Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Zawołaj to – wysyczał przez zęby Rocco.

Jego głos aż wibrował od furii.

– Wołałem – odparł cicho chłopiec.

– Więc postaraj się bardziej! – ryknął mag.

Przestraszone stymfalidy wzbiły się w powietrze i z trzepotem zatoczyły nad nimi krąg. Pojedyncze żelazne pióro upadło tuż obok stóp Rocca. Mag wzdrygnął się i pogroził pięścią niezdarnemu ptaku.

– Przecież ostrzegałem, że Arachne nie ma w grobowcu, a jej moc nie sięga poza mury cytadeli.

Ojciec z całej siły uderzył go w twarz.

– Mówiłem ci, abyś nie nazywał tego jej imieniem. To tylko demon. Zwyczajny demon zesłany przez nikczemników, aby opętał kobietę, która była matką naszego przodka.

Diamante zlizał z warg krew. Już nie płakał. Przez ostatnie trzy miesiące doświadczył wielu takich nocy i wiele rozmów zakończono biciem. Czasami myślał, że pewnego dnia ojciec każe go bezpowrotnie okaleczyć, a jednocześnie był ciekaw, jak daleko sam może się posunąć. Wcześniejszy strach zastąpiła jakaś zapiekła niechęć, która skłaniała chłopca, by drażnił dumę Rocca i prowokował go do kolejnych kar. Nie przyjął też dobrze najnowszego odkrycia księcia, choć przeczuwał, że ojciec również jest zmęczony walką i gdyby syn, choćby pozornie, dał wiarę jego rewelacjom, w rodzinie zapanowałby kruchy, lecz wytęskniony przez domowników rozejm. Diamante jednak nie potrafił się ugiąć, mimo że widział, jak bardzo szkodzi mu pogłębiająca się z każdym dniem niezgoda. Miał wrażenie, że jeśli uwierzy, pozwoli tym samym, aby ojciec ostatecznie odebrał mu Arachne – tak samo, jak odebrał mu poprzednio dziecięce zabawki, wieczory w komnacie matki, przejażdżki na kucyku w otoczeniu synów dworzan i jeszcze wiele innych rzeczy, które uznano za niegodne książęcego dziedzica.

Spokojnie wysłuchał, więc opowieści, którą ojciec – nie bez satysfakcji – powtórzył mu, kiedy wreszcie ze sterty ksiąg i pergaminów wyłowił właściwe wyjaśnienie trapiącej ich plagi. Choć w Brionii okrutnie karano oszczerstwa wymierzone w książęcą rodzinę, chłopiec już wcześniej słyszał pogłoski, jakoby Arachne została w istocie opętana przez demona. Pomiędzy wrogami Rocca było kilku minstreli, którzy skomponowali całkiem udane pieśni, demonicznemu pochodzeniu przypisując jego skłonność do okrucieństwa i przelewu krwi. Głosili, że Severo uległ wdziękom najpiękniejszej kobiety swoich czasów, spadkobierczyni rozlicznych sekretów magicznych, i pokonał wielu rywali w walce o jej rękę. Z początku byli szczęśliwi, gdyż Arachne prawdziwie pokochała swego męża-maga. Mimo to Severo, z natury nieufny, rychło zaczął podejrzewać, że jej przywiązanie jest jedynie pozorem, pod którym kryją się fałsz i wielkie niebezpieczeństwo na przyszłość. Ponieważ jednak nie chciał jej utracić, związał ją z demonem, aby nigdy nie mogła od niego odejść. Były to całkiem ładne piosenki, Diamante nie raz słyszał, jak służące nucą je u studni, kiedy ochmistrzyni i kucharka odeszły wystarczająco daleko.

Opowieść Rocca była jednak inna. Oto na wieść, że małżonka księcia Brionii spodziewa się potomka, magowie z Centocchio postanowili go ugodzić jak najdotkliwiej, mszcząc się za próby podboju ich ojczystej ziemi. Jako że w żaden sposób nie mogli zaszkodzić Severowi, który mocą przewyższał ich wszystkich, zamierzali jednocześnie pozbawić go ukochanej i wytęsknionego dziedzica. Przywołali demona, nędznego wyrzutka spomiędzy tych, które były wcześniej spętane materią i po śmierci maga nie zdołały uciec z podksiężycowego świata, po czym wysłali go do Brionii. Miał opętać Arachne, przyprawić ją o utratę zmysłów, aby zabiła dziecko w swym łonie, potem zaś rzuciła się ze skały w błękitne morze.

Demona zamknięto w pudełku, a jeden z magów, utajony pod postacią żebraka, powędrował z nim do Brionii. Tam ukrył go w książęcym ogrodzie we wnętrzu świeżej figi, dowiedział się, bowiem, że księżna właśnie te owoce szczególnie ceni. Nikt nie spostrzegł pułapki i Arachne połknęła wraz z figą demona. Ale kiedy w nocy sięgnęła po sztylet, Severo ocknął się i zdążył ją powstrzymać. Aż do świtu walczył z demonem, nie mógł go, bowiem wypędzić ani zniszczyć, nie uśmiercając zarazem żony i dziecka. Zdołał go jednak uśpić i obłożyć zaklęciami tak potężnymi, że Arachne, kiedy obudziła się o poranku, nie wiedziała nawet o jego istnieniu. Sam Severo wszakże nigdy nie przebaczył magom z Centocchio, że poważyli się zagrozić jego rodzinie i dlatego z tak wielkim uporem i okrucieństwem kontynuował podbój ich ziemi. A demona, który stał się narzędziem w tej zbrodni, za karę niewidzialnymi nićmi zaklęć związał z cytadelą Brionii, aby po kres czasów nie opuścił tego miejsca.

Diamante nie uwierzył w ani jedno słowo ojca. Przez chwilę podejrzewał nawet, że Rocco wymyślił sobie całą tę historię, aby go przerazić i odstręczyć od widmowej kobiety. Ale nie. Książę wydawał się szczerze uradowany, że wreszcie znalazł wyjaśnienie zjawiska, które dotąd wymykało się jego poznaniu.

– Skoro to tylko zwyczajny demon – wycedził chłopiec – dlaczego nie potrafisz go pochwycić? Wszak jesteś księciem-magiem Brionii, zrodzonym z krwi Severa dziedzicem jego mocy i sekretów. Czyżby ostatecznie miał pokonać cię pośledni demon, zbyt słaby, by ulecieć ponad księżyc?

Hierofanci wymienili przerażone spojrzenia. Cokolwiek opętało chłopaka, aby mówić w ten sposób z ojcem, nie chcieli uczestniczyć w jego szaleństwie.

– Nie prowokuj mnie, synu – Rocco zniżył głos do szeptu. – Sam sprowadziłeś na nas to nieszczęście, więc teraz milcz. Trzeba ci było raczej zaglądać służącym pod spódnice albo sprowadzić z miasta kurtyzanę, żeby cię objaśniła w sprawach przynależnych mężczyznom. Ale skoro przedłożyłeś demona ponad rozkosze żywych kobiet, zadbam, abyś dostał to samo, co miał niegdyś Severo. Jutro rozkażę sprowadzić z klasztoru Luanę.

Wesele Diamante szykowano pospiesznie, lecz z wystawnością niezwykłą nawet w rodach magów, dla których wszak niewiele rzeczy było niedostępnych. Rocco pchnął gońców, aby pospraszali gości spomiędzy wszystkich panujących rodzin, a narzeczoną wezwano z klasztoru i umieszczono w Torre dei Leoni, starannie przepatrując wszystkich, którzy ją odwiedzali. Sprowadzono też szwaczki, kaletników, złotmistrzów i kuśnierzy, aby przyszykowali dla niej wyprawę, jakiej wcześniej nie oglądano na Półwyspie. Nie chcąc, by podniosła się wieść, że wydaje bratanicę w jednej koszuli, książę nie żałował grosza, świadom, iż wszystkie te wspaniałości ostatecznie i tak przypadną jego synowi. W warsztatach pod zamkiem grawerzy mozolnie ozdabiali inicjałami młodej pary niezliczone kubki, miednice, wazy, dzbany, misy i talerze. Szlifierze przywracali blask starym klejnotom, a złotnicy gorączkowo szykowali misterne cuda ze szlachetnego metalu i najkosztowniejszych kamieni: wszystkie one były prawdziwe, nietknięte magią, aby nikt nie zarzucił Roccowi w tym niecodziennym dniu oszustwa. Mimo że czasu pozostało niewiele, tkaniny barwiono ultramaryną magów, najkosztowniejszym z barwników świata, którego wyrobem para się tylko jeden ród. Od kupców ze wschodu zakupiono bele jedwabiu na obicia, weselne bramy i zasłony, którymi zostanie przystrojona sala zaślubin – a był to dowód niezwykłego bogactwa, jako że Arimaspi zamknęli szlaki handlowe i bardzo nielicznym karawanom udawało się przebyć ich ziemie z cennym ładunkiem. Wszystko to miało uświetnić zaślubiny i zaćmić pamięć o niesławnym duchu, który kołatał się w korytarzach cytadeli.

Kiedy rzemieślnicy skończyli, wyprawę Luany wystawiono na pokaz w niskich salach cytadeli i mieszkańcy Brionii przybywali dumnie, by ją oglądać. Szczególnie dziwowano się małżeńskiemu łożu, przyozdobionemu mahoniem oraz macicą perłową i rzeźbionemu w winne grona, prastary motyw płodności i szczęścia. Zachwyt budziły również tkaniny, od stołowych płócien do najmniejszych chustek powleczone barwą magów, a także kielichy z kryształu przejrzystego jak woda. Na poduszkach ze złotogłowiu umieszczono wyjątkowo kunsztowne klejnoty, a wśród nich trzy korony – jedna z nich była ozdobiona szafirami, druga lapis-lazuli, trzecia zaś ametystami, aby jeszcze lepiej podkreślały niezwykły błękit oczu Luany. Tuż za nimi rozwieszono jej stroje, w tym przepięknej urody suknię ślubną wyszywaną srebrną nicią i perłami, a tak ciężką, że ledwie można ją było podnieść. Dalej były płaszcze podbite sobolami, kapelusze przyozdobione ptasimi piórami, a nawet pantofelki o zawiniętych noskach, na których umocowano maleńkie dzwoneczki.

Większość odwiedzających odchodziła z cytadeli zadziwiona i ukontentowana, bo wśród owego niezwykłego przepychu bardzo łatwo było zapomnieć, że narzeczona nie osiągnęła jeszcze wieku stosownego do zamążpójścia i nie z własnej woli wstępuje w ów uświęcony związek. Niektórzy tylko utrzymywali, że Rocco umyślnie pyszni się wspaniałością wyprawy, chcąc odwrócić uwagę od szaleństwa swego dziedzica. Jednakowoż znaczna część mieszkańców Brionii radowała się na nadchodzącą uroczystość, tym bardziej, że hierofanci nie urządzili hucznych zaślubin Roccowi i jego bratu, toteż od wielu lat w mieście nie świętowano małżeństwa książąt. Jeśli nawet ktokolwiek wiedział, że narzeczona, która za niechętnym pozwoleniem władcy zwykła, co dnia chadzać do katedry na nabożeństwo, przypadła patriarsze do nóg i ze łzami w oczach błagała go, by ocalił ją przed niechcianym ślubowaniem, uważał jej zachowanie za kaprysy dziecka, które nie potrafi należycie ocenić spadającego na nie zaszczytu.

Kiedy nastał dzień wesela, komnaty cytadeli wypełniły się znakomitymi gośćmi, a na dziedzińcu przed katedrą zgromadziło się tak wielu gapiów, że drabanci musieli siłą torować drogę dla orszaku państwa młodych. W mroku świątyni nikt też nie wiedział, czy łzy, które popłynęły z oczu Luany, kiedy Diamante wkładał jej na palec pierścień zaślubin, byty łzami szczęścia czy rozpaczy. Jednak widok tych dwojga dzieci, przybranych w błękit i srebro, zmiękczył serca nawet najzacieklejszych nieprzyjaciół księcia i tego dnia mieszkańcy Bronii życzyli im jak najlepiej.

Nikt oczywiście nie wiedział, jaki los naszykował dla nich Rocco.

Mniszka obudziła go w środku nocy ze słowami:

36
{"b":"89140","o":1}