Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział IV

Wybacz mi, Czytelniku, pewien chaos w zapisie zdarzeń. Chciałam pokazać kolejne kroki budzenia się mej świadomości. Nie chciałam, by to była kolejna książka biograficzna, jakich jest wiele w literaturze, dlatego nie zachowuję chronologii zdarzeń z życiorysu. Pokazuję tutaj odzyskiwanie wiedzy o sobie w procesie autoanalizy, w procesie zdrowienia, niesamowitego przebudzenia po 30 latach psychozy i zdrowia, udręki i sukcesów, porażek, ogromnych przegranych, poprzez zagładę po całkowite zwycięstwo.

Czułam sama, że chaotycznie biegam po moich dziennikach, jakby bojąc się ujrzeć prawdę do końca. Czułam, że znowu stanęłam w martwym punkcie i poruszam się wokoło zamiast iść do przodu. Zadzwoniłam do Tadeusza, który ponownie wskazał mi drogę. Wystarczyło jedno hasło – bodziec: przeżyłaś to, bo miałaś silne ciało, inaczej mogłaś zginąć.

Ciało, ciało, wyczułam, że jest to klucz do dalszej pracy. Tadeusz nie mógł mi powiedzieć wprost, bo mogłam ponownie się schować w zaprzeczeniu, wystraszyć.

Siedziałam nad tym kluczem dniami i nocami i znalazłam dalszą prawdę:

Tadeuszu, mam to!!!

13, 14 rok życia – zdrada ojca przez picie, opuszcza mnie, traci autorytet, dowiedziałam się, że matka mnie nie chciała, od razu weszłam w urojenia grzeczności i winy. Dom był piekłem, które chciało mnie wchłonąć. Ojciec oskarżycielem, walczyłam z nim, walczyłam z potępieniem, walczyłam z szatanem. Kusił mnie stale szatan, więc zamieniłam go najpierw na alkohol, potem na narkotyki. Nawet dobrze, że nie mam dzienników z tamtego okresu, musiało się to we mnie samo otworzyć, teraz ma inną wartość.

Nie byłam w stanie już przyjąć tego cienia – szatana, byłam w stanie brać narkotyki, zabijać nimi lęk, przerażenie, seks. Bóg potem zwyciężył na wiele lat, dojdę do tego. Matka była śmiercią, ojciec szatanem, a ja musiałem stać się Bogiem albo od razu zginąć.

Tadeuszu, jestem oszołomiona. Na początku szłam w szatana i śmierć. Uciekałam z domu, okaleczałam się, podpalałam, by ogień piekielny płonął cały czas, wzniecałam pożary – na szczęście nikogo nie skrzywdziłam, a także nie zamknęli mnie w domu poprawczym czy wiezieniu.

Dałam się katować milicji.

I moment przełomowy – gwałt, dwa lata później. Walczyłam ze złem i już zaczęta we mnie przeważać boskość. W Garwolinie mocniej się zdezintegrowałam, powrócił motyw szatana, lecz ponownie wyszłam z tej walki zwycięsko. Radziłam sobie z szatanem, lecz ze śmiercią było trudniej. Nabierałam mocy, stale atakowała mnie boskość, przecież Bóg jest nieśmiertelny.

A może miałam stąd odejść jako Syn Boży? Jak Chrystus?

Ojej, aż strach to dalej analizować, ale trzeba przez to przejść, nie ma innej drogi.

A więc byłam boska, a kiedy diabeł w Wenecji śmiał się, upadłam. Czy wtedy stałam się kobietą? Wiem, że na koniec było nas dwie i dokonałam aborcji na żeńskim pierwiastku. Nie było już Boga, została śmierć. Diabeł w Wenecji powiedział mi, że opętanie jest całkowite, wyśmiewał mnie – boską, upadłą kobietę?

Jeszcze tego nie pamiętam. Nie bałam się diabła, chciałam, by sobie poszedł.

Naśmiewał się z mego seksu – lęku przed orgazmem, lęku przed byciem kobietą, lęku przed dotykiem mężczyzny. Boskość się skończyła, byłam kobietą w panicznym lęku przed cieniem.

W 10 dni później spotkałam się z moim cieniem – kobietą i z projekcją gwałciciela. Miałam dopełnić grzeszności, skalać miejsce święte i być potępioną na zawsze. Teraz czekała mnie już tylko śmierć, znalazłam sposobność, dokonałam aborcji siebie na ginekologii. Kiedy wybudzono mnie w końcu po narkozie i stwierdziłam że żyję, zrobiłam resztę sama. „Matka” mnie uśmierciła. Czy ponownie stałam się boska i przecięłam tę nić?

Nie było już ani szatana, ani matki – śmierci, musiałam odejść.

W klinice po samobójstwie zjadały mnie pająki od wewnątrz. Co to było? Powoli regenerowałam ciało, powróciłam do domu. Zaczęłam być chorym dzieckiem, psychoza trwała. Zaczęłam się bronić. Najpierw dopieprzyłam ojcu – Tobie. Zaczęłam się w końcu bronić!!! Atakowałam, nie wycofywałam się. Nadal halucynowałam, ale to było jakieś inne.

Znowu osaczyła mnie śmierć – planowałam spalenie dzienników. Porównywałam siebie do martwego płodu. Zastanawiałam się, czy mogę odwrócić proces, tylko nie wiedziałam jak.

Kojarzyłam, że mam darowane życie nie przez siebie, odwiedził mnie Bóg. Miałam w końcu poczucie czasu. Pojawił się lęk, niewyobrażalny. Chciałam być sobą. We śnie stale powracał

14 rok życia. Zaczęło się pojawiać niejasne poczucie choroby. Zaczęłam kojarzyć, że po prostu jestem człowiekiem.

I od 1 lutego rozpoczęłam pracę nad sobą.

Przed telefonem do Ciebie 14 lutego śniłam obóz zagłady i rano zapytałam siebie, co to oznacza. I uratował mnie ten telefon. Już nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym nie zadzwoniła do Ciebie lub Ciebie akurat nie było.

22 lutego

Tadeuszu, trzynasty rok życia. Przestałam bać się ciemności, bo byłam skazana na śmierć i potępiona. Poruszałam się w piekle jako dusza potępiona!!! W mocy szatana!!!

Co mnie wtedy chroniło, że tak po prostu nie zginęłam w psychozie?

To prawda, co pisze Kępiński, że psychotycy mają bardzo dużą odporność na choroby i urazy, których by nie zniósł zwykły człowiek. Bo to jest nie do uniesienia.

Sama dokonałam na sobie gwałtu za ojca szatana. Mój Boże, teraz byłam już w pełni potępiona.

Ojciec Boski, Ty, Tadeuszu, potępiłeś mnie. Anka w szpitalu powiedziała mi, że jesteś na mnie wściekły.

Szukałam Boga – ojca, by mnie wyzwolił spod władzy szatana, bym mocniej weszła w boskość – i tak się stało na obozie.

Do Ciebie zawsze pisałam w chorobie, kiedy zawodziło mnie ciało. I Twoje wiersze skierowane do mnie i medytacja o samotności. To wszystko układa się w całość, niepojęte. Nie znam się na religii, lecz jest coś takiego jak „serce Chrystusa”. I mój opór w tej sprawie – syn boży zesłany na ziemię, kuszony przez szatana. Ojej!!!

Padaczka stanowiła również element opętania, miałam nad nią całkowitą kontrolę. Była mi potrzebna po to, by ojciec ziemski – profesor, mną się interesował.

I stałeś się ziemskim ojcem, któremu teraz dopieprzyłam. Ja stałam się kobietą.

Nie miałam Cię pokonać w czasie wartościowania, lecz miałam Cię przekonać, że jestem synem bożym, swego Boga – ojca.

A więc ja, syn – boży, miałam Matkę Boską, która czuwała, szatana – kusiciela i śmierć, która miała stać się spełnieniem, miałam powrócić do Boga – ojca. Wniebowstąpienie.

Dlatego nie znosiłam Bożego Narodzenia, wolałam Wielkanoc.

Ale numer, Tadeuszu, ja rzeczywiście cierpiałam za miliony. Kiedy czytałam Kępińskiego, nie potrafiłam sobie tego wyobrazić jak jest to możliwe.

Popatrz, mam 32 lata. Gdyby nie było „przyspieszenia”, odeszłabym za rok, jak Chrystus.

Ta granica mego ziemskiego bytowania już gdzieś się przewija, poszukam tego.

W nocy drugiego gwałtu stałam się kobietą. Nie powiesiłam się od razu, bo babcia z zaświatów czuwała nade mną. W domu piłam alkohol, ten cień był do przyjęcia. I czekałam, i pisałam „Kokainę”. Tekst „Kokainy” od razu postałam wydawnictwu, jej ciężar byt nie do uniesienia w Królestwie Bożym. I już byłam gotowa odejść, wszystko zostało zakończone.

W końcu przełamałam lęk i położyłam przed sobą stos dzienników, by rok po roku przeanalizować zapis. Wyruszyłam w tę podróż zupełnie sama, nie przewidując, co się wydarzy, co mnie zaskoczy i jakie tajemnice mego istnienia jeszcze odkryję.

R.D. Laing tak podchodzi do tej wewnętrznej podróży zwanej schizofrenią. Człowiek wkracza w inny świat, gubi się w nim całkowicie i pada ofiarą lęku, spotykając się u innych jedynie z niezrozumieniem. Jedni ludzie rozmyślnie, inni mimo woli wkraczają lub też zostają wrzuceni w totalną wewnętrzną czasoprzestrzeń.

Czasami ktoś po przejściu na drugą stronę zwierciadła, po przejściu przez ucho igielne, w krainie, gdzie się znalazł, odnajduje własną utraconą ojczyznę, ale większość tych, którzy wkroczyli w wewnętrzną czasoprzestrzeń, znajduje się w krainie im nie znanej, toteż popada w przerażenie i dezorientację.

Ludzie ci czują się zagubieni. Zapomnieli, że kiedyś tu byli, walczą z narastającym chaosem, uciekają się do projekcji i introjekcji. Nie wiedzą i nie rozumieją, co się dzieje, i nie ma nikogo, kto by ich oświecił.

W doświadczeniu utraty ego nie ma nic z patologii, ale znalezienie żywego kontekstu dla wewnętrznej podróży, z którą wiąże się ta utrata, może okazać się bardzo trudne.

Jest to podróż, którą przeżywa się jako posuwanie się coraz dalej w głąb, jako cofanie się ku początkom dziejów własnego życia, jako posuwanie się w głąb i wstecz poprzez doświadczenie całej ludzkości praczłowieka (archetypy), a być może także wyjście poza nie i wkroczenie w sferę istnienia zwierząt i roślin.

W tej podróży jesteśmy wiele razy narażeni na utratę drogi, dezorientację, częściowe niepowodzenia, a nawet całkowitą klęskę, przychodzi nam przeżyć wiele lęków i spotkać wiele duchów i demonów, które możemy pokonać lub które mogą pokonać nas.

Zamiast szpitala psychiatrycznego potrzeba miejsca, gdzie ci, którzy w swej wyprawie dotarli dalej i wskutek tego mogą być bardziej zagubieni, byliby w stanie znajdować dalszą drogę w głąb wewnętrznej czasoprzestrzeni, jak i drogę powrotną.

Potrzebują oni ceremoniału inicjacji – przy jego pomocy i zachęcie ze strony społeczeństwa, ludzie, którzy byli w wewnętrznej czasoprzestrzeni i z niej powrócili, wprowadzą do niej następnych.

Oznacza to przedsięwzięcie podróży:

I. ze świata zewnętrznego do wewnętrznego

II. za życia pewien rodzaj śmierci

III. przejście od progresji do regresji

IV. od ruchu czasu do zatrzymania się czasu

V. z czasu doczesnego w czas eoniczny

VI. od ego do jaźni, do łona wszystkich rzeczy – do świata prenatalnego – a następnie podjęcie podróży powrotnej:

14
{"b":"89014","o":1}