Литмир - Электронная Библиотека

Judyta, która sobie nie radzi.

Judyta cię zrozumie.

Ty, on i Judyta. Kochane trójkąty.

Ty w trójkącie z Judytą.

Twój partner i Judyta.

Miłość Judyty.

Adam i Judyta.

Judyta i Adam Niebiescy.

Ciekawe, jak by wyglądała nasza wspólna tabliczka z nazwiskiem na drzwiach? Nigdy bym oczywiście nie zmieniła nazwiska, a tym bardziej na nazwisko Adama, bo przecież Tosia nosi moje, to znaczy Tego od Joli, i mogłaby czuć się trochę obco, gdybym ja przypadkiem nosiła nazwisko Adama. Bo Tosia chyba tak szybko nie zmieni nazwiska. A ja też nie. Ponieważ nigdy za niego nie wyjdę, bo nie chcę. Nie będę nosiła żadnego głupiego nazwiska po jakimkolwiek facecie, nawet gdyby to miał być mój Adaśko!

Zdenerwowałam się trochę. Wszystko na mojej głowie. Adam miał podjechać na róg Marszałkowskiej i Jerozolimskich o piątej i wcale go nie ma. A tu nie można parkować. Nie będę się więcej z nim umawiać. A jeszcze tak niedawno mogłam na niego liczyć i był punktualny. I przecież wcale nie wzięliśmy żadnego głupiego ślubu, po którym mężczyźni zaczynają się spóźniać, rzucać skarpetki byle gdzie i nie naprawiać uszczelki pod zlewem, co Adaśko robi z zapałem i znawstwem socjologa, a czego nigdy nie umiał zrobić Ten od Joli.

Stoję na tym rogu jak głupia i naprawdę czuję się jak porzucona kobieta. Książki mi ciążą i na pewno wszyscy na mnie patrzą i myślą sobie: o, następna porzucona, naiwna baba. Nie będę z siebie robić pośmiewiska. Poczekam jeszcze dwie, trzy minuty i idę do kolejki. Oto jak poranny seks wpływa na mężczyzn. Patrzę na zegarek – jest siedemnasta czterdzieści. Uuuu, niedobrze. Ale trochę mógł na mnie poczekać. Kiedyś czekał. Ciekawa jestem, jak długo tu stoję? Z pięć minut? Właściwie nie mam po co stać dalej. Pojechał.

– Dzidziu słodka, czy ty masz zegarek?

Odwracam się i widzę mojego kochanego Niebieskiego.

Wcale mu nie zrobię awantury, że się spóźniłam.

Rozkładam bezradnie ręce z dwoma ciężkimi reklamówkami z napisem “Tania książka”.

– Musiałem zaparkować przed Smykiem. Chodź – bierze ode mnie torbę z książkami i zagląda do środka. Na samym wierzchu Seks i wszystko, co o nim powinnaś wiedzieć.

Niebieski uśmiecha się, socjolog jeden!

– Trzeba było zapytać rano, a nie literaturę na ten temat kupować. Liczy się empiria. – Jak chce mi podokuczać, to mówi takie rzeczy.

– Empiria – zaczynam – to doświadczenie, więc…

Stukam go przyjaźnie w ramię i wcale nie wypominam, jak to wczoraj na mnie miał czekać z tym winem, bo Adam jest bardzo, ale to bardzo dobry. W ogóle nie wiem czasami, jak się przy nim zachować, bo nawet nie mogę się z nim pokłócić, w czym byłam niezła, jeśli chodzi o Tego od Joli.

Przyjeżdżamy do domu prawie wieczorem. Na zachodzie niebo rozlewa się w pomarańczową strugę. Siedzimy pod wierzbą i gryziemy kurczaczki z jakiejś jadłodajni, popijając sokiem pomarańczowym. Adam pije resztkę wczorajszego wina.

– Juta, czy ty serio mówiłaś, że nie chcesz nigdzie jechać na urlop? Będziemy sobie siedzieć w domu?

No i jednak człowiek spokojnie nie może zjeść, bo mu wypominają coś, co powiedział w chwili słabości. A może mu to na rękę, że nie chciałam jechać na tę Kretę?

– A ty chcesz jechać? – pytam ostrożnie.

– Pojechałbym… Ale…

Martwieję. Zaraz mi powie, że nie ze mną albo że chciałby z samym Szymonem, albo z byłą żoną, bo się za nią stęsknił.

– Szymon pilnie potrzebuje komputera. Pomyślałem, że jeśli naprawdę wolisz zostać, to byłoby na komputer dla niego z tych pieniędzy, co odłożyliśmy na wakacje, a my może byśmy skoczyli w zimie, tak jak chciałaś? Wziąłem stałe zlecenie w radiu, to szybko ten wydatek się zwróci… Co ty na to?

Co ja na to? Nic. Nie mogę mu powiedzieć, że jestem winna Ali pieniądze, i przyszło mi do głowy, żeby nakłamać, że Moja Matka albo Mój Ojciec pilnie chcą pożyczyć pieniędzy i czy możemy im… Nakłamię później.

– Jasne – mówię spokojnie – zróbmy tak. Teraz jest za gorąco w ciepłych krajach.

– Fajnie. Szymon się ucieszy. Zresztą myślałem, że Tosi też by się przydał własny sprzęt. Przecież ona już od roku ma zajęcia z informatyki, a ty jej nie pozwalasz korzystać ze swojego.

– Pozwalam – oburzam się. – Oczywiście, że pozwalam, ale w granicach normy.

– No tak – Adam łapie mnie za nogę. – Tylko norma u ciebie taka niewielka.

– Adam, to jest moja praca, a nie przyrząd do zabawy. Ile może być komputerów w domu? Twój, mój i jeszcze Tosi?

– No – potakuje Adam. – Stary komputer Szymona, gdyby mu powiększyć pamięć i twardy dysk, byłby całkiem niezły za całkiem niewielkie pieniądze. Jakieś tysiąc, tysiąc dwieście.

To tyle, ile miesięcznie będę spłacać przez następne dwa lata, jeśli dostanę tę cholerną pożyczkę w banku, żeby oddać Ali pieniądze. Boże drogi, co ja narobiłam?

Furtka skrzypnęła i wśród dalii pojawił się Krzyś. Machnął ręką w kierunku nieba.

– Chodźcie na małego grilla – powiedział. – Uczcimy ten zachód. I uczciliśmy.

Uniezależniam się

– Naprawdę nie chcecie nigdzie jechać? – głos Konrada był tak donośny, że aż Ula pochylona nad roślinkami w swoim obejściu podniosła głowę znad swoich roślinek.

Konrad z żoną wpadli do nas sobotnim popołudniem. Było jasne, że uzależniam się od Adama i postanowiłam wszystko naprawić. Teraz nasz dom będzie pełen gości.

“Jeśli przestajesz się spotykać z przyjaciółmi, bo on staje się najważniejszy…”

– Wcale im się nie dziwię – powiedziała żona Konrada, rozglądając się po naszym ogrodzie. Który, co prawda, nie jest jeszcze całkiem zrobiony, ale różności już zakwitły, a dynia posadzona w kącie ogrodu wypuszcza w stronę domu sześciometrowe wąsy z pięknymi białożółtawymi kwiatami.

– A można wiedzieć dlaczego? – Konrad nieopatrznie zwrócił się do żony.

Do tej pory myślałam, że ja mówię dużo. Otóż nie, przy żonie Konrada mogłabym uchodzić za żonę Lota. Zanim ktokolwiek z nas zdążył zażegnać wiszącą, wydawałoby się, w powietrzu kłótnię, żona Konrada zaczęła mówić z szybkością karabinu maszynowego.

– Och, kochanie, pamiętasz, jak zarządziłeś, że urlop spędzimy bez dzieci? W zeszłym roku… – zadawała pytania, ale wcale nie czekała na odpowiedź. – Powiedział, są już na tyle dorosłe, że mogą jechać na obóz i na kolonie, na szczęście nas na to stać, a my, no cóż, należy nam się chwila dla siebie. Tak powiedziałeś, kochanie, prawda? I wyobraź sobie – tu zwróciła się do mnie, pochylając lekko tułów – dzieci pojechały, a on przyniósł foldery biur podróży, bo skoro to nasz długo odkładany miesiąc miodowy, to nie będziemy oszczędzać. Pamiętasz, kochanie?

Konrad chciał jej przerwać, ale widziałam, jak Adam stuknął go pod stołem. I żona Konrada ciągnęła:

– Nie mamy łóżka. Prawda, kochanie? Do dzisiaj. A wiecie dlaczego? – powiodła po nas triumfalnym spojrzeniem. – Bo on – wysunęła wskazujący palec oskarżająco i dotknęła prawie piersi Konrada – powiedział, że ważniejsze są wspomnienia niż nowe łóżko. Na podwójne łóżko odkładaliśmy od zeszłego roku, kiedy to stare pękło, i od tego czasu śpimy na materacu joga kupionym jakieś dwanaście lat temu. Prawda, kochanie?

– Ale… – próbował dzielnie Konrad i to było wszystko, co udało mu się wtrącić.

– Materacowi joga wychodzą z jednej strony sprężyny, nigdy bym nie przypuszczała, że tam są sprężyny, a z drugiej strony robi się dół. Wyobrażasz sobie, jak się na tym śpi, prawda? – To było znowu do mnie.

Potaknęłam głową, zerkając na Adaśka. Minę miał nieodgadnioną. Żona Konrada rozjaśniła się.

– Wypatrzyliśmy bardzo przyjemne łóżko za dwa tysiące trzysta, niestety bez pojemnika na pościel. Ale Konrad mówi, prawda, kochanie, że łóżko może poczekać! Foldery fantastyczne! Poczujemy wolność! Niezależność! Będzie tak, jak kiedyś sobie wymarzyliśmy! No i murowana pogoda, na przykład w takim Egipcie! A lot samolotem? Pierwszy raz w życiu! Będzie absolutnie odlotowo! Wtedy Egipt miał ofertę specjalną, do pieniędzy na łóżko dołożyła dwa tysiące teściowa, choć to chyba jedyny prezent, który nam zrobiła w życiu, prawda, kochanie?

24
{"b":"100431","o":1}