Przede wszystkim należy uzmysłowić sobie, że wszystkie opowiadania pisane są z punktu widzenia głównego bohatera. Traktują o jego codziennym życiu i problemach, z jakimi się zmaga. A zastanówmy się, jak często przeciętny Polak rozprawia o Chrzcie Polski, Powstaniu Warszawskim, rozbiorach, Bitwie pod Wiedniem, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych kwestiach historyczno-społecznych? A czy stworzony przez Raymonda Chandlera detektyw Marlowe zastanawia się nad konsekwencjami wojny Północy z Południem oraz streszcza dzieje Stanów Zjednoczonych? Dlaczego więc mamy wymagać od Mordimera, by zmieniał swe przygody w „podręczny kurs historii” i opowiadał nam, jak potoczyły się losy świata? W opowiadaniach pojawiają się jedynie nieliczne „drogowskazy”. Wiemy, że Jezus zstąpił z krzyża i „wraz z Apostołami wyrżnął w pień pół Jerozolimy”, a „ulice Jeruzalem tego dnia spłynęły krwią”. Dowiadujemy się, że w czasach współczesnych Mordimerowi zwoływano krucjaty (ale nie wiemy, przez kogo organizowane i przeciwko komu wyznaczone, nie wiemy też, ile tych krucjat było), wiemy, że została zorganizowana wyprawa morska mająca dotrzeć do Indii, wiemy także, że były plany chrystianizującej ekspedycji do Chin. Dowiadujemy się wreszcie, iż istnieje heretycki Palatynat, z którym Cesarstwo oraz Kościół nie mogą sobie dać rady i który jest solą w oku dla wszystkich prawowiernych. Ale na czym konkretnie polega ta herezja, nie zostało wyjaśnione, gdyż dla Mordimera i jemu współczesnych jest to rzecz oczywista. Być może zresztą dotycząca tylko kwestii pojmowania nauki Pisma, podobna do różnic pomiędzy ortodoksami, monofizytami a monoteletami w znanym z naszej historii Cesarstwie Bizantyjskim. A może różnice tkwią w rozumieniu hierarchii władzy i niechęci podporządkowania się przez palatyna władzy papieskiej?
Przy tej okazji pozwolę sobie wyjaśnić, że zawsze serdecznie bawiły mnie utwory, w których, na przykład, spotykało się dwóch wybitnych fizyków i jeden mówił: „jak wiesz, teoria względności polega na tym, że…” po czym następował długaśny wykład, mający Czytelnikom wyjaśnić, czymże takim jest ta dziwaczna teoria względności. Czy w podobny sposób rozmawialiby w realnym świecie wybitni fizycy? Na szczęście, jeśli chodzi o pewne kwestie dotyczące spraw teologiczno-historyczno-społecznych pozostają mi do dyspozycji myśli Mordimera, który na ogół cynicznie komentuje zastaną rzeczywistość. Konwencja ta pozwalałaby nawet na wyłuszczenie dziejów świata, ale czy naprawdę jest to kwestia palącej wagi dla kogoś, kto pełni funkcję szczególnego rodzaju prywatnego detektywa?
Jako autorowi zależy mi, by Czytelnik zbierał strzępy wiedzy rozsiane tu i ówdzie i wyciągał z tego stosowne wnioski. Bardzo spodobała mi się wypowiedź jednego z uczestników internetowych forów, który zacytował słowa Mordimera z opowiadania Młot na czarownice: „jestem sługą Bożym, młotem na czarownice i mieczem w ręku Aniołów”, słusznie domyślając się, że tytuł następnego tomu będzie brzmiał Miecz Aniołów. Celowo pozostawiam wiele kwestii otwartych, ale zapewniam, że ich wyjaśnienie zostało przewidziane. Na przykład Czytelnicy tomu Łowcy dusz dowiedzą się między innymi, czym są i jak powstały wampiry oraz jak ważną rolę miały odegrać w dziejach świata.
Proszę również wziąć pod uwagę, że narracja pierwszoosobowa powoduje dodatkowe konsekwencje: bohater w opisie rzeczywistości może się mylić lub też celowo kłamać. Bardzo wyraźnie to widać, kiedy Madderdin wspomina zabitą przez siebie burdelmamę Lonnę. Opowiada wtedy: „Poprzednia właścicielka tego wesołego domu została skazana za szereg grzechów. A skazanie dziwnie zbiegło się w czasie z zerwaniem więzów przyjaźni, które niegdyś łączyły ją z waszym uniżonym sługą. Oczywiście, była to jedynie sprawa przypadku” oraz „Doskonale wiedziała o tym Lonna, poprzedniczka Tamili – chociaż z uwagi na pewne pożałowania godne wypadki od dawna już nie miała z kim dzielić się tą wiedzą”.
Czy poznane w poprzednich tomach postaci kiedykolwiek znowu pojawią się w życiu Mordimera?
Wiele z nich odegra mniejszą lub większą rolę w życiu mojego bohatera. Przede wszystkim przedstawiciel Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium, którego Mordimer Madderdin zna pod imieniem Mariusa von Bohenwalda. Poza tym pojawi się wampir-baron Haustoffer, ponętna zabójczym Enya, czarownica Karla, demonica-kusicielka Hagath, a nawet skrzywdzona przez Mordimera Loretta Alzig (ale ona dopiero w piątym tomie i tylko w incydentalnym epizodzie). Z bohaterów znanych z tego zbioru ważną rolę odegra jeszcze aktorka Ilona Loebe (również w tomie piątym), przypomni o sobie aktor i dramaturg – mistrz Heinz Ritter. Mordimer będzie musiał także stawić czoła bratu jałmużnikowi Maurizio Sforzy, którego wcześniej pokonał i upokorzył. Rzecz jasna, pojawią się standardowi bohaterowie drugiego planu, czyli Kostuch, bliźniacy oraz Jego Ekscelencja biskup Hez-hezronu.
Czy nie sądzisz, że twoje opowiadania są za krótkie, a puenta następuje zbyt szybko?
To zarzut, który pojawiał się często w przypadku zbiorów Sługa Boży i Młot na czarownice. Odbieram go jako komplement, ponieważ zawarte tam opowiadania miały od 35 do 65 stron znormalizowanego maszynopisu (przeliczając na strony książkowe, były jeszcze dłuższe), czyli w żadnym wypadku nie można nazwać ich krótkimi. Jestem zachwycony faktem, że tekst kilkudziesięciostronicowy może wydać się Czytelnikowi krótki, gdyż świadczy to, że lekturą się nie znudził. A to jest, moim zdaniem, najważniejsza cecha literatury: nie nudzić! Co z tego, drogi autorze, że wypowiadasz prawdy objawione, a w każdym zdaniu są nawiązania do Platona, Nietzschego czy Dostojewskiego, skoro czytający ziewają z nudów? Ja jestem jak aktor z greckiego dramatu, który na koniec spektaklu, kłaniając się nisko przed publicznością, mówi: „jeśli zabawiłem was, czuję się tym samym wynagrodzony, jeżeli uraziłem, raczcie wybaczyć”. Jednak opinie mówiące o tym, że opowiadania są zbyt krótkie, wziąłem sobie do serca. Stąd między innymi przeszło stustronicowy tekst Głupcy idą do nieba. Wyznawcy tezy „brzytwa Ockhama”, mówiącej „nie mnóż bytów ponad miarę” (i słusznie mówiącej!), mieliby w wypadku tego tekstu pole do popisu. Sam potrafiłbym radykalnie go skrócić tak, aby opowiadanie nie straciło nic na spoistości fabuły. Tyle że staram się ukazać nie tylko przygody głównego bohatera, ale również koloryt otaczającego go świata. Spróbuję przekazać Wam moją myśl na narzucających się przykładach:
1. Rozmowa Mordimera i Rittera o roli sztuki w życiu
Czy ten tekst w jakikolwiek sposób posuwa akcję do przodu? Oczywiście, że nie! Służy tylko temu, by pokazać Czytelnikowi, że w zdominowanym przez zunifikowane myślenie świecie rodzą się nowe idee oraz ludzie, którzy chcą opowiadać o ważnych sprawach, a nie tylko rozbawiać publiczność. Dialog ten ukazuje również dobitnie rangę kwestii cenzury, zwłaszcza w słowach Mordimera: „My jesteśmy waszą publicznością, więc najpierw starajcie się nas zadowolić, a potem jakoś już pójdzie” oraz „Brudne kufle, stary dzbanek, chrzczone piwo, bezzębna posługaczka – piszcie właśnie o tym. Śmiało, z otwartą przyłbicą, piętnujcie plagi naszych czasów”. Czyż Czytelnikowi, pamiętającemu komunistyczną władzę, nie przypomina to czegoś? Jednocześnie mistrz Ritter – piewca wzniosłych idei i zwolennik artystycznej swobody – spokojnie przygląda się, jak w jego obecności katowany jest Bogu ducha winien starzec. A cyniczny Mordimer Madderdin staje w tegoż starca obronie, choć oczywiście w sobie właściwy, pokrętny sposób.
2. Spotkanie z kartografem w Inkwizytorium
Znowu zbędne z punktu widzenia fabuły tego konkretnego tekstu. Jednak przekazuje Czytelnikom ważne informacje. Po pierwsze, Inkwizytorium jest doskonale zorientowane w geografii znanego świata. Po drugie, Czytelnik dowiaduje się o wyprawie do Indii (tutaj zorganizowanej przez papieża) oraz tezie o kulistości Ziemi. Po trzecie wreszcie, poznajemy herezję mówiącą o tym, że Jezus Chrystus udał się do Chin i założył tam nowe Królestwo Jezusowe.