Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– No i widzisz, co zrobiłaś. Niegrzeczna dziewczynka – Maciek strofował mnie żartobliwie. – Dlaczego tak się opierasz? – podszedł i objął mnie wpół.

– Przestań! – Odsunęłam jego ręce i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś ścierki.

– Dlaczego jesteś taka niedotykalska? Przecież oboje tego chcemy.

– Przykro mi, ale nic mi o tym nie wiadomo. – Starałam się być miła, chociaż Maciek zaczął mnie poważnie drażnić. – Daj mi coś, muszę wytrzeć spódnicę.

– Najlepiej ją zdejmij…

Maciek ponownie mnie objął i sięgnął do suwaka spódnicy, próbując go rozsunąć.

Wkurzyłam się. Spojrzałam na niego zupełnie trzeźwo i nagle dostrzegłam, że ma zdecydowanie za duży nos i zbyt blisko siebie osadzone oczka. Wyglądał jak rozpalony chomik. W jednej chwili zrozumiałam, że nie powinnam była tu przychodzić.

– Idę do domu.

– Nie wygłupiaj się – Maciek na chwilą stracił rezon, ale błyskawicznie go odzyskał. – No dobrze, przepraszam, jeśli sobie nie życzysz, więcej cię nie dotknę. Chociaż – przybrał złośliwy wyraz twarzy – rozumiem, co jest z tobą nie tak.

Rozparł się na sofie i założył ręce za głowę.

– Boisz się sama siebie, tego, co by się mogło zdarzyć, gdybyś pozwoliła mi na więcej. Zgadłem?

Popatrzyłam na niego z odrazą.

– Dlaczego jesteś taki… nieromantyczny?

– Ja? Nieromantyczny? Chociaż, może w pewnym sensie masz rację. Ale nie nazwałbym tego brakiem romantyzmu, a raczej szczerością. Od początku czuję między nami silny magnetyzm i nie widzę powodu, żeby to ukrywać… jestem pewny, że czujesz to samo… dlatego chcę… tu i teraz… – zmrużył powieki i cicho wymruczał ostatnie słowa -… przetestować z tobą mojego pawia!

Spojrzałam na Maćka i parsknęłam śmiechem.

– Co w tym śmiesznego? Wiesz co, ty chyba jeszcze bardzo dziecinna jesteś! – obruszył się. Wziął szklankę i obrócił ją w dłoniach. Podniósł ją do ust.

– Ja czekam do ślubu.

Maciek zachłysnął się i momentalnie zrobił się purpurowy. Machnął ręką, próbował się śmiać, ale najwyraźniej zakrztusił się na całego, bo zaczął gwałtownie kaszleć i nie mógł złapać tchu.

– Chcesz… chcesz mnie zabić…? – wyrzęził.

Po chwili spojrzał na mnie wilgotnymi oczami:

– Żartujesz?

Nic nie odpowiedziałam.

– To znaczy, że muszę się najpierw z tobą ożenić, żeby…? No, niezły numer. Ty poważnie?

– Muszę już iść.

– Dziewczyno, nie wygłupiaj się. Czy ty wiesz, co tracisz?

Ruszyłam w kierunku wyjścia. Nagle Maciek złapał mnie za rękę i gwałtownie do siebie przyciągnął.

– Zostań! – przytulił mnie mocno i zanurzył twarz w moich włosach. Wściekłam się. Odepchnęłam go z całej siły.

– Dość tego, słyszysz, baranie jeden!

Zobaczyłam błysk w jego oku.

– Nie przekonam cię…? – wycedził przez zęby i zrobił krok w moją stronę.

To był impuls. Naprawdę nie wiem, jak to się stało. Nagle, nie zastanawiając się nad tym, co robię, całkowicie odruchowo, majtnęłam nogą i w tej samej chwili poczułam na wierzchniej stronie stopy jego miękkie jądra. Maciek krzyknął, osunął się na podłogę i zwinął w kłębek.

Przez chwilę stałam nad nim oszołomiona, nie wiedząc, co robić.

Złapałam torebkę i wybiegłam z mieszkania, nie oglądając się za siebie.

* * *

Włożyłam klucz do zamka, ale drzwi okazały się otwarte. Weszłam cicho i od razu poczułam przyjemny zapach smażonego ciasta. Z łazienki dobiegały odgłosy kąpieli i ciche podśpiewywanie. Zastukałam w drzwi. Usłyszałam gwałtowne chlupnięcie.

– Wróciłam!

– Przestraszyłaś mnie!

– Przepraszam.

– Jak randka?

Przewróciłam oczami.

– Dobrze.

Weszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę. Na stole na półmisku leżał stosik pięknie wysmażonych naleśników.

– Zrobiłeś naleśniki?! – krzyknęłam w kierunku łazienki. Odpowiedział mi szum wody.

Po chwili Leszek wyszedł z łazienki, ociekając wodą, w ręczniku przepasującym biodra i turbanie na głowie.

– To dla ciebie. Zaraz przyjdę, tylko się ubiorę – powiedział i znikł w pokoju.

Na parkiecie w przedpokoju błyszczały mokre ślady stóp.

– Nie masz płaskostopia – stwierdziłam.

Usiadłam na stołku i zwinęłam w rulon pachnący naleśnik. Za chwilę Leszek stanął w drzwiach w sztruksach i podkoszulku z zieloną żabą. Spojrzał na mnie badawczo.

– Zmęczona?

Pokręciłam głową.

– Zrobię ci herbatę.

Wrzucił do kubka torebkę i wskazał na cukier.

– Dwie.

– Wyglądasz mizernie. Stało się coś?

Wzruszyłam ramionami.

– Nie chcę się wtrącać, nie mów, jeśli nie chcesz.

– Wiesz, nie było tak źle… – łzy nabiegły mi do oczu.

Zamrugałam powiekami i roześmiałam się, żeby przegonić fatalny nastrój, ale było już za późno. Łzy popłynęły mi po policzkach.

Wstydziłam się tego dowodu mojej słabości, ale nic nie mogłam na to poradzić.

Leszek otworzył lodówkę, wyjął talerzyk z resztkami tiramisu i postawił go przed moim nosem. Obok położył łyżeczkę.

– Dziękuję – uśmiechnęłam się – i przepraszam. Już mi lepiej.

Jadłam przełykając łzy na przemian ze słodkim ciastkiem. Leszek wyszedł do pokoju. Usłyszałam skrzypniecie szafy i za chwilę na moich kolanach leżał mały rudzielec. Spał jak zabity.

– Stęsknił się za tobą.

Roześmiałam się przez łzy.

– Chyba nie bardzo. Popatrz na niego.

– Bo sen jest dobry na tęsknotę. Zresztą kąpiel też. Spojrzałam na niego. Odchrząknął.

– No jak? Trochę lepiej?

Pokiwałam głową.

– W takim razie zapraszam cię do kina. Chodź.

Weszłam za nim do pokoju. W srebrnym lichtarzu paliła się świeczka, na półmisku leżała ogromna góra chipsów.

– Jak rozpętałem drugą wojnę światową , co ty na to? Na podłodze przed telewizorem stało wideo.

– Przywiozłem parę swoich rzeczy, trochę ciuchów i kilka dobrych filmów. Pomyślałem, że sprawi ci to przyjemność.

Spędziliśmy wieczór, zaśmiewając się do łez. Leżałam na łóżku obłożona gromadką kociąt i Filkiem, który lizał swoje maluchy, a także moje dłonie, co chyba nie stanowiło dla niego większej różnicy. Leszek siedział na ziemi oparty o sofę i zabawnie komentował swoje ulubione sceny. Zerkałam na tył jego głowy. Marzyłam tylko o jednym: żeby ten wieczór nigdy się nie skończył.

* * *

Powiedziałam Leszkowi, że jeśli chce, może zostać do końca miesiąca. Wynajmie coś od początku grudnia, tak będzie mu najwygodniej, zresztą mi też dobrze zrobi towarzystwo. Leszek wahał się. Zgodził się pod warunkiem, że zapłaci połowę czynszu i część rachunków. Zgodziłam się na czynsz.

Filek strasznie polubił Leszka. Odkąd Leszek się wprowadził, łazi za nim krok w krok i gapi się na niego jak nawiedzony. Kiedy Leszek się goli, Filek siedzi na klapie od sedesu i śledzi każdy jego ruch. Kiedy Leszek kładzie się na swoim legowisku, Filek zeskakuje z mojego łóżka i głośno mrucząc mości sobie miejsce w jego nogach. Z początku czułam się trochę zazdrosna, ale, szczerze mówiąc, sama jestem sobie winna. Odkąd przyszły na świat maluchy, zajmuję się głównie nimi i dla Filka jakoś nie starcza mi czasu. Próbowałam wprawdzie nadrobić zaległości i któregoś dnia urządziłam dzień przyjaźni People – Animals, z kocimi przysmakami, pieszczotami i nawet małym upominkiem w postaci pluszowej myszki, ale niewiele to dało. Filek wprawdzie zjadł smakołyki i nawet kilka razy trącił mysz łapą, ale nocą znów powędrował do Leszka. Leszek jest tym zachwycony. Mówi, że jeszcze nigdy żadna kobieta nie patrzyła na niego z takim zainteresowaniem jak mój kot. I żadna tak czule nie mruczała mu do ucha.

* * *

Miśka wpadła nieoczekiwanie. Nie widziałam jej od tygodnia, bo zajęta swoimi sprawami, a przede wszystkim świeżo zawiązanym narzeczeństwem, była zupełnie nieuchwytna. Wpadła i od razu wyciągnęła z torby kilka kopert. Wieszając płaszcz perorowała:

– Tylko bądź szczera, jeśli są złe, mów otwarcie. Eduś się nie zna, a ja całkiem zgłupiałam i straciłam obiektywizm. Czy te gołąbki nie są zbyt pretensjonalne? A ten powóz? Wydaje mi się rodem z brazylijskiego tasiemca. Edek wprawdzie uważa, że to romantyczne, ale sama nie wiem… Jasne, jest jeszcze kupa czasu, ale chcę się dobrze przygotować, więc musisz mi doradzić…

Słuchałam z kuchni, parząc herbatę. Zastanawiałam się, jak przedstawić Miśce sprawę Leszka. Ponieważ ostatnio rozmijałyśmy się w czasie i przestrzeni, niczego jej nie powiedziałam.

Sytuacja rozwiązała się szybciej niż myślałam. Miśka, mijając drzwi do pokoju, stanęła nagle jak wryta. Zalewając herbatę usłyszałam bąknięte przez Miśkę powitanie, krótkie „cześć” Leszka i zrozumiałam, że prezentacja dokonała się sama. Za chwilę poczułam na karku Miśkowy oddech.

– Kto to? – usłyszałam jej stłumiony szept.

– Mój sublokator.

– Kto?!

– Sublokator. Ma kłopoty mieszkaniowe i chwilowo go wspieram. Potem ci wszystko wytłumaczę…

– Ewka!

– Co?

– Wiedziałam… Urobił cię… Kretynka!

Nie zdążyłam niczego wyjaśnić, bo Miśka zniknęła w drzwiach pokoju. Zawołałam ją, ale nie zareagowała. Usłyszałam skrzypnięcie szafy, potem sofy i zrozumiałam, że wyjęła z legowiska Rudego Jeden, jej ulubieńca, i razem z nim rozsiadła się na łóżku. Byłam pewna, że mierzy Leszka lodowatym wzrokiem. Co za okropna baba. Postępowała tak ze wszystkimi moimi niedoszłymi facetami, nawet jeśli, jak Leszek, byli zupełnie neutralni. Grał telewizor, więc wytężyłam słuch.

– Słodki kocurek – usłyszałam uprzejmy głos Leszka. – Ewa opowiadała mi o tobie. Jesteś jej przyjaciółką, prawda?

Nie usłyszałam odpowiedzi. Najprawdopodobniej przyjaciółeczka tylko kiwnęła głową. Ignorantka jedna.

– Podobno wychodzisz za mąż. Gratuluję… – Leszek nie dał się zrazić. – Projekty zaproszeń? Mogę zobaczyć?

29
{"b":"90434","o":1}