Idąc przed siebie, zastanawiał się, czy będzie lepiej, jeśli zacznie się skradać, czy raczej powinien szybkimi krokami dobiec do łodzi. Być ostrożnym czy postawić na jedną kartę. Ostrożność wygrała. Stawiał małe, starannie przemyślane kroki. Zawsze gdy stopa robiła najlżejszy choćby hałas, wykrzywiał się i zastygał w ciemności. Wszędzie dookoła siebie słyszał chrapliwe oddechy śpiących stworzeń.
Kilka metrów od wyjścia jedna z małp tak gwałtownie się poruszyła, że gałęzie jej posłania z hałasem popękały. Znowu Kevin zatrzymał się w pół kroku, serce waliło mu jak młot. Ale zwierzę tylko się pokręciło i znowu jego ciężki oddech dał Kevinowi znać, że małpa śpi. Gdy stał bliżej wejścia, gdzie dochodziło więcej światła, dostrzegł całkiem wyraźnie sylwetki bonobo leżące dookoła. Widok tak wielu śpiących bestii śmiertelnie go sparaliżował. Dopiero po minucie zdołał ruszyć w swój marsz ku wolności. Zaczął nawet czuć pierwszy podmuch ulgi, kiedy zapach wilgotnej dżungli zastąpił smród panujący w jaskini. Lecz ulga ta miała krótki żywot.
Kolejny grzmot i gwałtowne strumienie tropikalnej ulewy tak przestraszyły Kevina, że niemal stracił równowagę. Tylko dzięki szalonym wymachom ramion utrzymał się na nogach na ścieżce prowadzącej ku wyjściu. Strach go zdjął, kiedy zdał sobie sprawę, jak bliski był nadepnięcia na leżące zwierzę.
Po przejściu kolejnych trzech metrów mógł dostrzec zarysy ciemnej dżungli poniżej jaskini. Nocne dźwięki lasu dochodziły do niego pomimo chrapania małp. Był tak blisko wyjścia, że zaczął się martwić o to, jak zejść na dół po stromym zboczu, kiedy stało się nieszczęście. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy poczuł czyjąś dłoń na swojej nodze! Coś złapało go za kostkę z taką siłą, że łzy napłynęły mu do oczu. Spoglądając w dół w półmroku, pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł był jego zegarek na włochatej ręce muskularnego bonobo numer jeden.
"Tada" zawołała małpa, zrywając się z posłania i zatrzymując Kevina. Szczęśliwie ta część jaskini wymoszczona była dość gęsto gałązkami, które zamortyzowały upadek Kevina. Tym niemniej upadł niezdarnie na lewe biodro.
Okrzyk numeru jeden zbudził inne bonobo. Zapanował chaos i harmider, zanim stworzenia zorientowały się, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo.
Bonobo numer jeden puścił kostkę u nogi Kevina, ale złapał go za przedramiona. Demonstrując swoją siłę, podniósł Kevina i trzymał go nad ziemią na wyciągniętych ramionach.
Bonobo zawyły długim, głośnym i pełnym złości okrzykiem. Twarz Kevina wykrzywił grymas bólu, tak silny był uścisk zwierzęcia.
Kiedy wycie umilkło, wielki samiec zbliżył się do wejścia do małej groty i wręcz wrzucił do niej Kevina. Jeszcze raz ryknął ze złości i wrócił na swoje posłanie.
Kevin ledwo się pozbierał i usiadł. Znowu wylądował na biodrze. Zaczął odczuwać w nim tępy ból. Skręcił sobie także nadgarstek i zdarł łokieć. Jednak biorąc pod uwagę, że został dosłownie rzucony w powietrze, miał się lepiej, niż można było przypuszczać.
Z jaskini dobiegały go jeszcze okrzyki, chyba bonobo numer jeden, ale w ciemnościach Kevin nie mógł mieć pewności. Dotknął prawego łokcia. Wiedział, że klejące ciepło pod palcami to musi być krew.
– Kevin? – szepnęła Melanie. – Nic ci nie jest?
– Czuję się tak dobrze, jak można się czuć w tych okolicznościach.
– Dzięki Bogu! Co się stało?
– Nie wiem. Myślałem, że mam to już za sobą. Byłem tuż przy wyjściu z jaskini.
– Jesteś ranny? – zapytała Candace.
– Lekko. Ale żadna kość nie jest złamana. Przynajmniej tak mi się zdaje.
– Nie mogłyśmy dojrzeć, co się działo – powiedziała Melanie.
– Mój dubler mnie ucapił. Tak bym to nazwał. A potem wrzucił mnie tu. Dobrze, że nie wylądowałem na którejś z was.
– Przykro mi, że namawiałam cię do wyjścia – powiedziała Melanie. – Chyba to ty miałeś rację.
– Miło, że to mówisz. Cóż, prawie się udało. Byłem tak blisko.
Candace włączyła latarkę, zasłaniając dłonią światło. Zbliżyła ją do ramienia Kevina, żeby obejrzeć łokieć.
– Zdaje się, że musimy zdać się na Bertrama Edwardsa – stwierdziła Melanie. Przeszedł po niej dreszcz. Westchnęła. – Trudno uwierzyć, ale jesteśmy więźniami istot, które sami stworzyliśmy.