Литмир - Электронная Библиотека

– Dobry Boże! Dowody stają się coraz bardziej dobitne. Sądzę, że jeśli geny rozwoju odpowiedzialne za zmiany anatomiczne niezbędne do wykształcenia istoty dwunożnej znajdują się na krótszym ramieniu chromosomu szóstego, jest również całkiem możliwe, że odpowiedzialne za przeciwstawny kciuk też tam się mieszczą.

– To pnącze wokół jego pasa – odezwała się Candace. – Teraz dokładnie to widzę.

– Spróbujmy podejść bliżej – zasugerowała Melanie.

– No nie wiem – Kevin wahał się. – Kusimy los. Szczerze powiem, jestem zdziwiony, że jeszcze nie uciekł. Może byśmy tu usiedli.

– Tu, w słońcu jest gorzej jak w piecu – powiedziała Melanie. – A nie ma jeszcze dziewiątej, więc będzie coraz gorzej. Jeżeli mamy usiąść i obserwować, zróbmy to w cieniu. Dobrze byłoby też przynieść jedzenie.

– Zgadzam się – przyłączyła się Candace.

– Oczywiście, zgadzasz się – zauważył Kevin, przedrzeźniając ją. – Zdziwiłbym się, gdybyście się nie zgadzały. – Zaczęło go już męczyć to, że Melanie zgłasza pomysły, licząc na wsparcie Candace. Już raz wpędziło go to w kłopoty.

– To nie było miłe – odparła oburzonym tonem Candace.

– Przepraszam – powiedział. Nie chciał urażać niczyich uczuć.

– Podejdę bliżej – zapowiedziała Melanie. – Jane Goodall zdołała całkiem zbliżyć się do swoich szympansów.

– To prawda, ale po wielu miesiącach aklimatyzacji – przypomniał Kevin.

– I tak zamierzam spróbować – uparła się.

Kevin i Candace pozwolili Melanie wyprzedzić się o kilka kroków, wzruszyli ramionami i poszli za nią.

– Dla mnie nie musicie tego robić – szepnęła.

– Właściwie chcę podejść bliżej i zobaczyć wyraz jego twarzy, chcę zajrzeć mu w oczy – przyznał Kevin.

Bez dalszych rozmów, poruszając się wolno i niezwykle ostrożnie, zdołali zbliżyć się na kilka metrów od bonobo. Znowu się zatrzymali.

– To niewiarygodne – szepnęła Melanie, nie spuszczając oczu z twarzy bonobo. Jedynym dowodem, że małpa żyje, było okazjonalne mruganie powiekami, ruch gałek ocznych i nozdrzy, które rozszerzały się podczas każdego oddechu.

– Popatrz na tę klatkę piersiową – zachwyciła się Candace. – Jakby większość życia spędzał na sali gimnastycznej.

– Jak sądzicie, skąd wzięła się u niego ta blizna? – zapytała Melanie.

Bonobo miał grubą szramę ciągnącą się z lewej strony twarzy w dół aż do ust.

Kevin pochylił się do przodu i zajrzał w oczy małpy. Były brązowe jak jego własne. Promienie słońca padały na zwierzę, więc źrenice miał maleńkie jak łepki od szpilek. Kevin za wszelką cenę próbował dopatrzyć się śladów inteligencji, ale trudno mu było jednoznacznie stwierdzić, że coś dostrzega.

Bez najmniejszego ostrzeżenia bonobo nagle klasnął w dłonie z siłą, która wywołała echo w koronach drzew. W tej samej chwili zawołał: "Atah!"

Kevin, Melanie i Candace podskoczyli, wystraszeni. Nastawili się na to, że bonobo w każdej chwili może uciec, i zupełnie nie byli przygotowani na agresywne zachowanie. Gwałtowne klaśnięcie i okrzyk wywołały w nich panikę. Zaczęli obawiać się ataku. Ale zwierzę nic nie zrobiło. Przeciwnie, wróciło do swojej poprzedniej pozy.

Po chwilowym zmieszaniu odzyskali równowagę. Spoglądali jednak nerwowo na bonobo.

– Co to miało znaczyć? – spytała Melanie.

– Chyba nie jest nami tak wystraszony, jak sądziliśmy – zauważyła Candace. – Może powinniśmy się wycofać.

– Zgoda – odezwał się zdenerwowany Kevin. – Ale zróbmy to powoli. Bez paniki. – Idąc za własną radą, zrobił kilka spokojnych kroków w tył i skinął na panie, żeby poszły za nim.

Bonobo zareagował, sięgając ręką za plecy. Zza przepaski, którą był obwiązany, wyciągnął narzędzie. Podniósł je nad głowę i krzyknął: "Atah!"

Stanęli jak wryci, szeroko otwierając oczy z przerażenia.

– Co może oznaczać "atah"? – zapytała Melanie po kilku chwilach spokoju. – Czy to jakieś słowo? Czyżby on potrafił mówić?

– Nie mam pojęcia – przyznał Kevin. – Ale przynajmniej nie zbliża się do nas.

– Co trzyma w ręku? – zapytała zlękniona Candace. – To wygląda jak młotek.

– Bo tak jest – potwierdził Kevin. – To normalny stolarski młotek. Na pewno to jedno z narzędzi wykradzionych robotnikom w czasie budowania mostu.

– Popatrzcie, jak go trzyma, tak samo jak my – zwróciła uwagę Melanie. – Nie ma wątpliwości, kciuk jest przeciwstawny.

– Powinniśmy szybko stąd iść – Candace niemal krzyknęła przez łzy. – Oboje zapewnialiście, że to łagodne i płochliwe zwierzęta. Ten w ogóle taki nie jest.

– Nie biegnij – upomniał ją Kevin, cały czas przyglądając się uważnie wielkiemu samcowi.

– Wy możecie zostać, jak chcecie, ale ja wracam do łodzi – rzuciła zdesperowana pielęgniarka.

– Idziemy wszyscy, lecz powoli – stwierdził Kevin.

Pomimo ostrzeżeń, Candace odwróciła się na pięcie i rzuciła się do ucieczki. Ale zdążyła zrobić tylko kilka kroków i zatrzymała się z krzykiem. Kevin i Melanie błyskawicznie odwrócili się w jej stronę. Obojgu zaparło dech w piersiach, kiedy zorientowali się, co zatrzymało Candace. Z lasu po cichu wyszło ze dwadzieścia bonobo, otoczyło ich łukiem i faktycznie uniemożliwiło odwrót ze ślepej ścieżki prowadzącej do kępy drzew. Candace cofała się wolno, aż zderzyła się z Melanie.

Przez minutę nikt nie powiedział słowa i nie ruszył się, małpy również.

Wtedy bonobo numer jeden powtórzył "Atah!" W odpowiedzi zwierzęta zaczęły natychmiast zacieśniać krąg wokół ludzi.

Candace jęknęła, kiedy przylgnęli do siebie plecami, tworząc ciasny trójkąt. Koło zaczęło zamieniać się w pętlę. Nagle bonobo zbliżyły się tak, że mogli teraz poczuć ich zapach. Był silny i dziki. Twarze zwierząt były skupione, ale nie wyrażały żadnych emocji. Jedynie oczy im płonęły.

Zatrzymały się na wyciągnięcie ręki od trójki przyjaciół. Wzrokiem mierzyły ludzi z góry do dołu. Niektóre trzymały w garści kamienie podobne do tego, który zabił bonobo numer sześćdziesiąt.

Kevin, Melanie i Candace nie ruszali się, sparaliżowani strachem. Wszystkie małpy wyglądały na równie silne jak bonobo numer jeden.

Numer pierwszy pozostawał poza kręgiem. Ciągle ściskał w dłoni młotek, ale nie trzymał go już nad głową. Podszedł i obchodząc dookoła całą grupę, przyglądał się otoczonym ludziom. Wtem wydał serię dźwięków, którym towarzyszyły gesty rąk. Kilka małp odpowiedziało mu. Nagle jedna z nich wyciągnęła rękę w stronę Candace. Ta jęknęła ze strachu.

– Nie ruszaj się – zdołał wykrztusić Kevin. – To, że do tej pory nas nie zraniły, to dobry znak.

Candace przełknęła z trudem, gdy palce bonobo przeczesywały jej włosy. Wydawał się oczarowany ich jasnym kolorem. Zmobilizowała wszystkie siły, aby nie krzyknąć albo nie próbować salwować się ucieczką.

Kolejne zwierzę zaczęło wydawać dźwięki i gestykulować. W pewnym momencie pokazało na swój bok. Kevin zauważył długą bliznę pooperacyjną.

– To ten, którego nerka została przeszczepiona biznesmenowi z Dallas – powiedział z obawą w głosie. – Zobaczcie, jak na nas pokazuje. Zdaje się, że kojarzy nas z wyłapywaniem bonobo.

– To nie zapowiada się dobrze – szepnęła Melanie.

Kolejne zwierzę pochyliło się i jakby na próbę dotknęło słabo owłosionego przedramienia Kevina, a potem lokalizatora, który trzymał w dłoni. Kevina zdziwiło, że nie próbowało mu go zabrać.

Osobnik stojący naprzeciwko Melanie schwycił w kciuk i palec wskazujący jej bluzkę, tak jakby sprawdzał fakturę materiału. Następnie palcem środkowym dotknął laptopa, za pomocą którego Melanie namierzała zwierzęta.

– Jesteśmy dla nich czymś tajemniczym – powiedział Kevin z wyczuwalnym wahaniem w głosie – i wyraźnie budzącym szacunek. Chyba nie zamierzają wyrządzić nam krzywdy. Może biorą nas za bogów.

– Jak moglibyśmy potwierdzić te domysły? – spytała Melanie.

– Spróbuję coś im dać – oświadczył Kevin. Zastanowił się, co ma przy sobie, i w końcu jego wybór padł na zegarek ręczny. Poruszając się bardzo powoli, włożył lokalizator pod rękę, a z nadgarstka zsunął zegarek. Trzymając go za bransoletkę, wyciągnął rękę w stronę stojącego naprzeciwko bonobo.

Zwierzę przechyliło głowę, popatrzyło na zegarek i zabrało go. Natychmiast gdy prezent znalazł się w ręku bonobo, numer jeden zawołał: "Ot!" Zwierzę z zegarkiem bez zwłoki oddało zdobycz. Bonobo przyjrzał się zegarkowi i wsunął go sobie na przedramię.

– O Boże! – Kevin wydał z siebie stłumiony okrzyk. – Mój duplikat nosi na ręce mój zegarek. To jakiś koszmar.

Bonobo numer jeden podziwiał przez moment zegarek. Nagle uniósł dłoń, złączył kciuk z palcem wskazującym, robiąc kółko, i krzyknął: "Randa!"

Jedna z małp natychmiast ruszyła biegiem i zniknęła na chwilę w lesie. Kiedy wróciła, miała ze sobą kawał liny.

– Sznur? – zapytał Kevin z drżeniem w głosie. – Cóż teraz?

– Skąd wzięły linę? – zastanowiła się Melanie.

– Pewnie ukradły razem z narzędziami.

– Co zamierzają zrobić? – Candace była wyraźnie zdenerwowana.

Bonobo podszedł prosto do Kevina i owinął sznur wokół jego pasa. Kevin patrzył z mieszaniną strachu i podziwu, jak zwierzę zawiązywało gruby węzeł i następnie zaciskało go ciasno wokół bioder Kevina.

– Nie brońcie się – polecił koleżankom. – Myślę, że wszystko będzie w porządku tak długo, jak długo ich nie zdenerwujemy ani nie zranimy.

– Ale ja nie chcę, żeby mnie wiązały – zaprotestowała Candace.

– Dopóki jesteśmy cali, wszystko jest w porządku. – Melanie starała się uspokoić przyjaciółkę.

Bonobo obwiązał Candace i Melanie w podobny sposób. Gdy skończył, odstąpił na krok, ciągle trzymając długi koniec liny.

– Najwyraźniej pragną nas zatrzymać na jakiś czas – Kevin starał się rozjaśnić nieco sytuację.

– Nie wściekaj się, jeśli nie będę się śmiała – odparła Melanie.

– Przynajmniej nie denerwuje ich nasza rozmowa – zauważył.

– To dziwne, ale zdaje się nawet wzbudzać ich ciekawość – powiedziała.

73
{"b":"94392","o":1}