Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział V

Powoli zaczęłam dochodzić do całości prawdy o sobie. Pomogła mi w tym znajomość koncepcji Junga. Dzięki niemu zaczęłam poruszać się swobodniej w gąszczu projekcji i nieświadomości.

Moim cieniem kobiecym była prostytutka – Ewa, a także animą, kiedy psychicznie byłam mężczyzną.

W końcu dotknęłam swojego kobiecego cienia – dziwka, kurwa. Chyba wtedy, kiedy miałam stać się dziewczyną, w 14 roku życia, kiedy pozbawiłam się dziewictwa jako chwilowa córka. „Zgwałcił” mnie ojciec – szatan. Dokonałam gwałtu za ojca – szatana.

To już konsekwencja cienia, moim animusem stal się albo diabeł albo Chrystus.

Anka projektowała na mnie starszego brata, teraz jest to projekcja matki – alkoholiczki, dlatego chce mnie zniszczyć.

I na koniec, kiedy na ginekologii nie zabrała mnie jako córki matka – śmierć, stałam się ponownie synem, zabiłam w sobie ojca – alkoholika, a psychicznie chciałam ulecieć jako Chrystus.

Nareszcie to sobie ułożyłam w marcu 1991 roku.

Wygląda to tak: Jeżeli jestem kobietą, to Cień: kurwa – śmierć – autoagresja – Madonna Animus: diabeł – superfacet – Chrystus

I odwrotnie, kiedy utożsamiałam się z mężczyzną.

W marcu spotkałam się w Warszawie z Kasią, mieszkałyśmy przez tydzień razem i opowiadałam jej dalej swoją historię, w miarę jak sama poznawałam prawdę o sobie. Było to bardzo trudne, spędzałyśmy całe dni i noce na analizie mego życia, to znaczy, ja to robiłam, a Kasia dzielnie to przyjmowała, jak prawdziwy przyjaciel. Były to niesamowite godziny, kiedy odkrywałyśmy się dla siebie od nowa, lecz tylko szczerość mogła pokazać, na ile jesteśmy w stanie unieść swoje życie. Kasia udźwignęła wszystko i nasza przyjaźń jest nierozerwalna, jest tym, czego szukałam przez cale życie, prawdziwą przyjaźnią.

Także wtedy w Warszawie spotkałam się z Tadeuszem i Czarkiem. Przyjęłam od Czarka terapeutyczne kłamstwo, że zawsze spostrzegał mnie jako osobę normalną. Już wtedy wiedziałam, że wcześniej powiedział Ance, że jest to psychoza i że od tego są psychiatrzy. I chociaż nie godziłam się na takie traktowanie mnie, to kłamstwo było mi wtedy potrzebne.

Jeszcze nie zakończyłam pracy nad sobą, czułam, że coś jest pomimo tego, że Tadeusz dalej mnie zwodził, że jest OK. Wiedziałam, że nadal jestem chora, mimo że przeszłam autoanalizę, zdawałoby się, do końca.

W Warszawie halucynowałam, ale umiałam z tym walczyć. Kiedy szłam na spotkanie z

Tadeuszem do jego domu, nagle opadło na mnie bezsensowne urojenie, że Tadeusz jest tylko urojeniem, że go sobie wymyśliłam, a listy pisane do niego szły gdzieś w Kosmos.

W końcu stanęłam przed Tadeuszem, który okazał się przyjacielem z krwi i kości. Powiedział mi jedną ważną rzecz wtedy, że gdybym nie spotkała się z diabłem w Wenecji, to mogłabym uderzyć w rodziców zamiast w siebie. Nie powiedziałam nic, lecz to mnie mocno uderzyło, zmusiło do dalszych poszukiwań.

Tadeusz podjął terapeutyczną grę i dalej mi wciskał, że nie była to psychoza, tylko przeżycia z pogranicza. I ponownie dałam sobie to wsunąć. Nie wiedziałam, dlaczego wtedy tak postępowałam, po prostu bardzo chciałam mieć to za sobą i w tym momencie wierzyłam w to i czekałam na jego potwierdzenie, że chorobę mam już poza sobą.

Tadeusz na drugi dzień zorganizował mi spotkanie w Łazienkach z ludźmi, na których mogłam wypróbować dawne projekcje, głównie z superfacetem i matką. Mobilizowałeś mnie,

Tadeuszu, do walki o siebie. Nie mogłeś mi wtedy powiedzieć, że psychoza nadal podstępnie mnie toczy. Chroniłeś mnie przede mną samą.

Nie wytrzymałam napięcia, w jakim żyłam w Warszawie, powróciłam do domu i podjęłam dalszą analizę. Uciekłam znowu przed prawdą, ale mogłam do niej dalej dochodzić tylko w piekle.

W tym czasie moje wydawnictwo w Katowicach wystraszyło się tekstu „Kokainy” i odesłało mi rękopis. To mnie zdezintegrowało i miałam ten tekst w domu, ale panicznie bałam się do niego zajrzeć, przywoływał demona, powodował łęk.

Po powrocie z Warszawy ponownie w dzienniku zaczęłam dalszą część analizy, czyli przypominania sobie, co się w moim życiu wydarzyło. Niewiele tego było w mojej pamięci.

Nie zapisane w dzienniku, umknęło podczas lat narkomanii i psychotycznych przeżyć.

Zmuszałam moją pamięć do pracy i było to bardzo trudne. Nie potrafiłam sobie przypomnieć pozytywnych momentów z mego życia, wszędzie były tylko otchłanie, ból, rozpacz, negatywne zachowanie rodziców wobec mnie, obwinianie, samotność niekochanego dziecka.

A oto dalszy ciąg analizy, jaki w marcu 91 przeprowadziłam, pisząc to oczywiście później Tadeuszowi w listach.

Z bratem zaczęłam rywalizować od początku o matkę, ojej miłość, rywalizowałam w nauce, potem poprzez choroby, by matka się mną zajmowała.

Byłam ukochaną wnuczką dziadka, jedyną wtedy, jak żył, i dla ciotki byłam ważna, bo akceptowałam jej picie, kocham ją taką, jaka jest, zawsze mi się zwierzała, broniłam jej, ukrywałam, chroniłam.

W dzieciństwie to ojciec się mną zajmował, ale i on mnie surowo karał, bił, chciał, bym była według jego wyobrażenia idealną córką.

W przedszkolu tęskniłam za bratem, musiał być w moim polu widzenia, inaczej popadałam w rozpacz. Już w przedszkolu chciałam się zabić, kiedy zamknięto mnie w ciemnym pokoju.

W 7 roku życia przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania w nowej dzielnicy, nie miałam się z kim bawić, od tej pory zawsze byłam sama. Brat chodził do szkoły matki, a ja do szkoły ojca – znowu nas rozdzielono. W szkole były stale jakieś problemy ze mną, znałam program z wyprzedzeniem na dwa lata, byłam nadpobudliwa, nie słuchałam nauczycieli.

W czwartej klasie zmieniono mi szkołę, byt to 11 rok życia. Klasa mnie nie zaakceptowała, górowałam nad nimi wiedzą i w sporcie. Piąta i szósta klasa to najlepsze świadectwa, wielka cisza przed burzą, okres pewnego wyciszenia.

W domu były koszmarne awantury, najpierw stawałam w obronie matki, potem zaczęłam uciekać z domu, byłam już psychotyczna, oczywiście nie wiedziałam o tym, nikt nie wiedział.

Brat w ogóle się mną nie interesował, nie kocha mnie i nie obchodziło go to, co się ze mną działo.

W 13 roku życia po wielu anginach miałam ciężką postać choroby reumatycznej, był taki okres, że nie chodziłam, miałam zapalenie mięśnia sercowego i od razu uszkodzoną zastawkę mitralną.

W 14 roku życia byłam ponownie w szpitalu z powodu choroby reumatycznej. W szpitalu miałam poważną próbę samobójczą, trułam się lekami, zostało to odczytane jako atak histerii.

W domu dochodziło do największych spięć z ojcem. Psychoza się rozwijała. Wyrzucono mnie ze szkoły w siódmej klasie, poszłam do szkoły ojca, gdzie był dyrektorem. Na początku roku szkolnego poważna próba samobójcza, zatrułam się alkoholem. Gdyby nie obrona organizmu, rano by mnie znaleziono martwą, lecz przedawkowałam.

Był to najgorszy okres mego życia. Matka walczyła o ojca, brat był obojętny, a ja sama niszczona przez ojca, pełna urojeń i halucynacji „zła”, które w sobie nosiłam.

W ósmej klasie nie wytrzymywałam niczego, zaczęłam się okaleczać, broniłam się na różne sposoby, poprosiłam ciotkę, by mi wycięła wyrostek, pobyt chwilowy w szpitalu był ulgą i

byłam pod opieką osoby, która mnie kocha. Kiedy zaczęłam uciekać z domu, ciotka cały czas się mną interesowała, kiedy po raz pierwszy zamknięto mnie w szpitalu psychiatrycznym, ona czuwała nade mną.

Babcia stale mówiła rodzicom, że jestem po prostu chora i że trzeba mnie leczyć, a nie karać.

16 marca 91 – Noc. Namalowałam diabła i drzewo, które opasuje wąż. Nie ma wyjścia?

Jak się nie dać chorobie? Boję się, że Anka we mnie uderzy, wykorzysta wiedzę, którą o mnie ma, i uderzy. Nie ufam jej.

17 marca – Tadeusz, najbardziej poruszyło mnie to, co powiedziałeś w Warszawie, że dobrze się stało, że spotkałam się z diabłem w Wenecji, bo mogłabym zaatakować rodziców.

Nie chcę nikogo krzywdzić. Najokrutniej zaatakowałam siebie. Zabiłam rodziców w sobie, by nie zrobić tego w rzeczywistości!!! Ta prawda mnie przeraża. To za bardzo boli.

Noc. Co ze mną będzie, Tadeuszu. Wielkanoc się zbliża, czuję pewną obawę. Przed czym?

18 marca – Grzech, seks, ukrzyżowanie, gwałt. Tam, gdzie był przybity Chrystus, tam ja się przebiłam, uderzyłam w siebie nożem w bok. I na lewym policzku mam blizny jak na całunie turyńskim. Golgota to miejsce czaszki, stąd ta wizja, która stale mnie prześladuje, wizja rozstrzeliwanego mózgu.

Tadeusz, znowu czuję, że to mnie przerasta. Stale żyję na skrajnych emocjach, na ulicy rozmawiam z sobą, przecież Częstochowa to tak wiele miejsc do konfrontacji.

Moje ostatnie drzewo, które teraz namalowałam, wąż skierowany w dół, w korzenie.

Grzech narodzin? Nie wiem. GRZECH POCZĘCIA.

19 marca – Teraz chcę wskoczyć w cień Madonny (nie wiedziałam, że od momentu narodzin

14 lutego 1991 jestem Matką Boską).

Ankę blokuje rywalizacja ze mną. Mogła zrobić tak wiele dobrego po moim samobójstwie.

Wyjechała, zostawiała to do mojej decyzji, albo się dobiję, albo się nie dobiję.

Tadeusz czy to wszystko uniosę?

20 marca – Czy każde samobójstwo jest szantażem? Nawet kiedy zabija się siebie, by w przyszłości nie zniszczyć innych?

21 marca – Mam znowu zapalenie jajników. Jadąc wczoraj do Sosnowca, do ciotki do szpitala, doszłam do analizy mego drzewa. Grzech poczęcia – wskoczyłam na poziom Matki Boskiej. Byłam nią od momentu moich narodzi w lutym i Tadeusz o tym wiedział. Mam stan zapalny prawego jajnika. Uderzam w kobiecość, by nie stać się kobietą seksualną.

Mam być święta w nowym wcieleniu psychotycznym. Powiedziałam to Ance i zaskoczyła mnie jej reakcja, reakcja odrzucenia. Zadzwoniłam do Tadeusza, który stwierdził, że jestem znowu przeciwko sobie i wpadł na pomysł, bym zamieszkała z ciotką, powiedział o tym Ance, która do niego dzwoniła wcześniej. Pozornie na to się zgodziła, a tak naprawdę to ta koncepcja wprowadziła ją w stan wściekłości. Miałam się o tym wkrótce przekonać. Nie przyznała się do tego przed Tadeuszem.

Uciec z domu Anka, nie starczyło jej miłości, czyli nigdy mnie nie kochała, były to tylko projekcje.

Co zrobię tym razem? Co przeczuwa Tadeusz, a czego ja jeszcze nie wiem?

22
{"b":"89014","o":1}