– Jesteś już niemal dorosłym mężczyzną! – żartował Wilmowski.
– Przysiądziesz z podziwu, Andrzeju, gdy się dowiesz, że twój zuch stoczył rzetelną bitwę z ludźmi-lampartami. Ho, ho! Było to naprawdę nie lada zwycięstwo! Sam naliczyłem w obozie sześciu truposzów- wtrącił bosman Nowicki.
Mocno opalona w słońcu twarz Wilmowskiego przybladła. Spojrzał na syna, potem zwrócił się do Smugi, który ciężko westchnął i rzekł:
– Tak, Andrzeju, to prawda. Tomek przeszedł swój chrzest bojowy i… dowodził bitwą. Mimo niespodziewanego napadu stracił tylko jednego człowieka… unieszkodliwiając sześciu wrogów. Podczas mojej i bosmana nieobecności Murzyni przebrani za lamparty i oszołomieni jakimś narkotykiem napadli na obóz w dżungli. Działo się to w nocy. Nawet dzisiaj trudno mi uwierzyć, że Tomek zdołał się obronić przed tłumem napastników. Przybyliśmy już pod sam koniec bitwy. Wierny Inuszi zasłużył na naszą szczególną wdzięczność, chociaż i Bugandczycy spisali się nadspodziewanie odważnie. Długa to historia, zajmijmy się najpierw zwierzętami.
Wilmowski zbliżył się do Masaja. Mocno uścisnął jego żylastą dłoń i podziękował wszystkim Bugandczykom. Z kolei przystanął przed zmieszanym chłopcem i odezwał się:
– Oszołomiły mnie zasłyszane wiadomości. Cóż mam na to wszystko powiedzieć? Naprawdę cieszę się, że wróciłeś zdrów, powinszuję ci więc tylko jak mężczyzna mężczyźnie.
Silnie uścisnął prawicę syna, który usiłował opanować wzruszenie.