Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Broń! Niech mi pani da swoją broń!

Wezwałam policję i pobiegłam na górę z pistoletem w dłoni. Drzwi mojego mieszkania były otwarte na oścież. Shempsky zniknął. A Briggs nadal siedział w garderobie, żywy i cały.

Zerwałam mu z ust taśmę.

– W porządku?

– Cholera – zaklął. – Narobiłem w gacie.

Najpierw zjawili się mundurowi, potem sanitariusze, a na końcu detektywi z wydziału zabójstw i lekarz sądowy. Bez trudu znaleźli moje mieszkanie. Większość z nich była u mnie wcześniej. Morelli przyjechał z mundurowymi.

Minęły już trzy godziny i przyjęcie powoli się zwijało. Złożyłam zeznania i pozostało tylko zapakować ciało Ramireza w worek i ściągnąć z moich schodów pożarowych. Razem z Reksem rozbiliśmy obóz w kuchni, podczas gdy zawodowcy robili swoje. Randy Briggs też złożył zeznanie i wyszedł, dochodząc do wniosku, że jego lokum, nawet bez drzwi, jest znacznie bezpieczniejsze niż moje mieszkanie.

Rex wciąż wyglądał na zadowolonego, ale ja byłam wykończona. Nie miałam w sobie ani kropli adrenaliny i czułam, że ciśnienie spadło mi do poziomu krytycznego.

Do kuchni wkroczył Morelli i po raz pierwszy tej nocy mieliśmy chwilę dla siebie.

– Powinnaś się cieszyć – powiedział. – Koniec twoich kłopotów z Ramirezem. Skinęłam głową.

– Wiem, że to straszne tak mówić, ale jestem zadowolona, że nie żyje. Wiadomo coś o Shempskym?

– Nikt go nie widział, jego wozu też nie. W każdym razie do domu nie wrócił.

– Myślę, że stracił nad sobą kontrolę. I jest chory. Wyglądał naprawdę kiepsko.

– Też byś tak wyglądała, gdyby cię poszukiwali za wielokrotne morderstwo. Postawimy tu na noc policjanta, żeby nikt nie wlazł przez okno, ale w mieszkaniu będzie zimno. Chciałabyś pewnie spać dzisiaj gdzie indziej. Proponuję, żebyś spała u mnie.

– Będę się czuła bezpiecznie – przyznałam. – Dzięki.

Wózek ze zwłokami przetoczył się po podłodze przedpokoju i wyjechał za drzwi. Poczułam skurcz w żołądku i wyciągnęłam dłoń do Morellego. Przyciągnął mnie i objął.

– Jutro poczujesz się lepiej – zapewnił. – Musisz się tylko przespać.

– Żebym nie zapomniała. Zostawiłeś mi wiadomość na sekretarce, że chcesz pogadać.

– Ściągnęliśmy na przesłuchanie Harveya Tippa. Śpiewał jak ptaszek. Chciałem cię ostrzec przed Shempskym.

Obudziłam się i ujrzałam blask sączący się przez okno sypialni Morellego, ale nie zauważyłam go obok siebie. Przypominałam sobie jak przez mgłę, że zasnęłam w drodze do domu. A potem znowu, obok Joego. Nie pamiętałam jednak żadnych szczegółów zbliżenia seksualnego. Miałam na sobie T-shirt i majtki. Fakt, że majtki były na mnie, a nie na podłodze, dawał do myślenia.

Wstałam z łóżka i poczłapałam na bosaka do łazienki. Przy drzwiach wisiał wilgotny ręcznik kąpielowy. Obok wanny, starannie poukładane, leżały czyste i suche. Do lusterka nad umywalką była przyklejona karteczka:

Musiałem wyjść wcześnie do pracy. Czuj się jak u siebie w domu.

Potwierdził też to, co podejrzewałam – że zasnęłam od razu, jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki. A ponieważ Morelli zawsze chciał, by kobieta reagowała odpowiednio na jego zabiegi miłosne, zrezygnował z nadarzającej się okazji i dopisał ją do długu, jaki u niego już miałam.

Wzięłam prysznic, ubrałam się i zawędrowałam do kuchni w poszukiwaniu śniadania. Morelli nie przechowywał dużych zapasów żywności, musiałam więc zadowolić się kanapką z masłem orzechowym. Zdążyłam ją już zjeść do połowy, kiedy przypomniałam sobie o szoferowaniu. Ani razu nie zajrzałam do kartki z informacjami, nie miałam więc pojęcia, kiedy powinnam zabrać szejka. Zaczęłam się przebijać przez bałagan w mojej torbie i znalazłam kartkę. Dowiedziałam się, że Czołg podrzuci limuzynę o dziewiątej. Ja miałam zabrać szejka godzinę później i zawieźć go na lotnisko. Była już prawie ósma, dojadłam więc kanapkę, brudne rzeczy wsadziłam do dużej plastikowej torby i zadzwoniłam do Mary Lou, żeby mnie podwiozła.

– Rany, ale jesteś aktywna – zauważyła. – Kiedy cię ostatnio podwoziłam, byłaś z Komandosem. Miałaś pewnie pracowitą noc.

– Nawet się nie domyślasz.

Opowiedziałam o pocałunku, Ramirezie, Shempskym i w końcu o Morellim.

– Nie wyobrażam sobie, bym mogła być tak zmęczona, że nie miałabym ochoty robić tego z Morellim – wyznała. – Inna sprawa, że nigdy nie zostałam zaatakowana przez gwałciciela o morderczych skłonnościach, nie trzymał mnie na muszce kopnięty bankier ani też nikt nigdy nie rąbnął żadnego gościa za oknem mojej sypialni.

Kiedy wkroczyłam do holu, przy windzie czekała już pani Bestler.

– Na górę? – spytała. – Pierwsze piętro… Paski, torebki, worki na zwłoki.

– Wybieram schody – odparłam. – Potrzebuję ruchu. Otworzyłam drzwi i zaskoczyłam młodego policjanta, który akurat karmił Reksa płatkami owsianymi.

– Wyglądał na głodnego – wyjaśnił policjant. – Mam nadzieję, że się pani nie gniewa.

– Ależ skąd. Proszę się nie krępować i przyłączyć do niego. Wystarczy pogrzebać w lodówce. Zawsze można znaleźć jakiś ulubiony smakołyk.

Gliniarz uśmiechnął się.

– Dzięki. Jest tu facet, który naprawia pani okno. Morelli to załatwił. Zniknę, jak tylko upora się z robotą.

– No to fajnie.

Poszłam do łazienki, zabierając swój uniform szoferski, składający się z czarnego kostiumu, pończoch i butów na wysokim obcasie. Przebrałam się na miejscu, dodałam odrobinę szminki i tuszu do rzęs, na koniec polakierowa-łam sobie włosy. Kiedy wróciłam do pokoju, szklarza już nie było, a szyba lśniła nieskazitelnym blaskiem. Gliniarz też zniknął.

Chwyciłam torebkę, pożegnałam się z Reksem i pośpieszyłam na parking.

Czołg już czekał, gdy punktualnie o dziewiątej wyszłam przed budynek. Miał dla mnie mapę i wskazówki.

– Powinnaś dojechać stąd w jakieś pół godziny – poinformował.

– Wie, że to ja go wiozę?

Twarz Czołga zmarszczyła się w szerokim uśmiechu.

– Uznaliśmy, że trzeba mu zrobić niespodziankę. Wzięłam kluczyki od lincolna i wsunęłam się za kierownicę.

– Masz spluwę, co? – spytał.

– Owszem.

– I dobrze się czujesz po wczorajszym?

– A skąd wiesz o wczorajszym?

– Jest w gazecie.

Wspaniale.

Pokiwałam Czołgowi paluszkiem i odjechałam. Dotarłam do Hamilton i skręciłam w prawo. Przejechałam kilka skrzyżowań i ruszyłam w stronę Burg. Nie miałam najmniejszego zamiaru zniszczyć kolejnego samochodu w czarnym kolorze, zaparkowałam więc pod domem rodziców i weszłam do środka po klucze od garażu.

– Znów jesteś w gazecie – poinformowała mnie babka. – I telefony się urywały. Twoja matka jest w kuchni. Prasuje.

Moja matka zawsze prasuje w chwilach klęsk żywiołowych. Niektórzy ludzie piją, inni zażywają prochy. Matka prasuje.

– Jak tata? – spytałam.

– Poszedł do sklepu.

– Jakieś urazy po porażeniu?

– No, nie jest to może najszczęśliwszy człowiek, jakiego w życiu widziałam, ale poza tym nic mu nie dolega. Coś mi się zdaje, że masz nowy samochód.

– Pożyczony. Pracuję jako kierowca. Chcę tu zostawić tego lincolna, a wziąć buicka. W buicku czuję się bezpieczniej.

Z kuchni wyszła matka.

– Co to za historia z tym szoferowaniem?

– Nic takiego – wyjaśniłam. – Odwożę pewnego człowieka na lotnisko.

– To dobrze – powiedziała matka. – Weźmiesz ze sobą babkę.

– Nie mogę!

Matka zaciągnęła mnie do kuchni i powiedziała ściszonym głosem:

– Nie obchodzi mnie, czy wieziesz samego papieża, twoja babka jedzie z tobą i koniec. Jeśli powie coś nie tak jak trzeba ojcu, to on rzuci się na nią z nożem do mięsa. Więc jeśli nie chcesz mieć jeszcze więcej krwi na rękach, spełnisz obowiązek wnuczki i wyciągniesz babkę na parę godzin z tego domu, dopóki burza nie przycichnie. W końcu to wszystko twoja wina. – Matka cisnęła na deskę do prasowania koszulę i chwyciła żelazko. – Jaka córka urządza sobie strzelaninę na schodach pożarowych? Telefon dzwonił cały ranek. Co mam mówić ludziom? Jak im wyjaśniać takie rzeczy?

54
{"b":"101303","o":1}