Литмир - Электронная Библиотека
A
A

· Nie mogę narzekać – powiedziałam. – A co u ciebie?

· Nie wiem, facetka. Trudno uwierzyć, że już nie ma Dilera. Myślałem, że Diler jest wieczny. To znaczy, że zawsze będzie kręcił swój interes. Zawsze będzie Dile-rem. – Pokiwał głową. – To zburzyło mój świat, facetka.

· Potrzebuje jeszcze jednego piwka i trochę relaksu -orzekła babcia. – A potem będzie miła kolacja. Zawsze lubiłam towarzystwo przy posiłku. Zwłaszcza jeśli to był mężczyzna.

Nie byłam pewna, czy Księżyca można uznać za mężczyznę. Raczej za kogoś w rodzaju Piotrusia Pana. Księżyc spędzał mnóstwo czasu w krainie marzeń.

Bob wybiegł z kuchni i wetknął nos między nogi Księżyca.

· Hej, facet – powstrzymał go Księżyc. – Nie od razu na pierwszej randce, koleś.

· Kupiłam dzisiaj samochód – zawiadomiła mnie babcia. – I Księżyc przywiózł mi go pod dom. Czułam, że rozdziawiam usta.

· Ale przecież ty już masz samochód. Masz buicka wuja Sandora.

· To prawda. Nie zrozum mnie źle, ale myślę, że to syf, a nie samochód. Doszłam do wniosku, że nie pasuje do mojego nowego wizerunku. Pomyślałam, że powinnam mieć coś bardziej sportowego. Najlepsze jest to, jak do tego doszło. Louise wpadła, żeby mnie podwieźć na lekcję jazdy, i powiedziała mi, że DUer likwiduje interes. No i oczywiście natychmiast pojechałyśmy, żeby zdążyć na wyprzedaż przy Metamucil. No i kupiłyśmy tam samochód.

· Kupiłaś samochód od Dougiego?

· Chcesz się założyć? Prawdziwe cacko.

Spojrzałam groźnie na Księżyca, ale nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Skala jego emocji kończyła się na stanie otumanienia.

· Czekaj no, aż zobaczysz brykę babci – powiedział. -To wspaniały wózek.

· Bryczka dla lasek – uściśliła babcia. – Wyglądam w niej całkiem jak Christie Brinkley.

Zapewne chodziło babci o Davida Brinkleya. Christie była jedynie wytworem jej wyobraźni. Ale jeśli dzięki temu babcia czuła się szczęśliwa, mnie to nie przeszkadzało.

· Co to za wóz?

· Corvetta – oznajmiła babcia. – Czerwona.

rozdział 8

Tak więc babcia miała czerwoną corvettę, a ja bui-cka rocznik 1953 i wielki pryszcz na policzku. Do licha, mogło być gorzej, powiedziałam sobie. Co mi tam pryszcz.

· Zresztą – oświadczyła babcia – wiem, jak lubisz bui-cka. Nie chciałam ci go zabierać.

Kiwnęłam głową, usiłując zaimprowizować coś na kształt uśmiechu.

· Przepraszam – powiedziałam. – Idę umyć ręce przed obiadem.

Poszłam spokojnie do łazienki, zamknęłam drzwi na klucz, popatrzyłam w lustro nad umywalką i pociągnęłam nosem. Łza poleciała mi z lewego oka. Weź się w garść, nakazałam sobie. To tylko syfek. Zniknie. Tak, ale co z buickiem? – zadałam sobie pytanie. Buick to prawdziwe utrapienie. Nie było żadnych widoków na to, żeby zniknął. Poleciała mi druga łza. Jesteś zbyt uczuciowa, powiedziałam do postaci w lustrze. Robisz z igły widły. Zapewne to chwilowe zachwianie równowagi hormonalnej, spowodowane brakiem snu.

Ochlapałam twarz wodą i wysiąkałam nos. Przynajmniej tej nocy będę spała spokojnie, wiedząc, że mam alarm przy drzwiach. Właściwie nie chodziło mi o to, że Komandos składa mi wizyty o drugiej w nocy… Nie mogłam znieść tego, że się skrada i mnie obserwuje. A jeśli ślinię się w czasie snu, a on siedzi i się przygląda? Albo gapi się na mój pryszcz?

Księżyc wyszedł zaraz po kolacji, a babcia pokazała mi swój nowy samochód i położyła się spać. Pięć po dziewiątej zadzwonił Morelli.

· Przepraszam, że nie oddzwoniłem wcześniej – powiedział. – Miałem jeden z tych przyjemnych dni. A co u ciebie?

· Mam pryszcz.

· Chyba cię nie przebiję.

· Znasz kobietę, która nazywa się Cynthia Lotte? Ludzie mówią, że była przyjaciółką Homera Ramosa.

· O ile wiem, Homer zmieniał dziewczyny jak rękawiczki.

· Poznałeś jego ojca?

· Rozmawiałem z nim kilka razy.

· Co o nim sądzisz?

· Typowy dobry grecki przemytnik broni ze starej gwardii. Nie widziałem go ostatnio. – Tu nastąpiła chwila ciszy. – Babcia Mazurowa wciąż u ciebie mieszka?

· Mhm.

Morelli westchnął głęboko.

· Mama pyta, czy chciałbyś przyjść jutro na kolację. Robi pieczeń wieprzową.

· Jasne – powiedział Morelli. – Będziesz tam, prawda?

· Ja, babcia i pies.

· O nie! – zajęczał Morelli.

Odłożyłam słuchawkę, wzięłam Boba na spacer wokół bloku, dałam Reksowi winogrono i chwilę oglądałam telewizję. Zasnęłam mniej więcej w połowie meczu hokejowego i obudziłam się w drugiej części programu o seryjnych mordercach i medycynie sądowej. Kiedy program się skończył, sprawdziłam trzy razy zamki w drzwiach wejściowych i włączyłam wykrywacz ruchu w klamce. Jeżeli ktoś otworzyłby drzwi, alarm się odezwie. Oczywiście miałam nadzieję, że to się nie zdarzy, ponieważ po programie o seryjnych mordercach byłam trochę przestraszona. Komandos gapiący się na mój pryszcz nie stanowił powodu do niepokoju w porównaniu z kimś, kto obciąłby mi język i zabrał go do domu, powiększając swoją kolekcję zamrożonych języków. Na wszelki wypadek poszłam do kuchni i schowałam wszystkie noże. Nie ma sensu ułatwiać sprawy jakiemuś szaleńcowi, który zakradnie się i poderżnie mi gardło moim własnym nożem do steków. Następnie wyjęłam rewolwer z miski z herbatnikami i wetknęłam go pod poduszkę na kanapie na wszelki wypadek, żebym w razie czego mogła szybko po niego sięgnąć.

Zgasiłam światło i wpełzłam pod kołdrę na moim tymczasowym posłaniu. W sypialni chrapała babcia. W kuchni warczała zamrażarka, która właśnie weszła w fazę roz-mrażania. Słychać było przytłumiony dźwięk trzaskania drzwiami na parkingu. Typowe odgłosy, powiedziałam sobie. Tylko dlaczego serce głucho łomotało mi w piersiach? Ponieważ obejrzałam ten głupi program o seryjnych zabójcach, właśnie dlatego.

W porządku, zapomnij o programie. Śpij. Pomyśl o czymś innym.

Zamknęłam oczy. I pomyślałam o Alexandrze Ramo-sie, który zapewne nie był o wiele lepszy od tych obłąkanych morderców, przyprawiających mnie o palpitację serca. O co chodzi z tym Ramosem? Człowiek, który kontroluje przepływ nielegalnej broni na całym świecie, musi jechać okazją z kimś obcym, żeby kupić sobie papierosy. Plotki głoszą, że Ramos jest chory, ale kiedy z nim rozmawiałam, nie wyglądał mi na kogoś, kto cierpi na Alzhei-mera albo popadł w obłęd. Być może był nieco agresywny. Nie grzeszył też cierpliwością. Myślę, że chwilami jego zachowanie mogłoby się wydawać dziwaczne, ale byliśmy w Jersey i – według mnie – z Ramosem było wszystko w porządku.

Do tego stopnia straciłam głowę, że ledwo mogłam z nim rozmawiać. Teraz, kiedy od naszego spotkania upłynęło trochę czasu, miałam do niego milion pytań. Nie tylko chciałam z nim dłużej porozmawiać, ale odczuwałam niezdrową ciekawość, żeby zajrzeć do wnętrza jego domu. Kiedy byłam dzieckiem, rodzice zabrali mnie do Waszyngtonu, żebym zobaczyła Biały Dom. Staliśmy godzinę w kolejce, a potem poszliśmy za przewodnikiem do pokoi udostępnionych do zwiedzania. Większość była oszustwem. Kogo obchodzi Rządowa Jadalnia? Chciałam zobaczyć kuchnię. Chciałam zobaczyć łazienkę prezydenta. A teraz chciałam zobaczyć dywan w pokoju gościnnym Alexandra Ramosa. Chciałam pomyszkować w pokojach Hannibala i zajrzeć do lodówki. Chcę przez to powiedzieć, że skoro wszyscy byli na okładce „Newsweeka”, to chyba muszą być intrygujący, prawda?

To wszystko sprawiło, że zaczęłam myśleć o Hanniba-lu, który bynajmniej nie był intrygujący. I o Cynthii Lot-te, która również nie wyglądała na intrygującą. A naga Cynthia Lotte z Homerem Ramosem? Też nic interesującego. Zaraz, a Cynthia Lotte z Batmanem? Już lepiej. Sekundę, a Hannibal Ramos z Batmanem? Obrzydliwe. Pobiegłam do łazienki umyć zęby. Nie sądzę, żebym miała szczególne uprzedzenia do homoseksualistów, ale z Batmanem to już było za wiele.

Kiedy wyszłam z łazienki, usłyszałam, że ktoś gmera w moich drzwiach wejściowych, skrobiąc przy zamku. Drzwi się otworzyły i włączył się alarm. Zatrzymał je łańcuch, a kiedy weszłam do przedpokoju, w szparze między drzwiami i framugą zobaczyłam Księżyca, który zaglądał do środka.

28
{"b":"101269","o":1}