Литмир - Электронная Библиотека

Krzyś, jej mąż, różni się od mojego tym, że po pierwsze nie jest eks, a po drugie jest dobry i kocha Ulę. Statystycznie nie miała dużych szans, ale na nią padło.

Ugór mieni się wszystkimi kolorami. Słońce chyli się ku zachodowi. Trawa podświetlona złotem lekko faluje na wietrze. No owszem, wygląda to cudownie. Ale nie dla mnie. I tak tego nie kupię.

Do furtki podchodzi właścicielka.

– Wczoraj powiedziałam pani Uli, że dziesięć tysięcy, ale to za tanio. Tak że nieaktualne. Przepraszam.

Robi mi się mdło. Szaro. Jak to, nieaktualne? Między wczoraj a dzisiaj tak podrożało? Niemożliwe! Przecież ja to muszę mieć! To jedyna szansa wyrwania się z miasta! Przecież szkoła tak niedaleko, zakupy przywiezie się kolejką, nie można ludzi robić w konia! Muszę zacząć nowe życie!

– A ile pani chce?

– To ja już muszę się z córką naradzić.

Boże jedyny, przez przypadek odnalazłam swoje miejsce na ziemi i ono ma być nie dla mnie? W życiu! Będę walczyć! Nie dam sobie odebrać swojej ziemi! Przecież już nawet wiem, gdzie będzie to cholerne oczko wodne!

Ula odprowadza mnie na stację. Obcasy grzęzną mi w piasku. Cudownie miękkim, ciepłym piasku. Omijam dziurę przed torami. Szyny błyszczą w czerwonawym słońcu.

Przed Warszawą widzę po prawej stronie tęczę! To znak, że można zacząć nowe życie i w ogóle!

O, nie dam się!

***

Przyjechałam do mieszkania, co je mam w ciągu miesiąca opuścić.

Borys miałby tam używanie. Tosia miałaby kota. Mówię Tosi, że może by tak się wynieść daleko stąd. W redakcji byłabym dwa razy w tygodniu. I tak przeważnie pracuję w domu.

Tosia pyta, czy mogłaby mieć kota. Kiedy jej mówię, że to tuż obok Uli, chce natychmiast jechać i zobaczyć się z jej córkami, które przecież zna.

Szczęśliwie jest wpół do dziesiątej, więc nie jedziemy.

Pozwalam Borysowi spać w łóżku. On śpi, ja nie mogę zasnąć. Jutro koniecznie muszę pojechać do Uli. Byle złotozębna Jola mnie nie zmoże.

***

Właśnie zadzwoniła moja mama i zapytała, kiedy zamierzam wziąć się za siebie, bo chyba dalej nie można tak egzystować. (Przez egzystowanie moja mama rozumie życie bez stałej posady, bez stałego męża, bez stałej wagi. Nie mówiąc już o późnym kładzeniu się spać). I co zamierzam z sobą zrobić.

Nie powiedziałam jej. Po co ma nie spać. Położyłam się o jedenastej. W końcu nawet moja mama może mieć czasami rację.

O wpół do dwunastej zadzwonił mój ojciec i zapytał, dlaczego o tej porze jeszcze nie śpię.

Wybita z pierwszego snu, nie mogłam zasnąć. O pierwszej pies zaczął piszczeć. Ubrałam się i poszłam go wysikać. Gdybym miała ogródeczek, puściłabym go do ogródka. Potem zrobiłam sobie herbatę. Potem zapaliłam papierosa. Potem zjadłam przepyszną bułeczkę z pasztetem z gęsich wątróbek. W dalszym ciągu nie mogłam zasnąć. Zapaliłam. Po jedzeniu palę. Zrobiłam drugą herbatę. Potem umyłam zęby. Potem czytałam, mimo że czytanie mi zdecydowanie szkodzi. Potem próbowałam zasnąć. Mowy nie było! O trzeciej trzydzieści się złamałam i wzięłam pół tabletki na sen. O dziewiątej zadzwoniła moja mama.

– To ty o tej porze jeszcze śpisz?

Nie wiem, dlaczego się rozwiedli.

Tam na wsi nie ma telefonów. I bardzo dobrze. Będę żyć w zgodzie z naturą.

***

Tosia absolutnie jest za. Już szuka małego kotka. Właścicielka ugoru podniosła cenę o pięć tysięcy.

– Zgadzam się! – krzyknęłam.

– A to ja jeszcze porozmawiam z synem – powiedziała.

Boże, ilu samotnym porzuconym kobietom, statystycznie rzecz biorąc, pozwalasz na wybudowanie własnego ślicznego domeczku, w którym zawsze będzie ciepło? Możesz mnie tak ustawić w tym szeregu, żeby tym razem też na mnie wypadło, tak jak to zrobiłeś w kwestii porzucenia mnie przez eks?

Przecież coś mi się w końcu należy za to, że Jola nigdy w życiu nie miała ospy?!

***

W kwestii zasadniczej – nie wiem, ile razy człowiek, czyli kobieta, może zaczynać życie od nowa. Jeśli o mnie chodzi, robię to teraz poniekąd nałogowo. Bez przerwy. Nie wiem, dlaczego akurat na mnie popadło. I nigdy się nie dowiem. Widać coś robię źle, bo normalni ludzie żyją normalnie. Nie są porzucani, ich mężowie nie robią sobie dziecka na starość z jakimiś obcymi kobietami, ich porzucone żony nie muszą się wyprowadzać i szukać swojego miejsca na ziemi, ich córki nie muszą zmieniać szkoły i się stresować, a te kobiety nie tyją.

Te kobiety nie kupują kawałka ziemi.

A ja będę miała własny dom, nawet po swoim własnym trupie.

***

Przywieźli mi listy z redakcji. Czterdzieści.

Włączyłam komputer, zrobiłam herbatę. Wyłączyłam telefon. Muszę normalnie żyć. Za trzy dni mamy się wyprowadzić. Julek – kolega z redakcji – wyjeżdża, może mi na trzy miesiące zostawić klucze. Tosia u narzeczonego Złotozębnej. Właściwie powinnam się cieszyć, że ma z ojcem dobre stosunki. Szlag mnie trafia! Z narzeczonym Złotozębnej muszę załatwić, żeby mi pozwolił przewieźć meble później. Czterdzieści listów! Biorę się do roboty. Pierwszy list jest tragiczny. Czy to specjalnie tak?

Droga Redakcjo,

nie wiem, co robić, dowiedziałam się, że mój mąż ma inną. Dzieci ją znają, razem chodzą do kina, razem od dwóch lat wyjeżdżają na urlopy. Moje życie rozpadło się w gruzy. Jak go zatrzymać, jest dla mnie wszystkim. Dzieci mówią, żebym nie histeryzowała, odsunęły się ode mnie, ja płaczę całymi dniami i proszę, żeby mnie nie opuszczał przez wzgląd na te wszystkie wspólne lata. Mąż upokarza mnie na każdym kroku, a przecież wie, że go kocham nad życie. Co robić? Co robić?

Ty głupia babo – zabić! Puścić go z torbami, niech się wynosi do tej lafiryndy, a ty zacznij nowe życie! Co się go tak uczepiłaś jak rzep psiego ogona! Trzeba mieć odrobinę poczucia własnej wartości, idiotko!

Droga Pani,

rozumiem trudną sytuację, w jakiej się pani znalazła. Niestety nie mogę wziąć odpowiedzialności za pani związek i za pani decyzje – jakiekolwiek by one były.

A szkoda. Już ja bym ci napisała, co cię postawi na nogi.

Warto zastanowić się, co tak panią przy nim trzyma, skoro mąż panią upokarza od lat. Czy to naprawdę jest miłość? Jeśli chce pani czekać – to proszę czekać. Ale życie, być może, przeminie na czekaniu, a na pewno zasługuje pani na szacunek i prawdziwą miłość. Niech pani pomyśli, czy warto żyć z człowiekiem, który panią kompromituje w oczach dzieci, który nie liczy się z pani uczuciami.

Nienawidzę facetów!

Droga Redakcjo,

ja mam piegi, chyba się zabiję…

Ja też mam, kobieto! I się nie zabiję! Nacieraj sobie kwaśnym mlekiem i okładaj ogórkiem, kup krem na piegi od żądnych pieniędzy przedsiębiorców farmaceutycznych. Lepsze piegi niż ślady po ospie. Lepsze piegi niż być porzuconą.

Droga Basiu,

najlepszym sposobem na piegi jest okładanie cery ogórkiem…

O, a teraz przyjemny list. Bardzo proszę. To lubię. Na komputerze pisał. Facet. I na niebieskim papierze. Infantylny jakiś.

Droga Redakcjo,

żona oświadczyła mi, że od wielu lat nie jest ze mną szczęśliwa, a właściwie nigdy nie była. Ma romans z kolegą z pracy, z którym czuje się jak prawdziwa kobieta. Nie mogę sobie dać rady, nie rozumiem, jak mogło do tego dojść, zawsze ją bardzo kochałem…

3
{"b":"100427","o":1}