Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Cholera. Co się znowu stało?

Rene i Patricio są obrażeni. Najpierw grzęźniecie w piasku, potem zgubienie drogi na pustyni, a teraz awaria, to dla nich za wiele. Posyłam ich do wszystkich diabłów i mówię, żeby jechali za ciężarówką Ajudżila, wybierają wariant bezpieczny i szybko odjeżdżają. Zbytnio się boją tutaj zostać.

Dla zasady Christian podnosi maskę. Zna się na silniku tyle co ja, to znaczy wcale. Parokrotnie włączam rozrusznik, bez rezultatu. Monique leży wciśnięta w fotel. Utknęliśmy.

Christian wypija ostatnie krople swojej whisky. Robię sobie skręta. Słońce jest w zenicie i blachy samochodu parzą. Dookoła nas, jak sięgnąć wzrokiem, ze wszystkich stron piasek. Beczka znacząca szlak widnieje na horyzoncie jako maleńki czarny punkcik. Gruba wysiada z samochodu, gdzie zrobiło się zbyt gorąco. Domaga się wody. Wypiła już swój przydział. Przez dziesięć minut nie dzieje się nic, po czym daleko w tyle słychać pracę silnika. To ciężarówka Wallida. Hałas wzmaga się, widać ją teraz, nadjeżdża, ale o czterysta metrów w prawo, daleko od nas. Pomagam Monique wejść na dach samochodu. Wysyła sygnały z takim entuzjazmem, że wygina blachę w sposób nieodwracalny. Wallid zauważył nas i jedzie w naszym kierunku. Śmieje się, kiedy mu opisuję objawy awarii, i pokazuje mi, co jest przyczyną. Z powodu gorąca pompa dostarczająca paliwo do gaźnika rozszerza się i zablokowuje. To częsty przypadek. Szczęśliwy, że może zabłysnąć przed Monique, naprawia mi to od ręki. Owija wokół pompy szmatę, polewa ją wodą i pompuje ręcznie. Włączam rozrusznik i silnik zapala. Dziękuję Wallidowi, który ze wspaniałomyślną miną zapewnia mnie, że to nic wielkiego, przybiera pozę bohatera i wraca do ciężarówki.

Trzydzieści kilometrów dalej silnik znów staje. Tym razem widzimy, że zostało nam bardzo mało wody, zaledwie trzy czwarte butelki. A szmata jest zupełnie sucha. Wallid jest daleko w przodzie. Nie pomyśleliśmy, żeby wziąć od niego wodę. Mamy mokre gacie.

Zabraniam grubej pić, żeby oszczędzać wodę, i zaczyna się zapieprz co trzydzieści kilometrów. Wkrótce butelka jest pusta. Udaje mi się jeszcze raz dzięki wodzie ze spryskiwacza szyb. Później musimy sikać.

Na szczęście Christian to specjalista. Mój udział jest bardzo Skromny, bo nie piję. Ale nawet Christian ma ograniczone możliwości. Po trzech postojach jego źródło wysycha. Monique zrozumiała, co jej zostało do zrobienia. Cała się rumieni, ale nie sprzeciwia się. Kiedy po raz kolejny podnoszę maskę, zdaję sobie sprawę, że nie będzie to takie łatwe. W takiej sytuacji mężczyzna ma naturalną przewagę. Christian i ja podnosimy panienkę, żeby mogła wejść na silnik. Monique jęczy z bólu, bo uderzyła głową o podniesioną maskę. Nieźle się zaczyna.

Christian stara się być miły.

– To nic, to nic. No, postaw tu nogę, tak, drugą tutaj…

– Aj!

Oparzyła sobie nogę o silnik. Mam ochotę zatrzasnąć jej maskę na łeb, ale Christian, cały czas pocieszając grubą, daje mi znak, żebym się uspokoił. Biorę z samochodu szmatę, którą Christian podkłada dziewczynie pod stopę. Może być?

– No, a teraz lej.

Patrzy na nas nieruchomo, zupełnie otępiała, na wpół pochylona nad maską. Christian rozumie pierwszy.

– Chcesz, żebyśmy się odwrócili?

Tak. Żeby uszanować wstydliwość panienki, cofamy się o parę kroków i odwracamy się do niej plecami. Christian zapala mecarillo i czekamy. Nic. Słyszeliśmy, jak się rusza, jak ściąga spodnie, jakieś pięć minut temu, i nic.

– Nie leje, co?

Christian potrząsa głową.

– Nie.

– Przecież piła. Widziałeś, ile wypiła.

– No. Powinna już sikać ze trzy razy.

– Co najmniej! Co ona robi, do cholery!

– Może jest spięta…

Odwracam się. Przykucnięta, z tyłkiem w powietrzu, wygląda smutno i żałośnie. Wrzeszczę.

– Będziesz wreszcie lać, do ciężkiej cholery!

Wzdryga się i wygląda jakby miała wybuchnąć płaczem. Christian kładzie mi rękę na ramieniu.

– Nie tak, Charlie! Nie umiesz rozmawiać z kobietami. Zostaw to mnie.

Na jego wargach wykwita miły uśmiech, i podchodzi do samochodu.

– Moja malutka Monique, posłuchaj mnie. Słuchasz?

Tamta potakuje pociągając nosem.

– Musisz się odprężyć. Jeśli ci się to nie uda, to spędzimy tutaj noc, a może nawet zostaniemy dłużej, prawda, Charlie?

– No tak, parę dni.

Potakuje, tym razem wygląda na zdecydowaną. Christian nadal mówi do niej łagodnie.

– Trzeba się pośpieszyć. Pomyśl, że ktoś mógłby nadejść…

Dziewczyna śmieje się, trochę nerwowo, ale to już coś, trochę się odpręża.

– No, jesteś już dużą dziewczynką, zrób mały wysiłek, zrób nam duże siusiu, zrobisz nam przyjemność.

Tym razem śmieje się naprawdę, i nagle rozbrzmiewa delikatna muzyka siusiu, które tryska… na bok!

Rzucamy się do przodu. Strumień kieruje się w różne strony, tylko nie na pompę. Chwytamy dziewczynę za uda, przekręcamy jej miednicę tak, aby nie uronić ani kropli drogocennego płynu. Christian promienieje.

– Świetnie! Właśnie tak, dalej, jeszcze. Ależ to piękne siku! Brawo, dzielna jesteś.

Udało się oblać pompę. Silnik ponownie zapalił. Trzydzieści kilometrów dalej gruba znów siedzi na swoim miejscu, prze, z zaciśniętymi pięściami. Za trzecim razem już bez pomocy naszych przyjacielskich rad udaje jej się wycelować prosto w pompę.

***

Zapadła noc i w dali widać światła obozowiska. Ciężarówki i turyści zatrzymali się na noc. Wciskam gaz, trochę za mocno. Pakuję się w koleinę, która nagle pojawiła się tuż przed samochodem. Trzeba pchać. Christian wysiada z samochodu, żeby go odciążyć, i zachęca Monique okrzykami. Dziewczyna nie umie prowadzić, więc to ona musi pchać, biedaczka. Gdyby była wiedziała…

Zresztą, gdyby była wiedziała, wszystko odbyłoby się tak samo. Na szczęście nie ugrzęźliśmy w piasku tak naprawdę, po prostu podłoga osiadła na wybrzuszeniu między koleinami. Wychodzimy z tego dość szybko.

Kiedy dojeżdżamy, wszyscy są już ulokowani. Obaj turyści siedzą przy ognisku z Wallidem i jego pomocnikami. Wallid pyta mnie, czy miałem jeszcze problemy z jego szmatą. Odpowiadam, że nie, że wszystko przebiegło dobrze, tylko że woleliśmy jechać powoli. Częstuje panienkę herbatą, i tak to się zaczyna. Wallid odgrywa skecz człowieka pustyni, a dziewczyna przysłuchuje się pełna podziwu. Opowiada jej o piaskowych burzach, o podrzynaniu gardeł wielbłądom i inne historyjki zwykle kupowane przez turystów. Tutaj nie ma co opowiadać o Barbes. Rene i Patricio nadal są obrażeni, w przekonaniu, że rano zgubiłem drogę. Mówię im, że chciałem pojechać skrótem, którym zwykle jeżdżę; mrugnięcie do Wallida, który w rewanżu potwierdza moją historyjkę dodając jeszcze pomocne szczegóły.

– Masz na myśli drogę złodziei?

– Tak.

– O, tę to znają tylko prawdziwi zawodowcy. To zamyka definitywnie dziób strażakowi.

***

Podczas gdy wszyscy układają się na noc, Monique podchodzi, żeby ze mną porozmawiać. Odkąd zatankowaliśmy, śmierdzi benzyną. Jest bardzo gorąco i benzyna w beczce jest pod ciśnieniem, więc wytryskuje, jak tylko odkręca się korek. Monique zajmuje się tą operacją, toteż dostała strumień prosto w twarz. Teraz mówi mi, że jest zmęczona. Przyglądam się jej, to fakt, że nie wygląda najlepiej. Waha się, przestępuje z nogi na nogę, w końcu mówi mi z głupawym uśmiechem:

– Charlie, dalej pojadę ciężarówką.

Dzielna dziewczyna. Z grzeczności pytam:

– Nie chcesz, żebyśmy zrobili dla ciebie małe miejsce?

– Nie, chcę jechać ciężarówką.

– Już się ich nie boisz?

Spojrzenie, które mi posyła, wyjaśnia mi wszystko. Każde rozwiązanie jest lepsze od kontynuowania rozmowy z nami.

Całuję ją więc w oba policzki i życzę dobrej podróży.

Pomocnicy Wallida śpią już na swoich matach. On sam podwiązuje właśnie swój hamak pod przyczepą, kiedy podchodzę, żeby z nim porozmawiać. Polecam jego opiece dziewczynę, prosząc, żeby był dla niej miły. To wszystko, co mogę dla niej zrobić.

Krótka wizyta u Ajudżila, który też już kładzie się spać. Rozmawiamy o handlu, podczas gdy Christian załatwia wodę u turystów. Udaje mu się wziąć od nich kanister, i ruszamy.

Postanowiliśmy jechać nocą, korzystając z chłodu, żeby uniknąć problemów z pompą.

***

Bidon V, o świcie.

– Lepiej, Charlie?

– Nie.

Bóle brzucha rozpoczęły się w nocy. Najpierw myślałem, że to zwykła kolka, i powiedziałem Christianowi, żeby się zatrzymał. Po dziesięciu minutach zdałem sobie sprawę, że rzecz jest poważniejsza. Poznaję to! To nie ból brzucha, to wewnętrzne. Miewałem już takie kryzysy parę razy w życiu. Ostatnim razem w Pointę Noire z Miguelem.

To kamica nerkowa. Dwa ostrza wbijają mi się w trzewia. Mam wrażenie, że ktoś przepiłowuje mi biodra od wewnątrz.

Na parę minut odprężam się, i z trudnością wsiadam do samochodu. Tylko zastrzyk rozluźniający, albo przynajmniej przeciwbólowy, mógłby mi przynieść ulgę. Nie ma sensu tu sterczeć.

Kiedy tylko Christian rusza, robi się gorzej. Wstrząsy samochodu powiększają moje cierpienia. A nawierzchnia szlaku właśnie pogorszyła się…

W punkcie 400 znów pojawia się piasek. Christian próbował łagodnie przejeżdżać przez trudne miejsca, ale wstrząsów nie dawało się uniknąć. Parę razy prosiłem go, żeby się zatrzymał, i próbowałem odprężyć się kładąc się na ziemi. Musieliśmy jednak ruszać dalej, żeby dojechać jak najprędzej do Bordj-Moktar, gdzie znajdę pomoc lekarską.

***

Nie wytrzymałem. Parę minut temu, kiedy zaledwie wstawało słońce, zobaczyłem hangary Bidon V. Ścisnąłem ramię Christiana, który natychmiast zatrzymał się.

Leżąc na piasku z rozłożonymi rękami staram się oddychać regularnie. Jeśli uda mi się odprężyć, ból nie zmniejszy się, ale będzie przynajmniej znośny. Obok mnie Christian próbuje zrobić mi skręta i denerwuje się nad kawałkiem papieru. Ja nie mogę się ruszyć. On podaje mi skręta do ust. Potem pomaga mi napić się wody. Jest gorąca, o metalicznym smaku, ale muszę pić, bo to właśnie brak wody wywołał kryzys.

14
{"b":"93994","o":1}