Литмир - Электронная Библиотека

– Tu Carla – usłyszał Myron drżący kobiecy głos. – Do północy czekam na kanapce w boksie w głębi.

Trzask.

Myron przewinął taśmę i odsłuchał ją ponownie. W tle było mnóstwo hałasów – gwar rozmów, muzyka, pobrzękiwanie szklanek. Kobieta dzwoniła prawdopodobnie z jakiegoś baru albo restauracji, o czym świadczyło zdanie o boksie w głębi. Kim była Carla? Przyjaciółką? Chyba. No, bo jaka kobieta dzwoniłaby tak późno, by umówić się tego samego wieczoru na spotkanie o jeszcze późniejszej porze? Tyle że nie był to byle jaki wieczór. Pomiędzy jej telefonem a rankiem następnego dnia Greg Downing zniknął.

Dziwny zbieg okoliczności.

Gdzie zatem się spotkali? Zakładając, że doszło do ich spotkania w boksie. I dlaczego Carli, kimkolwiek była, drżał głos? A może tylko tak mu się wydało?

Myron odsłuchał resztę taśmy. Nie było więcej wiadomości od Carli. Czy zadzwoniłaby ponownie, gdyby Greg nie przyszedł na spotkanie? Pewnie tak. Można więc śmiało przyjąć, że jakiś czas przed swym zniknięciem Greg Downing spotkał się z Carla.

Trop.

Cztery razy dzwonił agent Grega Martin Felder. Z każdym telefonem coraz bardziej zaniepokojony. Ostatnia wiadomość Brzmiała: „Jasny gwint, Greg, dlaczego nie oddzwaniasz? Z tą kostką to poważna sprawa? Nie unikaj mnie, nie teraz, kiedy dopinamy kontrakt z Forte. Zadzwoń, dobrze?”. Były też trzy telefony od niejakiego Chrisa Darby’ego, pracownika Forte ports Incorporated. On również panikował. „Marty nie chce mi powiedzieć, gdzie pan jest. Podejrzewam, że z nami pogrywa, że próbuje podbić cenę. A przecież ustaliliśmy warunki, prawda? Zostawię panu numer mojego telefonu w domu, dobrze? Przy okazji, co z pańską kontuzją?”.

Choć jego klient zniknął, Martin Felder robił, co mógłby obrócić to na swoją korzyść. Myron uśmiechnął się. Agenci! Po kilkakrotnym naciśnięciu przycisku na wyświetlaczu sekretarki pojawił się zakodowany numer – 317. Po jego wybraniu mogłeś odsłuchiwać wiadomości. Nowy bajer telefoniczny. Wystarczyło zadzwonić pod numer Grega, wcisnąć 317 i sprawdzić, kto się nagrał na sekretarkę. Myron wcisnął guzik automatycznego wybierania ostatniego numeru. To kolejne w miarę nowe udogodnienie telefoniczne pozwalało ustalić, do kogo Greg dzwonił ostatnio. „Bracia Kimmel”, odezwała się po dwóch dzwonkach jakaś kobieta. Nie pytając, kto zacz, Myron odłożył słuchawkę i wszedł na piętro do Wina.

W czasie kiedy Win przegrywał kolejne pliki z komputera, Myron przejrzał szuflady. Nie znalazł w nich nic przydatnego.

Przeszli do sypialni małżeńskiej. Wielkie łóżko było pościelone. Na – obu! – nocnych stolikach walały się długopisy, klucze i papiery.

Zastanawiające w przypadku mężczyzny, który mieszkał sam.

Myron rozejrzał się po sypialni i zatrzymał wzrok na fotelu, służącym również za wieszak. Na jego poręczy i oparciu leżały ciuchy rzucone przez Grega. Nie widział w tym nic nadzwyczajnego – sam był jeszcze mniej porządny. Ale gdy przyjrzał się dokładniej, na drugiej poręczy fotela dostrzegł dwie nieco bardziej niezwykłe części garderoby – białą bluzkę i szarą spódnicę.

Spojrzał na Wina.

– Mogła je zostawić panna Małpie Piski – rzekł Win. Myron pokręcił głową.

– Emily nie mieszka tu od miesięcy. Co robiłyby jej rzeczy na fotelu?

W łazience też odkryli ciekawe rzeczy. Na prawo była duża wanna z masażem wodnym, przestronna kabina prysznicowa z sauną oraz dwie umywalki z toaletkami. Na jednej stał męski krem do golenia, kulkowy dezodorant, butelka płynu po goleniu Polo i maszynka Gillette Atra, a na drugiej otwarta damska kosmetyczka, perfumy Calvina Kleina, puder dla niemowląt i kulkowy dezodorant Secret. Na posadzce przy umywalce leżał rozsypany puder, a w mydelniczce przy wannie dwie jednorazowe damskie maszynki do golenia.

– Ma dziewczynę – orzekł Myron.

– Zawodowy koszykarz pomieszkuje z jakąś atrakcyjną panią? Rewelacja. Któryś z nas powinien krzyknąć „Eureka!”.

– W każdym razie rodzi to ciekawe pytanie. Czy ta pani zawiadomiłaby policję o nagłym zniknięciu kochanka?

– Nie, gdyby zniknęli razem.

Myron skinął głową i powiedział o tajemniczym telefonie od Carli.

– Gdyby planowali uciec, nie podałaby mu miejsca spotkania – rzekł Win.

– Nie podała. Powiedziała tylko, że do północy będzie czekać w boksie w głębi.

– Kto robi coś takiego przed zniknięciem? Gdyby mieli powód, żeby na jakiś czas zniknąć, Greg znałby miejsce i godzinę spotkania.

– Może je zmieniła?

– Z czego na co? Z boksu z przodu na boks w głębi?

– Skąd mam wiedzieć?

Sprawdzili resztę pomieszczeń na piętrze. Nie wymagało to zachodu. W wytapetowanej w samochody wyścigowe sypialni synka Grega wisiał plakat z jego tatą, na którym mijał on „Penny'ego” Hardawaya, by wykonać z dwutaktu rzut na kosz. W pokoju córki była tapeta w stylu wczesnych Jaskiniowców - fioletowa z dinozaurami. Żadnych tropów. Kolejne znaleźli dopiero w suterenie.

Po zapaleniu światła Myron dostrzegł ją natychmiast.

Pomieszczenie zamieniono w kolorowy pokój zabaw dla dzieci. Z mnóstwem samochodzików, wielkich klocków lego, plastikowym domem ze zjeżdżalnią i scenami z Disnejowskich filmów Aladyn i Król Lew na ścianach. Był tu telewizor i magnetowid, zabawki dla dzieci w starszym wieku – bilard elektryczny, szafa grająca – oraz meble: małe bujaki i kanapy wypoczynkowe.

A ponadto krew. Dużo kropel krwi na podłodze, sporo rozsmarowanej na ścianie.

Myron poczuł żółć w gardle. Choć widok krwi nie był dla niego pierwszyzną, nadal silnie na nią reagował. W przeciwieństwie do Wina. Win podszedł do karmazynowych plam z miną prawie rozbawioną. Nachylił się, żeby im się lepiej przyjrzeć.

– Wszystko ma swoje dobre strony – rzekł, gdy się wyprostował. – Twoje chwilowe zastępstwo w drużynie Smoków może się wydłużyć.

ROZDZIAŁ 4

Nie było zwłok. Tylko krew.

Używając znalezionej w kuchni plastikowej torebki na kanapki, Win zebrał kilka próbek. Dziesięć minut później, gdy po ponownym zatrzaśnięciu drzwi znaleźli się przed domem, minął ich granatowy oldsmobile delta 88, z dwoma mężczyznami na przednich siedzeniach. Myron zerknął na Wina. Ten ledwo zauważalnie skinął głową.

– Drugi raz – powiedział Myron.

– Trzeci – sprostował Win. – Widziałem ich wcześniej, kiedy tu podjechałem.

– Robią to niefachowo.

– Owszem. Ale nie wiedzieli, że zadanie będzie wymagać fachowości.

– Sprawdzisz ich numery rejestracyjne? Win skinął głową.

– Sprawdzę też, czy Greg brał jakieś pieniądze z automatu i czy płacił kartą kredytową – odparł, doszedł do jaguara i go otworzył. – Dam ci znać, jeśli się czegoś dowiem. Zajmie mi to najwyżej parę godzin.

– Wracasz do firmy?

– Najpierw jadę do mistrza Kwona.

Kwon był ich mistrzem taekwondo. Obaj mieli czarne pasy – Myron pas drugiego stopnia, Win, jako jeden z najbardziej wtajemniczonych białych na świecie, pas szóstego stopnia. Myron nie znał nikogo lepszego od niego w sztukach walki. Win wyuczył się wielu ich odmian, włącznie z brazylijskim dżudo, pięcioma zwierzęcymi stylami kung – fu i dżit – kun – do Bruce’a Lec. Win był Chodzącą Sprzecznością. Chociaż wyglądał na rozpieszczonego, bogatego maminsynka, był w rzeczywistości niezrównanym wojownikiem. A już w żadnym wypadku nie był – wbrew swojej powierzchowności – osobą normalną i zrównoważoną.

– Co robisz dziś wieczorem? – spytał Myron.

Win wzruszył ramionami.

– Jeszcze nie wiem.

– Mogę ci załatwić bilet na mecz.

Win nie odpowiedział.

– Chcesz przyjść?

– Nie.

Win wsunął się za kierownicę jaguara, zapalił silnik i ruszył z kopyta bez pisku opon. Zdziwiony jego obcesowością, Myron stał i patrzył, jak auto przyspiesza. W zasadzie, parafrazując jedno z czterech pytań święta Paschy, czemu dzisiejszy dzień miałby się różnić od innych?

Sprawdził godzinę. Do konferencji prasowej zostało kilka godzin. Dość czasu, żeby wrócić do biura i zawiadomić Esperanzę o zmianach w życiorysie. Wiedział, że jego gra w drużynie Smoków poruszy ją jak nikogo.

6
{"b":"101670","o":1}