Литмир - Электронная Библиотека

Tu mi trochę dokuczyła, bo to było przed epoką Adaśka (czeka na mnie, szybciej, Agnieszko!), ale rozumiem, że emocje wzięły górę, więc nie przywiązałam do tego specjalnej wagi. Potem jakieś esemesy, telefoniki, jak był w Warszawie, to się spotkali na kawie, i to by było na tyle. Niestety trzy tygodnie temu w jej macierzystej firmie w Warszawie odbył się zjazd wszystkich VIP- ów. Ale tym razem Gwidon już nie rzucał w stronę Agnieszki powłóczystych spojrzeń, tylko wziął sekretarkę do hotelu i ta sekretarka wyszła od niego rano. Agnieszka popadła w obłęd.

– On przecież się we mnie zakochał! – jęczała. – Jak on mógł mi to zrobić, na moich oczach?

Agnieszka przeprowadziła małe dochodzenie, okazało się, że Gwidon ma żonę, uroczego synka oraz słynie z jednonocnych kontaktów bez zobowiązań. A teraz znowu się szykuje wyjazd do Białegostoku i szef zapytał, czy ona jedzie, bo trzeba zamówić wcześniej pokój w hotelu.

– Nie jedź – odpowiedziałam prosto.

– Mam nie jechać? – w głosie Agnieszki usłyszałam zdumienie.

– Nie jedź – powtórzyłam.

– A mogłabyś to jakoś uzasadnić? Łatwo rzucić hop- siup.

– Jak nie pojedziesz, to będziesz zadowoloną, szczęśliwą z życia osobą, która nie ma wyrzutów sumienia w stosunku do swojego męża.

– Nie mieszaj w to mojego męża! – Agnieszka poczuła się dotknięta. Po chwili milczenia dodała smutno: – Ale jeśli nie pojadę, to będę zrozpaczoną, samotną i porzuconą osobą. Gdzie tkwi błąd?

– Nie jedź.

– Próbowałam rozmawiać z Mańką, ale ona powiedziała, że jestem nienormalna. Więc co mam zrobić?

– Nie jedź.

– Nie rozumiem cię. Ja po prostu szukam rozwiązania, a nie zaprzeczenia. Myślałam, że mi pomożesz.

– Nie jedź.

Podwinęłam nogi pod siebie i upiłam trochę wina.

– A to, że jedzie Aśka, to nie jest żaden argument?

– Nie? Ale jak nie pojadę, to będą mnie obgadywali. Sekretarka… Ale między nami powstała jakaś więź, a ty jesteś trywialna. Jak nie pojadę, jemu serce pęknie.

– Być może pęknie, ale nie przy tobie, tylko przy sekretarce.

– Masz rację. Lepiej byłoby, gdybym nie pojechała. To co mam robić?

– Nie jedź – powtórzyłam tępo.

– Czyli jeśli będzie następny służbowy wyjazd, to mam szefowi powiedzieć, że też nie pojadę? Czy jesteś w stanie powiedzieć mi coś innego, doradzić coś mądrego?

– Chciałabyś, żebym ci powiedziała: jedź? – zapytałam odkrywczo.

– Tak!

– Ale ja nie powiem. Nie jedź.

– Czy ty musisz być naprawdę aż tak niemiła dla mnie?

– Nie. Ale nie jedź.

– Jesteś monotonna. Będzie mi z tym zdecydowanie lepiej? Jestem beznadziejna, twoim zdaniem? Nie wiem, co robię? Powinnaś powiedzieć: jedź.

– Ale ja ci powiem: nie jedź. – Wino mi się skończyło i chciałam do Niebieskiego pilnie i natychmiast.

– Ale niby dlaczego? I na takie proste pytanie nie potrafisz odpowiedzieć prawidłowo? Są trzy pytania w przyrodzie, które chciałabym ci zadać. Czy istnieje Bóg, czy jest życie po śmierci i czy mam jechać? Czy może raczej nie? Na pierwsze dwa możemy sobie odpowiedzieć kiedy indziej. To co mam robić, ostateczna, krótka odpowiedź! W końcu udzielasz rad, prawda?

– Nie! – krzyknęłam w telefon. – Nie jedź! Jeśli twój mąż jest dla ciebie chwilowo nikim, to przyjmij do wiadomości, że Gwidon ma cię gdzieś!

– Skąd wiesz? – zmartwiła się Agnieszka. – Myślisz, że przez tę sekretarę? Ale chyba masz rację… Skoro był z tą wstrętną sekretarą. Jak ona się nie wstydziła… – Agnieszka brzmiała naprawdę smutno. Po chwili jej głos nabrał zdecydowanej barwy: – To znaczy, że powinnam pojechać i dać mu do zrozumienia, że między nami nic nie było, że jest mi obojętny. – Tym razem jej głos nabrzmiewał nadzieją.

Spojrzałam na zegarek. Dwadzieścia cennych minut minęło.

– Nie jedź. Jemu jest obojętne, co zrobisz. Nawet nie zadzwonił.

– I tak się nie mam w co ubrać.

– i bardzo dobrze, będzie ci łatwiej nie jechać. – Agnieszka zamilkła.

– To może nie pojadę – zabrzmiało w słuchawce. – No to pa, zdzwonimy się.

Wyjęłam wtyczkę telefonu ze ściany i wróciłam do Adama z pustym kieliszkiem w ręku. Leżał rozwalony w poprzek łóżka. W nogach spał Borys na dopiero co zmienionym prześcieradle. Świeczka skwierczała, knot zanurzył się w wosku. Do połowy pełny kieliszek stał na podłodze. Siadłam na łóżku i delikatnie dotknęłam ramienia Niebieskiego.

– Chodź, chodź, czekam przecież… – głos Adama był senny.

Zdmuchnęłam świeczkę i położyłam się obok niego. Przerzucił przeze mnie ramię, ułożył sobie wygodnie moją pierś w zgięciu łokcia i zasapał mi w obojczyk przytulnym ciepłem. Przez sen. Leżałam nieruchomo i zastanawiałam się, dlaczego kiedyś, dawno, dawno temu, bardzo pragnęłam mieć telefon. Cóż za bezsensowne pragnienie. A potem pomyślałam sobie, że mam nadzieję, że Tosia tak właśnie spędza wieczory. A potem zasnęłam.

Dlaczego, gdy byłam młodą kobietą dwudziestoletnią, nie chciałam się kochać rano, skoro to jest takie przyjemne? Nie wiem. Coraz częściej nie znajduję odpowiedzi na te i inne pytania, a przecież płacą mi za odpowiedzi. Może powinnam sama do siebie napisać?

Pojechałam do redakcji i zapukałam do Naczelnego.

– Kolega był na sesji “Playboya” – powiedział z niesmakiem. – Wie pani, że im, tym modelkom, podklejają pośladki skoczem?

– Po co? – zapytałam inteligentnie, bo przecież żaden skocz na świecie nie utrzyma pośladków w pozycji pionowej.

– Nie wiem. Podobno obrzydliwie to wygląda.- Naczelny był naprawdę zniesmaczony. – Tak, tak, życie rozwiewa złudzenia. A pani w jakiej sprawie, pani Judyto?

Wytłumaczyłam mu pokrótce swoje problemy finansowe i to, jak beznadziejnie wpłynęły na moją psychikę, mocno kajając się za poprzednie zachowanie i pogróżki, że zmienię pracę, i poprosiłam o jakieś dodatkowe zlecenia.

– Może by pani napisała coś o seksie? – ożywił się Naczelny, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, machnął ręką. – Nie, w tej sytuacji to bez sensu…

– Chętnie napiszę – wyjąkałam. Człowiek, który ma dług do spłacenia, może pisać nawet o seksie, choć byłabym tysiąc dwieście piętnastą osobą, która pisze o seksie. Gdyby wszyscy, którzy piszą, zajęli się teorią, nie praktyką… Aż przyjemnie pomyśleć.

– No to niech pani napisze. Chociaż właściwie byłbym za powrotem do stałych wartości w zmiennych kolejach losu – westchnął Naczelny. – Jak uratować związek, jak porozumieć się z partnerem… Teraz są takie książki… Niech pani napisze, okres urlopów, nikt nie pracuje – westchnął Naczelny i popatrzył w okno.

– Ja też muszę jechać na urlop. Co zrobić, takie życie. – Nie wydawał się zachwycony.

Podziękowałam i cichutko się wycofałam za drzwi. Oczywiście, że napiszę! Napiszę, będę pisać i pisać, muszę pracować, bo nie jestem w stanie żyć spokojnie z takim długiem. Po drodze do domu wstąpiłam do księgarni i kupiłam mnóstwo pożytecznych książek, które na pewno kupiłaby Brigdet Jones, gdyby była na moim miejscu. I tak wolę Adaśka niż Hugh Granta.

Jak go uwieść.

Jak go zostawić.

Jak go zanęcić.

Jak go zniechęcić.

Mizoginista i kobieta, która kocha.

Porozum się z partnerem.

Porozum się z mężem.

Porozum się z kochankiem.

Zrozum, co on mówi.

Zrozum, co on czuje.

Zrozum, czego on nie mówi i tak dalej.

Do tych książeczek pani na stoisku dodała mi dwie: Znaki zodiaku, jak się łączyć, by żyć długo i szczęśliwie, co mi się wydało pozycją najciekawszą. I jeszcze jedną książkę o seksie. Wydałam sto sześćdziesiąt cztery złote, bo zakupy zrobiłam w stoisku z tanią książką.

Napiszę cykl artykułów. Naczelny się zachwyci i poprosi mnie o stałą rubrykę. Przed oczyma duszy tańczyła mi w dużym lejaucie moja własna rubryka: “Judyta radzi”. Nie, beznadziejne, jak ktoś komuś coś radzi, to na pewno ludzie tego nie czytają. Judyta rozumie. Nikt w to nie uwierzy.

Judyta i ty.

Ty i Judyta.

Judyta, która nie radzi.

Judyta, która nie radzi nigdy nic nikomu.

23
{"b":"100431","o":1}