Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie widzę, mamo – Arachne poskarżyła się jak dziecko.

Despina szeptała jednak dalej do siebie:

– Jest życiem dla żyjących i trwaniem bytów. Zasadą i życiem każdego życia i substancji. Dzięki jego dobroci wszystkie byty istnieją, są powołane do życia i utrzymywane w istnieniu. On przywróci nam Meriga z głębi morza i wyzwoli nas spod mocy czarnoksiężników, którzy wielbią demony i skradli nasze dziedzictwo. Na końcu zaś sprowadzi na powrót Yanniego z obcych krain. – Uśmiechnęła się do siebie. – Tutaj zapisałam jego narodziny. Urodził się w czwartej kwadrze księżyca i miał oczy koloru letniego nieba. A to jego imię. – Przycisnęła palec dziewczyny do czterech znaków, nakreślonych ciemnym atramentem na marginesie księgi. – Spójrz.

– Nie rozumiem tego.

– Nauczę cię, skarbie. – Matka objęła ją mocniej ramieniem. -Tutaj jest twoje imię. – Przesunęła opuszkę Arachne nieco niżej. -Wybrał je Merigo. Potem wziął cię nocą na brzeg morza i uniósł wysoko ku gwiazdom, aby wszystkie rozpoznały twoje imię. Poniżej zapiszesz kiedyś imiona swoich dzieci, tak samo, jak kiedyś uczyniła moja matka i matka mojej matki. Nauczę cię, kochanie. Powinnam była dawno to uczynić. A teraz mogę nie zdążyć -dodała z zadumą.

– Masz jeszcze wiele czasu, mamo – odpowiedziała przez łzy Arachne.

Despina tylko potrząsnęła głową.

– Nie sądzę, abym była dobrą matką – rzekła cicho. – Ale próbowałam was uchronić. Z całego serca próbowałam was uchronić. A Yanni był taki młody, taki jasny, i nie chciałam, żeby uczynił coś szalonego. I nie udało mi się. Ale dość o tym. – Płynnie nakreśliła jakiś znak na zakurzonym blacie stołu, tuż obok motka żółtej jedwabnej przędzy. – To alfa. Pierwsza litera twojego imienia. Początek i stworzenie świata.

* * *

Despina żyła jeszcze dziewięć miesięcy. Umarła pewnego jesiennego dnia, przy oknie, skąd nieustannie wyglądała Yanniego, i tak cicho, że Arachne spostrzegła to dopiero wieczorem, kiedy miały usiąść do wieczerzy. Kobiety z Vicolo delle Tessitrici zeszły się o zmierzchu, aby umyć Despinę i przygotować do pochówku. Położyły ciało na stole uprzątniętym z nici, płótna, przędzy i barwnych skrawków materii. Arachne trudno było uwierzyć, że ta wysuszona starowinka, której posiwiałe włosy dały się zebrać w jeden chudy warkoczyk, jest naprawdę jej matką. Ale kiedy sąsiadki przygotowały lniany, pogrzebowy całun, powstrzymała je i wyjęła ze skrzynki przy łóżku wielką chustę. Wyszywała ją ukradkiem przez długie, gorące lato i chciała podarować Despinie w wigilię Festa dei Fiori, kiedy kobiety z całego Półwyspu tańczą przed białymi świątyniami Najwyższego i przystrajają jego posągi w girlandy z kwiatów i winne grona.

Gdy Arachne rozwinęła chustę, kobiety odsunęły się od niej z trwogą. Najstarsze wdowy, które przycupnęły na niskich stołeczkach u paleniska i odmawiały modlitwy za duszę zmarłej, przycichły nagle, zmyliły rytm słów. Tylko ogień trzaskał pod kominem.

Chusta była błękitna, w kolorze ultramaryny; na Półwyspie przynależał on jedynie magom i stanowił znak ich mocy. Ale kiedy kobiety spojrzały z bliska, zobaczyły, że płótno, utkane z najcieńszego lnu, pozostawiono białe. To nici były błękitne i pokrywały całe tło gęstym ściegiem, który mienił się i połyskiwał jak letnie morze. Smukłe rybackie łodzie z białego lnu o żaglach wypełnionych wichrem płynęły po nim na zachód. Na odległych wschodnich wyspach kobiety zbierały plon z winorośli i oliwnych drzewek. Chłopcy paśli na skałkach białe, krzyworogie kozy. Brodaci kupcy pędzili drogą osły objuczone ciężkimi koszami. Biły rozkołysane dzwony kościołów. Białe ryby wyskakiwały nad powierzchnię wody. Gdy Arachne nakryła matkę chustą, kobiety z Vicolo delle Tessitrici ujrzały cały wielki świat, który zamykał prostokątny wzór, spleciony z białych kwiatów róż i owoców granatu.

W Brionii nie znano podobnego haftu. Despina pokazała go córce, kiedy Arachne była jeszcze bardzo mała. Nigdy nie zdobiły nim wyprawnych sukni córek patrycjuszy ani obrusów i zasłon sprzedawanych w warsztacie. Dziewczyna wiedziała tylko tyle, że pochodził ze wschodu, z wysp, skąd przed wielu laty jej rodacy uciekli przed kapłanami w wielbłądzich skórach i ich ofiarnymi kołami.

– Stamtąd przypłynęliśmy – wyjaśniła z prostotą.

Jednak sąsiadki milczały, przerażone, jakby nawet patrzenie na zakazany błękit magów mogło sprowadzić nagłą śmierć. Dopiero Cettina, najstarsza w Vicolo delle Tessitrici, podniosła się ze stołeczka przy ogniu. Z trudem przykuśtykała do stołu i ujęła głowę Despiny w kruche, powęźlone palce.

– Przybyły z daleka – rzekła starczym głosem. – I nie nam sądzić ich obyczaje. Ale jesteśmy tutaj, aby usłużyć tej, która odeszła, tak jak ona służyła nam za życia.

Kilka sąsiadek usłuchało i pokornie przysunęło się do stołu.

– To grzech! – wykrzyknęła nagle jedna z kobiet. – Nie przystoi kłaść tyle dobytku w trumnę! Zwłaszcza, że powinien należeć do księcia!

Arachne wydało się, że to żona Crescenza strzecharza, lecz nie była pewna, bo tamta zaraz ukryła się za plecami innych.

– Ale nie należy do niego! – odparła porywczo dziewczyna.

Stara Cettina trąciła ją w ramię jesionowym kosturkiem, na którym się zwykle wspierała. Tak mocno, że Arachne jęknęła z bólu.

– Cyt, dziecko – skarciła ją staruszka. – Cyt. Uszanujemy twój ból, ale nie mów nic więcej. A wy nie kręćcie głowami jak kury, tylko uwijajcie się żywiej. Czas najwyższy odnieść ją do świątyni.

Było już zupełnie ciemno, kiedy odmówiono ostatnie modlitwy i złożono Despinę do wąskiej sosnowej trumny, podarunku od cieśli Fantina. Mężczyźni w milczeniu zabrali martwą i ponieśli ją ciemnymi ulicami do białej świątyni, gdzie nigdy nie wstępowała za życia. Sąsiadki również rozchodziły się po cichu. Kolejno kładły dłonie na czole Arachne i kreśliły na nim znak odpędzający złe moce. Kilka z nich, także stara Cettina, ofiarowały jej swoją gościnę, bo nie jest dobrze, kiedy młoda dziewczyna spędza samotnie pierwszą noc w domu, skąd właśnie wyniesiono trupa. Arachne podziękowała serdecznie, gdyż nie spodziewała się podobnej dobroci, ale odmówiła.

Małżonka strzecharza zwlekała dłużej niż inne. Kiedy wreszcie zostały same, zatrzymała się przed Arachne, która na progu warsztatu żegnała żałobniczki.

– Masz pojęcie, głupia, ile było warte to sukno? – wysyczała. – Więcej niż cały ten nędzny kram. Twoja matka wiedziała, co czyni, gdy wyhaftowała je w tajemnicy i ukryła. Książę kazałby jej uciąć głowę za podobną zbrodnię, choć była tylko obłąkaną starą kobietą. – Spojrzała ze złością na Arachne.

Dziewczyna nie odezwała się jednak ani słowem. Nie zamierzała zdradzić żonie strzecharza, kto wyhaftował chustę.

Kobieta zacisnęła usta. Milczenie gniewało ją jeszcze bardziej.

– Widać jednak nie dość obłąkaną – podjęła – aby nie rozumieć, że heretycy z południa za nic mają książęce zakazy i zapłacą szczerym złotem za podobną szmatę choćby po to, aby zadrwić z Severa i jego mocy. Ale omyliła się. Książę dojrzałby zdradę i kazałby twoją matkę ukamienować, jak się czyni ze stregą i jak się jej z dawna należało.

– Zdecyduj się – odezwała się cicho Arachne – co cię bardziej boli. Czy to, że tyle dobra zgnije wraz z moją matką w ziemi, czy też, że Severo nie ukamienuje jej, gdyż użyła nici w kolorze moich oczu.

Tamta wzdrygnęła się jak po uderzeniu, jej policzki nabiegły krwią. Zdołała się jednak opanować.

– Milcz, bezwstydna dziewko! – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Nie myśl, że pozwolę, aby mój syn poślubił stregę. Jesteś szalona jak twoja matka i bezużyteczna jak chwast. A bezużyteczny chwast należy rzucić w ogień. Skończysz w płomieniach. I będziesz w nich płonąć przez całą wieczność! – Po czym splunęła jej pod nogi i wyszła pospiesznie, zbierając spódnice.

Arachne zamknęła za nią i na chwilę przycisnęła czoło do chłodnego, gładko ociosanego drewna drzwi.

– Ma rację – odezwał się ktoś tuż za nią.

Podskoczyła, odwracając się gwałtownie.

Stara Gallinetta wpatrywała się w nią badawczo, kołysząc głową i mrużąc dziwne, kocie ślepia. Jak zwykle, strega nosiła burą, połataną opończę, a pasma skołtunionych siwych włosów opadały jej na ramiona.

– Ma rację – powtórzyła starucha. – Oszalałaś, dziewczyno. Złamałaś zakaz księcia. I zamierzasz jeszcze więcej uczynić.

Wzrok Arachne mimowolnie pomknął ku skrzyni: na jej dnie spoczywał modlitewnik.

– Jesteś głupia! – Strega prychnęła jak kot. – Nie zdołasz zabić Severa. Nie tym sposobem.

Naciągnęła głębiej kaptur i minęła oniemiałą Arachne. Jeszcze przez moment drewniane chodaki stregi stukotały głucho na bruku Vicolo delle Tessitrici. Kocury wtórowały im wrzaskami z bram i ciemnych załomów murów.

* * *

Nikt więcej nie nagabywał Arachne o chustę, w której pochowano jej matkę, ani o haft koloru ultramaryny. Jednak żona strzecharza musiała rozmówić się z synem, gdyż ten nie pojawił się już pod warsztatem hafciarki. Dziewczyna właściwie nie odczuła jego braku. Nie nęciły jej gwarne ulice Brionii. Owszem, grzecznie mówiła z matronami, kiedy zamawiały stołowe płótna albo wyprawy dla córek. Wyszywała złotą nicią paradne kaftany rajców z magistratu. Spotkał ją nawet ten zaszczyt, że dwóch zakapturzonych bosonogich mnichów z Monastero delle Zodiaco stanęło przed jej warsztatem, aby obstalować nową szatę dla cudownego obrazu, który był największym skarbem klasztoru. Ale najszczęśliwsza czuła się dopiero o zmierzchu, kiedy mogła zamknąć drzwi, zatrzasnąć okiennice i otworzyć modlitewnik matki.

Ani spostrzegła, jak minęła zima. Zamówień było tak wiele, że niemal nie wychodziła z domu. Najęła dziewczynę, aby codziennie rano przynosiła wodę i sprawunki z rynku. Za dnia Arachne stała przy krośnie albo wyszywała, nocą zaś czytała modlitwy z brewiarza matki. Wreszcie znała na pamięć każdą literę. Otworzyła metalową skrzynkę, gdzie Despina trzymała monety z wizerunkiem Severa, przeliczyła je starannie. Odsunęła na bok cztery denary i położyła je w glinianej miseczce, gdzie spoczywała garść miedziaków, które wydzielała służącej na chleb, ser, oliwę do kaganka i suszone figi. Pozostałe monety zsypała do skórzanej sakiewki. Okręciła się w gruby wełniany płaszcz i wyszła na ulicę.

18
{"b":"89140","o":1}