Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Zadania pojawią się z czasem. Nie przyjmuj tych, które wzbudzą twoje wątpliwości.

Nie robisz tego dla zabawy, prawda? Żeby się przekonać, do czego jestem zdolna, by mieć drogi wóz?

Lista moich motywacji jest długa – odparł i spojrzał na zegarek. – Mam spotkanie. Przejedź się wozem. Przemyśl sobie to wszystko.

Jego mercedes stał obok porsche boxtera. Komandos wsunął się za kierownicę i odjechał, nie patrząc za siebie.

Omal nie zemdlałam na miejscu. Oparłam się o samochód, by odzyskać równowagę, i natychmiast cofnęłam dłoń, przestraszona, że zostawię odciski palców. Jezu!

Pobiegłam do mieszkania i rozejrzałam się za Randym Briggsem. Jego laptop wciąż stał na małym stoliku, ale kurtka zniknęła. Bawiłam się przez chwilę myślą, by wpakować jego rzeczy do dwóch walizek, wynieść je na korytarz i zamknąć drzwi na klucz, ale uznałam to za daremny trud.

Otworzyłam puszkę z piwem i zadzwoniłam do Mary Lou.

Pomocy! – rzuciłam w słuchawkę.

Jakiej pomocy?

Dał mi samochód. I dotknął mnie dwa razy! Przyjrzałam się swojej szyi w lustrze na korytarzu, by sprawdzić, czy jego dłoń pozostawiła ślad.

Kto? O czym mówisz?

– Komandos!

– Rany Boga. Dał ci samochód?

– Powiedział, że to inwestycja w naszych stosunkach pracowniczych. Co to znaczy?

– A jaki to samochód?

– Porsche. Nowy.

– W takim razie oznacza to co najmniej seks oralny.

– Bądź poważna! – zawołałam.

– Okay, tak naprawdę to… coś więcej niż seks oralny. To może być, no wiesz… od tyłu.

– Zwrócę samochód.

– Stephanie, przecież to porsche!

– I wydaje mi się, że ze mną flirtuje, ale nie jestem pewna.

– Co konkretnie robi?

– Skłania się ku kontaktom fizycznym.

– Jak dalece fizycznym?

– Dotykanie.

– Rany Boga, a czego dotknął?

– Szyi.

– I to wszystko?

– I moich włosów.

– Hm – mruknęła w zamyśleniu Mary Lou. – To był dotyk sexy?

– Tak to odczułam.

– I dał ci wóz – zauważyła. – Porsche!

– To właściwie nie jest prezent. To wóz firmowy.

– No tak, słusznie. Kiedy się nim przejadę? Chcesz się dziś wybrać na zakupy?

– Nie wiem, czy powinnam używać go do celów osobistych.

Na dobrą sprawę nie wiedziałam nawet, czy w ogóle powinnam nim jeździć, dopóki nie upewnię się co do tego „od tyłu".

– Naprawdę uważasz, że to wóz firmowy? – spytała Mary Lou.

– O ile mogjam się dotąd zorientować, każdy, kto pracuje dla Komandosa, jeździ nowym czarnym wozem.

– I zawsze jest to porsche?

– Zazwyczaj terenówka, ale być może wczoraj z lawety zjechał akurat porsche. – Usłyszałam w tle jakieś wrzaski. – Co się tam dzieje?

– Dzieciaki prezentują sprzeczne opinie. Muszę chyba przystąpić do mediacji.

Mary Lou zaczęła chodzić na zajęcia dla rodziców, gdyż nie mogła oduczyć dwulatka spożywania psiej karmy. Teraz mówiła „dzieci prezentują sprzeczne opinie" zamiast „dzieci próbują się pozabijać". Istotnie, brzmiało to bardziej elegancko, ale nazywając rzecz po imieniu… dzieci próbowały się pozabijać.

Odłożyłam słuchawkę i wyjęłam z torby czek, który Fred wypisał dla RGC. Zaczęłam go oglądać. Nie dostrzegłam nic nadzwyczajnego. Normalny stary czek.

Zadzwonił telefon, więc schowałam czek z powrotem do torby.

– Sama jesteś? – spytał Mokry.

– Owszem, sama.

– Jest coś między tobą a tym Komandosem?

– Tak.

Sama chciałabym wiedzieć co.

– Nie mieliśmy okazji pogadać – rzekł Mokry. – Zastanawiałem się, co zamierzasz robić dalej.

– A może powiesz mi, co ty chcesz, żebym zrobiła?

– Hej, przecież to ja za tobą jeżdżę, pamiętasz?

– No dobra, gramy dalej. Chyba pojadę jutro do banku i pogadam ze znajomym. Co o tym sądzisz?

– Niezły pomysł.

Dochodziła piąta. Joe był najprawdopodobniej w domu i oglądał wiadomości w TV albo szykował coś sobie do jedzenia. A może czekał na wieczorną transmisję rozgrywek futbolu. Gdybym wprosiła się do niego z tej okazji, mogłabym pokazać mu czek i przekonać się, co o nim myśli. I poprosić, żeby dowiedział się o Laurę Lipinski. I gdyby wszystko poszło dobrze, mogłabym też nadrobić okazje stracone w sobotę.

Wykręciłam jego numer.

– Hej – powiedziałam. – Pomyślałam, że może chcesz mieć towarzystwo na poniedziałkowy mecz.

– Nie lubisz futbolu.

– W pewnym sensie lubię. Zwłaszcza jak zawodnicy skaczą na siebie. To bardzo interesujące. Chcesz, żebym przyjechała?

– Przykro mi. Muszę wieczorem popracować.

– Całą noc będziesz pracował?

Nastąpiła chwila ciszy. Morelli przetwarzał w mózgu ukryte przesłanie.

– Przypiliło cię – orzekł w końcu.

– Prezentowałam po prostu przyjacielską postawę.

– Czy i jutro będziesz ją prezentowała? Bo jutro chyba nie będę pracował.

– Zamów pizzę.

Odłożyłam słuchawkę i popatrzyłam zawstydzona na klatkę chomika.

– Hej, jestem tylko przyjacielska – wyjaśniłam Keksowi. – Nie zamierzam iść z nim do łóżka.

Rex nie wyszedł ze swojej puszki, ale widziałam, jak poruszyły się sosnowe trociny. Myślę, że śmiał się w kułak.

Około dziewiątej zadzwonił telefon.

– Mam dla ciebie na jutro robotę – powiedział Komandos. – Jesteś zainteresowana?

– Może.

– Praca o wysoce moralnym charakterze.

– Czy i legalnym?

– Mogłoby być gorzej. Potrzebuję przynęty. Mam jednego zadłużonego gościa, którego trzeba oddzielić na jakiś czas od jego jaguara.

– Kradniesz wóz czy odzyskujesz?

– Odzyskuję. Musisz tylko siedzieć w barze i zagadywać faceta, a my w tym czasie załadujemy auto na lawetę.

– Chyba może być.

– Przyjadę o szóstej. Włóż coś, co przyciągnie jego uwagę.

– Co to za bar?

– „Mike's Place" w Center.

Pół godziny później do domu wrócił Briggs.

– Co porabiasz w poniedziałkowe wieczory? – spytał. – Oglądasz futbol?

Poszłam do łóżka o jedenastej i dwie godziny później wciąż przewracałam się w pościeli, nie mogąc zasnąć. Cały czas rozmyślałam o żonie Larry'ego Lipinskiego, Laurze. O jej głowie, uciętej na wysokości karku i wepchniętej do worka na śmieci. O jej mężu, który poniósł śmierć z własnej ręki. A przedtem poćwiartował żonę. I zastrzelił koleżankę z pracy. Nie wiem, czy to rzeczywiście była Laura Lipinski. Hę procent wynosiło prawdopodobieństwo? Pewnie niedużo. Czyje ciało znajdowało się zatem w worku? Im dłużej o tym rozmyślałam, tym bardziej byłam przekonana, że to jednak Laura Lipinski.

Spojrzałam po raz setny na zegarek.

Nie tylko Laura przeszkadzała mi spać. Miałam też atak hormonów. Przeklęty Morelli. Przypomniałam sobie, jak szeptał mi na ucho te wszystkie rzeczy. Taki pociągający w tym swoim włoskim garniturze. Na pewno wrócił już do domu. Mogę do niego zadzwonić, pomyślałam, i powiedzieć, że go odwiedzę. W końcu to przez niego tak się czuję.

A jeśli zadzwonię, a Morellego nie będzie w domu i nagram się na ten jego dekoder telefoniczny? Spalę się ze wstydu. Lepiej nie dzwonić. Pomyśl o czymś innym, nakazałam sobie.

Przed oczami mignął mi Komandos. Nie! Tylko nie Komandos!

– Cholera.

Odrzuciłam nogami pościel i poszłam do kuchni napić się soku pomarańczowego. Ale w kuchni nie znalazłam żadnego soku, bo nie wybrałam się na zakupy. Zostało jeszcze trochę resztek z obiadu u rodziców, lecz ani kropli jakiegokolwiek napoju.

Naprawdę potrzebowałam soku. I snickersa. Gdybym miała pod ręką jedno i drugie, to pewnie zapomniałabym o seksie. Prawdę mówiąc, obyłabym się nawet bez soku. Wystarczyłby sam snickers.

Wcisnęłam się w stare spodnie od szarego dresu, wsunęłam stopy w niezasznurowane buty, wreszcie na flanelową kraciastą koszulę nocną narzuciłam kurtkę. Potem złapałam torbę i klucze, a ponieważ nie chciałam być głupia, złapałam też broń.

– Nie wiem, co, u cholery, idziesz kupić – odezwał się z kanapy Briggs. – Ale mnie też coś przynieś.

Wyszłam z mieszkania i poczłapałam do windy.

35
{"b":"101303","o":1}