Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ty! – zawołała Mary Maggie, wskazując w moim kierunku.

Rozejrzałam się wokół, mając nadzieję, że zobaczę gdzieś napalonego seksualnie faceta, wymachującego dwudziestakiem.

Mary Maggie wzięła do ręki mikrofon.

– Mamy tu dziś gościa specjalnego. Łowczynię nagród. Znaną też jako Pogromczyni Cadillaców. Albo Upierdliwiec.

O rany.

– Chcesz ze mną rozmawiać, wielka agentko? – spytała Mary Maggie. – Stawaj do walki.

– Może później! – zawołałam, rozmyślając o tym, że sceniczna osobowość Mary Maggie nijak się nie ma do zagorzałej czytelniczki książek, którą poznałam wcześniej. -Pogadamy po pokazie. Nie chcę zabierać ci teraz cennego czasu.

Nagle zostałam dźwignięta do góry przez dwóch wielkich facetów. Po chwili nieśli mnie razem z krzesłem w stronę ringu, trzymając wysoko nad ziemią.

– Na pomoc! – darłam się. – Pomocy!

Znalazłam się nad ringiem. Mary Maggie zakrzywiła palec i przywołała mnie bezgłośnie gestem starym jak świat. Zwierzak w tym momencie zawarczała i obróciła wściekle głową. Krzesło się przechyliło, a ja runęłam bezwładnie w błoto. Zwierzak podniosła mnie za włosy.

– Odpręż się – powiedziała. – To nie będzie bolało.

Po czym zerwała ze mnie bluzkę. Dzięki Bogu, że miałam na sobie koronkowy stanik z kolekcji Victoria's Secret. W chwilę później wszystkie runęłyśmy w błoto, tworząc jedną rozwrzeszczaną masę. Mary Maggie, Zwierzak i ja. A potem na ring wskoczyła Lula.

– Hej! – zawołała. – Przyszłyśmy pogadać, a ty niszczysz ubranie mojej przyjaciółki. Dostaniesz rachunek z pralni.

– Tak? Dolicz i to – powiedziała Zwierzak i zbiła Lulę z nóg, a ta walnęła tyłkiem w błoto.

– Teraz mnie wkurzyłaś – oświadczyła Lula. – Próbowałam wszystko wyjaśnić, ale teraz mnie wkurzyłaś.

Zdołałam się dźwignąć, podczas gdy Lula toczyła pojedynek ze Zwierzakiem. Ocierałam właśnie oczy z błota, kiedy powaliła mnie jednym skokiem Mary Maggie, na powrót wciskając mi twarz w gęstą maź.

– Ratunku! – krzyknęłam. – Ratunku!

– Odczep się od mojej chuderlawej kumpelki! – zawołała Lula i chwyciła Mary Maggie za włosy, po czym wyrzuciła ją za ring jak szmacianą lalkę. Łup! Prosto na stolik w sąsiedztwie ringu.

Z zaplecza przybiegły jeszcze dwie zapaśniczki i wskoczyły na matę. Lula jedną od razu wywaliła poza pole walki, a na drugiej usiadła. Zwierzak odbiła się od lin ringu i skoczyła na Lulę, ta wydała mrożący krew w żyłach okrzyk i runęła wraz z przeciwniczką w błoto.

Mary Maggie była już z powrotem na ringu. Druga zapaśniczka też. Dołączył do nich jakiś pijany facet. Teraz było nas siedmioro, tarzających się w błocie i sczepionych ze sobą nawzajem. Łapałam się wszystkiego, co tylko mogłam uchwycić, starając się uniknąć kąpieli błotnej, i jakimś cudem dorwałam stringi Zwierzaka. Wtedy cała publiczność zaczęła wyć i wiwatować, a ochrona wskoczyła na ring i nas rozdzieliła.

– Hej, straciłam but! – zawołała Lula, wciąż kołysząc się bojowo. – Niech ktoś go znajdzie, bo nigdy więcej tu nie przyjdę.

Prezenter ujął ją pod ramię.

– Proszę się nie martwić. Zajmiemy się tym. Tędy proszę.

I zanim zdążyłyśmy się zorientować, o co chodzi, byłyśmy na ulicy. Lula bez buta, ja bez bluzki. Drzwi otworzyły się ponownie i na dwór wyleciała Valerie, a razem z nią nasze kurtki i torebki.

– Dziwna rzecz z tym Zwierzakiem – oświadczyła Valerie. – Kiedy zerwałaś jej majtki, była u dołu całkiem łysa!

Valerie podwiozła mnie do domu Morellego i pomachała mi na pożegnanie.

Morelli otworzył drzwi i zauważył rzecz oczywistą:

– Jesteś cała w błocie.

– Nie do końca wyszło tak, jak zaplanowałam.

– Podoba mi się ten bezkoszulowy styl. Mógłbym się przyzwyczaić.

Rozebrałam się w przedpokoju i Morelli zabrał moje rzeczy prosto do pralki. Wciąż stałam w tym samym miejscu, kiedy wrócił. Miałam na sobie tylko buty na wysokim obcasie i błoto.

– Chciałabym wziąć prysznic – powiedziałam. – Ale jeśli się boisz, że zapaskudzę błotem schody na piętro, to możesz chlusnąć na mnie wiadrem wody za domem.

– Wiem, że to prawdopodobnie chore, ale mi staje – wyznał Morelli.

Morelli mieszka w szeregowcu przy Slater, o rzut kamieniem od Burg. Odziedziczył dom po ciotce Rosę i zrobił z niego przytulną siedzibę. Patrzcie tylko, świat jest jednak pełen tajemnic. Dom Joego pod wieloma względami przypomina dom moich rodziców, jest wąski i ubogi w luksusy, ale wypełniają go kojące zapachy i wspomnienia. W przypadku Morellego była to woń odgrzewanej pizzy i świeżej farby. Morelli pracował systematycznie nad oknami.

Siedzieliśmy przy kuchennym stole… ja, Morelli i Bob. Morelli jadł słodką bułkę z rodzynkami i cynamonem, popijając kawą. A ja i Bob jedliśmy wszystko inne z lodówki. Nie ma to jak porządne śniadanie po nocy spędzonej na błotnych zapasach.

Miałam na sobie jeden z T-shirtów Joego, górę i dół od dresu i byłam bosa. Moje buty wciąż się suszyły i przeczuwałam, że wylądują na śmietniku.

Morelli włożył swoje cywilne ciuchy gliniarza.

– Nie rozumiem – powiedziałam. – Ten facet jeździ po mieście w białym cadillacu, a policja go nie aresztuje. Dlaczego?

– Pewnie nie jeździ tak często. Był kilkakrotnie widziany, ale ani razu przez kogoś, kto mógłby go ścigać. Raz był to Mickey Greene na motocyklu, odbywał akurat patrol. Raz załoga radiowozu, który utknął w korku. Poza tym to nie sprawa priorytetowa, nikt nie zajmuje się wyłącznie DeChoochem.

– Jest mordercą. To nie wystarczy?

– Nie jest właściwie poszukiwany za morderstwo. Loretta Ricci zmarła na atak serca. W tej chwili chcemy go tylko przesłuchać.

– Myślę, że ukradł wołowinę z zamrażarki Dougiego.

– O, to inna sprawa. To faktycznie poważne przestępstwo.

– Nie uważasz, że kradzież mięsa jest trochę dziwna?

– Gdybyś była gliniarzem tak długo jak ja, to nic nie wydawałoby ci się dziwne.

Morelli dopił kawę, opłukał filiżankę i wstawił ją do zmywarki.

– Muszę iść – powiedział. – Chcesz zostać?

– Nie. Wracam do siebie. Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia, muszę spotkać się z ludźmi. Przydałaby mi się też para butów.

Morelli podrzucił mnie pod drzwi mojego domu. Weszłam do środka na bosaka, ubrana w rzeczy Morellego, swoje niosąc w ręku. W holu spotkałam pana Morgensterna.

– Musiałaś mieć niezłą noc – zauważył. – Dam ci dziesięć dolarów, jak mi zdradzisz szczegóły.

– Nic z tego. Jest pan za młody.

– A dwadzieścia? Tyle że będziesz musiała poczekać do pierwszego, jak dostanę emeryturę.

Dziesięć minut później stałam w drzwiach, ubrana do wyjścia. Chciałam dotrzeć do Melvina Baylora, zanim pójdzie do pracy. Na cześć harleya włożyłam wysokie buty, dżinsy, T-shirt i moją szkocką kurtkę ze skóry. Wyjechałam, rycząc, z parkingu i przyłapałam Melvina, jak próbował dostać się do swojego samochodu. Zamek przyrdzewiał i Melvin miał kłopoty z przekręceniem kluczyka. Po co w ogóle zamykał samochód, nie bardzo pojmowałam. I tak nikt nie zechciałby go ukraść. Baylor miał na sobie garnitur z krawatem i, pomijając podkrążone oczy, wyglądał znacznie lepiej.

– Przykro mi, że zawracam ci głowę, ale musimy stawić się w sądzie i ustalić nową datę rozprawy – powiedziałam.

– A praca? Muszę pojechać do pracy.

Melvin Baylor był bardzo miłym facetem. Jak zdobył się na to, by obsikać tort, pozostawało głęboką tajemnicą.

– Pojedziesz później. Zadzwonię do Vinniego i umówię się z nim w sądzie. Miejmy nadzieję, że to nie potrwa długo.

– Nie mogę otworzyć samochodu.

– No to masz szczęście, bo wsiądziesz na mój motocykl.

– Nienawidzę tego wozu – wyznał Melvin. Cofnął się o krok i kopnął drzwi, z których odpadł wielki kawał zardzewiałego metalu. Właściciel chwycił lusterko boczne, wyrwał i rzucił na ziemię, potem kopnął je, aż poleciało przez całą ulicę. – Pieprzony wóz.

– W porządku – powiedziałam. – Ale może już pojedziemy.

– Nie skończyłem jeszcze – odparł, próbując otworzyć bagażnik, również bez powodzenia. – Kurwa!

Wspiął się na zderzak, potem na bagażnik, po którym zaczął skakać. Wspiął się na dach i też zaczął skakać.

– Melvin, tracisz panowanie nad sobą – ostrzegłam go.

– Nienawidzę swojego życia. Nienawidzę tego wozu. Nienawidzę tego garnituru.

Zeskoczył, a właściwie spadł z wozu, i ponownie spróbował otworzyć bagażnik. Tym razem mu się udało, Pogrzebał wśród jego zawartości i wyciągnął kij do baseballu.

– Aha! – zawołał. O rany.

Melvin wziął zamach i walnął w samochód. Walił raz za razem, oblewając się potem. Rozbił boczną szybę, której kawałki pofrunęły w górę. Odstąpił od dzieła zniszczenia i popatrzył na rękę. Widniała w niej wielka rana. Krew była wszędzie.

Cholera. Zeskoczyłam z motocykla i posadziłam Melvina na krawężniku. Wszystkie gospodynie z okolicy wyległy na ulicę, by obejrzeć ten show.

– Potrzebuję ręcznika – powiedziałam, a potem zadzwoniłam do Valerie i poprosiłam, żeby sprowadziła buicka pod dom Melvina.

Valerie zjawiła się po kilku minutach. Melvin miał dłoń zawiązaną ręcznikiem, ale jego garnitur i buty były poplamione krwią. Valerie wysiadła z wozu, rzuciła okiem na Melvina i przewróciła się. Trach. Na trawnik Seliga, tak jak stała. Zostawiłam tam siostrę w pozycji leżącej i zawiozłam Melvina na pogotowie, po czym wróciłam pod dom Seliga. Nie miałam czasu siedzieć i czekać, aż pozszywają Melvina. Jeśli nie znalazł się w szoku z powodu upływu krwi, to minęłyby ze cztery godziny, zanim jakiś lekarz by się nim zajął.

Valerie stała przy krawężniku, wyraźnie zagubiona.

– Nie wiedziałam, co zrobić – wyznała. – Nie umiem prowadzić motocykla.

– Nie ma sprawy. Możesz zabrać buicka z powrotem.

– Co z Melvinem?

– Atak szału. Nic mu nie będzie.

Następnym punktem na mojej liście była wizyta w biurze. Myślałam, że ubrałam się jak trzeba, ale przy Luli wyglądałam na amatorkę. Miała buty ze sklepu firmowego Harleya, skórzane spodnie, skórzaną kamizelkę i kluczyki na łańcuszku przytroczonym do paska. A na głowie -skórzaną przepaskę z frędzlem długości ramienia i emblematem Harleya z tyłu.

33
{"b":"94144","o":1}