Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ślady narzędzi?

– Szufli, może łopaty albo kilofa, które mogłyby zostawić odcisk w ziemi. Nigdy nic takiego nie widziałam, ale niektórzy moi koledzy zaklinają się, że spotkali się z czymś takim. Twierdzą, że można zrobić odcisk, potem formę i porównać z podejrzanymi narzędziami. To, co widziałam, to były odciski stóp na dnie grobów, zwłaszcza tam, gdzie było dużo gliny i mułu. Na pewno sprawdzimy ich obecność i w tym przypadku.

– Odciśnięte przez tego, kto kopał?

– Tak. Kiedy wykop sięga pewnej głębokości, kopiący może wskoczyć i pracować w środku. Wtedy zostawia ślady butów. Wezmę też próbki ziemi. Czasami porównuje się ziemię z grobu z ziemią na ubraniu podejrzanego.

– Albo na podłodze jego domu.

– Dokładnie. I pozbieram trochę robaków.

– Robaków?

– W tym przypadku było ich mnóstwo. Grób jest płytki, sępy i szopy częściowo odsłoniły ciało. To jest raj dla much. Przydadzą się przy ustalaniu PMP.

– PMP?

– Pośmiertnej przerwy. Jak długo osoba nie żyje.

– W jaki sposób?

– Entomologowie zbadali padlinoźercze owady, głównie muchy i chrząszcze. Odkryli, że różne gatunki wchodzą w ciało według kolejności, a potem każdy przechodzi przez swój cykl życiowy w sposób możliwy do przewidzenia. Niektóre gatunki much pojawiają się już po kilku minutach. Inne później. Dorosłe osobniki składają jaja, z których wykluwają się larwy. Stąd larwy muchy w zwłokach.

Katy się skrzywiła.

– Po jakimś czasie larwy opuszczają ciało i zamykają się w twardej skorupie zwanej poczwarką. Wychodzą z niej jako dorosłe osobniki i odlatują, by cykl mógł się zacząć od nowa.

– Dlaczego wszystkie robaki nie pojawiają się równocześnie?

– Różne gatunki mają różne strategie. Niektóre konsumują ciało. Inne wolą zjadać jaja i larwy swoich poprzedników.

– Obrzydlistwo.

– Każdy ma swoje miejsce.

– Co zrobisz z robakami?

– Zbiorę próbki larw i poczwarek i spróbuję złapać kilka dorosłych owadów. W zależności od stanu rozkładu, może użyję sondy do termicznych odczytów ciała. Duża ilość larw może znacznie podnieść wewnętrzną temper raturę ciała. To też się przyda do ustalenia PMP.

– Co potem?

– Włożę dorosłe osobniki i połowę larw do roztworu alkoholowego. Resztę larw włożę do pojemników z wermikulitem. Entomolodzy przechowają je do wyklucia i wtedy określą gatunek.

Zastanawiałam się, gdzie Sam dostanie sieci, pojemniki do lodów, wermikulit i sondę cieplną w niedzielę rano. Nie mówiąc o siatce, kielni i innych narzędziach do wykopalisk, o które prosiłam. Ale to był już jego problem.

– A co z ciałem?

– To będzie zależało od stanu, w jakim się znajduje. Jeżeli będzie w miarę dobry, to tylko je wyjmę z ziemi i włożę do torby. Szkielet zabrałby więcej czasu, bo musiałabym sprawdzić, czy są wszystkie kości.

Zastanowiła się nad tym.

– Jak długo to potrwa w najlepszym przypadku?

– Cały dzień.

– A w najgorszym?

– Dłużej.

Marszcząc brwi przejechała palcami po włosach, które miała związane w luźny węzeł.

– Jedź na Murtry. Ja chyba tu zostanę, a potem pojadę na Hilton Head.

– Twoi przyjaciele nie będą mieć nic przeciwko zabraniu cię wcześniej?

– Nie. Mają po drodze.

– No to po problemie. – Naprawdę tak myślałam.

Wszystko potoczyło się tak, jak to opisałam Katy, z małym wyjątkiem. Była stratygrafia. Pod ciałem z krabami na twarzy ze zdumieniem znalazłam drugie rozkładające się zwłoki. Leżały na dnie ponadmetrowego wykopu, twarzą w dół, z rękami na podbrzuszu, pod kątem dwudziestu stopni względem ciała nad nimi.

Głębokość może być pożyteczna. Chociaż z pierwszego ciała zostały kości i tkanka łączna, na tym poniżej była jeszcze większość ciała i wnętrzności. Pracowałam do zmroku, skrupulatnie przesiewając każdą grudkę ziemi, pobierając próbki ziemi, roślin i owadów i przenosząc zwłoki do toreb. Detektyw z biura szeryfa rejestrował wszystko na taśmie video i robił zdjęcia.

Sam, Baxter Colker i Harley Baker przyglądali się z pewnej odległości, co jakiś czas komentując albo podchodząc, by się przyjrzeć. Zastępca szeryfa przeszukiwał otaczające lasy z psem z Departamentu Szeryfa, specjalnie wyszkolonym do wykrywania woni rozkładu. Kim szukała dowodów.

Wszystko na próżno. Oprócz dwóch ciał nic nie znaleźliśmy. Ofiary zostały rozebrane i wrzucone do dołu, pozbawione wszystkiego, co łączyło je z życiem. I choć przestudiowałam wszystkie szczegóły, ani układ ciał, ani nic w kształcie grobu czy wnętrzu nie pomogło mi ustalić, czy ciała zostały pochowane jednocześnie, czy może najpierw to dolne, a jakiś czas później górne.

Była już prawie ósma, kiedy Baxter Colker zatrzasnął drzwi furgonetki i podniósł klamkę. Koroner, Sam i ja zebraliśmy się na drodze asfaltowej, tuż przy doku, gdzie zacumowane były nasze łodzie.

Colker wyglądał sztywno w muszce i starannie wyprasowanym garniturze, z paskiem spodni wysoko nad pasem. Sam uprzedził mnie o skrupulatności koronera Beaufort, ale nie byłam przygotowana na taki strój przy ekshumacji. Ciekawe, co ten facet zakładał na proszone obiady.

– To by było na tyle – powiedział, wycierając ręce w lnianą chusteczkę. Setki drobnych żyłek rozsiały się na jego policzkach, nadając twarzy niebieskawy odcień. Zwrócił się w moją stronę. – No cóż, chyba zobaczymy się jutro w szpitalu.

To zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

– Zaraz… Wydawało mi się, że przejmie to teraz patolog sądowy w Charleston.

– Cóż, mogę wysłać to do kolegium medycznego, proszę pani, ale wiem, co ten pan mi powie. – Cały dzień mówił do mnie “proszę pani”.

– Axel Hardaway?

– Tak, proszę pani. Doktor Hardaway powie mi, że potrzebny im jest antropolog, bo on nie wie nic o kościach. Tak właśnie mi powie. A doktor Jaffer jest podobno nieosiągalny. I co wtedy z tymi biedakami? – Kościstą ręką wskazał furgonetkę.

– Bez względu na to, kto zrobi analizę szkieletu – powiedziałam – i tak trzeba będzie zrobić pełną autopsję drugiego ciała.

Coś się poruszyło w wodzie i odbicie księżyca rozpadło się na tysiące małych kawałeczków. Zerwał się lekki wiatr i w powietrzu zapachniał deszcz.

Colker zapukał w okno furgonetki, ukazała się w nim kiwająca ręka i samochód ruszył. Colker przez chwilę mu się przyglądał.

– Dziś jest niedziela, więc te dwie dusze noc spędzą w Beaufort Memoriał. W międzyczasie skontaktuję się z doktorem Hardawayem i zapytam, co każe robić. Czy mogę wiedzieć, gdzie się pani zatrzymała?

Kiedy mu odpowiadałam, podszedł do nas szeryf.

– Chciałbym pani podziękować, doktor Brennan. Wykonała pani kawał dobrej roboty.

Baker był dobre trzydzieści centymetrów wyższy od koronera, a Sam i Colker razem wzięci nie stanowili nawet połowy jego masy ciała. Pod koszulą munduru jego klatka piersiowa i ramiona wyglądały jak wykute z żelaza. Rysy twarzy miał kanciaste, a cerę koloru mocnej kawy. Harley Baker wyglądał jak zawodnik wagi ciężkiej, a przemawiał jak absolwent Harvardu.

– Dziękuję, szeryfie. Pański zastępca i detektyw bardzo mi pomogli.

Kiedy podaliśmy sobie dłonie, moja wyglądała blado i mizernie w jego, Ta dłoń mogłaby kruszyć granit.

– Jeszcze raz dziękuję. Zobaczymy się jutro z detektywem Ryanem. I zaopiekuję się pani robakami.

Już wcześniej przedyskutowałam sprawę owadów z Bakerem i podałam mu nazwisko entomologa. Wyjaśniłam, jak je przewieźć i jak przechowywać próbki ziemi i roślin. Wszystko miało być przewiezione do hrabstwa pod opieką detektywa od szeryfa.

Baker podał rękę Colkerowi i klepnął Sama po ramieniu.

– Rozchmurz się trochę – powiedział i odszedł.

Minutę potem jego motorówka minęła nas płynąc w stronę Beaufort. Sam i ja wróciliśmy na Melanie Tess, zatrzymując się, by kupić na wynos coś do jedzenia. Mało rozmawialiśmy. Na ubraniu i włosach czułam woń śmierci i chciałam wziąć prysznic, zjeść coś i zapaść w ośmiogodzinny sen. Sam zapewne myślał o tym samym.

Kwadrans przed dziesiątą moje świeżo umyte włosy owinięte były ręcznikiem, a ja pachniałam mgiełką do ciała White Diamonds. Właśnie otwierałam pudełko z kupionym jedzeniem, kiedy zadzwonił Ryan.

– Gdzie jesteś? – zapytałam, polewając frytki keczupem.

– W uroczym miejscu zwanym Lord Carteret.

– Po głosie tego nie słychać.

– Bo nie ma tu pola golfowego.

– Mamy się spotkać z szeryfem jutro o dziewiątej. – Wciągnęłam zapach smażonych frytek.

– Punkt dziewiąta będę, Brennan. Co jesz dobrego? -

– Kanapkę z salami, serem i sałatą.

– O dziesiątej wieczorem?

– To był długi dzień.

– Ja też nie spacerowałem po parku. – Usłyszałam, jak zapala zapałkę i głęboko się zaciąga. – Trzy loty, potem jazda z Savannah do Tary, a potem nie mogłem złapać tej marnej imitacji szeryfa. Latał gdzieś cały dzień i nikt nie chciał mi powiedzieć, gdzie był i co robil. Aż dziwne. Pewnie rozpracowuje jakąś supertajną sprawę dla CIA.

– Szeryf Baker to konkretny facet – Włożyłam do ust pełną łyżkę sałatki z kapusty.

– Znasz go?

– Spędziłam z nim cały dzień.

Chleb z mąki kukurydzianej smażony w tłuszczu.

– Ten dźwięk wskazuje na coś innego.

– Smażony chleb kukurydziany.

– Co to takiego?

– Jak się na coś przydasz, to ci jutro przyniosę.

– Świetnie. Ale co to jest?

– Smażone pieczywo.

– A co ty robiłaś cały dzień z Bakerem? Krótko opowiedziałam mu o całej sprawie.

– I Baker podejrzewa narkomanów?

– Tak. Ale ja osobiście wątpię.

– Dlaczego?

– Ryan, jestem wykończona, a Baker będzie na nas rano czekał. Jutro ci powiem. Znajdziesz przystań Lady's Island?

– Liczę, że mi pomożesz.

Powiedziałam, jak ma jechać, i odłożyłam słuchawkę. Potem skończyłam kolację i poszłam spać, nie przejmując się piżamą. Spałam nago jak zabita i przez całe osiem godzin nic mi się nie przyśniło.

45
{"b":"96629","o":1}