Литмир - Электронная Библиотека

– Schneller, Fischke!

Gdy ich kroki ucichły, zszedłem ze strychu, na którym dusiłem się już od dymu, napływającego przez wyloty wentylacyjne z położonych niżej mieszkań, i wróciłem do mojego pokoju. Miałem nadzieję, że ogień podłożono na postrach i zajmie tylko parter, lokatorzy zaś po kontroli dokumentów powrócą do swych

mieszkań. Wziąłem do ręki jakąś książkę i usiłowałem ją czytać, lecz nie udawało mi się zrozumieć z jej treści ani słowa. Odłożyłem ją na bok, przymknąłem oczy i czekałem, nie otwierając ich, aż usłyszę jakieś ludzkie głosy.

Zdecydowałem się na ponowne wyjście na korytarz dopiero po zapadnięciu zmroku. Mój pokój był coraz bardziej wypełniony czadem i dymem, czerwonym od blasku ognia, świecącego z zewnątrz przez okno. Na klatce schodowej było tak gęsto od dymu, że nie mogłem dojrzeć poręczy schodów. Z niżej położonych pięter słychać było huk szalejącego pożaru, trzask pękającego drewna i łomot walących się stropów. O zejściu na dół tymi schodami nie mogło już być nawet mowy.

Podszedłem do okna. Dom otoczony był w pewnej odległości przez SS. Z cywilów nie było widać nikogo.

Cały budynek stał w ogniu, a Niemcy czekali zapewne jeszcze tylko na to, by ogień zajął najwyższe piętra.

Tak więc miała wyglądać moja śmierć – śmierć, na którą czekałem od pięciu lat, której wymykałem się dzień po dniu, aby mogła mnie dopaść właśnie teraz. Niejeden raz przedtem starałem sieją sobie wyobrazić.

Spodziewałem się ujęcia i torturowania przez Niemców, potem zastrzelenia lub uduszenia w komorze gazowej. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że spłonę żywcem.

Zaśmiałem się z perfidii losu. Byłem całkiem spokojny, przeświadczony o tym, że nie da się już zmienić rozwoju wydarzeń. Rozejrzałem się po pokoju: jego kontury w gęstniejącym dymie i zmroku były zamazane, przez co sprawiał straszne, przytłaczające wrażenie. Oddychanie sprawiało mi coraz większą trudność, czułem narastający szum w głowie i byłem bliski omdlenia. Pierwsze oznaki działania czadu.

Położyłem się z powrotem na tapczanie. Nie miało sensu dać się spalić żywcem, skoro mogłem tego uniknąć, łykając tabletki nasenne. Mimo wszystko moja śmierć będzie o wiele lżejsza niż moich rodziców i rodzeństwa, zamordowanych w Treblince. W tych ostatnich chwilach myślałem tylko o nich.

Wyjąłem flakonik z tabletkami, wsypałem je sobie wszystkie do ust i przełknąłem. Chciałem jeszcze sięgnąć po opium, aby dla wszelkiej pewności zażyć jeszcze i ten narkotyk, ale nie zdążyłem. Tabletki nasenne zażyte na pusty żołądek zadziałały błyskawicznie.

Zapadłem w sen.

32
{"b":"89309","o":1}