Литмир - Электронная Библиотека

Zacząłem krążyć po pokoju, który dotychczas wydawał mi się jednym z najbezpieczniejszych miejsc na świecie, a teraz sprawiał na mnie wrażenie klatki. Byłem w niej uwięziony jak zwierzę i było już tylko kwestią czasu, kiedy przyjdą rzeźnicy, którzy mnie znajdą i zabiją – zadowoleni z łowów. Ja, który nigdy nie paliłem, „ wypaliłem tego dnia, oczekując opóźniającej się z godziny na godzinę śmierci, setkę zostawionych przez Lewickiego papierosów. Wiedziałem, że gestapo przychodziło zwykle wieczorem lub we wczesnych godzinach porannych. Nie rozbierałem się, nie zapalałem światła, wpatrywałem się w widoczne przez okno kraty balkonu i wsłuchiwałem się w najcichsze nawet szmery dochodzące z ulicy i klatki schodowej. Ciągle brzmiały mi w uszach słowa Lewickiego. Jego ręka spoczywała już na klamce, gdy jeszcze raz się odwrócił, podszedł do mnie i ponownie mnie obejmując, powiedział:

– Gdyby przyszli i wdarli się do mieszkania, skacz z balkonu. Nie wolno im dostać cię żywcem!

Potem dodał, by mi ułatwić podjęcie tej decyzji:

– Ja noszę przy sobie truciznę, mnie też nie dopadną. Zrobiło się późno. Ruch na ulicach zupełnie ustał i w domu naprzeciwko gasły światła – jedno po drugim. Niemcy wciąż się nie zjawiali. Byłem nerwowo wykończony. W tym czasie życzyłem sobie, żeby przyszli jak najszybciej, skoro musieli już przyjść. Nie chciałem tak długo czekać na śmierć. Później zmieniłem swą decyzję dotyczącą sposobu samobójstwa. Przyszło mi do głowy, że zamiast rzucić się z balkonu, mógłbym się powiesić. Taki rodzaj śmierci, trudno powiedzieć dlaczego, wydał mi się łatwiejszy i szybszy. Wciąż nie zapalałem światła, zacząłem jednak poszukiwać w pokoju sznura. W końcu udało mi się znaleźć dość silny kawałek na regale za książkami. Zdjąłem obraz ze ściany nad półką, sprawdziłem, jak mocno siedział hak, przygotowałem pętlę i czekałem. Gestapo nie przyszło.

Nie przyszło też rano, a także przez kilka następnych dni. Dopiero w piątek przed południem, gdy po prawie nieprzespanej nocy leżałem ubrany na kanapie, usłyszałem odgłosy strzelaniny na ulicy. Natychmiast podszedłem do okna. Na całej szerokości ulicy i chodników posuwał się naprzód front żandarmów, strzelających chaotycznie do uciekających ludzi. Po chwili nadjechały ciężarówki z SS-manami i otoczono duży odcinek ulicy, na którym stał również mój dom. Gestapowcy wchodzili grupkami kolejno do wszystkich domów i po chwili wyprowadzali z nich mężczyzn. Weszli też do domu, w którym mieszkałem. Teraz nie mogło być już żadnych wątpliwości, że mnie znajdą. Przysunąłem krzesło do biblioteczki, aby móc łatwiej dosięgnąć haka, przygotowałem sznur i podszedłem do drzwi, by nasłuchiwać. Od schodów dochodziły z niższych pięter niemieckie wrzaski. Po półgodzinie wszystko znów ucichło. Wyjrzałem przez okno: blokada była zlikwidowana, a ciężarówki SS odjechały.

A więc nie przyszli.

Po tym okresie życia w strachu miał nadejść następny: okres takiego głodowania, jakiego nie przeżywałem nawet w czasach największego braku żywności w getcie.

28
{"b":"89309","o":1}