Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jest trochę jagnięciny na zimno.

Zjadłem ją na lunch. Poczekaj, pójdę z tobą.

Wykluczone! Nigdzie nie idziesz.

Co, wstydzisz się mnie?

Tak!

Kim jest ten mały gość? – spytała babka, kiedy zjawiłam się u rodziców z Briggsem u boku.

To mój… przyjaciel Randy.

Coś takiego – nie mogja się nadziwić babka. – Jeszcze nigdy nie widziałam karzełka z tak bliska.

Niewyrośniętego – poprawił Briggs. – A ja nigdy nie widziałem z bliska osoby tak starej. Trzepnęłam go po głowie.

Zachowuj się – upomniałam karzełka.

Co się stało z pańską twarzą? – chciała wiedzieć babka.

Pani wnuczka mnie stłukła.

Poważnie? – zdumiała się babcia Mazurowa. – Odwaliła kawał dobrej roboty.

Ojciec siedział przed telewizorem. Odwrócił się i spojrzał na nas.

O rany, i co teraz? – spytał.

To jest Randy – poinformowałam go.

Trochę niski, no nie?

Nie bój się, to nie jest mój chłopak. Ojciec znów skupił uwagę na telewizji.

Dzięki Bogu.

Na stole zauważyłam pięć nakryć.

Kto jeszcze przyjdzie? – spytałam.

Mabel – odparła matka. – Twoja babka ją zaprosiła.

Pomyślałam, że nadarzy się okazja, by ją trochę pomaglować. Sprawdzić, co ma do powiedzenia – wyjaśniła babka.

Nie będzie żadnego maglowania – oświadczyła zdecydowanie matka. – Zaprosiłaś Mabel na kolację i o to nam właśnie chodzi… o miłą kolację.

Pewnie – odparła babka. – Ale nie zaszkodzi spytać ją o parę rzeczy.

Przed domem trzasnęły drzwi samochodu i wszyscy wyemigrowali do przedpokoju.

Jakim wozem jeździ Mabel? – spytała babka. – To nie jest kombi.

Mabel kupiła nowy samochód – wyjaśniłam. – Uważa, że ten stary był za duży.

To dobrze – zauważyła matka. – Musi samodzielnie podejmować decyzje.

Święta racja – zgodziła się babka. – Ale niech się modli, żeby Fred był martwy.

Kto to jest Mabel i Fred? – spytał Briggs. Zrelacjonowałam mu pokrótce sprawę.

Ekstra – orzekł. – Twoja rodzina zaczyna mi się podobać.

Przyniosłam ciasto kawowe – powiedziała Mabel i wręczyła matce pudełko, drugą ręką zamykając drzwi. -Z suszonymi śliwkami. Wiem, że Frank je lubi. – Wsunęła głowę do salonu. – Witaj, Frank! – zawołała.

Mabel – odparł zwięźle ojciec.

Ładny wóz – zwróciła się babka do Mabel. – Nie boisz się, że jak Fred wróci, to zrobi ci awanturę?

Nie powinien był odchodzić – odparła ciotka. -A poza tym skąd mam wiedzieć, czy wróci? Kupiłam też nowy komplet do sypialni. Mają go dostarczyć jutro. Materac i całą resztę.

Może to ty stuknęłaś Freda – wysunęła przypuszczenie babka. – Pewnie zrobiłaś to dla pieniędzy. Moja matka walnęła miską z groszkiem o blat stołu.

Mamo! – zawołała.

Tak tylko sobie pomyślałam – tłumaczyła się babka.

Usiedliśmy wszyscy na swoich miejscach, a matka postawiła przed Mabel whisky z wodą sodową, przed ojcem piwo, Briggsowi zaś przyniosła poduszkę.

Podkładam zawsze wnukom – poinformowała. Briggs popatrzył na mnie pytająco.

Dzieciom mojej siostry Yalerie – wyjaśniłam. Aha. A więc jesteś też frajerką w rodzinnym wyścigu.

Mam chomika – sprostowałam. Ojciec nałożył sobie trochę pieczonego kurczaka i sięgnął po tłuczone ziemniaki.

Mabel opróżniła jednym haustem pół szklanki.

Co jeszcze zamierzasz kupić? – zwróciła się do niej babka.

Zastanawiam się nad wakacjami – odparła Mabel. -Może Hawaje. Albo wybiorę się w rejs statkiem pasażerskim. Zawsze chciałam popłynąć w taki rejs. Oczywiście nie od razu. Dopóki Stephanie nie znajdzie tego człowieka. To mogłoby przyśpieszyć sprawy.

Jakiego człowieka? – chciała wiedzieć babka. Opowiedziałam jej o kobiecie spod Grand Union.

No to wreszcie coś mamy – oświadczyła babka. -Zdecydowanie. Trzeba tylko znaleźć tego mężczyznę. Masz jakichś podejrzanych? – spytała.

Nie.

Absolutnie nikogo?

Powiem wam, kogo podejrzewam – wtrąciła Mabel. -Tę firmę śmieciarską. Nie lubili Freda.

Babka pomachała w jej stronę kurzą nogą.

To właśnie powiedziałam parę dni temu. Że coś dziwnego dzieje się z tymi śmieciarzami. Wybieramy się dziś do domu pogrzebowego, by to zbadać. – Ogryzała przez jakiś czas udko, zamyślona. – Spotkałaś nieboszczyka, jak poszłaś do tego ich biura? – zwróciła się do mnie. -Jak wyglądał? Przypominał tego faceta, który wziął Freda na przejażdżkę?

Myślę, że odpowiada rysopisowi.

Niedobrze, że trumna będzie zamknięta. Gdyby była otwarta, to moglibyśmy zabrać ze sobą tę kobietę spod sklepu i sprawdzić, czy rozpoznaje Lipinskiego.

Do licha – wtrącił ojciec. – A może by tak wyciągnąć Lipinskiego z trumny i urządzić konfrontację?

Babka popatrzyła na ojca.

Myślisz, że to by się dało zrobić? Jest chyba dostatecznie sztywny.

Matka syknęła poirytowana.

Nie wiem, czy się sztywnieje – powątpiewała Mabel. – Można nawet chyba zwiotczeć.

Kto mi poda sos? – spytał ojciec. – Czy mogę prosić o odrobinę sosu?

Twarz babki rozjaśnił płomień iluminacji.

Będzie tam dziś mnóstwo krewnych Lipinskiego. Może któryś z nich da nam jego zdjęcie? Pokażemy je tej kobiecie spod centrum handlowego.

Uważałam, że to wszystko brzmi nieco makabrycznie, zwłaszcza zważywszy na obecność Mabel przy stole, ta jednak nie wydawała się zaszokowana.

Co myślisz, Stephanie? – spytała. – Powinnam jechać na Hawaje? Czy raczej wybrać się w rejs?

Jezu – mruknął do mnie Briggs. – Nie jesteś jeszcze taka najgorsza, jeśli się weźmie pod uwagę twój genotyp.

ROZDZIAŁ 9

Rany, popatrzcie tylko! – zawołała babka, spoglądając na parking. – Ale tłok. U Stivy musi być komplet. W każdej sali chyba ktoś leży. Rozmawiałam z Jean Moon, a ona mi powiedziała, że jej kuzynka Dorothy zmarła wczoraj rano i nie dało rady wcisnąć jej do Stivy. Jean musiała zawieźć ją do Mosela.

A co jest nie tak u Mosela? – zainteresował się Briggs.

Nie ma pojęcia o makijażu – wyjaśniła babka. – Kładzie zbyt grubą warstwę różu. A ja lubię, kiedy nieboszczyk wygląda ładnie i naturalnie.

Owszem, ja też lubię – zgodził się Briggs. – Nie ma nic gorszego niż nienaturalnie wyglądające zwłoki.

Deszcz złagodniał i przeszedł w mżawkę, ale wieczór nadal nie był odpowiedni do spacerów na świeżym powietrzu, wysadziłam więc babkę i Briggsa pod drzwiami domu pogrzebowego, a sama odjechałam, by zaparkować na ulicy. Znalazłam wolne miejsce przecznicę dalej i nim dotarłam z powrotem do Stivy, moje włosy były bardziej poskręcane niż po lokówce, a bawełniany sweterek wydłużył się o pięć centymetrów.

Larry Lipinski, jak przystało na mordercę-samobójcę, leżał w sali numer jeden. Rodzina i przyjaciele skupili się wokół trumny. Resztę pomieszczenia wypełniał ten sam tłum, który widziałam u Marthy Deeter – zawodowi żałobnicy, jak babcia Mazurowa i Sue Ann Schmatz, a także pracownicy firmy śmieciarskiej.

Babka podeszła do mnie dziarskim krokiem, za nią dreptał pośpiesznie Briggs.

Złożyłam już kondolencje – oświadczyła. – I muszę powiedzieć, że to doprawdy niesympatyczni osobnicy. Co za wstyd, że taki łajdak zabiera miejsce porządnym ludziom jak Dorothy Moon.

Przypuszczam, że nie dali ci zdjęcia.

Figę – odparła babka. – Figę mi dali.

I zrobili to w wielkim stylu – dorzucił Briggs z uśmiechem. – Szkoda, że tego nie widziałaś.

I tak nie sądzę, by chodziło o tego samego człowieka – zauważyłam sceptycznie.

Nie powiedziałabym – upierała się babka. – Wyglądają, jakby chcieli coś ukryć. Zdaje mi się, że to niezłe gagatki.

Gdybym była spokrewniona z kimś, kto przyznał się do morderstwa, też czułabym się nieswojo.

Nie martw się – pocieszała mnie babka. – Przewidziałam to i przygotowałam sobie zawczasu pewien plan.

Tak, plan, zgodnie z którym o wszystkim zapomnimy – powiedziałam.

Babka nastawiła czułki, wodząc spojrzeniem po zebranych.

Emma Getz powiedziała mi, że nieboszczyk w sali numer cztery jest naprawdę nieźle odszykowany. Chyba rzucę na niego okiem.

31
{"b":"101303","o":1}