Howell przedyskutował tę propozycję z innymi członkami grupy negocjującej. Założono, że Mehdi zaoferował się jako pośrednik w sprawie łapówki, tak jak uprzednio zrobił to „Głębokie Gardło”. Tym razem jednak Howell nie odrzucił propozycji przekupstwa natychmiast. Stawką była przecież wolność Billa i Paula. Postanowiono skorzystać z propozycji Mehdiego. Mogliby ujawnić prowadzone negocjacje i skompromitować Dadgara. Mogliby też uznać, że umowa jest korzystna i zapłacić. Tak czy inaczej potrzebny był konkretny dowód, iż Dadgar jest przekupny.
Howell i Keane Taylor odbyli szereg rozmów z Mehdim. Księgowy był tak samo nerwowy, jak uprzednio „Głębokie Gardło”. Nie zapraszał ludzi z EDS do swego gabinetu w czasie normalnych godzin pracy, lecz spotykał się z nimi zawsze wczesnym rankiem lub późną nocą, we własnym domu albo w jakichś zaułkach. Howell domagał się wyraźnego znaku: Dadgar miał przyjść na spotkanie w skarpetkach nie od pary albo z odwrotnie zawiązanym krawatem. Mehdi proponował sygnały bardziej dyskretne: na przykład, że Dadgar zacznie piętrzyć trudności. Podczas jednego ze spotkań Dadgar istotnie zachowywał się tak, jak zapowiadał Mehdi. Ale na dobrą sprawę zachowywał się tak przez cały czas.
Nie tylko Dadgar przysparzał Howellowi zmartwień. Co cztery, pięć dni rozmawiał przez telefon z Angelą, która chciała wiedzieć, kiedy wróci do domu. Nie potrafił jej tego powiedzieć. Paul i Bill naciskali go oczywiście o konkrety, ale postępy w negocjacjach były zbyt powolne i wątpliwe, aby mógł im podać jakiekolwiek terminy. Był tym zdenerwowany, gdy Angelą przepytywała go w tej samej sprawie, musiał opanowywać irytację.
Inicjatywa Mehdiego spełzła na niczym. Mehdi przedstawił Howella adwokatowi, który stwierdził, że ma dojście do Dadgara. Nie żądał łapówki, tylko zwykłego honorarium. EDS zatrudniło go, ale podczas następnego spotkania Dadgar oświadczył: „Nikt nie ma do mnie żadnych dojść. Gdyby ktoś wam mówił coś innego, nie wierzcie mu”.
Howell nie wiedział, co o tym sądzić. Może od samego początku coś w tej sprawie było nie tak? Czy może ostrożność EDS tak przestraszyła Dadgara, że zrezygnował z łapówki? Nigdy już tego się nie dowie.
30 stycznia Dadgar powiedział Howellowi, że interesuje go Abolfatah Mahvi, irański partner EDS. Howell zaczął przygotowywać materiały na temat współpracy EDS z Mahvim.
Teraz wiedział już, że Paul i Bill są zwykłymi zakładnikami. Dochodzenie w sprawie korupcji prowadzone przez Dadgara może było i prawdziwe, ale musiał on już do tej pory wiedzieć, że Paul i Bill są niewinni. Zapewne więc trzymał ich w więzieniu wskutek rozkazów z góry. Irańczycy z początku chcieli obiecanego im skomputeryzowanego systemu opieki społecznej albo zwrotu pieniędzy. Przekazanie im tego systemu oznaczało konieczność renegocjacji umowy – ale nowy rząd nie był zainteresowany renegocjacjami, zresztą i tak nie utrzymałby się u władzy wystarczająco długo, aby z tej umowy skorzystać.
Jeśli Dadgara nie można było przekupić, przekonać o niewinności Paula i Billa albo za pośrednictwem jego zwierzchników nakazać mu zwolnienie więźniów na podstawie nowej umowy między EDS i ministerstwem, Howellowi pozostawało tylko zapłacić kaucję. Wysiłki doktora Houmana, aby zmniejszyć jej wysokość, do niczego nie doprowadziły. Howell skupił się teraz na sposobie przekazania trzynastu milionów dolarów z Dallas do Teheranu.
Zupełnie mimochodem dowiedział się, że w Teheranie przebywa grupa ratownicza EDS. Był zaskoczony, że szef firmy amerykańskiej zdecydował się na takie wyjście. Odczuł jednak także pewną ulgę: jeżeli tylko uda mu się wydobyć
Paula i Billa z więzienia, będzie ktoś, kto wywiezie ich z Iranu.
* * *
Liz Coburn niemal szalała ze zdenerwowania.
Siedziała w samochodzie wraz z Toni Dvoranchik oraz mężem Toni, Billem. Jechali w stronę restauracji „Royal Tokyo”. Restauracja ta znajdowała się na Greenville Avenue, opodal „Recipes”, gdzie jakiś czas temu Liz i Toni piły Daiquiri z Mary Sculley, i gdzie Mary zburzyła cały świat Liz słowami: „Moim zdaniem oni wszyscy są w Teheranie”.
Od tamtej pory Liz żyła w stanie ciągłego, zwierzęcego wręcz strachu.
Jay był dalej dla niej wszystkim. Wielkim bohaterem, Supermanem, całym jej światem. Nie wyobrażała sobie życia bez niego. Myśl o utracie Joya przejmowała ją śmiertelną trwogą.
Ciągle telefonowała do Teheranu, ale nigdy nie mogła go zastać. Co dzień rozmawiała z Mervem Staufferem, pytając: „Kiedy Jay wróci do domu? Czy nic mu nie jest? Czy wyjdzie z tego?” Merv starał się ją uspokoić, ale nie chciał powiedzieć nic konkretnego, więc Liz żądała rozmowy z Rossem Perotem, a wtedy Merv odpowiadał, że to niemożliwe.
Potem dzwoniła do matki i wybuchała płaczem, wylewając do telefonu całą swą trwogę, lęk i frustrację.
Dvoranchikowie byli dla niej dobrzy. Próbowali pomóc jej zapomnieć o kłopotach.
– Co dzisiaj robiłaś? – zapytała Toni.
– Byłam na zakupach – odparła Liz.
– Kupiłaś coś?
– Tak. – Liz zaczęła płakać. – Kupiłam czarną sukienkę. Bo Jay już nie wróci.
* * *
W tych dniach, spędzonych na oczekiwaniu, Jay Coburn dowiedział się wiele rzeczy o Simonsie.
Pewnego dnia zadzwonił z Dallas Merv Stauffer, mówiąc, że telefonował zaniepokojony syn Simonsa, Harry. Harry uprzednio dzwonił do domu ojca i zastał tam Paula Walkera, który opiekował się farmą. Walker stwierdził, że nie wie, gdzie jest jego ojciec. Poradził mu, aby skontaktował się z Mervem Staufferem z EDS.
„Harry bardzo się denerwował” powiedział Stauffer. Simons zadzwonił do syna z Teheranu i dodał mu otuchy.
Simons powiedział Coburnowi, że Harry ma pewne problemy, ale w gruncie rzeczy jest dobrym chłopcem. O swym synu wyrażał się z miłością, ale i z pewną rezygnacją. Nigdy przy tym nie wspominał Bruce’a i dopiero znacznie później Coburn dowiedział się, że Simons ma dwóch synów.
Simons mówił wiele o swojej zmarłej żonie Lucille i o tym, jak oboje byli szczęśliwi, kiedy Simons przeszedł na emeryturę. Przez ostatnie lata byli sobie bardzo bliscy: Simons zdawał się żałować, że tyle czasu zajęło mu zrozumienie tego, jak bardzo ją kocha. – Trzymaj się swej żony – pouczał Coburna. – To najważniejsza osoba w twoim życiu.
Paradoksalne, ale rada Simonsa wywarła na Coburnie zupełnie odwrotny wpływ. Zazdrościł Simonsowi tego jego związku z Lucille i chciał dla siebie tego samego. Był jednak przekonany, że z Liz nie może na to liczyć i zastanawiał się, czy inna kobieta mogłaby się stać dla niego prawdziwie bratnią duszą.
Pewnego wieczoru Simons zaśmiał się i powiedział:
– Wiesz, nie zrobiłbym tego dla nikogo innego.
Była to typowa dla Simonsa tajemnicza uwaga. Czasem, kiedy Coburn już się nauczył, wyjaśniał, co chciał powiedzieć, a czasem nie. Tym razem wyjaśnił. Powiedział Coburnowi, dlaczego ma dług wobec Rossa Perota.
Następstwa rajdu na Son Tay stały się dla Simonsa gorzkim doświadczeniem. Chociaż uczestnicy akcji nie sprowadzili żadnych amerykańskich jeńców wojennych, było to śmiałe przedsięwzięcie i Simons uważał, że amerykańskie społeczeństwo podzieli jego zdanie. Podczas śniadania z sekretarzem obrony, Melvinem Lairdem, opowiedział się za ujawnieniem prasie wiadomości o akcji. „To całkowicie uzasadniona operacja – powiedział do Lairda. – Tam są amerykańscy jeńcy. Zrobiliśmy to, co Amerykanie zawsze robią dla Amerykanów. – Na litość boską, czego się boimy we własnym kraju?”
Dowiedział się wkrótce. Prasa i społeczeństwo uznały akcję za niepowodzenie i kolejną wpadkę wywiadu. Następnego dnia nagłówek z pierwszej strony „Washington Post” głosił: NIEPOWODZENIE AMERYKAŃSKIEJ AKCJI ODBICIA WIĘŹ
NIÓW. Kiedy senator Robert Dole proponował rezolucję pochwalającą akcję, mówiąc: „Niektórzy z tych ludzi tkwią w więzieniu od pięciu lat!”, to senator Kennedy odparł: „I dalej tam są!”