– Byłem po prostu w złym humorze, to wszystko. Czasami mi odbija – odparłem.
Zdawałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie odpowiedziałem na jej pytanie.
– Rozumiem – stwierdziła.
Powiedziała to tym samym tonem co poprzedniej nocy, a potem odwróciła się ku pustym krzesłom na widowni. Jej oczy ponownie posmutniały.
– Słuchaj – szepnąłem, biorąc ją za rękę – obiecuję, że ci to wynagrodzę.
Nie pytajcie mnie, dlaczego to powiedziałem; w tym momencie uważałem po prostu, że powinienem to zrobić.
Po raz pierwszy tego wieczoru zaczęła się uśmiechać.
– Dziękuję – powiedziała.
– Jamie? – odezwał się głos za naszymi plecami.
– Słucham? -odparła, odwracając się.
– Myślę, że czas już na nas – powiedziała panna Garber, ponaglając ją gestem dłoni…
– Musze już iść.
– Wiem.
– Życzyć ci połamania nóg?
Życzenie komuś szczęścia przed premierą uznaje się za zły omen. Dlatego wszyscy życzą sobie połamania nóg.
– Oboje połamiemy nogi – odparłem, puszczając jej rękę. – Obiecuję.
Po tej rozmowie musieliśmy się przygotować i każde z nas udało się do swojej garderoby. Jak na takie małe miasteczko, budynek teatru był całkiem nieźle wyposażony i posiadał oddzielne garderoby, co sprawiało, że przez chwilę poczuliśmy się nie jak uczniowie, lecz prawdziwi aktorzy.
Mój kostium, który przechowywano w teatrze, czekał już na mnie. Wcześniej, podczas prób, zdjęto z każdego z nas miarę, aby dokonać ewentualnych przeróbek. Właśnie się przebierałem, kiedy do męskiej garderoby wdarł się bez pukania Eric. Eddie, który zakładał swój kostium niemego włóczęgi, spojrzał na niego z przerażeniem w oczach. Eric co najmniej raz w tygodniu płatał mu jakiegoś psikusa i Eddie wybiegł najszybciej, jak mógł, wciągając w drzwiach spodnie. Eric zignorował go i usiadł na stoliku przed lustrem.
– Co takiego szykujesz? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
– O co ci chodzi? – odparłem, patrząc na niego ze zdziwieniem.
– Mówię o przedstawieniu, głupku. Chcesz przekręcać swoje kwestie czy coś w tym rodzaju?
Potrząsnąłem głową.
– Nie.
– To może powywracasz dekoracje?
Wszyscy wiedzieli w jakim są stanie.
– Nie miałem takiego zamiaru – powiedziałem ze stoicyzmem.
– Chcesz powiedzieć, że zrobisz wszystko, jak należy?
Pokiwałem głową. Nic innego nie przyszło mi w ogóle do głowy.
Eric przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, jakby zobaczył kogoś, kogo nigdy wcześniej nie oglądał.
– Przypuszczam, że w końcu zaczynasz dorastać, Landon – stwierdził w końcu.
Nie byłem pewien, czy mam to traktować jako komplement. Tak czy owak wiedziałem jednak, że ma rację.
W sztuce Tom Thornton jest zdumiony, gdy widzi po raz pierwszy kobietę – anioła, i dlatego właśnie towarzyszy jej i pomaga spędzić godnie Boże Narodzenie tym, którym się nie poszczęściło. Pierwsze słowa Toma brzmiały „ Jesteś piękna” i miałem powiedzieć je tak, jakbym mówił naprawdę prosto z głębi serca. Był to kluczowy moment w całej sztuce, moment, który nadawał ton wszystkiemu, co działo się później. Problem polegał na tym, że nie opanowałem do końca tej kwestii. Mówiłem te dwa słowa, to jasne, ale nie brzmiały zbyt przekonywująco. Mówiłem je prawdopodobnie tak samo jak każdy, kto zobaczyłby Jamie, z wyjątkiem jej ojca. Była to jedyna scena, w trakcie której panna Garber nigdy nie użyła słowa „ cudownie” i trochę mnie to niepokoiło. Żeby zagrać jak trzeba, próbowałem wyobrazić sobie jako anioła kogoś innego, ale przy tylu innych rzeczach, na których musiałem się skoncentrować, jakoś mi to nie wychodziło.
Kiedy kurtyna w końcu się podniosła, Jamie nadal była w garderobie. Nie widziałem jej wcześniej, ale specjalnie się tym nie przejąłem. W pierwszych kilku scenach nie brała zresztą udziału; dotyczyły głównie Toma Thorntona i jego stosunków z córką.
Biorąc pod uwagę ilość prób, nie sądziłem, bym wychodząc na scenę, był zbytnio stremowany, jednak coś takiego wali człowieka prosto w oczy. Widownie była wypełniona po brzegi i zgodnie z przewidywaniami panny Garber musieli dostawiać z tyłu dwa dodatkowe rzędy krzeseł. Normalnie sala miała czterysta miejscy siedzących, ale z tymi dodatkowymi rzędami było ich co najmniej pięćdziesiąt więcej. Poza tym ludzie stali pod ścianami, ściśnięci jak sardynki.
Kiedy pojawiłem się na scenie, zapadła kompletna cisza. Widownia składała się, jak zauważyłem, głównie ze starszych pań o platynowych włosach, tych, co to grają w bingo i piją Krwawą Mary w niedzielne przedpołudnia, ale w jednym z dalszych rzędów zobaczyłem również Erica i innych moich przyjaciół. Fakt, iż stałem tam przed nimi i wszyscy czekali, że coś powiem, był absolutnie niesamowity, jeśli rozumiecie, co chcę przez to powiedzieć.
Występując w pierwszych kilku scenach, starałem się o tym nie myśleć. Jednooka Sally grała moją córkę, ponieważ była dość drobna, i zagraliśmy w tych kilku scenach tak samo jak podczas prób. Żadne z nas się nie sypnęło, nie byliśmy jednak zbyt porywający. Kiedy kurtyna opadła w dół po pierwszym akcie, musieliśmy szybko zmienić dekoracje. Tym razem brali w tym udział wszyscy i moje palce wyszły z tego bez szwanku, bo trzymałem się z dala od Eddiego.
Nadal nie widziałem nigdzie Jamie. Przypuszczam, że nie uczestniczyła w zmianie dekoracji, dlatego, że jej kostium uszyty był z bardzo delikatnego materiału i nie mógł się rozedrzeć, gdyby zaczepiła o któryś z gwoździ. Nie miałem jednak czasu o niej myśleć, bo mieliśmy tyle innych rzeczy do roboty. Zanim się zorientowałem, kurtyna uniosła się w górę i znalazłem się ponownie w świecie Hegberta Sullivana, mijając sklepowe wystawy i wypatrując pozytywki, którą moja córka chciała dostać na Gwiazdkę. Byłem odwrócony plecami do miejsca, skąd miała wyjść Jamie, ale kiedy pojawiła się na scenie, usłyszałem, jak cała widownia wstrzymuje oddech. Wydawało mi się, że już przedtem panuje cisza, teraz jednak zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Kątem oka spostrzegłem, jak stojącemu za sceną Hegbertowi drżą wargi. Zebrałem się w sobie i kiedy się w końcu odwróciłem, zrozumiałem wreszcie, skąd ta reakcja.
Pierwszy raz, odkąd ją znałem, jej miodowego koloru włosy nie były ściągnięte w ciasny kok, lecz luźno rozpuszczone. Sięgały łopatek, były dłuższe, niż się spodziewałem. Przyprószone brokatem, w światłach rampy lśniły niczym aureola. W połączeniu ze skrojoną jakby dokładnie dla niej powiewną białą suknią wyglądało to absolutnie zachwycająco. Nie była podobna do dziewczyny, z którą dorastałem, ani tej, którą ostatnio bliżej poznałem. Lekki makijaż na twarzy podkreślał jej delikatne rysy. Uśmiechała się powściągliwie, jakby nosiła w sercu jakiś sekret, zupełnie tak jak postać, którą miała odegrać.
Wyglądała dokładnie jak anioł.
Opadła mi szczęka. Stałem tam, gapiąc się na nią, kompletnie oniemiały ze zdumienia, i dopiero po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że muszę powiedzieć swoją kwestię. Wziąłem głęboki oddech i powoli to zrobiłem.
– Jesteś piękna – wyjąkałem i chyba publiczność, począwszy od platynowych pań z przodu, aż po moich przyjaciół w tylnym rzędzie, nie miała wątpliwości, że naprawdę tak myślę.
Po raz pierwszy odegrałem tę kwestię jak trzeba.