Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Kiedy wróciłam, babci już nie było, a w mieszkaniu panowała błoga cisza. Nakarmiłam Boba. Wypiłam szklankę soku pomarańczowego. I dałam nura pod kołdrę. Obudziłam się o pierwszej po południu i przypomniałam sobie nocną rozmowę z Morellim. Nabrałam go. Nie powiedziałam mu, że widziałam, jak Komandos wychodził z domu Hannibala. Ciekawe, czy Morelli też coś przede mną ukrył. Było bardzo prawdopodobne, że tak. Nasze kontakty zawodowe rządziły się całkowicie innymi prawami niż osobiste. Morelli od samego początku ustalił zasady gry. Pewnych informacji po prostu nie zdradzał. Zasady naszej prywatnej znajomości ciągle się rozwijały. On miał swoje. Ja też miałam swoje. Czasami zgadzaliśmy się ze sobą. Jakiś czas temu zdecydowaliśmy się na krótki romans i mieszkaliśmy razem, ale on nie czuł się zbyt dobrze z zobowiązaniami, a ja z ograniczeniami. Więc rozstaliśmy się.

Podgrzałam rosół z puszki i zadzwoniłam do Morellego.

· Przepraszam za ostatnią noc – powiedziałam.

· Z początku bałem się, że już po tobie.

· Byłam wykończona.

· Zauważyłem.

· Babci nie będzie przez cały dzień, a ja mam coś do załatwienia. Chciałam zapytać, czy nie zająłbyś się Bobem.

· Jak długo? – zapytał Morelli. – Dzień? Rok?

· Parę godzin.

Potem zadzwoniłam do Luli.

· Muszę zrobić małe wtargnięcie z włamaniem. Chcesz się przyłączyć?

Podrzuciłam Boba i zostawiłam Morellemu instrukcje.

· Nie spuszczaj z niego oka. Wszystko zjada.

· Może powinniśmy zrobić z niego glinę? – zastanowił się Morelli. – Czy ma mocną głowę?

Lula czekała na mnie na werandzie. Była ubrana z dyskretną elegancją w jaskrawozielone obcisłe spodnie i wściekle różową kurteczkę z jakiegoś futerka. Można by ją postawić na rogu, we mgle i o północy, i byłaby widoczna w promieniu pięciu kilometrów.- Ładne ubranko – powiedziałam.

· Chciałam wyglądać pikantnie na wypadek, gdyby mnie aresztowali. Wiesz, jak robią te zdjęcia, i w ogóle.

Wpakowała się na siedzenie i obejrzała mnie od góry do dołu.

· Będziesz jeszcze żałować, że miałaś na sobie tę obdartą koszulę. Przecież to w ogóle nie rzuca się w oczy. A skoro już o tym mowa, to nawet nie zakręciłaś włosów. Co to za fryzura z Jersey?

· Nie zamierzam dać się aresztować.

· Nigdy nic nie wiadomo. Trochę ostrożności nie zawadzi. Można podkreślić oczy. A tak w ogóle, to do kogo mamy się włamać?

· Do Hannibala Ramosa.

· Że co? Masz na myśli brata zamordowanego Homera Ramosa? I prawą rękę króla handlarzy bronią, Alexan-dra Ramosa? Pochlastało cię?

· Pewnie nie będzie go w domu.

· Jak chcesz to sprawdzić?

· Zadzwonię do drzwi.

· A jeżeli otworzy?

· Zapytam, czy widział mojego kota.

· Cholera – zaklęła Lula. – Przecież ty nie masz żadnego kota.

Dobra, to nie jest zbyt przekonywające. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Założyłam, że Hannibala nie będzie w domu. Ostatniej nocy nie widziałam, żeby Komandos żegnał się z kimkolwiek. Nie zauważyłam, żeby ktoś zapalał światło po jego wyjściu.

· Czego ty szukasz? – zapytała Lula. – A może po prostu chcesz młodo umrzeć?

· Dowiem się, jak to zobaczę – odparłam. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Prawda wyglądała tak, że nie chciałam zastanawiać się nad tym, czego szukam. Trochę się obawiałam, że rzuciłoby to cień podejrzenia na Komandosa. Poprosił mnie, żebym obserwowała dom Hannibala, a potem poszedł na zwiady beze mnie. Czułam się trochę zaniedbana. I odrobinę mnie to martwiło. Czego on szukał w domu Hannibala? A jak już przy tym jesteśmy, to czego szukał w domu w Deal? Podejrzewałam, że moja wyprawa w celu policzenia okien i drzwi była mu potrzebna do włamania do rezydencji w Deal. Cóż tam, u licha, mogło się znajdować takiego, że warto było aż tak ryzykować?

Komandosa, Tajemniczego Człowieka, dawało się zaakceptować, kiedy wszystko dobrze szło. Ale w tym wypadku zostałam wplątana w jakąś poważną sprawę i pomyślałam, że ta nieustanna aura tajemnicy, jaką roztacza wokół siebie Komandos, trochę mi się znudziła. Chciałam wiedzieć, co jest grane. I upewnić się, że w tej sprawie Komandos stoi po stronie prawa. Zastanawiałam się, kim właściwie jest ten facet?

Stałyśmy obie na chodniku, obserwując dom Hannibala. Żaluzje były nadal spuszczone. Cisza jak makiem zasiał. W sąsiednich domach też nic się nie działo. Niedzielne popołudnie. Wszyscy pojechali na zakupy.

· Jesteś pewna, że to dobry adres? – zapytała Lula. -To mi nie wygląda na dom handlarza bronią. Myślałam, że zobaczę jakiś Tadż Mahal. Coś w rodzaju tego, w czym mieszka Donald.

· Donald Trump nie mieszka w Tadż Mahal.

· Mieszka, jak przyjeżdża do Atlantic City. Ta buda nie ma nawet wież strzelniczych. Jaką bronią on handluje?

· Niski kaliber.

· Jedzie mi tu czołg?

Podeszłam do drzwi i nacisnęłam przycisk dzwonka.

· Niski kaliber czy inny – powiedziała Lula – jak otworzy, to chyba narobię w portki.

Chwyciłam za klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz.

Spojrzałam na Lulę.

· Umiesz otworzyć zamek?

· Kurna, pewnie, że umiem. Nie ma takiego zamka,któremu bym nie dała rady. Tylko że nie mam ze sobą tego, jak mu tam…

· Czegoś do otwierania zamków?

· Właśnie. A co z alarmem?

· Mam przeczucie, że nie jest włączony.

A jeśli jest, to zwiejemy, jak tylko się włączy. Wróciłyśmy na chodnik, obeszłyśmy dom i dostałyśmy się na ścieżkę rowerową prowadzącą z sąsiedniej uliczki – na wypadek, gdyby ktoś nas obserwował.

Zbliżyłyśmy do muru otaczającego dom Hannibala i weszłyśmy przez bramkę, która tym razem była otwarta.

· Byłaś tu kiedyś? – zapytała Lula.

· Tak.

· Co się stało?

· Strzelił do mnie.

· O kurna – podsumowała Lula. Pchnęłam drzwi od werandy. Były otwarte.

· Może byś weszła pierwsza – zaproponowała Lula.

· Wiem przecież, że to lubisz.

Odsunęłam zasłonę na bok i wkroczyłam do domu Hannibala.

· Ciemno tu – powiedziała Lula. – Ten koleś to pewnie wampir.

Odwróciłam się i popatrzyłam na nią.

· O kurna – powtórzyła. – Sama się wydygałam.

· On nie jest żadnym wampirem. Ma zasłonięte rolety, żeby nikt tutaj nie mógł zajrzeć. Zrobię wstępny obchód, żeby mieć pewność, że dom jest pusty. Potem sprawdzę pokoje i zobaczę, czy nie ma tam czegoś interesującego. Chcę, żebyś została tu na czatach i osłaniała mnie.

rozdział 11

Pierwsze piętro okazało się proste. W piwnicy też nikogo nie było. Hannibal miał tam małe pomieszczenie gospodarcze i o wiele większy pokój, w którym stał wielki telewizor, stół bilardowy i barek. Przeszło mi przez myśl, że ktoś mógłby sobie oglądać telewizję w piwnicy, a dom wydawałby się ciemny i niezamieszkany. Na górze były trzy sypialnie. Tam też nikogo nie było. Jedna z nich z pewnością należała do gospodarza domu. Druga została przerobiona na biuro, z półkami na książki wbudowanymi w ścianę i ogromnym biurkiem z blatem obitym skórą. Trzecia sypialnia była przeznaczona dla gości. Moje zainteresowanie wzbudził pokój gościnny. Wyglądał tak, jakby ktoś w nim mieszkał. Rozgrzebana pościel na łóżku. Męskie ubrania przewieszone przez krzesło. Buty szurnięte w kąt pokoju.

Przetrząsnęłam szuflady i garderobę, szukając czegoś, co mogłoby zidentyfikować tajemniczego lokatora. Nic nie znalazłam. Ubrania były drogie. Domyślałam się, że ich właściciel jest niskiego wzrostu i podobnej budowy ciała, wzrostu nieco mniej niż metr siedemdziesiąt i osiemdziesiąt kilogramów wagi. Porównałam jego spodnie ze spodniami w sypialni pana domu. Hannibal miał więcej w pasie i bardziej tradycyjny gust. Łazienka Hannibala przylegała do jego sypialni. Łazienka dla gości była w korytarzu. W żadnej z nich nie znalazłam nic ciekawe-go, może z wyjątkiem prezerwatyw w tej drugiej. Widać gość miał nadzieję na małe bara-bara.

Wróciłam do biura i w pierwszej kolejności przepatrzyłam półki. Biografie, atlas, trochę powieści. Usiadłam przy biurku. Żadnych wizytówek ani notesu z adresami. Tylko długopis i notatnik. Ale nie było w nim żadnych notatek. Laptop. Włączyłam go. Na pulpicie niczego nie znalazłam. Nic kompromitującego na twardym dysku. Hanni-bal był bardzo ostrożny. Wyłączyłam komputer i przeszukałam szuflady. Znowu nic. Hannibal perfekcjonista. Panował tu prawie idealny porządek. Ciekawe, czy jego apartament na wybrzeżu wygląda podobnie.

38
{"b":"101269","o":1}