Литмир - Электронная Библиотека

Wyłączyłam wideo, zdjęłam legginsiki, włożyłam dżinsy i wsiadłam w kolejkę. Pierogi ruskie były przepyszne. Wróciłam do domu wieczorem, razem z Adamem.

Adam wszedł do pokoju i od razu potknął się o kupę ubrań. Obok szafy leżała sterta swetrów, o których zapomniałam. Schowam później. Przecież postanowiłam się gimnastykować i muszę zacząć dziś, a nie jutro. Adamowi powiedziałam, że przez następną godzinę będę zajęta i żeby mi nie przeszkadzał. Wykazał znikome zainteresowanie i powiedział, że wobec tego idzie do Krzysia. Zdjęłam dżinsy i włożyłam legginsiki. I tiszerta. Włączyłam wideo. Zamiast callaneticsu ukazał mi się Harrison Ford. Nawet nie podejrzewałam, że mam nagrany ten film! Uwielbiam Harrisona Forda! Deszcz zaczął bębnić w okno. Obejrzałam calusieńki. Bardzo przyjemny film, kiedy tak pada i pada.

O dziesiątej zorientowałam się, że jest dziesiąta. Trochę się zdenerwowałam, że świat cały się sprzysięga przeciwko takiemu człowiekowi jak ja – który coś dobrego postanowił dla siebie zrobić. Przewinęłam Harrisona Forda – o rany, jak on na nią patrzył! – i włożyłam kasetę, na której powinien być callanetics. Powinien, ale nie było. Byli Dezerterzy. Wyjęłam Dezerterów i włożyłam następną. Wiem, że powinnam mieć wszystkie kasety opisane, ale nie mam. Zresztą to znakomita okazja, żeby nareszcie coś uporządkować – wobec tego siadłam wygodnie w fotelu i zajęłam się kasetami. Przygotowałam karteczki, nakleiłam na kasety i po prostu je opisywałam. Adam wsadził głowę w drzwi i popatrzył na mnie nieprzytomnie. Zupełnie inaczej niż Harisson Ford na tę pannę, w której się kochał.

– Co robisz?

– Nie widzisz? Porządek! – odpowiedziałam gniewnie. Mógł tak długo nie siedzieć u Uli i Krzysia.

– Od wczoraj? Kładę się, jestem nieprzytomny ze zmęczenia.

OK. W ogóle nie będę zazdrosna o to, że często wraca późno w nocy. Przecież bywa w radiu. I nie polecę do niego natychmiast tylko dlatego, że idzie do łóżka. Wpadłabym w związek toksyczny, to jest taki, w którym ludzie ani przez moment nie mogą być sami.

– Kładziesz się? – Adaśko stoi w drzwiach.

“Jeśli zależy ci przede wszystkim na nim i rzucasz wszystko na każde jego żądanie…”

– Jeszcze mam tutaj robotę…

– To dobranoc.

Nawet się nie obraził, nie powiedział “chodź”, przecież bym poszła. Po prostu poszedł. Nie brakuje mu mojej obecności. Niech sobie śpi, skoro lepiej mu beze mnie. Dalej naklejałam karteczki na kasety. Przy Cienistej dolinie spłakałam się jak norka. Była pierwsza. Kasety z callaneticsem nie znalazłam.

Opisane kasety postanowiłam ułożyć porządnie, a nie byle jak. Przygotowałam jedną półkę na książki. To znaczy, zdjęłam książki i ułożyłam tam kasety. To też było pożyteczne zajęcie – bo odnalazła się książka Olgi Tokarczuk, myślałam, że mi jej nie oddała moja przyjaciółka pół roku temu, i prawie zerwałam kontakty z kłamczuchą jedną, co książek nie oddaje. Trochę mi się zrobiło głupio. Jutro do niej zadzwonię. Książki ustawiłam chwilowo na parapecie, bo i tak muszę zrobić generalne porządki w książkach. Położyłam się spać o wpół do trzeciej.

Następnego dnia zadzwoniłam do mojej przyjaciółki i przeprosiłam, że posądzałam. Zaczęłam od Adama, Reni, co chodzi na siłownię, czarnych spodni, tiszerta, obwodu w talii, szukania kasety itd. Bardzo się ucieszyła, że zadzwoniłam, bo właśnie znalazła moją Olgę Tokarczuk. U siebie na półce. Bo pożyczyłam jej nie Prawiek, tylko E.E. Więc ja się też ucieszyłam. Następnie powiedziała, że może mi pożyczyć kasetę z callaneticsem na zgodę i przeprosiny. Umówiłyśmy się na środę.

Tosia dzwoniła, że jest fantastycznie i czy może jechać do Szwecji. Nie może! Dlaczego?! Bo nie! Mówi, że rozmawiała z Adamem i on jest zdania, że ona może jechać do Szwecji. Czy ze mną rozmawiał? Nie, bo jeszcze nie wrócił. Bo oni chcą na rowerach jechać, prom jest tani, chociaż na parę dni, i że już rozmawiała z Tym od Joli, to przyśle jej jakieś pieniądze, i żebym nie utrudniała, tylko dała paszport Karolinie, bo Karolina pojechała po swój. Rowery są na miejscu. Nie! Nie! I jeszcze raz nie!

Kiedy Adam wraca z pracy, po pierwsze pyta, co z naszym wyjazdem, bo to przecież już lipiec i wakacje za chwilę się skończą. Po drugie – czy puszczę Tosię do tej Szwecji, bo to okazja i niedaleko, i żebym się nie wygłupiała, bo on bardzo by nie chciał, żeby tak bardzo nie mieć do niego zaufania, gdyby był na miejscu Tosi. I niech nie będę uzależnionym rodzicem. Tak jestem zdenerwowana pierwszym pytaniem, że zgadzam się, żeby Tosia jechała do Szwecji. Nie wiem, jak mu powiedzieć, że my nigdzie nie pojedziemy.

Wczoraj po drodze z redakcji wpadłam do Kasi po kasetę z callaneticsem.

Dzisiaj jest czwartek. Kaseta leży na wideo i czeka. Strasznie mnie boli głowa. Wypiłam już dzisiaj dwa soki pomarańczowe, jedną aspirynę z witaminą C, jeden alkazelcer czy inne świństwo, trzy herbaty z cytryną i butelkę wody mineralnej. W dalszym ciągu mnie suszy. Zadzwonił Adaśko i ubolewał, że nie widzi mojego kaca. Myśli, że się będę wstydzić! Niedoczekanie, socjologu jakiś!

Wszystko dlatego, że wczoraj zaczęłyśmy od resztek koniaku z urodzin Kasi. Nie pije się koniaku najpierw. Przed resztką wina do kolacji. I przed kieliszkiem ajerkoniaku na deser. Wzięłam również magnez i wapno. Nic mi nie lepiej. Patrzę na książki na parapecie, które będę musiała pilnie uprzątnąć, ponieważ nie otwiera się okno. Myślę sobie, że trzeba będzie jutro schować swetry, bo o nich zapomniałam i ciągle leżą na kupie koło szafy. Choć legginsiki i tiszercik w pogotowiu. Ale kaseta by do mnie sama nie przyszła, jak sądzę, więc trochę jestem usprawiedliwiona. O rany, jak mi się chce pić. O rany, jak mnie boli głowa.

Ale pojutrze na pewno wcześniej wstanę i zacznę ćwiczyć, skoro już, niestety, mam kasetę. Chyba że zadzwoni Moja Mama i powie, żebym przyjechała na żeberka. Moja Mama robi świetne żeberka.

Stanę na głowie

Dzisiaj prosto z redakcji pojechałam do Ostapko. Bez telefonu, bez uprzedzenia. Musi mi oddać pieniądze. Dość tego. Ostapko otworzyła mi drzwi w szlafroku. Cofnęła się na mój widok, ale nie zwracałam uwagi na jej wygląd. Koszmarny. Wepchnęłam się prosto w otwarte drzwi, usunęła się z wyraźną niechęcią.

– Judyta?

– Słuchaj – stanęłam w przedpokoju w pozycji bojowej. – Od miesiąca nie mogę się z tobą skontaktować. Oddaj mi moje pieniądze! Co z naszym cudownym interesem? Mów! – byłam zła jak diabli i wszystkiego miałam dosyć.

– Wejdź – Ewa otworzyła drzwi do małego pokoju, w którym piętrzyły się jakieś dokumenty, telewizor stał tyłem do ściany, a na telewizorze ustawione były jakieś pudła. – Przepraszam za bałagan, ale się pakuję.

Głos miała jakiś nieswój, co dopiero teraz zauważyłam.

– Chcesz kawy, herbaty?

– Chcę, żebyś mi oddała moje pieniądze. Nie wchodzę z tobą w żadne interesy!

Wtedy Ewa Ostapko, wspaniała Ewa Ostapko, która miała odmienić moje życie i dzięki której miałam zarobić dwadzieścia tysięcy bez kiwnięcia palcem, siadła, tak jak stała, na jakimś krześle i rozpłakała się.

– Nie mogę ci oddać – łkała – nie mam. Serce mi powoli ruszyło do gardła, a potem wolno opadło na swoje miejsce.

– Nie masz? Jak to, nie masz? – Siadłam ciężko na drugim krześle, a mój głos był cichy. – Jak to, nie masz? – powtórzyłam tępo. Nie wiem, jak mogłam choćby przez moment pomyśleć, że jest silna i przebojowa. Otarła oczy.

– Oszukali nas.

– Ewa – kulka w gardle znowu urosła – rozumiem, że coś ci nie wyszło, ale nie stać mnie na takie prezenty.

Ewa stanęła nade mną jak kat.

– Nie oddam ci, bo nie mam. Myślałam, że obie zarobimy. Ja też na tym sporo straciłam. Pełno jest oszustów, dziennika nie oglądasz?

Owszem, nie oglądam. Czy to, że nie oglądam dziennika, zrujnuje moje życie? A mój związek, który opiera się na zaufaniu i szczerości? Dlaczego nie porozmawiałam wcześniej z Adamem?

20
{"b":"100431","o":1}