Wsiadaj do samochodu – powiedziałam. Ruszyliśmy. Po pewnym czasie skręciłam w Rustling.
To jeden z tych domów – powiedziała babka. – Poznam, jak go zobaczę. Byłam tu kiedyś na małym przyjąt-ku. – Zerknęła przez ramię. – Chyba ktoś za nami jedzie. Założę się, że jakiś gość od tych śmieciarzy.
To Mokry – wyjaśniłam. – Pracujemy razem. Tak jakby.
Bez żartów. Nie wiedziałam, że z tej sprawy zrobiło się wielkie śledztwo. Mamy tu cały zespół dochodzeniowy.
Stanęłam przed domem, który opisała mi babka, po czym wysiedliśmy wszyscy i zebraliśmy się w jednym miejscu. Przestało padać i zrobiło się przyjemnie ciepło.
Wnuczka mi powiedziała, że pracujecie razem -zwróciła się babka do Mokrego, oceniając go wzrokiem. -Pan też jest łowcą nagród?
Nie, proszę pani – odparł. – Jestem bukmacherem.
Bukmacherem! – wykrzyknęła babka. – Coś takiego. Zawsze chciałam poznać bukmachera.
Zapukałam do drzwi Margaret Burger i zanim zdążyłam się przedstawić, babka wysunęła się do przodu.
Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy – powiedziała. – Ale prowadzimy ważne śledztwo. Stephanie, ja i pan Mokry.
Mokry trącił mnie łokciem.
Słyszałaś? – spytał cicho. – „Pan” Mokry.
Ależ skąd, oczywiście, że państwo nie przeszkadzają – zapewniła Margaret Burger. – Domyślam się, że chodzi o biednego Freda.
Za Boga nie możemy go znaleźć – wyznała babka. -A moja wnuczka uważa, że pani problem z telewizją kablową przypomina sprawę Freda. Z tą różnicą oczywiście, że Soi doznał ataku serca zamiast zniknąć.
Byli okropni, ci z telewizji kablowej – poskarżyła się Margaret. – Płaciliśmy rachunki w terminie. Ani razu nie zapomnieliśmy. A kiedy pojawiły się kłopoty z odbiorem, powiedzieli, że nas w ogóle nie znają. Wyobrażacie sobie?
Zupełnie jak w przypadku Freda – zauważyła babka. – Prawda, Stephanie?
No, tak, wydaje się…
No więc co? – spytał Mokry. – Soi złożył skargę?
Poszedł tam osobiście i zrobił awanturę. Wtedy właśnie dostał ataku serca.
Co za okropność – wtrąciła babka. – Soi był dopiero po siedemdziesiątce, tak jak Fred.
Ma pani w domu jakieś rachunki za kablówkę? -zwrócił się Mokry do Margaret. – Sprzed tej historii.
Mogłabym poszukać w papierach – odparła. – Trzymam zwykle dokumenty przez kilka lat. Ale rachunków z kablówki chyba nie mam. Po śmierci Solą odwiedził mnie ten okropny człowiek, John Curly. Niby starał się mi pomóc w całym tym nieporozumieniu, ale nie wierzyłam mu ani przez chwilę. Próbował zatuszować sprawę, bo poplątał coś w komputerze. Przyznał się nawet do tego, ale dla Solą było już za późno. Zdążył przedtem dostać ataku serca. Mokry zdawał się wyraźnie rozczarowany.
John Curly zabrał te rachunki – bardziej stwierdził, niż spytał.
Powiedział, że potrzebne mu są do dokumentacji.
I nigdy ich nie zwrócił?
Nigdy. A zaraz potem dostałam od firmy pismo, jakbym była zupełnie nową abonentką. Mówię wam, musi tam panować niezły bałagan.
Chcesz coś jeszcze wiedzieć? – spytałam Mokrego.
Nie. To mniej więcej wszystko.
A ty, babciu?
Nic więcej nie przychodzi mi już do głowy.
No cóż, w takim razie to chyba wszystko – zwróciłam się do Margaret. – Dziękujemy za rozmowę.
Mam nadzieję, że Fred się pojawi – powiedziała na pożegnanie Margaret. – Mabel musi odchodzić od zmysłów.
Trzyma się całkiem nieźle – uspokoiła ją babka. – Fred nie należał chyba do mężów, po których się rozpacza.
Margaret przytaknęła, jakby doskonale zrozumiała, o co babce chodzi.
Wysadziłam babkę pod domem i ruszyłam do siebie. Mokry cały czas deptał mi po piętach, a potem zaparkował tuż za mną.
I co dalej? – spytał. – Co zamierzasz teraz zrobić?
Nie wiem. Masz jakiś pomysł?
Myślę, że coś się dzieje w tej firmie śmieciarskiej. Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mu o Laurze Lipinski, ale zrezygnowałam.
Dlaczego chciałeś obejrzeć te dowody opłat za kablówkę? – spytałam.
Bez specjalnego powodu. Pomyślałem sobie, że mogą być interesujące.
Ach tak.
Mokry kołysał się na obcasach, trzymając ręce w kieszeniach. A rachunki z firmy śmieciarskiej? – spytał. – Wpadł ci w ręce któryś?
Ale o co chodzi? Myślisz, że i one mogą być interesujące?
Niewykluczone. Nigdy nie wiadomo.
Nagle jego wzrok skoncentrował się na czymś, co znajdowało się za moimi plecami, a twarz zmieniła wyraz. Dostrzegłam na niej skupienie.
Poczułam, jak czyjaś postać przesunęła się tuż obok, niemal ocierając się o mnie, a ciepła dłoń spoczęła u nasady mojego karku. Nie musiałam się odwracać. Od razu wiedziałam, że to Komandos. Poznaj Mokrego – powiedziałam tytułem prezentacji. – Mokrego bukmachera.
Komandos nawet nie drgnął. Mokry nawet nie drgnął. I ja ani drgnęłam, zastygja w bezruchu pod wpływem przemożnej aury Komandosa.
W końcu Mokry cofnął się o kilka kroków. Jak człowiek, który spotkał na swej drodze niedźwiedzia grizzly.
Będę w kontakcie – poinformował, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego wozu. Patrzyliśmy, jak wyjeżdża z parkingu.
To nie bukmacher – zauważył Komandos, nie cofając dłoni z mojego karku, jakby trzymał mnie w niewoli.
Odsunęłam się na stosowną odległość i popatrzyłam mu w twarz.
Czemu miał służyć ten pokaz zastraszania? Komandos uśmiechnął się.
Myślisz, że go zastraszyłem? Nie całkiem.
Też mi się tak wydaje. Facet jest przyzwyczajony do konfrontacji.
Nie pomylę się, jeśli powiem, że go nie lubisz?
Jestem po prostu ostrożny. Miał broń i nie mówił prawdy. I jest gliną.
Zdążyłam się już zorientować.
Jeździ za mną od wielu dni. Jak dotąd, jest nieszkodliwy.
co mu chodzi?
Trudno powiedzieć. Ma to związek z Fredem. Wie w tej chwili więcej ode mnie, więc warto chyba jeszcze jakiś czas pograć wedle jego reguł. To chyba federalny. Podejrzewam, że zainstalował w moim wozie nadajnik. Policji z New Jersey na ogół nie stać na takie cuda. Sądzę też, że musi mieć partnera, żeby mnie lokalizować, ale nikogo jeszcze nie przyuważyłam.
Wie, że go rozgryzłaś?
Tak, ale nie chce o tym gadać.
Mogę rozwiązać ten problem z nadajnikiem -oświadczył Komandos, wręczając mi kluczyki.
Co to jest?
ROZDZIAŁ 10
Pokusa – odparł Komandos, opierając się o czarną jak noc karoserię nowego porsche boxtera.
Mógłbyś to sprecyzować? O jaką konkretnie pokusę ci chodziło?
O pokusę rozszerzenia twoich horyzontów.
Miałam bardzo mieszane uczucia co do jego definicji szerokich horyzontów. Podejrzewałam, że, jak na mój gust, sięgają odrobinę za blisko piekła. Już na samym początku pojawił się samochód i możliwość, że jego pochodzenie nie jest całkiem legalne.
Skąd bierzesz te wozy? – spytałam. – Zdajesz się dysponować niewyczerpanym zapasem nowych luksusowych samochodów w czarnym kolorze.
Mam pewne źródło.
Ten porsche nie jest chyba kradziony, co?
A ma to dla ciebie znaczenie?
Oczywiście, że ma!
Więc nie jest kradziony – oświadczył Komandos. Pokiwałam głową.
To naprawdę niezły wóz. I doceniam twoją ofertę, ale nie stać mnie na taką brykę.
Nie znasz jeszcze ceny – powiedział.
Więcej niż pięć dolarów?
Ten wóz nie jest na sprzedaż. To maszyna firmowa. Dostaniesz go, jeśli będziesz nadal ze mną współpraco- wać. Psujesz mój image, jeżdżąc tym swoim gruchotem. Każdy, kto ze mną pracuje, jeździ czarnym wozem.
Do diabła, nie chcę rujnować twojego wizerunku -wyznałam z rezygnacją.
Komandos patrzył na mnie bez słowa.
To nie jest gest dobroczynny? – spytałam.
Zgaduj dalej.
Mam nadzieję, że nie zaprzedaję duszy?
Nie zwykłem jej od nikogo kupować – oświadczył. -Ten wóz to inwestycja. Część stosunków pracowniczych.
Więc co mam robić, by podtrzymać te stosunki? Komandos opuścił ręce skrzyżowane na piersi i odsunął się od samochodu.