Литмир - Электронная Библиотека

– To tak jak ja. Gdyby nie Kevin, chybabym w ogóle nie gotowała.

Skończył przygotowywanie steków. Podszedł do szafki, w szufladzie znalazł nóż i wrócił do Teresy. Sięgnął po leżące na blacie pomidory i zaczął je kroić w plasterki.

– Wygląda na to, że doskonale się rozumiesz z Kevinem.

– Mam nadzieję, że tak pozostanie. Jest już nastolatkiem i boję się, że gdy wydorośleje, będzie chciał coraz mniej czasu spędzać ze mną.

– Nie martwiłbym się tym za bardzo. Z twojego sposobu mówienia o nim można się domyślić, że zawsze będziecie sobie bliscy.

– Mam nadzieję. Teraz jest wszystkim, co mam. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby zechciał wyłączyć mnie ze swego życia. Mam kilkoro przyjaciół z synami trochę starszymi od niego i mówią mi, że to nieuniknione.

– Jestem pewien, że trochę się zmieni. Każdy się zmienia, ale to nie oznacza, że twój syn nie będzie się z tobą kontaktował.

Spojrzała na niego.

– Mówisz z własnego doświadczenia czy chcesz mnie pocieszyć?

Wzruszył ramionami. Znowu poczuł jej perfumy.

– Po prostu przypominam sobie, co przeszedłem z moim ojcem. Zawsze byliśmy sobie bliscy i to się nie zmieniło, gdy poszedłem do szkoły średniej. Zacząłem robić inne rzeczy i więcej czasu spędzałem z przyjaciółmi, ale nadal rozmawialiśmy ze sobą.

– Mam nadzieję, że tak samo będzie ze mną.

Trwały przygotowania do kolacji. Zapadła między nimi pełna spokoju cisza. Prosta czynność krojenia pomidorów w jej obecności złagodziła trochę zdenerwowanie, jakie odczuwał do tej pory. Teresa była pierwszą kobietą, którą zaprosił do tego domu. Garrett zdał sobie sprawę, że jej osoba przywraca równowagę.

Skończył, przełożył pomidory do miseczki i wytarł ręce w papierowy ręcznik. Potem pochylił się nad stołem, żeby odstawić drugą butelkę po piwie.

– Masz ochotę na jeszcze jedno?

Wypiła ostatni łyk, zdziwiona, że skończyła tak szybko. Skinęła głową i odstawiła pustą butelkę. Garrett zdjął kapsel i podał jej następną. Otworzył też jedną dla siebie. Teresa opierała się o stół. Gdy wzięła butelkę, coś w jej postawie wydało mu się znajome: uśmiech błąkający się na ustach, jego spojrzenie z ukosa przypatrujące się, jak unosi butelkę do warg. Przypomniał sobie tamto leniwe letnie popołudnie z Catherine, gdy przyszedł do domu, by zrobić jej niespodziankę… Dzień, który po latach wydawał się pełen znaków… Czy mógł przewidzieć, co się wydarzy? Stali w kuchni, jak teraz z Teresą.

– Rozumiem, że już zjadłaś – powiedział Garrett, gdy zobaczył Catherine przed lodówką.

Zerknęła na niego.

– Właściwie nie jestem głodna – odparła. – Ale chce mi się pić. Napijesz się mrożonej herbaty?

– Świetny pomysł. Nie wiesz, czy już była poczta?

Catherine skinęła głową i wyciągnęła dzbanek na herbatę z górnej półki.

– Leży na stole.

Otworzyła szafkę i sięgnęła po dwie szklanki. Odstawiła pierwszą szklankę na blat; gdy nalewała do drugiej, szkło wysunęło się jej z palców.

– Dobrze się czujesz? – Zatroskany Garrett odłożył listy.

Catherine przesunęła palcami po włosach, trochę zawstydzona. Potem pochyliła się i zaczęła zbierać odłamki szkła.

– Na chwilę zakręciło mi się w głowie. Nic mi nie będzie.

Garrett podszedł do niej i pomógł jej sprzątać.

– Znowu źle się czujesz?

– Nie, ale może za dużo czasu spędziłam dziś rano na dworze.

W milczeniu zbierał szkło.

– Jesteś pewna, że powinienem wrócić do pracy? Miałaś ciężki tydzień.

– Nic mi nie będzie. Poza tym wiem, że masz mnóstwo roboty.

Miała rację, ale kiedy wreszcie wyruszył do sklepu, dręczyło go uczucie, że nie powinien był jej posłuchać.

Nagle Garrett zdał sobie sprawę z ciszy panującej w kuchni.

– Sprawdzę, czy się rozpalił węgiel – powiedział. Musiał coś zrobić. Cokolwiek.

– Mogę w tym czasie nakryć do stołu?

– Oczywiście.

Pokazał jej, gdzie ma szukać potrzebnych rzeczy, i wyszedł na zewnątrz. Nakazał sobie w duchu spokój i spróbował oderwać się od wspomnień. Doszedł do grilla i sprawdził węgiel, całą uwagę skupiając na wykonywanej czynności. Prawie białe. Jeszcze tylko kilka minut. Raz jeszcze zajrzał do skrzyni i tym razem wyjął małe ręczne miechy. Położył je na kratce przy grillu i wziął głęboki oddech. Powietrze znad oceanu było orzeźwiające. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że mimo wizji Catherine, jaka go nawiedziła, nadal się cieszy z obecności Teresy. Czuł się niemal szczęśliwy. Od dawna tego nie doświadczył.

Nie chodziło tylko o sposób rozmowy, ale też jej uśmiech, spojrzenie, dotknięcie ręki. Czuł się tak, jakby znał ją znacznie dłużej. Zastanawiał się, czy to z powodu podobieństwa do Catherine i czy miał rację jego ojciec, mówiąc, że powinien od czasu do czasu porzucić samotność.

Tymczasem Teresa nakrywała do stołu. Postawiła kieliszki obok talerzy, potem przeszukała szafkę, aby znaleźć sztućce. Natknęła się na dwie małe świece w niewysokich lichtarzykach. Po krótkim namyśle postanowiła postawić je na stole. Gdy skończyła, wrócił Garrett.

– Mamy dwie minuty. Chcesz poczekać na dworze?

Teresa zabrała piwo i poszła za nim. Tak jak poprzedniego wieczoru wiał wiatr, tyle że nie tak silny. Usiadła na krześle. Garrett zajął miejsce tuż obok, krzyżując nogi w kostkach. Teresa przyglądała mu się, gdy patrzył na wodę. Jasna koszula podkreślała ciemną opaleniznę. Zamknęła na chwilę oczy, uświadamiając sobie, że już dawno tak się nie czuła. Wiedziała, że żyje naprawdę.

– Założę się, że nie masz takiego widoku w Bostonie – powiedział, przerywając nagle ciszę.

– Masz rację – zgodziła się. – Nie mam. Moi rodzice uważają, że zwariowałam, ponieważ mieszkam w centrum. Ich zdaniem powinnam wyprowadzić się na przedmieście.

– Dlaczego się nie wyprowadzasz?

– Przed rozwodem mieszkałam w domu na przedmieściu. Teraz do pracy mam zaledwie kilka minut jazdy. Szkoła Kevina mieści się niemal za rogiem. To znaczne ułatwienie. Nie muszę jeździć autostradą, chyba że wyjeżdżam z miasta. Chciałam odmiany po rozpadzie mojego małżeństwa. Nie mogłam dłużej znieść spojrzeń sąsiadów, gdy się dowiedzieli, że David mnie zostawił.

– O czym mówisz?

Wzruszyła ramionami i ściszyła głos.

– Nigdy nikomu nie powiedziałam, dlaczego rozstaliśmy się z Davidem. Po prostu uważałam, że to nie ich sprawa.

– Bo tak było.

Zamilkła na chwilę, wracając myślami do przeszłości.

– Wiem, ale ich zdaniem David był cudownym mężem. Przystojny, odnosił sukcesy. Nie uwierzyliby, że mnie oszukiwał. Gdy jeszcze byliśmy razem, zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Do samego końca nie wiedziałam, że ma romans. – Odwróciła się do niego z ponurym wyrazem twarzy. – Jak to mówią, żona dowiaduje się ostatnia.

– A jak do tego doszło?

Pokręciła głową.

– Było jak w kiepskim dowcipie. Kiedy odbierałam jego ubrania z pralni, oddano mi rachunki, które zostały w kieszeniach. Jeden z nich pochodził z hotelu w centrum. Pamiętałam datę. Tego wieczoru na pewno był w domu, więc do hotelu musiał pójść po południu. Zaprzeczył, gdy go o to spytałam, ale po wyrazie twarzy poznałam, że kłamie. W końcu cała historia wyszła na jaw i złożyłam pozew o rozwód.

Garrett słuchał w milczeniu. Zastanawiał się, jak mogła pokochać kogoś, kto potem tak wobec niej postąpił.

– Wiesz, David należał do tego typu mężczyzn, którzy potrafią sprawić, że wierzy się we wszystko, co powiedzą – ciągnęła, jakby zgadła, o czym myśli. – Sądzę, że sam wierzył w to, co mówi. Kiedy poznaliśmy się w college'u, byłam oszołomiona jego powodzeniem u dziewczyn. Był błyskotliwy i czarujący. Pochlebiało mi, że zainteresował się kimś takim jak ja, prowincjuszką prosto z Nebraski. Nie przypominał nikogo, kogo przedtem znałam. Kiedy się pobraliśmy, myślałam, że chwyciłam Pana Boga za nogi i że tak będzie całe życie. On nie miał aż tak dalekosiężnych planów. Odkryłam później, że pierwszy romans nawiązał w pięć miesięcy po naszym ślubie.

29
{"b":"101275","o":1}