Литмир - Электронная Библиотека

Lenin patrzał na niego. Odłamki, skrawki myśli niepotrzebnych, wyrywających się zewsząd, wirowały w głowie:

– Rozstrzelał Helenę… zamordował Dorę… Ach, Apanasewicz?! Milczenie trwało długo.

Dzierżyński uderzył dłonią w stół i szepnął:

– Żądam! Słyszysz ty, kusicielu, najeźdźco tatarski? Wyjdę stąd albo z dokumentem, podpisanym przez ciebie, albo poto, aby oznajmić, że umarłeś… Wiedz, że moi ludzie są tu wszędzie… Jeżeli zechcę, każę wymordować wszystkich w Kremlu… Żądam!

Jeszcze raz uderzył pięścią w stół i umilknął. Lenin wyciągnął rękę do dzwonka elektrycznego.

– Nie trudź się… dzwonek nie działa – syknął Dzierżyński, szyderczo patrząc na dyktatora. – Zresztą, dziś w Kremlu na warcie stoją moi ludzie…

Lenin nagle się zaśmiał. Żółta twarz stała się uprzejma i wesoła.

– chciałem prosić o papier! – zawołał. – Tylko o papier, cha, cha!

– Mam przy sobie napisany dekret – odparł Dzierżyński. – Podpiszecie go, towarzyszu…

Położył przed nim drukowany na maszynie arkusz. Lenin przebiegł go oczami i podpisał.

– Dobrze to wszystko obmyśliliście, Feliksie Edmundowiczu – szepnął. – Gracz z was!

– W Moskwie, oprócz was, są inni, co myślą o tem i owem – odpowiedział, chowając dokument. Zajrzał głęboko w zmrużone oczy Lenina i rzekł dobitnie:

– A pamiętajcie, że gdybyście odwołali dekret lub czyhali na moje życie, – zginiecie, Włodzimierzu Iljiczu!

Lenin nic nie odpowiedział. Zanurzył się w fotelu i spokojnie patrzał na kurczącą się twarz Dierżyńskiego, na jego opuchnięte powieki i szaleńcze oczy. Znowu uśmiechnął się życzliwie i spytał:

– Może napijecie się herbaty, Feliksie Edmundowiczu? Zaraz Gorkij przyjdzie, będzie nam objaśniał, dlaczego chłop nasz posiada tyle okrucieństwa. Cha! Cha!

Dzierżyński niedbale machnął rękę.

– Dziękuję! – mruknął. – Niebardzo ja wierzę w rozum tego waszego genjusza. Powiada, że chłop jest okrutny dlatego, że wódkę pije i czyta „Żywoty świętych"! To dobre dla dzieci… Gdyby wódka i „Żywoty świętych" tak działały, to cała ludzkość stałaby się zgrają bandytów. Tymczasem dzieje się to tylko w Rosji…

– No, przecież, co do okrucieństwa, to wy, chociaż nie Rosjanin, wszystkich chyba prześcignęliście – cicho się śmiejąc i mrugając do niego, szepnął Lenin.

Dzierżyński zrozumiał szyderstwo. Skurcz przemknął mu po twarzy. Ściskając skronie, odparł:

– Ja w rachubę nie idę… Nie mógłbym zabić człowieka na ulicy… Muszę mieć dla tego log i podwórko „czeki", bo w niej żyje idea… strachem zmusić ludzi do najwyższej odwagi…

– Hm… hm – mruknął z wyraźnem szyderstwem Lenina.

– Odwaga ta polega na zapomnieniu o sobie w imię ofiarności dla innych… – dokończył Dzierżyński.

Lenin nic nie odpowiedział. Pomyślał tylko:

– Zdrajca, jak Konrad Wallenrod, czy zwykły warjat, sadysta? Dzierżyński wyszedł cicho, bez szmeru.

Lenin był zły i mruczał do siebie z wściekłością.

– Zamach, pierwszy zamach na moją wolność! Inni nie ważyli się na to nigdy, ten szaleniec… Jak postąpić?

Nie widział wyjścia z nieoczekiwanej sytuacji. Nie wątpił, że Dzierżyński zdolny był do wykonania swoich pogróżek.

– Nie mam prawa ryzykować swojem i towarzyszy życiem… Pozostawmy tę bolączkę czasowi… Gdy Dzierżyński będzie w Polsce, obmyślę coś na niego… W każdym razie do „czeki", tego państwa w państwie, nie powróci już!

Przyszły ciężkie czasy. Rok zmagania się olbrzymiej Rosji z małą, wyczerpaną i ogołoconą przez wojnę światową Polską.

Pierwsze powodzenia upoiły czerwoną armję.

Kamieniew, Worosziłow i Tuchaczewskij już obliczyli ściśle dzień wejścia do Warszawy i powiadomili o tem Moskwę.

Parli wprost przed siebie, pijani od zwycięstwa, przelewu krwi, wyroków śmierci, znęcań się nad oficerami i inteligentnymi żołnierzami „szlacheckiej" Polski.

Generałowie polscy: Piłsudski, Halle, Żeligowski, Szeptycki, Sosnkowski i Sikorski umie dobierać ludzi. Zjawiali się młodzi oficerowie – odważni, zdolni, nieugięci. Legjony, walczące niedawno z armją cara, biły się z takąż werwą z czerwonemi wojskami, tworzyła się armja ochotnicza i szybko szła do boju, powstawały oddziały partyzanckie, dowodzone przez ludzi szalonej odwagi. Odezwy Piłsudskiego i Hallera zapaliły serca młodzieży polskiej i kobiet.

W szeregach obrońców walczyły tysiące studentów, uczniów gimnazjalnych, dzieci niemal, dziewczyn i młodych kobiet. Arystokrata – obok wieśniaka, ksiądz – obok robotnika -socjalisty. 11-letni chłopak – obok powstańca z r. 1863-go. Płomieniem buchnęła miłość do ojczyzny. Była jak burza, przed którą nic ostać się nie mogło.

Sztab polski przeniósł walkę nad Wisłę. W chwili, gdy czerwone patrole już wchodziły do przedmieść Warszawy, armja dzikiego proletarjatu rosyjskiego została rozbita. Cofała się w popłochu, tracąc tysiące ludzi, artylerję, uchodzące zagranicę, gdzie składała broń. Niedobitki tylko dotarły do Rosji, gdzie, jak podczas ofenzywy Niemców po przerwanych naradach pokojowych w Brześciu, wyglądano teraz zbawców – Polaków.

Jeszcze jedna karta Lenina została zabita.

Rada komisarzy ludowych, zebrana na posiedzenie, z nieukrywaną niechęcią patrzyła na Lenina, słuchającego spokojnie, niewzruszenie wyjaśnienia Kamieniewa i Tuchaczewskiego o przebiegu nieudanej wojny.

Gdy skończyli, Lenin strzepnął palcami i rzekł głuchym głosem:

– Przegraliśmy! Ha! Walczyć bez miłości w sercu z tymi, którzy kochają ziemię, naród, tradycje – nie jest rzeczą łatwą, towarzysze! Mamy naukę na przyszłość. Musimy zaszczepić w armji i włościaństwie umiłowanie ojczyzny kumunistycznej i świadomość, przeciwną posiadanej przez Polaków. Oni uważają za swój obowiązek obronę Zachodu przed zalewem Wschodu. My musimy poczuwać się do odpowiedzialności za krzewienie komunizmu od oceanu do oceanu!…

– jakaś mocno zawiła sofistyka! – pogardliwie zauważył Zinowjew, patrząc na towarzyszy.

Lenin nie zwrócił na niego żadnej uwagi.

– Mamy przed sobą zadanie – skończyć z wojną domową – mówił dalej. – Skierować na Denikina i Wrangla wszystkie siły i zgnieść kontr-rewolucję na zawsze! Objąwszy rządy nad całą Rosją niepodzielnie, zaczniemy nową grę. Myślałem, że do tego dojdzie, że czerwona armja potrafi walczyć nie tylko, gdy w siedmiu na jednego uderza", lecz i z równemi siłami. Widzę teraz, że nie wychowaliście w niej ducha odporności i spokoju, niezbędnego do zwycięstwa. Musicie naprawić to! Zaczniemy nową grę!

Urwał nagle i umilknął na jedną chwilę! Ale wystarczyło tego nieuchwytnie krótkiego momentu,- aby myśl Lenina pędem błyskawicy obiegła, opasała cały świat. Ujrzał luny nad Indjami, a huk i zgiełk bitwy walczył z odgłosami burzy, szalejącej nad szczytami Himalajów. Miljony żółtych wojowników, jak potworne fale, mknęły na Zachód. Czarne hordy Murzynów wdzierały się do Europy od południa, pozostawiając po sobie zgliszcza i pobojowiska.

– zaczniemy nową grę! – powtórzył Lenin, uderzając pięścią w stół. – Przeczuwał ją filo-zof-marzyciel Wołodzimierz Sołowjow. Podniesiemy Azję przeciw Europie! Podniesiemy Hindusów, Murzynów i Arabów przeciwko Anglji, Francji i Hiszpanji! Wzniecimy rewolucję kolorowych przeciwko białym ludom. Staniemy na czele ruchu i rękami żółtych, czarnych i bronzowych towarzyszy obalimy stary świat! Musimy ze wschodu czerpać siły dla naszego dzieła! Rozpocząć pracę nad zwołaniem kongresu Azjatów! Ogłosimy „świętą wojnę" przeciwko Anglji, tej twierdzy kapitalizmu i odwiecznego ładu. Miljard uciemiężonych ludzi stanie w naszych szeregach!

Znowu, jak zwykle, potrafił Lenin rzucić oślepiające hasło, otworzyć szerokie horyzonty, natchnąć wiarą i nadzieją.

Czerwona armja wkrótce zwaliła się huraganem na front generała Wrangla, rozbiła jego wojska, zmusiła do wycofania się poza granice Rosji; cudzoziemcy w popłochu porzucili Krym, Kaukaz i Odessę; fala uciekinierów rosyjskich wyplunęła do Europy, na długą, ciężką tułaczkę.

Nad Rosją powiewała czerwona fala komunizmu, a jej cień dosięgał na zachodzie granicy polskiej, łotewskiej, rumuńskiej, na wschodzie – fal oceanu Spokojnego.

98
{"b":"100830","o":1}