Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Z wyciągniętymi ramionami i wielką radością na twarzy Japończyk wstąpił w krąg światła. Wtedy nastąpił rozbłysk i lśniąca kula zniknęła.

Talbot siedział przez chwilę bez ruchu. Potem podniósł się, westchnął i zagryzł wargę.

– A więc tak to wygląda – powiedział cicho. – W końcu już dawno powinienem się domyślić.

W płaskim kamieniu, w którym powstało lekkie wklęśnięcie, zebrało się trochę wody. Talbot ukląkł i przejrzał się w tafli. Zobaczył twarz całą pokrytą sinymi liniami tatuaży i płonące, zielone jak dżungla oczy.

Usiadł ciężko na piasku i ukrył twarz w dłoniach. Trwał tak nieruchomo aż do zachodu słońca. Potem wstał, otrzepał ubranie. Zrobił się głodny.

Najwyższa pora coś zjeść, pomyślał.

***

Siedzę na plaży i patrzę, jak cichym krokiem nadchodzi cudowny fioletowy zmierzch. Widok jest tak piękny, że aż nieprawdziwy.

W ognisku, które rozpaliłem, piecze się prosię. Pachnie naprawdę kusząco. Niedługo dojdzie i będę mógł zacząć kolację.

Właściwie niczego mi nie brakuje. Tubylcy składają mi ofiary, dżungla jest moim domem. Nie ma przede mną tajemnic. Może trochę doskwiera mi samotność. Ale do tego łatwo się przyzwyczaić. Mogłem przecież trafić o wiele gorzej.

Kiedy naprawdę mi źle, mogę iść do wioski poszukać towarzystwa jakiejś dziewczyny. Traktują mnie naprawdę miło. W końcu nie robię im krzywdy, a moje awanse to rodzaj wyróżnienia. Podnoszą ich prestiż, sprawiają, że czują się lepsze, wybrane.

Niekiedy fala o zmierzchu robi się szkarłatno czerwona. Wtedy wiem, że nadpływa czółno z Zachodniej Wyspy. Widzę, jak przewoźnicy zabierają dusze do krainy przodków. To poruszający widok. Pełen dostojeństwa.

Tradycja pełni w życiu krajowców bardzo ważną rolę. Wiele się o nich dowiedziałem. Mógłbym nawet napisać książkę. Pewnie byłaby przydatna niejednemu naukowcowi.

Czasem odwiedza mnie Kui, ślepa strażniczka zaświatów. Już nie traktuje mnie ostro. Wie, że zrozumiałem. Jestem Oromatua. Demon, widmowy cień. Tubylcy mnie przywołali, żebym ich strzegł przed Japończykami. Usłyszałem wołanie, kiedy umierałem z ran na plaży, i dlatego się tu znalazłem.

Odkrycie prawdy o sobie przyniosło ulgę. Wiele rzeczy znalazło się na właściwym miejscu. Zrozumiałem, dlaczego widzę w ciemności. W jaki sposób potrafię pozostawać niezauważony. Czemu dysponuję siłą znacznie przewyższającą ludzką. Przyzwyczaiłem się nawet do swojej nowej twarzy. Tatuaże oznaczają przynależność do świata duchów. A oczy są całkiem fajne. W domu poderwałbym niejedną dziewczynę na to wściekle zielone, świecące spojrzenie.

Naprawdę uważam, że mogłem trafić gorzej. Nie wiem, czy kiedykolwiek stąd odejdę. Powoli przyzwyczajam się do myśli, że to moje miejsce na zawsze. Chociaż stare legendy mówią, że demona można zabić. Musi wtedy trafić do jakichś zaświatów, prawda?

Może odejdę, kiedy wypełnię swoje zadanie. Gdy wyspa będzie bezpieczna. Ale nie wiem, czy to kiedykolwiek nastąpi. Nie wiem nawet, czy tęsknię. Za domem, rodzicami, dziewczyną, którą zostawiłem. Moje dawne życie nie znaczy dla mnie więcej niż sen. Słodki, odległy sen o kimś całkiem innym niż ja.

W duszy wierzę, że mój czas się wypełni i przeniosę się w jakiś wyższy wymiar. A jeśli nie, to cóż. Płakać nie będę. Zawsze powtarzam, że mogło być gorzej.

Patrzę na łagodne, srebrzące się morze. Palmy kołyszą strzępiastymi głowami. Piasek jest biały, miałki, nagrzany słońcem. Jak w raju. W małym, prywatnym raju stworzonym na mój użytek. Oromatuy. Widmowego cienia.

2005

82
{"b":"100658","o":1}