Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Trzasnęły drzwi prowadzące do jego izby, a ja już za chwilę zjawiłem się pod nimi. Przyłożyłem ucho do drewna i przez chwilę słyszałem jeszcze chrapliwe podśpiewywanie, które jednak niespodziewanie umilkło w pół nuty. Wtedy zobaczyłem w drzwiach, tuż przy futrynie, wąskie, jasne pęknięcie i postanowiłem spojrzeć, a nuż zobaczę, co dzieje się w środku. Szpara była niemiłosiernie wąska, ale zbliżając oko do samego drewna, byłem w stanie dojrzeć mały wycinek izby. W zasięgu mojego wzroku pojawiły się obleczone kolorowym kubrakiem szerokie plecy Wesołego Kata. Usłyszałem stęknięcie, kiedy siłował się z ciasnym ubraniem i zaraz potem został w samej bieliźnie. Nadal odwrócony był do mnie plecami, ale dostrzegłem, że zdejmuje złotą maskę. Odłożył ją gdzieś poza zasięg mojego wzroku, lecz zauważyłem, że na ramiona sypnęły mu się, spięte do tej pory i skryte pod maską, jasne loki. A potem obrócił się twarzą w stronę drzwi. Nie krzyknąłem ze zdumienia, nie jęknąłem w przerażeniu i nie wciągnąłem powietrza z głośnym sykiem. Nie jestem egzaltowaną dziewoją, mdlejącą na widok, który poruszy jej wrażliwym serduszkiem. Jestem inkwizytorem Jego Ekscelencji i niejedno już w życiu widziałem. W każdym razie uznałem, że oto nastał najlepszy moment, by wasz uniżony sługa wtargnął do środka i położył kres całej sprawie.

* * *

– Nie rozumiem – powiedział, wpatrując się osłupiałym wzrokiem w złotą, roześmianą maskę. – Na Boga żywego, nic nie rozumiem! – dodał z rozpaczą w głosie. – Skąd to się wzięło? I ja skąd się wziąłem w tej izbie?

Obrócił na mnie twardy i zły wzrok.

– To jakaś wasza intryga, tak? Drogo mi za to zapłacicie!

– Do tej izby wszedł Wesoły Kat – powiedziałem spokojnie. – Wiem, gdyż śledziłem jego kroki.

– Taaak? I gdzie teraz się podział, waszym zdaniem? – spytał pogardliwie.

Znaczącym wzrokiem spojrzałem na ciżmy o wydłużonych, wygiętych noskach, które de la Guardia miał na stopach. Powiódł oczami za moim spojrzeniem.

– Nie wiem – rzekł głucho, wpatrzony w ciżmy z obrzydzeniem i jednocześnie jakąś dziwną fascynacją. – Nie wiem, skąd je mam… Dlaczego je włożyłem? Ja chyba… spałem. Tylko dlaczego tutaj? Ktoś mnie w to ubrał… Wy?

– Oczywiście, że nie – odparłem. – Jak to sobie wyobrażacie? Spójrzcie… – Pokazałem palcem rozłożony na łóżku strój Wesołego Kata. Łaciaty kubrak oraz kolorowe pantalony.

– A więc on tu wszedł – rzekł de la Guardia. – I rozebrał się. Ale… po co? Na Boga żywego! – Grymas przebiegł nagle po jego twarzy. – Nie sądzicie chyba, że ja…

– Że hołdujecie ohydnym, sodomickim praktykom? – spytałem, starając się nie pokazać, jak bardzo mnie ta myśl rozbawiła. – Nie, oczywiście, że nie.

– Więc? – Patrzył na mnie, trąc brodę palcami, a skóra na jego twarzy czerwieniała coraz bardziej.

– Odpowiedź jest jedna, panie rycerzu. Pismo oraz nauki doktorów Kościoła przygotowały nas w swej mądrości na podobne przypadki. To wy jesteście rycerzem de la Guardia i wy również jesteście Wesołym Katem z Tiannon. Bóg obdarzył was szlachetną duszą granadzkiego szlachcica, lecz szatan w swej złośliwości spowodował, by w waszym ciele zagościła również ohydna dusza Gaspara Louvaina. I jestem pewien, że Rodrigo Esteban de la Guardia y Torres nie ma najmniejszego pojęcia, iż dzieli ciało z tak obrzydliwą kreaturą.

Nie wiedziałem, jak się zachowa. Czy skoczy na mnie z nożem w dłoni, czy zaśmieje się lekceważąco, uważając mnie za szalonego? Ale on tylko ciężko usiadł na łóżku i wpatrywał się we mnie osłupiałym wzrokiem.

– Nie wierzę – powiedział cicho. – Na Boga żywego, nie wierzę…

– Przypomnijcie sobie – niemal szepnąłem. – Czy nie za wiele razy los krzyżował wasze drogi z Wesołym Katem? Czy nie było tak, iż akurat przybywał on do miasta, w którym właśnie wy gościliście?

Po wyrazie jego twarzy poznałem, że utrafiłem w sedno.

– Wspomnijcie słowa Ewangelii – rzekłem. – Rozkazywał bowiem Jezus duchowi nieczystemu, by wyszedł z tego człowieka. I zapytał go: jak ci na imię? On odpowiedział „legion”, bo wiele złych duchów weszło w niego. Te prosiły Jezusa, by im nie kazał odejść do czeluści. Zważcie, panie de la Guardia: „legion”. A więc więcej niż jeden tylko duch może przebywać w ludzkim ciele. Ten właściwy, dany nam mocą Pańską, oraz inne, które na utrapienie nieszczęsnej ofiary, wniknęły dzięki potędze Złego.

– Jestem o-pę-ta-ny – powiedział wolno. – To chcecie powiedzieć?

– Tak – odparłem po prostu.

– Potraficie przeprowadzić odpowiednie… egzorcyzmy? A może brat Sforza? Jak myślicie? – Oczy zapłonęły mu nadzieją.

– Brat Sforza? – Uśmiechnąłem się. – Przecież to jemu służy Wesoły Kat z Tiannon. Myślicie, że czcigodny jałmużnik o niczym nie wie?

– Boże mój – zajęczał Rodrigo, kiedy zdał sobie sprawę z wagi moich słów. – Boże mój, dlaczego mi to uczyniłeś? Zawsze starałem się tylko chwalić imię Pańskie…

– Jak Hiob – powiedziałem. – Nie zapominajcie o tym, który wytrwał, chociaż wszystkie rzeczy na niebie i ziemi próbowały podważyć jego wiarę. Okazał się wierny Panu i otrzymał za to nagrodę.

– Co mam robić? Powiedzcie mi, co mam robić? – zapytał z głęboką rozpaczą w głosie.

Nie wiem, czy słyszał moje słowa o Hiobie. Zresztą sam zastanawiałem się, czy mogły one być tak naprawdę wystarczającym pocieszeniem, gdyż grzesznie sądziłem, że Hiob jednak nie cieszył się szczególną miłością Pana. A nawet jeśli, to była to miłość wyrażana w sposób dla samego Hioba mocno niezrozumiały.

– Nie jestem egzorcystą – odparłem. – Nie ośmieliłbym się liczyć, że zdołam powtórzyć dzieła Jezusa Chrystusa. Niemniej znam ludzi, którzy obdarzeni Boską łaską, poświęcili życie uwalnianiu niewinnych spod mocy złego ducha. Zaprowadzę was do nich, jeśli taka wasza wola.

Ostatnie słowa dodałem tylko z grzeczności, gdyż zamierzałem rycerza de la Guardię zaprowadzić przed oblicze egzorcystów, czy tego będzie chciał, czy nie. Byłem pewien, iż mnisi z klasztoru Amszilas mieli do czynienia z podobnymi przypadkami i poradzą sobie z kolejnym. Chociaż co do tego, czy Rodrigo przetrwa ich zabiegi, żywiłem już pewne wątpliwości…

– Gaspaaaar! – Usłyszałem za oknem przeciągłe wołanie brata Sforzy. – Pozwól tu, mój chłopcze.

Rycerz de la Guardia usłyszał te słowa i jego piękna twarz wykrzywiła się nienawiścią. Ale potem opuścił nagle głowę i zamarł w bezruchu. Kiedy otworzył oczy, zobaczyłem, że na jego obliczu nie maluje się żadne ludzkie uczucie. Było jak zastygła maska.

– Ktoś Wesołego Kata wzywa, gdyż żadna rzecz się bez niego nie obywa – wydusił z siebie skrzekliwym głosem.

– Panie de la Guardia – powiedziałem. – Na Boga żywego!

Coś drgnęło w jego oczach.

– Boże, byłem nim… Czułem to… – jęknął. – Proszę… nie… nie więcej…

Runął w moją stronę tak szybko, że nawet nie zdołałem się cofnąć. Ale on tylko padł na klęczki i przytulił twarz do moich kolan.

– Błagam – wyszeptał. – Błagam was…

Położyłem dłonie na jego ramionach i poczułem, jak mocno drżą.

– Gaaaaspaaar! – Rozległo się zza okna.

– Póki jestem – wyjęczał rycerz u moich kolan. – Zróbcie to, póki to właśnie ja jestem… Ja nie mogę, grzech śmiertelny, ale wy…

– Wstań, Rodrigo – rozkazałem twardo, a on z trudem się podniósł.

Cały czas przytrzymywałem go, teraz spojrzałem mu prosto w oczy.

– Panie Rodrigu Estebanie de la Guardia y Torres – powiedziałem. – Jesteście prawym szlachcicem i dobrym człowiekiem.

Pchnąłem go ostrzem pod serce tak, że nie mógł nawet poczuć, co się stało. Tylko jego oczy, wpatrzone we mnie z cierpieniem, nagle złagodniały. Nie pozwoliłem upaść ciału na podłogę i przeniosłem je na łóżko. Ze stóp rycerza zdjąłem ciżmy i wzułem mu jego długie buty z twardej skóry. Złotą maskę, kubrak, pantalony oraz ciżmy zawinąłem w koc. Zamierzałem je wynieść i spalić, tak aby żaden ślad nie pozostał po Wesołym Kacie z Tiannon. Wychodząc, spojrzałem raz jeszcze na leżące ciało i uradował mnie spokój, który zobaczyłem w martwych źrenicach. Miałem nadzieję, że dusza rycerza de la Guardii stoi już przed Tronem Pańskim, czekając na sprawiedliwy osąd. I taką samą miałem nadzieję, jeśli chodzi o Wesołego Kata z Tiannon. Tyle, że pozwalałem sobie ufać, iż dusze te nie spędzą wieczności w tym samym miejscu.

– Będę o tobie pamiętał w modlitwach, rycerzu – powiedziałem.

Miałem jedynie nikłą nadzieję, by modlitwy człowieka tak nędznego jak ja mogły przeważyć szalę na błogosławionym ołtarzu Pana. Jednak szczerze wierzyłem, iż nawet jeśli Pan zdecydował się ukarać granadzkiego szlachcica, to kara ta nie będzie zbyt sroga.

– Gaaaspaaar! – Rozległo się znowu wołanie brata Sforzy. – Czekam na ciebie w moim pokoju, chłopcze!

I wtedy do głowy wpadła mi szalona myśl. Zwykle jestem człowiekiem rozważnym, cierpliwym, nieskorym do pochopnych czynów i prowadzącym nudne, leniwe życie. Ale teraz postanowiłem działać, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, iż działanie takie może mnie sporo kosztować.

Rycerz Rodrigo Esteban de la Guardia y Torres był człowiekiem zbliżonym do mnie posturą i niemal identycznego wzrostu. A ponieważ jako Wesoły Kat chodził ciągle skulony, wykrzywiony i kolebiąc się jak kaczka, więc miałem nadzieję, że drobne różnice między nami nie zostaną przez nikogo zauważone. Pewien problem byłby z włosami, gdyż la Guardia miał włosy koloru dojrzałej pszenicy, a moje przypominają barwą nocne niebo (nawet srebrzą się w nich niestosowne do mego wieku pasma siwizny – skutek wytężonej walki o dusze grzeszników). Na szczęście, nosząc złotą maskę, Gaspar spinał wysoko włosy, więc ich koloru nie było widać.

Wyrzuciłem na podłogę cały strój Wesołego Kata i zacząłem się szybko przebierać. Z nieukrywanym obrzydzeniem, gdyż szaty Gaspara przesycone były smrodem zastarzałego potu oraz krwi. Swoje własne ubranie zawinąłem w koc i wsadziłem pod łóżko. Wyszedłem z izby, starannie zamykając za sobą drzwi. Czekała mnie pierwsza próba. Musiałem przyjść do brata Sforzy, gdyż inaczej mógłby poczuć się zaniepokojony. Zorientowałem się, że nie wiem przecież, jakie mają obyczaje. Czy Gaspar pukał, wchodząc do pokoju jałmużnika, czy też nie przejmował się konwenansami? Postanowiłem, że nie zastukam, i nacisnąłem klamkę. Skuliłem się w sobie i wszedłem do środka kolebiącym krokiem. Stanąłem tuż przy progu, aby trzymać się jak najbliżej cienia i nie wchodzić w plamę słonecznego światła, która rozlewała się na środku podłogi.

32
{"b":"88396","o":1}