– Poczuj falę! – wykrzyknęła radośnie, stojąc na dziobie łodzi. Trzymając się liny, wychylała się pod wiatr. Jej sylwetka ciemniała na tle rozgwieżdżonego nieba.
– Uważaj! – zawołał do niej Garrett, zaciskając dłonie na sterze.
Wychyliła się jeszcze bardziej i zerknęła przez ramię na Garretta z figlarnym uśmiechem.
– Nie żartuj! – zawołał. Przez chwilę zdawało mu się, że jej chwyt słabnie. Szybko puścił ster i usłyszał jej śmiech, gdy się wyprostowała. Jak zwykle zwinna, bez trudu wróciła do steru i objęła go ramionami.
Pocałowała go w ucho i szepnęła pieszczotliwie:
– Czyżbym cię zdenerwowała?
– Zawsze się denerwuję, kiedy tak się zachowujesz!
– Nie bądź taki ponury – przekomarzała się. – Nie wtedy, gdy mam cię wreszcie tylko dla siebie.
– Co noc masz mnie tylko dla siebie.
– Ale nie tak – odparła i jeszcze raz go pocałowała, Rozejrzała się szybko wokół i uśmiechnęła się lekko. – Może opuścimy żagiel i rzucimy kotwicę?
– Teraz?
Skinęła głową.
– Chyba że wolisz płynąć całą noc.
Z niewinną minką, która niczego nie zdradzała, otworzyła drzwi do kabiny i zniknęła mu z oczu. Cztery minuty później łódź stanęła, a on pośpieszył do niej…
Garrett gwałtownie odetchnął, jakby chciał rozproszyć wspomnienie. Dokładnie przypominał sobie wydarzenia tamtego wieczoru, stwierdził jednak, że z upływem czasu coraz trudniej mu wyobrazić sobie, jak wyglądała. Stopniowo jej rysy zaczęły się zacierać w jego pamięci i chociaż wiedział, że zapominanie pomaga złagodzić ból, najbardziej pragnął móc ją znowu zobaczyć. Przez trzy lata tylko raz zajrzał do albumu ze zdjęciami i wtedy poczuł tak dotkliwy ból, że przysiągł sobie, iż już nigdy więcej tego nie zrobi. Teraz widywał ją wyraźnie tylko w snach. Zasypiał z chęcią, bo kiedy śnił o niej, zdawało mu się, że ona nadal żyje. Mówiła, poruszała się, trzymał ją w ramionach i wtedy przez chwilę w jego świecie panował porządek. Jednak te sny miały swoją cenę, budził się wyczerpany i rozbity. Czasami szedł do sklepu i zamykał się w biurze na cały ranek, żeby nie być zmuszonym do rozmowy z kimś.
Ojciec próbował mu pomóc. Też stracił żonę i wiedział, co przeżywa jego syn. Garrett odwiedzał go regularnie raz w tygodniu i za każdym razem towarzystwo ojca sprawiało mu przyjemność. Ojciec był jedyną osobą, z którą Garrett doskonale się rozumiał. W zeszłym roku powiedział synowi, że powinien spotykać się z kobietami.
– Nie możesz być ciągle sam – perswadował. – Jakbyś się poddał.
Garrett wiedział, że w słowach ojca tkwi ziarno prawdy. Nie chciał jednak nikogo poznawać. Od śmierci Catherine nie kochał się z kobietą, a co gorsza, nie miał na to ochoty. Kiedy Garrett spytał ojca, dlaczego miałby skorzystać z jego rady, skoro on sam nigdy nie ożenił się powtórnie, starszy pan odwrócił wzrok. Wtedy ojciec powiedział coś, co ich potem obu prześladowało. Bardzo tego żałował.
– Czy naprawdę sądzisz, że to możliwe, abym znalazł kogoś, kto mógłby zająć jej miejsce?
Po pewnym czasie od śmierci Catherine Garrett wrócił do sklepu, zaczął pracować, próbując żyć dalej, jak umiał najlepiej. Siedział w sklepie do późna, porządkując papiery i przestawiając meble w kantorku, ponieważ dzięki temu nie musiał wracać do pustego domu. Gdy na dworze robiło się ciemno, wracał do siebie i zapalał tylko niezbędne światła. Nie widział rzeczy Catherine, a poczucie jej braku nie było aż tak silne. Przyzwyczaił się do samotności, do gotowania, sprzątania, samodzielnego prania własnych rzeczy, a nawet pracował w ogrodzie, chociaż nie sprawiało mu to tak wielkiej przyjemności jak jej,
Sądził, że radzi sobie coraz lepiej, ale gdy nadszedł czas spakowania rzeczy Catherine, nie miał do tego serca. Wreszcie zrobił to za niego ojciec. Po powrocie z tygodniowego nurkowania Garrett zastał dom uprzątnięty z jej rzeczy. Bez przedmiotów należących do niej dom wydawał się pusty i Garrett nie widział powodu, aby dłużej w nim mieszkać. Sprzedał go po miesiącu i przeniósł się do mniejszego na Carolina Beach. Liczył na to, że po przeprowadzce będzie wreszcie w stanie żyć dalej. Na swój sposób żył dalej już trzy lata.
Ojciec nie znalazł wszystkiego. W małym pudełku stojącym na stoliku Garrett przechowywał drobiazgi, z którymi nie potrafił się rozstać – walentynki, które jej ofiarował, obrączkę oraz inne przedmioty, do których przywiązania nikt by nie zrozumiał. Nocą lubił trzymać je w ręku. Ojciec cieszył się, że dochodzi do równowagi, a on nie zaprzeczał. Wiedział jednak, że na pewno tak nie jest. Dla niego nic już nigdy nie będzie takie same,
Garrett Blake przyszedł na nabrzeże kilka minut przed czasem, żeby przygotować „Happenstance”. Zdjął pokrowiec z żagla, otworzył kabinę i wszystko dokładnie sprawdził.
Ojciec zadzwonił, gdy właśnie wychodził do doków. Garrett przypomniał sobie tę rozmowę.
– Przyjdziesz na kolację? – zapytał.
Garrett odparł, że nie może.
– Wypływam z kimś wieczorem.
Ojciec umilkł na chwilę.
– Z kobietą?
Garrett opowiedział krótko, jak poznał Teresę.
– Słyszę, że jesteś trochę podekscytowany przed randką – zauważył ojciec.
– Nie, tato, nie jestem podekscytowany. To nie jest randka. Jak już powiedziałem, po prostu popływamy trochę. Mówiła, że nigdy nie żeglowała.
– Jest ładna?
– A jakie to ma znaczenie?
– Nie ma, ale moim zdaniem to jest randka.
– To nie jest randka.
– Jeśli tak mówisz.
** ** **
Garrett spostrzegł Teresę, gdy kilka minut po siódmej zbliżała się do nabrzeża. Miała na sobie szorty i czerwoną koszulkę bez rękawów. Niosła w jednej ręce kosz z jedzeniem, a w drugiej – bluzę od dresu i cienką kurtkę. Nie wyglądała na zdenerwowaną, a jej mina nie zdradzała myśli. Pomachała mu ręką, a on poczuł się winny. Odpowiedział powitalnym gestem i zaczął kończyć wiązanie lin. Gdy podeszła do łodzi, mamrotał coś do siebie, próbując wziąć się w garść.
– Cześć – rzuciła swobodnym tonem. – Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo.
Zdjął rękawice.
– Cześć. Nie, w ogóle nie czekałem. Przyszedłem trochę wcześniej, żeby wszystko przygotować.
– Czy już skończyłeś?
Rozejrzał się po łodzi, żeby się upewnić.
– Chyba tak. Pomóc ci?
Odłożył rękawice i wyciągnął rękę. Teresa podała mu koszyk. Odstawił go na ławkę biegnącą wzdłuż burty. Wziął ją za rękę, żeby pomóc wejść. Poczuła wtedy, że Garrett ma odciski na dłoniach. Gdy znalazła się bezpiecznie na pokładzie, spojrzał w kierunku steru i cofnął się o krok.
– Jesteś gotowa wyruszyć?
– Kiedy ty będziesz gotów.
– Usiądź. Musimy wypłynąć na otwarte morze. Chcesz się czegoś najpierw napić? Mam wodę mineralną w lodówce.
Pokręciła przecząco głową,
– Nie, dziękuję. Niczego mi nie potrzeba.
Rozejrzała się po łodzi i dostrzegła siedzisko w kącie. Przyglądała się, jak przekręca klucz. Rozległ się cichy szum silnika. Zostawił na chwilę ster i odczepił liny przytrzymujące łódź. Powoli „Happenstance” zaczęła się oddalać od nabrzeża.
– Nie wiedziałam, że jest tu silnik – zauważyła ze zdziwieniem.
Odwrócił głowę i odpowiedział przez ramię na tyle głośno, żeby go usłyszała.
– Słaby, ale ma dość mocy, żeby wypłynąć i wpłynąć do basenu. Zamontowaliśmy nowy silnik po przebudowie.
„Happenstance” odbiła się od nabrzeża, wypłynęła z basenu. Gdy łódź znalazła się na otwartej wodzie, Garrett skierował ją pod wiatr i wyłączył silnik. Włożył rękawice i szybko postawił żagiel. Gdy „Happenstance” pochyliła się na bok, Garrett jednym zwinnym ruchem znalazł się tuż obok Teresy.
– Uważaj na głowę, bo bom wyrzuci cię za burtę.
Następnych kilka czynności następowało szybko po sobie. Pochyliła głowę i przyglądała się, co się dzieje. Było tak, jak zapowiedział. Bom przeleciał nad nią, ciągnąc za sobą żagiel chwytający wiatr. Po ustawieniu żagla w prawidłowym położeniu Garrett naciągnął liny. Po chwili znalazł się za sterem, poprawiał kurs i zerkał przez ramię na żagiel, jakby chciał się upewnić, że postąpił, jak należy. Cała akcja nie trwała dłużej niż trzydzieści sekund.