Литмир - Электронная Библиотека

– A Sorgo?! – zaskowytała stara kapłanka. – Co powiesz o Sorgo?!

– Ostrzegałem Bad, by nie nadawała swej mocy kształtu miecza – skrzywił się boleśnie. – I nawet gdybym z własnej woli oddał róg, jak zamierzasz mnie nim zabić, kapłanko? Bo nie w twojej mocy, powtarzam, połączyć owe znaki na nowo i wykuć zeń sztylet podobny broni, którą nosiła Annyonne.

– Ale przyznajesz, że jest podobna moc! – wykrzyknęła z wściekłością. – A skoro jest moc, pierwej czy później wy – zdychacie niczym szczury, choćby po naszym trupie, choćby po tym, jak Zird Zekrun zniesie nas z powierzchni świata dla własnej mrzonki! Dla marzenia, które nie może się spełnić, ponieważ jego czas minął dawno temu, ponieważ oszczędzono was z rzezi z łaski Delajati, ale wasz czas także minął nieodwracalnie! Nigdy – zachłysnęła się własną wściekłością – żadne z was nigdy nie dorówna Stworzycielom! Nie potraficie, żadne z was nie ma mocy, aby wyprząść cokolwiek z nicości i nazwać nowym imieniem. Umiecie jedynie niszczyć, jak Zird Zekrun, który wymordował żmijów i ninie sięga po cały nasz świat!

Bóg spoglądał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarży, kiedy osunęła się na mokre kamienie. Widziała, jak trójząb drgnął w jego dłoniach, a drobna, spieniona fala zatańczyła u rąbka szaty, jakby zamierzał ku niej podejść, lecz nie uczynił ani kroku.

– Czy to prawda? – spytała z cicha Firlejka. – Czy naprawdę tego chce Zird Zekrun?

Morski Koń wciąż milczał, wpatrując się w obie kapłanki nieruchomymi oczyma o bursztynowych źrenicach. Krople deszczu opadały z miarowym pluskiem.

– Zagłady Krain Wewnętrznego Morza? – ciągnęła jak we śnie dziewczyna, jej głos był przyciszony i odległy. – Czy to możliwe? – postąpiła krok do przodu i jeszcze jeden, aż czubki jej butów zawisły nad przepaścią. – Czy zdołałby tego dokonać?

– Nie wiem – odparł wreszcie Mel Mianet, zaś stara kapłanka mogła jedynie słuchać w zdumieniu – gdyż nie sądziła, że po tym, jak jej odmówiono odpowiedzi, bóg ugnie się przed dziecinną prośbą Firlejki. – Nie wiem, jak daleko sięgają jego moce.

– Jednak tego właśnie pragnie, prawda? – przez twarz dziewczyny przebiegł skurcz. – Powrotu świata Stworzycieli, jakakolwiek miałaby być cena. Czy o tym właśnie wieszczyły wołwy w podziemiach treglańskiego przybytku? – odwróciła się gwałtownie ku Lelce, a w jej pobladłej twarzy było coś, co przeraziło kapłankę bardziej niż furia boga. – Czy z tego powodu odesłaliście mnie, matko, do klasztoru w Dolinie Thornveiin – abym nie dowiedziała się zawczasu i przyjęła wrzeciono bogini, a wraz z nim waszą pomstę i waszą nienawiść? Czy dlatego popchnęliście ku mnie Warka – ponieważ potrzebowaliście kniazio – wskiego dziecka, żeby przywołać boga, a mnie odebrać wszelki wybór. Czy…?

– Odpowiedz, kapłanko! – rozkazał Morski Koń i bezradnie skinęła głową, nie patrząc ku Firlejce, starając się nie słyszeć jej szlochu.

Jednak, kiedy podniosła wreszcie wzrok, dziewczyna bynajmniej nie płakała. Wyciągnęła rękę ku Mel Mianeto – wi, a potem postąpiła naprzód, nie oglądając się w dół, nie dostrzegając nawet, kiedy mur urwał się pod jej trzewikami. Szła po ciemnych falach, w głąb dziedziny Mel Mianeta, a morze wygładzało się na jej ścieżce, póki nie stanęła tuż przy nim, niemal dotykając czołem brody przetkanej zielonymi wodorostami. Lelka zamrugała piekącymi powiekami: to miało być zupełnie inaczej.

– Kazałeś mi wybrać, panie Wewnętrznego Morza – odezwała się jasnym głosem Firlejka. – Więc wybieram, z własnej woli i bez przymusu, choć przyprowadzono mnie tu nieświadomą i zwiedzioną kłamstwem. Wedle twego żądania i przed twoim obliczem wybieram i proszę cię o pomoc przeciwko mocy Zird Zekruna Od Skały, ponieważ dałeś mi wybór i ponieważ jest w mojej mocy prosić cię o pomoc. I jeśli ceną mojego życzenia jest to dziecko, które w sobie noszę, niechże i tak będzie.

– Och, jaskółeczko! – zapłakała wreszcie Lelka, pokonując palący ból w dole brzucha i jeszcze inną boleść, która rozpełzała się z wolna w jej piersi.

Lecz żadne z tamtych dwojga nie zwracało na nią uwagi, więc objęła się tylko ciaśniej ramionami. Jej suknia była mokra od deszczu, lecz kiedy dotknęła rąbka spódnicy, dojrzała na palcach żywą, jasną czerwień. Nic nie czuła. Spróbowała się podnieść, lecz jej nogi były zimne jak kamienie muru i równie obojętne.

Czy to już teraz?, pomyślała, unosząc twarz do góry, ku powiewowi od Wewnętrznego Morza.

– Dlaczego miałbym ci pomóc? – Mel Mianet położył rękę na ramieniu Firlejki. – Dlaczego miałbym wystąpić przeciwko własnemu plemieniu?

– Ponieważ – odparła śpiewnie dziewczyna – kiedy przed wiekiem Thornveiin zesłano w niesławie na najdalszą północną wyspę Żalników, znalazł się taki wiatr, który przygnał do niej okręt kopiennickiego księcia i który uniósł ich szczęśliwie ku Górom Żmijowym. Ponieważ była taka fala, która oddzieliła maleńką Sellę z rodu Iskry od pomorckich klątw i przekleństwa skalnych robaków. Ponieważ pamiętamy taką łódź, która uniosła ku odległej północy szarookiego chłopca z mieczem bogini przywiązanym na plecach konopnym sznurkiem. Ponieważ nie wyprzecie się tego, kim jesteście, panie. Jest jedenaście krain i jedenastu bogów, lecz Morze Wewnętrzne należy do wszystkich, zaś jego wyspy nie znają boskich świątyń, gdyż spośród wszystkich przedksiężycowych ty jeden obdarzyłeś swoją ziemię wolnością – dokończyła prawie nie – dosłyszalnie.

– Ostrzegano mnie – Morski Koń uniósł jej twarz ku sobie i uśmiechnął się nieznacznie. – Ostrzegano mnie przed szarookimi niewiastami o słodkim głosie i sercu pełnym życzeń. Nie mogę powiedzieć, że mnie nie ostrzegano.

Lelka przycisnęła policzek do krawędzi kamienia: tak bardzo chciała ich widzieć, lecz obraz rozmywał się i oddalał coraz bardziej, aż na koniec pozostały jedynie niewyraźne zarysy postaci.

– Czy to oznacza, że mi pomożesz? – dobiegły ją słowa Firlejki. – Naprawdę mi pomożesz?

– Tak dalece, jak to w mojej mocy – odrzekł bóg – a to może okazać się zbyt mało, dziewczyno. Lecz podaruję ci zagadkę: pośrodku spichrzańskiego karnawału ktoś wypowiedział życzenie i przywołał z głębi zwierciadeł przepowiednię. Znajdź go, dziewczyno, i spytaj o wizerunek Annyonne, a także… skąd prowadzą ścieżki spadających gwiazd…

Lelka dostrzegła jeszcze srebrzysty poblask rogu w dłoniach Firlejki, a potem jej powieki opadły ciężko i nieustępliwie. I zaraz zobaczyła, jak bogini idzie ku niej powoli po falach Mel Mianeta, po srebrnej smudze księżycowego światła, niepodobna do świętego wizerunku z tre – glańskiej świątyni, wysoka i jasna w białej sukni jak sztylet. Widziała czarne włosy, rozrzucone na plecach i sięgające aż do powierzchni morza, i oczy, które nie połyskiwały wcale bursztynem, lecz czernią. Chciała się wyprostować, lecz nie potrafiła. Krople deszczu spadały wokół niej, podzwaniając delikatnie, niczym srebrne dzwoneczki, coraz prędzej, coraz bliżej. Aż na koniec bogini stała tuż tuż, rąbek jej sukni przesunął się po twarzy starej kapłanki i gdzieś z bardzo, bardzo daleka usłyszała krzyk Firlejki.

– Czy naprawdę wierzysz, że cokolwiek z tego, co uczyniłaś, uczyniłaś wbrew mojej woli? – spytała bogini i nakryła jej twarz białą chłodną ręką, zagłuszając wszelkie myśli, żale i pragnienia.

* * *

Długo po tym, jak goście weselni odjechali z cytadeli, Zarzyczka wciąż miotała się bezradnie w gorączce. Trzeba zresztą sprawiedliwie przyznać, że większość biesiadników nie czekała nawet świtu. Jedni uciekli cichaczem, trwożliwie oglądając się na ciemne bramy zamku, drudzy otwarcie złorzeczyli gospodarzom, budzili służbę i bez skrępowania wyprowadzali konie ze stajni. Niechętni Pomorcom przysięgali się, że kapłani omamili księżniczkę szalejowym trunkiem, by przyprawić ją o śmierć, nim dopełnią się weselne toasty. Inni winili samego Wężymorda i jego przeklęte moce. Na koniec pozostawali ci, którzy pokątnie powtarzali gadki szalonego kapłana mieniącego Zarzyczkę wiedźmą; i tych było najwięcej. Wszyscy zaś mieli roznieść po władztwie wieść o upiornej wędrówce nowo poślubionej kniahini poprzez korytarze cytadeli.

133
{"b":"100641","o":1}