Литмир - Электронная Библиотека

– Powiedziałbym, że to wierutne baje, gdybym nie widział Bugandczyka z przegryzioną krtanią – wtrącił bosman. – Czy to naprawdę możliwe, żeby człowiek zachowywał się jak zwierzę?

– Mnie również wydawało się to bardzo dziwne – odparł Smuga. – Wiedziałem od dawna, że na Czarnym Lądzie istnieje wiele tajemniczych związków czy też klanów. Ludzie-lamparty mają właśnie tworzyć jeden z nich. Najbardziej w tym wszystkim przerażający jest fakt, że normalni ludzie stają się “lampartami” nie z własnej woli. Jak opowiadali misjonarze, ludzie-lamparty w czaszce ludzkiej sporządzają z krwi zamordowanego człowieka czarodziejski napój, który potajemnie dodają do pożywienia z góry upatrzonej osobie. Powszechna wiara w potęgę czarodziejskiego płynu jest tak wielka, że ofiara, wypiwszy miksturę i dowiedziawszy się o jej tajemniczej mocy, uznaje bez sprzeciwu swą przynależność do klanu. Każdy nowo przyjęty otrzymuje rozkaz sprowadzenia kogoś ze swej rodziny w odludne miejsce, gdzie ofiara zostaje zamordowana przez ludzi-lampartów. Dopiero wówczas nowy członek klanu nabiera prawa do morderczych wypraw61 [61 Zbrodniczą działalność ludzi-lampartów opisał Albert Schweitzer (1875-1965) w książce Wśród Czarnych na równiku. Zetknął się z nimi w założonej przez siebie misji w Lambarene w Gabonie, gdzie przebywał wraz z żoną od 1913 r. Zbudowanym tam i wyposażonym własnym kosztem szpitalem kierował aż do śmierci, a jego intelektualna i moralna postawa oraz działalność lekarska w Afryce zyskały mu wielki autorytet. W 1952 r. otrzymał pokojową nagrodę Nobla.].

Zapadła chwila przykrego milczenia. Pierwszy odezwał się Tomek:

– Jeżeli naprawdę jest tak, jak pan mówi, to ludzie-lamparty są okrutnymi zbrodniarzami. Wracajmy jak najprędzej do naszego głównego obozu.

– Najlepiej zwińmy manatki o świcie i jazda w drogę – poparł bosman swego druha. – Zamiast okapi mamy schwytane przez Tomka dwa lamparty. Lepszy rydz niż nic!

– Macie rację, musimy uznać własną klęskę. Nie tylko nie schwytaliśmy okapi, lecz straciliśmy jednego członka ekspedycji – powiedział Smuga wzdychając ciężko. – O świcie ruszamy w drogę powrotną.

– Nie możemy stąd odejść tak nagle – zaoponował Tomek. – Przed zwinięciem obozu muszę sprawdzić, czy przypadkiem jeszcze jakiś lampart nie wpadł w przygotowane pułapki.

– Dobrze, na to wystarczy kilka godzin – odrzekł Smuga.

Uczestnicy nieudanej wyprawy na okapi udali się na spoczynek, natomiast Inuszi i Tomek postanowili czuwać przez resztę nocy.

Łowcy nie zważając na zmęczenie zerwali się z posłań wczesnym rankiem. Pragnęli jak najprędzej opuścić miejsce, gdzie ponieśli podwójną klęskę. Urządzono skromny pogrzeb poległemu w walce Bugandczykowi, pochowano także we wspólnej mogile zabitych ludzi-lampartów. Tomek, Smuga i bosman wyruszyli, by przed wymarszem sprawdzić pułapki. W ostatnim dole, ku swemu zdziwieniu, zastali dużą leśnąświnię. Był to ciekawy okaz fauny tropikalnych lasów Afryki. Mimo to Smuga nie ucieszył się zdobyczą. Przeniesienie ciężkiego dzika do obozu nastręczało obecnie wiele trudności. Liczba tragarzy zmniejszyła się o jednego człowieka. Tymczasem należało nieść nie tylko klatkę z lampartami, ale i obydwóch rannych Bugandczyków. Ostatecznie zdecydowano bardziej objuczyć osły i odbywać krótkie dzienne pochody.

Bosman udał się do obozu po Murzynów, przy których pomocy miano wydobyć świnię. Smuga i Tomek pozostali przy pułapce; czekając na powrót bosmana przyglądali się małpom dokazującym na drzewach. Dingo biegał po lesie. Łowcy dopiero wówczas spostrzegli, że pies się od nich oddalił, gdy z dala rozległo się jego chrapliwe szczekanie.

– Oho, Dingo zwietrzył jakąś zwierzynę – zawołał chłopiec.

– Na pewno małpy – odparł Smuga obojętnie. – Przywołaj psa!

Mimo nawoływań Dingo nie wracał. Chrapliwe szczekanie stawało się natomiast coraz bardziej natarczywe. Zaniepokojeni łowcy pobiegli w kierunku, skąd dochodził jego głos. Dingo szczekał na ich widok i łbem rozrzucał rusztowanie na zapomnianej przez Tomka pułapce.

– Ale ze mnie prawdziwa gapa! – zawołał Tomek nachylając się nad dołem. – Zupełnie zapomniałem o tej pułapce, a tymczasem dziki osiołek zdechłby w niej z głodu! Dobry Dingo, dobry! Nie denerwuj się, wypuścimy na wolność osiołka.

– Zamiast okapi schwytaliśmy lamparta, świnię i osiołka – powiedział Smuga, pochylając się nad pułapką. – Trzeba go uwolnić, bo…

Urwał w połowie zdania. W mrocznym dole ujrzał coś, co mu zaparło dech w piersi. Nic nie mówiąc zsunął się na dół. Przyjrzał się uważniej zwierzęciu, które chłopiec wziął za osła.

Tomek pochylony nad pułapką mówił:

– Biedny osiołek, musiał siedzieć w pułapce już parę dni. Pewnie się z trudem trzyma na nogach. Trzeba go zaraz nakarmić.

Smuga powoli się uspokoił, spojrzał na Tomka i rzekł:

– Urodziłeś się chyba naprawdę pod szczęśliwą gwiazdą. Jak dobrze zrobiłem zabierając cię na tę wyprawę!

– Co się stało? – zapytał zaniepokojony Tomek.

Smuga roześmiał się patrząc na przerażoną minę chłopca.

– Czy ty wiesz, co za zwierzę wpadło w twoją pułapkę? – zapytał.

Naraz jakaś myśl przyszła Tomkowi do głowy. Jednym susem znalazł się w dole obok Smugi. Najpierw wbił wzrok w wystraszone zwierzę, po czym spojrzał na podróżnika i zapytał:

– Czyżby to był…?

– Tak. To jest okapi!

Tomek zaniemówił z wrażenia. Potem poczerwieniał i krzyknął:

– Hura! Zwycięstwo!

Okapi wtulił się w kąt dołu.

– Odnieśliśmy wielki sukces, ale nie krzycz, gdyż strach gotów zabić wyczerpane zwierzątko.

– To zapewne jeden z tych dwóch okapi, które ścigaliście tak długo – domyślił się Tomek.

– Nie ulega wątpliwości, że maleństwo uciekając przed nami wpadło przypadkowo w pułapkę, a samica sama uratowała się dalszą ucieczką – dodał Smuga.

– Niech mi pan pomoże wydostać się z dołu! Sprowadzę bosmana i Murzynów. Musimy natychmiast przenieść okapi do obozu – gorączkował się Tomek.

– Zgoda, właź mi na ramiona!

Tomek drżąc z radości zaraz pobiegł z Dingiem w kierunku obozu. Po drodze spotkał towarzyszy niosących klatkę i sieci.

– Zwycięstwo! Zwycięstwo! Schwytaliśmy okapi! – zawołał ledwo dysząc ze zmęczenia.

Bosman usłyszawszy radosną nowinę natychmiast pociągnął z manierki spory łyk jamajki, a potem podążył za Tomkiem. Wszyscy chcieli się jak najszybciej przyjrzeć nieznanemu zwierzęciu. Z wielką ostrożnością wydobyli je z dołu. Młody okapi był tak wyczerpany, że nie stawiał oporu. Budową przypominał trochę osła i żyrafę. Do kłapoucha upodabniały go potężne uszy, natomiast trochę wyższy z przodu tułów, długa szyja oraz małe rogi wyrastające z kości czołowej na stożkowatej głowie zbliżały okapi do żyraf. Skórę pokrywała delikatna, połyskliwa, czarna sierść, a tylko boki głowy i gardziel były białe. W niezwykle oryginalne desenie wyposażyła natura nogi zwierzęcia. Były to naprzemianległe czarne i jaskrawobiałe pasy sierści.

Łowcy umieścili okapi w klatce, a następnie pospiesznie udali się do obozu. Smuga zaraz polecił zbudować małą zagrodę, do której wpuszczono wylęknionego okapi. Doświadczony łowca wiedział, że najłatwiej oswaja się różne dzikie zwierzęta udzielając im pomocy, gdy są wyczerpane. Wydobycie dzikiej świni zlecił bosmanowi i Tomkowi, sam zaś pozostał w obozie przy okapi.

Tego dnia nie mogli wyruszyć w drogę powrotną. Chcąc zabrać wszystkie złowione zwierzęta, należało poczekać, aż dwaj ranni tragarze powrócą do zdrowia. Wobec tego postanowiono obozować przez jakiś czas na polanie. Smuga pilnie rozstawiał straże wokół obozu, aby się zabezpieczyć przed powtórną napaścią ludzi-lampartów. Wszelkie obawy okazały się niepotrzebne.

Trójka przyjaciół często wyprawiała się w sawanny na polowania. Murzyni ochoczo znosili zabite zebry i antylopy, a wieczorem wokół obozu rozchodziły się smakowite zapachy pieczonego mięsa.

Po dwóch tygodniach odpoczynku zdecydowali się wracać do głównego obozu. Tomek gorliwie pomagał przy sporządzaniu przestronnej bambusowej klatki dla okapi. Zwierzątko przyzwyczaiło się już do widoku ludzi i brało pożywienie z ręki. Ośmielała je zapewne obecność krewniaków osłów. Smuga wprowadzał je do zagrody codziennie na kilka godzin. Wkrótce też trójka zwierząt żyła w jak najlepszej zgodzie, co szczególnie cieszyło łowców, gdyż obawiali się, aby okapi nie zdechł z tęsknoty za matką.

Pewnego dnia o świcie wreszcie wyruszyli w drogę. Ze względu na małą liczbę tragarzy musieli się często zatrzymywać na dłuższe wypoczynki, by zdobywać pożywienie dla zwierząt. Nastręczało to w dżungli wiele trudności. Dla leśnej świni zbierali korzenie i bulwy, chociaż nie gardziła ona i małpim mięsem, którym karmiono obydwa lamparty. Okapi sprawiał najmniej kłopotu. Klatkę o szeroko rozstawionych bambusowych prętach stawiali po prostu w krzewach, a łagodne zwierzę samo zdobywało sobie paszę.

Dziesięć dni karawana przedzierała się przez gęstwę dżungli. Od czasu do czasu rozlegało się dudnienie tam-tamów, lecz napotykani po drodze Pigmejczycy nie niepokoili podróżników. Zaprzyjaźnieni Bambutte zdążyli już rozgłosić wieść o pojawieniu się dziwnych białych ludzi, którzy łowią żywe zwierzęta i rozdają cenne podarunki. Smuga ofiarowywał im sól, tytoń i świecidełka, w zamian Pigmejczycy wskazywali dogodniejsze ścieżki lub nawet pomagali w niesieniu zwierząt.

W południe jedenastego dnia marszu Smuga orzekł, że karawana znajduje się już w pobliżu głównego obozu. Co pewien czas strzelano w górę z karabinów, aby oznajmić towarzyszom swój powrót. Łatwo sobie wyobrazić wzruszenie i radość Tomka, gdy około czwartej po południu odpowiedziały im bliskie strzały z broni palnej.

Wkrótce też karawana wkroczyła na leśną polanę, nad którą na wysokim maszcie powiewała polska flaga. Wilmowski i Hunter na czele Murzynów wybiegli na spotkanie towarzyszy. Łowcy ściskali się i całowali, Murzyni tańczyli z radości. Nawet Masajowie zapomnieli o swej powadze i żartowali wraz ze wszystkimi.

Wilmowski serdecznie uściskał syna. Odsunął go trochę od siebie, aby przyjrzeć mu się lepiej. Chłopiec zmężniał i spoważniał.

53
{"b":"90669","o":1}