Литмир - Электронная Библиотека

Podczas ostatniej wspólnej wyprawy żaglówką Catherine i Garrett przez kilka godzin rozmawiali, popijając wino i jedząc. Morze było spokojne. Łagodne unoszenie się i opadanie fal uspokajało, bo było takie znajome.

W nocy kochali się, potem Catherine leżała u boku Garretta i milcząc, przesuwała palcami po jego piersi.

– O czym myślisz? – spytał wreszcie.

– O tym, że nie wiedziałam, iż można kogoś kochać tak bardzo jak ja ciebie – wyszeptała.

Garrett dotknął palcem jej policzka. Catherine nie odrywała od niego spojrzenia.

– Ja też nie wiedziałem – dodał cicho. – Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie.

– Obiecasz mi coś?

– Wszystko.

– Jeśli coś mi się stanie, obiecaj, że znajdziesz sobie kogoś.

– Nie sądzę, żebym mógł pokochać kogoś innego oprócz ciebie.

– Obiecaj, proszę.

Potrwało to chwilę.

– Dobrze, jeśli to sprawi, że będziesz szczęśliwa, obiecuję.

Uśmiechnął się czule.

Catherine przytuliła się mocno do niego.

– Jestem szczęśliwa, Garrett.

Kiedy wspomnienie zbladło, Garrett chrząknął i dotknął ramienia Teresy, chcąc zwrócić jej uwagę. Wskazał ręką na niebo.

– Popatrz na to wszystko. Zanim wynaleziono sekstans i kompas, człowiek patrzył w gwiazdy, aby móc pływać po morzach. Tam widzisz Gwiazdę Polarną. Zawsze wskazuje północ.

Teresa spojrzała w niebo.

– Jak je rozpoznajesz?

– Wykorzystuje się gwiazdy wskazówki. Widzisz Wielki Wóz?

– Tak.

– Linia prosta biegnąca od dwóch gwiazd tworzących dyszel wozu doprowadza prosto do Gwiazdy Północnej.

Teresa przyglądała mu się, gdy pokazywał gwiazdy i opowiadał o nich. Rozmyślała o Garretcie i rzeczach, które go interesują. Żeglowanie, nurkowanie, łowienie ryb, nawigacja według gwiazd – wszystko miało związek z oceanem. A może chodziło o to, że wtedy pozostawał przez wiele godzin sam?

Garrett wyciągnął rękę po granatową kurtkę, którą wcześniej zostawił przy sterze. Włożył ją na siebie.

– Fenicjanie byli prawdopodobnie największymi odkrywcami mórz w historii świata. W roku sześćsetnym przed Chrystusem twierdzili, że opłynęli Afrykę, ale nikt im nie uwierzył, ponieważ przysięgali, że w połowie drogi zniknęła Gwiazda Północna. A przecież zniknęła.

– Dlaczego?

– Bo wpłynęli na półkulę południową. Stąd historycy wiedzą, że rzeczywiście tego dokonali. Przed nimi nikt tego nie widział, a jeśli widział, to nie zapisał. Musiało upłynąć prawie dwa tysiące lat, nim stwierdzono, że mówili prawdę.

Skinęła głową, wyobrażając sobie daleką podróż Fenicjan. Zastanawiała się, dlaczego nigdy o tym się nie uczyła i skąd on o tym wie. Nagle zrozumiała, dlaczego Catherine go pokochała. Nie chodziło o to, że jest niezwykle przystojny, ambitny czy czarujący. Po trosze był taki, ale co najważniejsze, sprawiał wrażenie, że przeżywa życie na swój własny sposób. W jego zachowaniu kryła się odmienność, coś zagadkowego. To czyniło go niepodobnym do ludzi, których poznała wcześniej.

Garrett zerknął na Teresę, ponieważ umilkła. Po raz kolejny stwierdził, że jest urocza. W ciemności jasna skóra wydawała się przezroczysta. Nagle przyłapał się na tym, że zastanawia się, jak by to było, gdyby przesunął palcem po jej policzku. Potrząsnął głową, próbując pozbyć się tej myśli.

Nie potrafił. Wiatr rozwiewał jej włosy. Na ten widok poczuł silny skurcz w żołądku. Ile to już czasu upłynęło, gdy tego doświadczył? Na pewno bardzo dużo. I nie mógł, nie chciał temu zaradzić. Wiedział o tym i nadal na nią patrzył. Nie była to odpowiednia pora ani odpowiednie miejsce… ani odpowiednia osoba. W głębi ducha zastanawiał się, czy kiedykolwiek znajdzie się ta właściwa.

– Mam nadzieję, że cię nie zanudziłem – odezwał się w końcu, zmuszając się do spokoju. – Zawsze interesowały mnie takie opowieści.

Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.

– Nie, wcale. Spodobała mi się ta historia. Wyobrażałam sobie, przez co musieli przejść. To niełatwo zapuszczać się w zupełnie nieznane strony.

– Niełatwo – przytaknął, czując się tak, jakby odgadła jego myśli.

Światła budynków stojących na nabrzeżu migotały w powoli gęstniejącej mgle. „Happenstance” kołysała się na wznoszących się i opadających falach, gdy dopływali do zatoki. Teresa spojrzała przez ramię na rzeczy, które przyniosła ze sobą. Wiatr zdmuchnął kurtkę w kąt przy kabinie. Pomyślała, że nie powinna zapomnieć o niej, gdy będzie wychodziła na brzeg.

Mimo iż Garrett powiedział, że zazwyczaj żegluje sam, zaczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek zabrał ze sobą na łódź kogoś oprócz niej i Catherine. Jeśli nigdy tego nie zrobił, co to oznaczało? Zauważyła, że przez cały wieczór przyglądał się jej uważnie, ale starał się nie robić tego zbyt ostentacyjnie. Jeśli zaciekawiła go, to umiał dobrze to ukryć. Nie wyciągał od niej informacji, nie wypytywał, czy jest z kimś związania. Nie zrobił przez cały wieczór niczego, co można by uznać za coś więcej niż zwykłe zainteresowanie.

Garrett przekręcił wyłącznik i na łodzi zapaliły się małe światła. Nie wystarczyły, by widzieli się dokładnie, ale teraz mogli ich zauważyć żeglarze na innych łodziach. Wskazał w stronę ciemnego przesmyku.

– Tam jest wejście do portu, między światłami.

Skręcił sterem w tamtym kierunku. Zatrzeszczały żagle, bom zawahał się krótko i wrócił do poprzedniego położenia.

– Czy spodobało ci się żeglowanie? – spytał.

– Owszem. Było cudownie.

– Cieszę się. Nie była to wyprawa na półkulę południową, ale to wszystko, co mogłem zrobić.

Stali obok siebie, oboje pogrążeni w myślach. W ciemnościach, około ćwierć mili od nich, pojawiła się łódź. Tak jak oni wracała do portu. Garrett rozglądał się dookoła, czy nikt inny nie podpływa. Teresa zauważyła, że mgła zasłoniła horyzont.

Odwróciła się do niego. Spostrzegła, że wiatr zwiał mu włosy do tyłu. Kurtka, którą miał na sobie, zasłaniała mu nogi do pół uda. Była zniszczona. Wyglądała tak, jakby używał jej od lat. W rozpiętej kurtce sprawiał wrażenie, że jest wyższy i tęższy niż w rzeczywistości. Wyobraziła sobie, że właśnie taki jego widok zapamięta na zawsze. A także jego twarz, gdy zobaczyła go po raz pierwszy.

Gdy znaleźli się blisko nabrzeża, Teresa nagle zwątpiła, czy jeszcze się spotkają. Za kilka minut dopłyną do portu i powiedzą sobie do widzenia. Nie sądziła, że poprosi ją o spotkanie, a sama też nie miała zamiaru mu proponować. Z jakiegoś powodu uznała, że nie wypada jej tego robić.

Przepłynęli przez przesmyk i skierowali się do nabrzeża. Trzymał łódź na środku drogi wodnej. Kilkanaście trójkątnych znaków wyznaczało kanał. W pewnym momencie zwinął żagle równie szybko i sprawnie, jak kierował łodzią. Uruchomił silnik. Minęli przycumowane u pomostu łodzie. Garrett wyskoczył i rzucił cumy „Happenstance”.

Teresa podeszła do steru, żeby zabrać koszyk i kurtkę, ale zatrzymała się nagle. Pomyślała przez chwilę, wzięła koszyk, natomiast kurtkę upchnęła wolną ręką pod siedzenie. Kiedy Garrett zapytał, czy wszystko w porządku, chrząknęła i odparła, że zbiera swoje rzeczy. Podeszła do burty. Wyciągnął do niej rękę. Dotknąwszy jego palców poczuła ich siłę. Wyskoczyła z pokładu „Happenstance” na brzeg.

Przez krótką chwilę patrzyli na siebie, jakby zastanawiali się, co teraz będzie, aż Garrett wskazał łódź.

– Muszę ją zamknąć na noc, a to trochę potrwa.

Skinęła głową.

– Tak mi się zdawało.

– Mogę cię najpierw odprowadzić do samochodu?

– Oczywiście – zgodziła się. Ruszył nabrzeżem, a Teresa szła obok. Wkrótce znaleźli się przy samochodzie. Garrett przyglądał się, jak Teresa szuka kluczyków w koszyku. Znalazła je i otworzyła drzwi.

– Jak już mówiłam, to był dla mnie wspaniały wieczór – powiedziała.

– Dla mnie też.

– Powinieneś częściej zabierać ludzi na pokład. Jestem pewna, że by im się to podobało.

– Pomyślę o tym – odparł z szerokim uśmiechem Garrett.

Na chwilę spotkały się ich oczy, a on przez ułamek sekundy widział Catherine. Poczuł się nieswojo.

22
{"b":"101275","o":1}