

– Późno się w tym połapałam – ciągnęła. – Ale po fakcie jest to jasne jak słońce.

– Mam się domyślić, do czego pijesz?

– Skądże. Jeszcze kilka minut masz udawać Greka.

– To moja specjalność.

– Świetnie, jedź i słuchaj. – Będące w ciągłym ruchu ręce Audrey wznosiły się i opadały wraz z głosem. – Zwiodła mnie poetycka ironia sytuacji. Na niej się skoncentrowałam. Ale tło waszej sportowej rywalizacji ma drugorzędne znaczenie. W każdym razie o wiele mniejsze niż twój dawny związek z Emily.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

– Nie grałeś w żadnym klubie amatorskim. Ani w letniej lidze. Co najwyżej raz w tygodniu towarzysko w Hebrajskim Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej. Trenujesz głównie z Winem w szkole mistrza Kwona, a tam nie ma boiska do koszykówki.

– Do czego zmierzasz? – spytał. Rozłożyła ręce w geście niedowierzania.

– Nie doskonaliłeś umiejętności. Nie grałeś nigdzie, gdzie mogliby cię zobaczyć Clip, Calvin czy Donny. Dlaczego więc Smoki podpisały z tobą kontrakt? Dla reklamy? Wykluczone. Gdzie tu sens? Jeżeli zawiedziesz, co, nie oszukujmy się, jest bardzo prawdopodobne, przekreśli to wszelki pozytywny, minimalny zresztą, oddźwięk. Bilety się sprzedają. Zespół spisuje się dobrze. Klub nie potrzebuje żadnych chwytów reklamowych. Więc powód musi być inny. – Urwała i poprawiła się na fotelu. – Na scenę wkracza czas.

– Czas?

– Tak. Dlaczego teraz? Dlaczego podpisują z tobą kontrakt pod koniec sezonu? Odpowiedź jest prosta. Wyjaśnienie tylko jedno.

– Jakie?

– Nagłe zniknięcie Downinga.

– Downing nie zniknął – sprostował Myron. – Jest kontuzjowany. Oto masz swój czas. Greg doznał kontuzji. Zwolniło się miejsce. Zastąpiłem go.

Audrey uśmiechnęła się i pokręciła głową.

– Chcesz dalej udawać Greka? Proszę bardzo, udawaj. Masz rację. Downing podobno odniósł kontuzję i zaszył się na odludziu. To dlaczego, choć jestem dobra w swoim fachu, nie udało mi się odnaleźć jego kryjówki? Uruchomiłam wszystkie kontakty i nie dowiedziałam się niczego. Nie sądzisz, że to dziwne?

Myron wzruszył ramionami.

– Gdyby Downing istotnie chciał się schować, żeby wyleczyć staw skokowy, a nawiasem mówiąc, na żadnej taśmie z meczów nie widać jego kontuzji, to oczywiście znalazłby sposób. Ale czy zaszyłby się tak głęboko, żeby ją wykurować? Po co?

– Żeby takie zarazy jak ty mu nie przeszkadzały. Audrey o mało co się nie zaśmiała.

– Powiedziałeś to z takim przekonaniem, jakbyś w to wierzył.

Nie odpowiedział.

– W takim razie dodam kilka argumentów, żebyś przestał udawać Greka. Po pierwsze – zaczęła odliczać na lekko zgrubiałych palcach – wiem, że pracowałeś dla federalnych. Masz pewne doświadczenie w prowadzeniu śledztwa. Po drugie, Downing lubi znikać. Już to robił. Po trzecie, znam sytuację Clipa wobec innych właścicieli. Zbliża się głosowanie udziałowców. Po czwarte, wczoraj odwiedziłeś Emily, ale wątpię, czy po to, żeby wskrzesić dawny płomień.

27
{"b":"101670","o":1}