Nieprzyjaciół się nie bał i mawiał słowami poety:
– Uznanie dla nas nie w radosnych krzykach tłuszczy, lecz w nienawiści i przekleństwach wrogów obalonych.
Kiedy w Rosji po nieudanej wojnie z Japonią wybuchnęła burżuazyjna rewolucja, podtrzymana przez socjalistów, Lenin przekradł się potajemnie do Petersburga.
Mieńszewicy, kierowani z Genewy przez Plechanowa, stworzyli Radę robotniczych delegatów, do której natychmiast weszli bolszewicy: Trockij, Zinowjew, Kamieniew, Badajew oraz inni, nadając energiczny i prawdziwie rewolucyjny bieg pierwszej w dziejach ludzkości instytucji, gdzie klasa robotnicza ujmowała w swoje ręce władzę, wypowiadała wojnę burżu-azji i rzucała hasła rewolucji socjalnej.
Siedząc na galerji sali, gdzie obradowała Rada robotnicza, nieznany nikomu, ukryty w tłumie publiczności, Lenin przysłuchiwał się mowom mieńszewików i wyszkolonych przez siebie towarzyszy partyjnych.
Myślał, zaciskając zęby:
– Tylko przemoc, gwałt, niesłychany teror zjednoczy tych ludzi i poprowadzi ku memu celowi. Żadnego miłosierdzia i litości, chociażby to był ojciec lub żona! Kto nie ze mną, ten musi zginąć!
Mrużył oczy i, patrząc na mówiących mieńszewików, rozprawiających o współpracy z rządem, szeptał:
– Zginiesz! I ty, i ty… Zginiecie wszyscy!
Patrząc na swoich stronników, zadawał sobie męczące pytanie:
– Czy są oni dość silni, mężni i wytrwali, aby nie dopuścić do rozpędzenia rad robotniczych, tworzących się wszędzie?
Pojechał do Moskwy, bo wiedział, że tam najpierw wybuchnie zbrojne powstanie robotników, a na ulicach wyrosną barykady.
Naradzał się i dawał wskazówki Szancerowi – Muratowi, przywódcy dojrzewającego powstania.
Fale rewolucji przelewały się od zachodniej granicy aż do Władywostoku.
Władze traciły głowę i oddawały bez oporu swoje placówki. Armja, pozostająca jeszcze na terenie wojny, przechodziła na stronę ludu.
Nikt nie wiedział o tem, że przewrotny Witte dał milczącą zgodę na wybuch oburzenia i protestu, aby zniewolić Mikołaja II-go do podpisania dekretu o nowej konstytucji, przewidującej zwołanie Dumy państwowej.
Rozumiał zaufany przyjaciel Aleksandra III-go, że parlamentaryzm olśni i porwie wszystkie wzburzone warstwy ludności i na czas dłuższy uspokoi umysły.
Rozumiał to i Lenin. Obawiał się, że Witte potrafi ująć rewolucję w spokojne łożysko parlamentaryzmu. Dlatego też przez swoich stronników nadawał burzliwy, rewolucyjny charakter Radzie robotniczej i podsycał dążenie do zbrojonych powstań.
Wybuchnęło ono wreszcie w Moskwie, lecz zachłysnęło się we własnej krwi na Preśni.
Wtedy wrogowie Wittego, aby oczernić go w oczach monarchy, pchnęli cały swój aparat na stłumienie rewolucji. Pracować zaczęły oddziały karne Rinna, hrabiego Mellera, barona Rennenkampfa, skrzypiały szubienice, pod gradem kul padały setki skazanych na śmierć rewolucjonistów, więzienia zostały wypełnione po brzegi politycznymi przeciwnikami cara.
Witte, w obawie o swoją karjerę, rozpędził Radę robotniczych delegatów, wtrącając najbardziej radykalnych mówców do więzienia i oddając ich pod sąd.
Uljanow Lenin ukrył się w Finlandji.
W małej mieścinie fińskiej potajemnie zamieszkał obywatel niemiecki, drukarz z zawodu, Erwi Weikoff. Odbywał ciągłe wycieczki pomiędzy Kuokkałą Perkiarwi, Wyborgiem i Hel-singorfem, a wszędzie miewał spotkania z różnymi ludźmi, dążącymi do niego z Rosji.
Pewnej nocy do małego domku, stojącego w podwórzu, otoczonem świerkami, zapukano trzy razy, a po krótkiej przerwie – jeszcze dwa.
Był to znak umówiony.
Mały, barczysty człowiek o potężnej czaszce łysej, otworzył drzwi. Na progu stał młody robotnik w czarnym palcie z nastawionym kołnierzem.
– Włodzimierzu Iljiczu, to ja – Badajew! Przyprowadzam wam gości – rzekł, wyciągając rękę do gospodarza.
– Ach, bardzo się cieszę, towarzyszu! – odpowiedział Lenin. – Wchodźcie, proszę!
Do pokoju weszło trzech marynarzy i młody pop o szeroko rozwartych, marzycielskich oczach.
Wszyscy usiedli. Badajew opowiadał:
– Towarzysze Dybienko, Żelezniakow i Szustow byli majtkami na pancerniku „Patiom-kin", który podniósł flagę rewolucyjną.
– Pozdrawiam was, towarzysze! – zawołał Lenin. – Proletarjat nigdy nie zapomni waszego czynu! Stał się on bowiem zarodkiem rewolucji we flocie! Opowiedzcie mi cały przebieg sprawy.
Marynarze długo mówili ponuremi głosami. Gdy doszli do rozbrojenia ich w porcie rumuńskim. Dybienko rzekł:
– Uciekliśmy z Rumunji i szukaliśmy was po świecie, abyście postanowili, co mamy robić teraz?
Lenin odpowiedział natychmiast:
– Pojedziecie zagranicę i stamtąd będziecie kierować towarzyszami, służącymi we flocie wojennej.
– Znamy wszystkich w Sewastopolu, Odessie, Kronsztadzie…- wtrącił Szustow.
– Tak też myślałem! – ucieszył się Lenin. – Będziemy posyłali im nasze gazety i broszury, aby towarzysze byli gotowi stanąć w naszych szeregach.
– Oni staną wszyscy, jak jeden mąż! – zawołali majtkowie. – Tylko przedtem wymordują oficerów, którzy znęcają się nad nimi i krzywdzą.
Lenin podniósł głowę i długo patrzał na mówiących. Uśmiechnął się prawie dobrotliwie, niby do dzieci, i rzekł dobitnie:
– Oddamy oficerów na wasz sąd, towarzysze!
– My z nimi poigramy po swojemu! – mruknęli.
– Poigracie! waszego wyroku zmieniać nie będziemy – odpowiedział łagodnie i oczy zmrużył.
Naradzali się szeptem i, otrzymawszy od Lenina list, wyszli. Badajew, wskazując oczami na popa, rzekł:
– Ojciec Grzegorz Gapon prowadził robotników przed pałac Zimowy, aby prosić cara o dymisję dla złych ministrów i o nadanie konstytucji.
Lenin nie odzywał się, zaciskając szczęki i mrużąc oczy.
Milczał długo, swoim zwyczajem nieznacznie przyglądając się popowi, siedzącemu przed nim.
Wreszcie wyszeptał:
– Gdy spotkałem was zagranicą, byłem przekonany, że pop Gapon jest agentem ochrany, podłym prowokatorem, prowadzącym głupi tłum najciemniejszych robotników pod salwy gwardji cara!
Gapon drgnął i złożył ręce na piersi, wpatrując się w przenikliwe źrenice Lenina.
– Teraz, gdy patrzę na was, waham się… Uważam was raczej za człowieka, nierozumieją-cego, co czynił. Prosić cara? Błagać tyrana na kolanach? O co? O to, co można wyrwać mu z gardła tylko siłą, wyrwać wraz z sercem jego i głową?! Szaleńcy! Obłąkańce! Dusze rabie!
To mówiąc, Lenin zaczął biegać po izbie i trzaskać w palce.
Po chwili zatrzymał się przed milczącym popem i, wbijając w niego ostry wzrok, rzucił:
– Cóż, nic nie mówicie?! Słucham!
Pop poruszył się i, przyciskając blade dłonie do piersi, jęknął:
– Ludzie ślepi oskarżają mnie o zdradę… A ja? A ja od pięciu lat budzę w robotniczych dzielnicach ducha, wzmacniam wiarę w przyjście królestwa Bożego na ziemi…
Wciągnął powietrze i dalej mówił:
– Miałem widzenie prorocze i głos usłyszałem rozkazujący: „Odmieniło się serce tyranów, więc prowadź za sobą ludzi, aby serce to wylało strugę dobroci!"
– A ono wylało strugę ołowiu z karabinów! – wybuchnął złym śmiechem Lenin. – Twój Bóg nie zna cara i doradził ci czyn zbrodniczy, straszny!… Cóż zamierzacie czynić teraz?
– Nie wiem! – szepnął Gapon z namiętnością. – Myśl moja miota się na bezdrożu…
– Ja wskażę wam drogę prawdziwą – rzekł po namyśle Lenin. – Jedźcie zagranicę, wejdźcie do rodzin emigrantów, dotrzyjcie do bogatych domów i do najbiedniejszych, a wszędzie opowiadające o tem, co uczynił car z błagającym tłumem, z krzyżami i ikonami. Powtarzajcie jak słowa Biblji jedno i to samo: „Cara i jego obrońców musimy zgnieść rękami spracowanych ludzi!" Rozumiecie?
– Rozumiem… – odpowiedział cicho pop.
– Idźcie teraz! Muszę porozmawiać z towarzyszem na osobności – rzekł Lenin, odprowadzając Gapona do progu.
Gdy się za nim zamknęły drzwi, a za chwilę stuknęła furtka, Lenin spojrzał na Badajewa i spytał:
– Agent?
– Nie! – zaprzeczył stanowczo.