Литмир - Электронная Библиотека

FAKTORIA PANA CASTANEDO

Łowcy weszli na brudną werandę. Hunter klasnął głośno w dłonie. Zza przewiewnych drzwi wysunęła się Murzynka. Wokół jej bioder zwisały, przypasane na sznurku, perkalowe fartuszki. Pobrzękując metalowymi bransoletami nałożonymi na nogi i ręce zbliżyła się do podróżników.

– Czego chcą buana35 [35 Buana (w narzeczu suahili) – pan.]? – zapytała.

– Gdzie jest pan Castanedo? – zagadnął Hunter.

– Jest za wcześnie. Buana Castanedo śpi jeszcze – padła odpowiedź.

– To zbudź go i powiedz, że chcemy z nim rozmawiać – rozkazał Hunter.

– Ja zbudzę, ale będzie wtedy bardzo zły – oznajmiła Murzynka, ciekawie przyglądając się przybyszom.

– Z kim tam gadasz, do diabła? – rozległ się w izbie głos.

– Biali ludzie przyszli tutaj – wyjaśniła Murzynka, trwożliwie spoglądając za siebie.

– To wpuść ich do mnie i przynieś mi coś do picia – po raz drugi odezwał się nieprzyjemny głos.

Smuga spojrzał przeciągle na Huntera. Energicznie pchnął drzwi i wszedł do izby. Reszta towarzystwa udała się za nim. Na posłaniu, bardziej podobnym do barłogu niż łóżka, leżał wysoki mężczyzna o szerokich barach, z jednym okiem zakrytym czarną przepaską. Ciemne, skręcone w małe pierścienie włosy i cera koloru mętnej białej kawy od razu pozwalały rozpoznać w nim półkrwi Murzyna. Podejrzliwie spojrzał zdrowym okiem na przybyłych i warknął:

– Czego tu szukacie? Nie mam żadnego towaru do sprzedania!

– Chcemy rozmawiać z panem Castanedo – spokojnie powiedział Hunter.

– To mówcie, ja jestem pan Castanedo – butnie odparł mężczyzna.

– Potrzebujemy trzydziestu tragarzy i, jeżeli to możliwe, chcieliśmy nabyć pięć osłów. Woźnice powiedzieli nam, że za pana pośrednictwem będziemy mogli wynająć Murzynów.

– Rano nie załatwiam interesów. Przyjdźcie po południu – burknął Castanedo układając się do snu.

Smuga zmarszczył brwi, lecz zupełnie obojętnym tonem powiedział:

– Jeżeli pan jest tak pijany, że nie potrafi przyzwoicie rozmawiać, sami poszukamy krajowców.

Odwrócił się i ruszył ku wyjściu, lecz Castanedo rozgniewany jego słowami krzyknął:

– Nikt z okolicznych Kawirondo nie pójdzie z wami bez mego zezwolenia.

Smuga zbliżył się do posłania, oparł prawą dłoń na rękojeści rewolweru i rozkazał stanowczo:

– To wstawaj natychmiast i chodź z nami!

Olbrzymi bosman Nowicki przysunął się kocim ruchem do Smugi, lecz było to już niepotrzebne. Castanedo usiadł na barłogu odzywając się zupełnie innym tonem:

– Jeżeli panom tak się spieszy, możemy iść zaraz do czarnych małp.

W tej chwili poza domem rozległ się rozpaczliwy krzyk. Castanedo gniewnie zmarszczył brwi i rzekł:

– Poczekajcie, panowie, chwilę. Zaraz wrócę!

Podniósł się i chwiejnym krokiem wyszedł na werandę. Łowcy usłyszeli, jak chrapliwym głosem wołał na Murzynkę.

– A to ci ananas! – odezwał się bosman, gdy Castanedo wyszedł z chaty. – Po jakie licho gadamy z takim pijanym drabem?

– Dziwi mnie jego zachowanie, gdyż na ogół mieszańcy odnoszą się pogardliwie jedynie do Murzynów – odparł Hunter. – Nie podoba mi się ten jegomość.

– Prawdopodobnie pod wpływem alkoholu nie wie, co mówi – dodał Smuga. – Po wytrzeźwieniu będzie się giął w ukłonach.

– Z mieszańcami zawsze trzeba ostro, inaczej zaraz im się wydaje, że są nie wiadomo kim – zakończył bosman.

Nieobecność Castaneda trwała dość długo. Podróżnicy już się niecierpliwili, gdy nagle w podwórzu po raz drugi rozbrzmiał przeraźliwy ludzki krzyk i suche trzaski bata.

– Co się tam dzieje, u licha? – zdziwił się Smuga.

Zaintrygowani wyszli z chaty, a kiedy znaleźli się na podwórzu, ujrzeli przerażający widok. Przykuty za nogę łańcuchem do grubego słupa siedział na ziemi skulony młody Murzyn. Castanedo, stojąc obok, okładał go długim, ciężkim pejczem. Gdy spostrzegł podróżników, kopnął Murzyna i pogroziwszy mu batem, zbliżył się do nieproszonych gości.

– To Murzyn z plemienia Niam-Niam, mój służący. Trzy dni temu porwał z wioski Kawirondo małą dziewczynkę i pożarł ją – wyjaśnił. – Oddam go patrolowi angielskiemu, gdy tu wkrótce przyjdzie.

– Czy to możliwe, aby był ludożercą?! – z niedowierzaniem zawołał Tomek.

Castanedo niedbale spojrzał na chłopca i dodał:

– Ta dziewczynka była tylko, trochę starsza od ciebie. Niam-Niam zjadają niewolników, wrogów, sieroty i każdego, kto im się da zjeść.

– Jeżeli istotnie jest przestępcą, to niech go pan przekaże Anglikom. Po co się znęcać nad człowiekiem? – surowo odezwał się Smuga.

Tomek ze zgrozą spoglądał na poranione biczem plecy Murzyna, którego oczy wyrażały błagalną prośbę.

– Proszę panów do mieszkania. Możemy teraz omówić sprawę tragarzy – zaproponował Castanedo ruszając w kierunku domu.

Smuga, Hunter i Mescherje poszli za nim. Bosman Nowicki spojrzał wymownie na Tomka, jednocześnie wskazał głową na skutego łańcuchem Niam-Niam. Tomek mrugnął porozumiewawczo i został na werandzie, gdy inni udali się do izby.

Minęło dobre pół godziny, zanim łowcy w towarzystwie już całkowicie ubranego Castaneda ukazali się przed domem. Tutaj czekał na nich Tomek siedząc na stopniu werandy. Bosman zerknął na młodego przyjaciela. Od razu poznał, że dzieje się z nim coś niezwykłego. Smuga, Hunter i Castanedo ruszyli przodem, a Mescherje niósł za nimi skrzynię z podarunkami. Bosman przyłączył się do Tomka – obydwaj znaleźli się kilkanaście kroków za wszystkimi.

– Wywąchałeś coś, brachu? – cicho zapytał bosman, widząc, że inni nie zwracają na nich uwagi.

– Straszne rzeczy, aż mi trudno w nie uwierzyć – odszepnął Tomek wzburzonym głosem. – Ten Murzyn umie trochę mówić po angielsku. Nie jest Niam-Niam, pochodzi z plemienia Galia. Nie zabił też ani nie zjadł dziewczynki. Żeby pan mógł słyszeć, jak mnie prosił: “Kup mnie, biały buana, od handlarza niewolników! On mnie zabije!” Castanedo bił go po to, żeby się nie odważył więcej wzywać pomocy.

– A kto ma być tym handlarzem niewolników? – zdziwił się bosman.

– Czarne Oko – odparł Tomek pospiesznie, gdyż chciał się jak najprędzej pozbyć ciężaru tajemnicy.

– Jakie znów Czarne Oko? Co ty wygadujesz, brachu!?

– Och, prawda! Zapomniałem, że pan jeszcze tego nie wie. Murzyni tak nazywają Castaneda. To pewno z powodu noszonej przez niego opaski. Podobno znany jest w całym okręgu jako handlarz ludźmi.

– Fiu, fiu! – gwizdnął bosman. – Więc to tak sprawy wyglądają? Gdzież on łapie tych niewolników?

– Sambo, to jest ten biedak przywiązany na łańcuchu, został wzięty razem z rodzeństwem do niewoli przez Murzynów Luo zamieszkujących dalej na zachodzie. Castanedo kupił go od nich, a następnie sprzedał razem z kilkunastoma niewolnikami Arabom. Odpłynęli stąd na długich łodziach w kierunku południowym. Sambo wyskoczył z łodzi i skrył się w krzewach rosnących na brzegu. Murzyni Kawirondo znaleźli go wczoraj i oddali Castanedowi, który zbił nieszczęśliwca. Obiecał obedrzeć go ze skóry, gdyby jeszcze raz próbował ucieczki.

– No, no, ten drab gotów to naprawdę zrobić – zafrasował się bosman. – Nie chciałbym być w skórze Samba.

– Musimy mu pomóc, panie bosmanie – stanowczo oświadczył Tomek.

18
{"b":"90669","o":1}