Литмир - Электронная Библиотека

Wciąż chudnę

Chciałam z nim pogadać, ale znowu zabrakło mi odwagi. A poza tym, skoro już tylko wnętrze się liczy, a nie zewnętrze, to akurat siadłam sobie wygodnie przed uroczym harlequinowskim filmem, z mocną herbatą. Adaśko nie krył niezadowolenia. Pomyśleć, że kiedy byłam sama, to nie chciałam być sama! W telewizorze on kochał ją, a ona nie, a potem, kiedy ona jego, to on już jej nie. Ale potem kiedy nareszcie… to wtedy i on ją, i ona jego. Był to bardzo pouczający film, który bez wątpienia rozwinął moją osobowość.

– Mam nadzieję, że twoje wnętrze nie będzie wyglądać tak jak to – Niebieski machnął w kierunku całującej się na tle zachodzącego słońca pary.

Zawsze byłam zdania, że mężczyźni nie powinni oglądać filmów, tylko zajmować się czymś pożytecznym. Wbić gwóźdź albo naprawić uszczelkę. I tak od słowa do słowa – pokłóciliśmy się. On twierdził, że ja tylko markuję zdrowe życie i w ogóle, bo naprawdę i tak nic nie robię dla wnętrza. Albo chcę schudnąć, albo wyglądać ślicznie, a tymczasem chodzi o zdrowie, i co ja ze sobą robię!

Oburzyłam się wielce i z miejsca zadzwoniłam do lekarza chińskiego. Zasadniczo lekarz jest Rosjaninem, za to od medycyny chińskiej, ale mówi po polsku. Nie będzie mi nikt mówił, że nie dbam o siebie! Bardzo proszę! Właśnie że do niego pójdę i zastosuję się do wszystkich wskazówek!

Rosjanin od medycyny chińskiej przepisał mi hinduskie zioła, chińskie perły oraz dietę jak najbardziej rodzimą, która niestety nie ma mnie odchudzać, tylko odciążyć moją wątrobę zniszczoną żółtaczką. Dietę straszną, restrykcyjną, nie do zniesienia! Kaszka rano, za to z kiełkami i sezamem, sól won, ryż w południe, aloes, żadnej herbaty, kawy, warzywka, i to gotowane, do picia lipa i żeń- szeń z lukrecją.

Wróciłam do domu. Powtórzyłam zalecenia Niebieskiemu, uśmiechnął się pod nosem i powiedział:

– Rozumiem, że to nie dla ciebie.

O, nie będzie mi tutaj żaden facet mówił, co jest dla mnie, a co nie! W życiu!

– Mogę wiedzieć dlaczego?

– Bo i tak nie wytrzymasz ani tygodnia – powiedział Adaśko i zaczął czytać gazetę.

Trzasnęłam drzwiami i wyszłam do kuchni. Mężczyźni nie powinni oceniać moich możliwości. Przecież spokojnie mogę jeść kaszkę i ryż, odstawić herbatę (z cukrem!), kawy i tak nie piję, to mam z głowy. Ja mu pokażę!

Spędziłam cały dzień na chodzeniu po sklepach. Przyszłam obładowana jak muł, zmęczona i znacznie uboższa – nie podejrzewałam, że maleńka torebeczka zdrowego ryżu kosztuje piętnaście złotych!

Adam popatrzył na moją żywność uważnie.

– Po co tyle tego kupiłaś? Zmarnuje się. Jutro już przejdziesz na mięseczko.

Nie odezwałam się. Nie dam się sprowokować. Udowodnię jemu i całemu światu.

Potem wróciła Tosia ze szkoły. Rozwaliła się w kuchni, spojrzała na zakupy i powiedziała:

– Po co tyle tego kupiłaś? Zmarnuje się.

Rano ugotowałam sobie kaszę jęczmienną łamaną. Bez soli. Posypałam sezamem i otrębami. Wyglądała okropnie. Wzięłam pierwszą łyżkę do ust… i wszedł do kuchni Adam.

– Ha! – powiedział.

– Dzień dobry – powiedziałam i rozjaśniłam twarz w uśmiechu szczęśliwej i zadowolonej z odmiany życia kobiety.

– Smaczne? – zapytał zdziwiony.

Kaszka rozmnożyła mi się przed oczami, miliony ziarenek zaczęły rosnąć i zapełniać kuchnię.

– Pyszne – powiedziałam i zaczęłam jeść. Nie będzie triumfował!

Minęło sześć dni. Jem obrzydliwą kaszkę, nie piję ulubionej herbaty, zawzięłam się. Moje wnętrze zdrowieje z minuty na minutę. Wczoraj przyszła Reńka. Zaparzyłam jej pyszną herbatkę, sobie nalałam wrzątku do żeń- szenia i lukrecji. Reńka powąchała moją szklankę i wstrząsnęło nią, tak samo jak za każdym razem wstrząsa mną.

– Ty pijesz to obrzydlistwo? – zapytała wspierająco.

– To nie jest złe – powiedziałam, kłamiąc jej w żywe oczy. – Poza tym świetnie doenergetyzowuje czy coś takiego. – To już była prawda.

– Zwariowałaś czy co? – Renia była niepocieszona.

Opowiedziałam jej o chińskim Rosjaninie, o nowym życiu, o zdrowiu, o niezwracaniu uwagi na bzdety, tylko na rzeczy ważne. Oraz o Adamie, który nie wierzy w to, że mogę wytrzymać przynajmniej trzy tygodnie. Potem będę już mogła jeść gotowaną pierś kurczaka. Chyba że się okaże, iż ma priony. Lub pryszczycę. Lub coś zupełnie nowego. Przecież świat idzie naprzód. Udowodnię Adamowi, że stać mnie na wszystko.

Reńka, popijając pyszną herbatę, nagle się roześmiała radośnie.

– To on ciebie normalnie podpuścił, a ty się dałaś tak nabrać! – wykrzyknęła.

I poszła.

A we mnie się aż zagotowało. Tak się dałam podejść! Męczę się nieludzko tylko dlatego, że dałam się wmanipulować w kaszkę mężczyźnie! Oczywiście, że dałam się podprowadzić jak dziecko we mgle! Wykorzystał to, co mówię, do swoich celów! O, nie będzie mną żaden facet manipulował!

Kiedy wrócił z pracy, właśnie smażyłam (nie wolno!) na głębokim oleju (nie wolno!) udka kurze (nie wolno!) z curry (nie wolno!).

– Szybko ci przeszło – powiedział Adaśko.

I już, już chciałam powiedzieć, że nigdy więcej nie dam podpuścić, kiedy nagle spłynęło na mnie olśnienie.

– To przecież dla ciebie – powiedziałam i nakryłam do stołu.

On dostał udko, ja ryż z gotowaną rzodkiewką, marchewką i burakiem. Bez soli. Ohydne.

Uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. Ale miał głupią minę! Tosia wcięła dwa uda kurze i zakazała wspominać o tym Jakubowi. Jakbym nie miała nic lepszego do roboty, tylko informowanie go o jadłospisie Tosi. Tosia zresztą jest dumna z mojej diety, jak sądzę. Spojrzała z obrzydzeniem na mój talerz i powiedziała:

– Trzeba schudnąć, by móc tyć swobodnie.

– Daj matce spokój – powiedział Adam.

A więc już do tego doszło, że jest mu obojętne, jak wyglądam.

Ząb i dentysta

Czy są na tym świecie jakieś mądre i przewidujące osoby? W każdym razie ja do nich nie należę. Jeśli z czymś mi się kojarzą takie mądre i przewidujące osoby, to z zębem. Nigdy nie doświadczają bólu – zanim ząb zaatakuje, to one, myk- już są u dentysty.

Ze mną dzieje się wręcz przeciwnie. Taki ząb najpierw delikatnie przypomniał o sobie, że jest. Głupia nie jestem, wiem, że w tym miejscu siedzi od ładnych paru lat, więc go zlekceważyłam. Mógł się poczuć obrażony, bo zamilkł, jakby go w ogóle tam nie było. Przyjęłam ten fakt z zadowoleniem. Odnotowałam w pamięci krótkotrwałej, że kiedyś, w jakiejś bliżej niesprecyzowanej przyszłości, trzeba by iść do dentysty. Ale potem sobie pomyślałam – czy to ja już nie mam gdzie chodzić? Ostatecznie jest dużo innych miejsc na tym cudnym świecie. Ząb jakby zapadł się pod ziemię, a mnie życie wzywało.

Tak mnie wzywało i wzywało, aż pewnego ranka obudziłam się i poczułam. Przejechałam po nim językiem na powitanie, nie złagodniał. Och, ty – pomyślałam. Wypiłam gorącą herbatę – zbuntował się. Aż zazieleniało mi pod powiekami. Dobrze, zwyciężył. Nalałam do herbaty zimnej wody – uspokoił się. Postanowiłam go zaafirmować. Jesteś moim kochanym ząbkiem. W ogóle mnie nie bolisz. Jesteś zdrowy. Musiał zrozumieć, bo ćmił tylko.

W sobotę udałam się z Adamem na przyjęcie do jego przyjaciół z radia, zjadłam tam milion kalorii – a wierzcie mi, w ogóle ich nie było widać – ukrytych sprytnie w kremówce. Postanowiłam przechytrzyć mój ząb i jadłam lewą stroną buzi. Niestety, okazał się sprytniejszy. Wierzgnął na krem i wbił mi szpikulec w szczękę. Pobiegłam do łazienki i długo płukałam usta letnią wodą. Letnią, bo na zimną ząb krzyknął – nie! I dał mi kopniaka prosto w prawą stronę żuchwy.

Po przyjściu do domu wzięłam przeciwbólowe. Oraz przysięgłam mu, że w poniedziałek skoro świt idę do dentysty. Ucieszył się i przestał wyczyniać cuda. Ten poniedziałek miał miejsce dwa tygodnie temu.

Ale czy to moja wina, że ząb mi w ogóle o sobie nie przypomniał?

Przedwczoraj wziął ciężki młot i zaczął regularnie uderzać. Tabletki przeciwbólowe odpychał zdecydowanie. Posunęłam się do tego, że próbowałam go upić. Poszłam do Uli na koniaczek. Wypiłyśmy pół butelki, bo to jest dobra przyjaciółka, i ząb został zgłuszony.

40
{"b":"100431","o":1}