Peron odjechał, ja zasłoniłam się gazetą. Razem z peronem odjechał kiosk i duży napis „Lecznica Chirurgiczna”, do której ktoś sprejem dopisał: „Tragiczna”.
Patrzyłam przez taką samą brudnawą szybę, mimo że koło mnie nie było już Marcinku i babci. Było mnóstwo innych ludzi, którzy wracali z pracy i zajęci byli głównie czytaniem kolorowych gazet lub przysypianiem. Szczęśliwie nikt nie zwracał uwagi na to, co miałam na głowie. Iglica Kościółka Kultury i Nauki jarzyła się wszystkimi kolorami tęczy w zachodzącym słońcu. Kolejka, pędząc na zachód, minęła złoty domek. Na stacji P-Opacz spojrzałam w stronę strzałki. Wskazywała daszek przystanku. Na daszku stał telewizor. Na ekranie ktoś flamastrem napisał: „I co się tak gapisz? Jestem radio”. Dzikie zwierzątka podrywały się do lotu, śmigały w brzozy, na których ktoś porozwieszał listki. Chmury już ktoś przedmuchał w inne miejsce – niebo było czyste.
Na głowie miałam fryzurę, balejaż, lakier. Wyglądałam koszmarnie. Kiedy wybiegłam z kolejki, marzyłam o jednym: żeby farba, którą kupiłam w ostatniej chwili, chwyciła. Żeby Beatka, która ma talent do cięcia i nożyczki z Niemiec, była w domu i mogła przyjechać. Żeby nikt mnie nie zobaczył. Z pochyloną głową biegłam do domu. Prawie wpadłam na sąsiadkę od jaj. Nie odkłoniła się. Nie poznała mnie.
Kiedy otwierałam bramę, wyjrzała Ula. Krzyknęła:
– O Boże, co się stało, już do ciebie idę!
Jest gorzej, niż myślałam. Wpadłam do domu i rzuciłam się do łazienki. Wsadziłam głowę pod kran. Już nigdy przysięgam, obiecuję – nie zrobię z siebie eleganckiej kobiety! Po chwili wpada Ula. Ma pogodne usposobienie, więc próbuje mnie pocieszyć. Że farbę mi zaraz na balejaż położy, na pewno chwyci, a Beatkę trzeba ściągnąć za wszelką cenę, to może mi wyrówna włosy.
Dzwonię do Beaty. Przyjeżdża w ciągu godziny. Od drzwi mówi:
– Mówiłam ci, żebyś się sama nie cięła.
Boże, dlaczego mnie wystawiłeś na tak ciężką próbę! Farba chwyciła. Nie ma śladu po balejażu. Beata pracuje nad moimi włosami. Udało się! Wyglądam jak przed fryzjerem, tylko mam znacznie mniej włosów. I znacznie mniej pieniędzy.
Spódnica jest dobra! Hura! Schudłam trzy i pół kilograma i nawet tego nie zauważyłam. Dotychczas chudłam, jak mnie zdradzano. To znak, że zaczął się następny etap w moim życiu!
***
W kwestii porządków: Tosia wydrukowała sobie z komputera mój list do ojca dziewczyny, co nie zdała matury, wierszyk przybiła gwoździem do drzwi.
– Nie jestem twoją własnością – krzyknęła – innym to dobrze radzisz, a ode mnie jesteś uzależniona! Zostaw mnie w spokoju i mój pokój, i mój własny bałagan!
Mam inteligentną i trudną córkę.
Za pół godziny wyjeżdżam. Teraz Tosia mnie maluje. Wyglądam świetnie. Cudownie. Ekstra. Tylko pamiętać – nie łączyć w jedno oka i ręki, oko i ręka nie!
Mijam panią od jajek w biegu do stacji. Nie poznaje mnie! Hura!
***
Jola, dawniej przez nieuwagę zwana złotozębną, jest najcudowniejszą kobietą pod słońcem! Niech nigdy nie ma ospy, opryszczki, ubytków oraz nadwagi. Gdyby nie ona, nigdy bym przecież nie umówiła się na randkę z najcudowniejszym facetem pod słońcem! Nie wiedziałabym, jak się czuje kobieta, której mężczyzna nie dość że podaje płaszcz i zaprasza na cudowną kolację, to jeszcze czeka na nią na peronie z bukietem kwiatów!
W ogóle nie wiedziałam, że takie kwiaty mogę dostać. Nie wiedziałabym, gdyby nie Jola! Niech im się wiedzie jak najlepiej. Jak mogłam być taką idiotką, żeby mieć do niej pretensje!
Jak to człowiek nigdy nie wie, kiedy coś złego obraca się w samo dobre. A przecież Ula mi to już dawno powiedziała!
Czekał z bukietem róż. Z pięć odmian tych róż w ośmiu kolorach. W życiu nie widziałam takiego bukietu! Objął mnie przy tych wszystkich narkomanach i podróżnych, pod tablicą „Uwaga, wysokie napięcie”. Możecie mi wierzyć – poczułam to! Świat mi się zakręcił, słowo daję.
A potem kolacja. Przy szampanie trzymał mnie za rękę i opowiadał o sobie. Jak żona powiedziała, że chce żyć z innym, to odszedł. Wszystko jej zostawił – to znaczy mieszkanie i samochód, bo kobiecie jest zawsze trudniej zaczynać wszystko od nowa. Do dziś są w przyjaźni. Dzieci nie mieli, więc nie walczył, tylko uszanował jej decyzję. Bo jak człowiek prawdziwie kocha, to chce, żeby tej osobie było dobrze! On jest zupełnie inny niż wszyscy faceci na świecie!
A potem – wiem, że trudno w to uwierzyć, sama w to nie wierzę – powiedział, że czekał na taką kobietę jak ja całe życie i poczeka jeszcze, i nie mam się od razu decydować, ale dać mu szansę, skoro nam ją los zesłał. Bo wygląda na to, że jestem kobietą jego życia. Dobrze, że mnie nie widział po fryzjerze. Wtedy nie wyglądałam w ogóle.
Następnie całowaliśmy się na ulicy. A następnie jego kierowca odwiózł mnie do domu. O dwunastej telefon: czy dojechałam, czy będę o nim myślała itd. Wyjeżdża na dwa tygodnie do Londynu. Będzie emaliował. I dzwonił.
Zakochałam się.
Jasnowidz
Mietek zginęła. Widziałam ją ostatni raz trzy dni temu. Szła w stronę pól z podniesionym ogonem. Nie wiem, co się stało. Nikt nie widział trzykolorowej kotki. Ula mnie pociesza i mówi, że koty wracają. Dlaczego mój nie chce wrócić?
Karmię Zaraza mięsem, żeby sobie nie poszedł. Ale to jest mały, głupi kotek i poluje na szerszenie, które się już pojawiły. A przecież taki szerszeń może małego kotka zabić!
Niebieski napisał do mnie bardzo miły list. Też odpisałam mu bardzo miło. A niech ma. Choć złośliwie mi przyłożył: gdybym nie była taka stara, jak piszę, wnioskowałby z nagłej zmiany tonu moich listów, że się zakochałam. Jasnowidz, czy co?
Odpowiedziałam, żeby nie pisał więcej w sprawach prywatnych, bo jak mnie naczelny dorwie, to mogę mieć nieprzyjemności. List posłałam poza redakcją, przecież nie mogą mi płacić za wymianę uprzejmości z jakimś facetem. I jeszcze mu poradziłam, żeby zgłosił się do ośrodka terapeutycznego, to tam sobie spokojnie przepracuje problem z odrzuceniem. Bo ja jego terapeutką być nie mogę. Trochę mi żal, że już nie będziemy do siebie pisać.
Hirek dzwoni codziennie.
***
Ale dzisiaj dzień – zupełnie jakby to był środek lata! Upał zrobił się niemożliwy, a ja muszę jechać po listy.
Uwielbiam WKD. Po prostu uczy mnie życia jak nic na świecie. Ludzie wchodzą i wychodzą. Dzisiaj na ogół wchodzili. Robiło się coraz tłoczniej. Poza tym nudno.
I wtedy weszła zgrabna dziewczyna ze zgrabnym malcem, pałętającym się w okolicach jej kolan. Malec nie chciał usiąść, tylko wodząc nosem po szybie, zadawał pytania. A dlaczego trawa? A dlaczego jedzie? A gdzie i po co? W świat? A co to jest świat? A dlaczego prąd? A co to jest?
Nadstawiłam uszu, ponieważ do dzisiaj nie wierzę w prąd. Ale zanim jego matka, ta zgrabna dziewczyna, zdążyła mi wyjaśnić istotę prądu oraz powstania wszechświata, malec nagle zaproponował:
– Daj loda.
Dziewczyna schyliła się do torby i wyjęła jogurt.
– Mam jogurt – powiedziała.
– Chcę loda – powtórzył dobitniej chłopiec.
– Mam dla ciebie pyszny jogurt – oświadczyła matka.
– Loda! – krzyknął chłopiec.
Nadzieja na podróż bardziej interesującą rosła z minuty na minutę. Głowy dwóch starszych pań schyliły się do siebie. Dzieci, które się kłóciły o miejsce przy oknie, zamilkły.
– Może serek? – zapytała matka, a ton jej głosu nie podniósł się ani trochę, ku naszemu rozczarowaniu.
Kolejka nadstawiła uszu.
– Lo-da!
– Lody dostaniesz w Warszawie. Zobacz, ten serek ma taką łyżeczkę…
Chłopak siedzący na miejscu dla inwalidów otworzył oczy, ani chybi, ciekaw łyżeczki do serka.