Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Przedmowa

W listach, które otrzymuję, oraz na internetowych forach dyskusyjnych, dotyczących moich książek, pojawia się wiele pytań, zarzutów lub wątpliwości. Postanowiłem je uszeregować w główne grupy i odpowiedzieć przy okazji druku tego zbioru. Jednak stanowczo sugeruję, abyście zapoznali się z poniższym tekstem już po lekturze opowiadań zamieszczonych w Mieczu Aniołów. W zasadzie więc tekst ten powinien być posłowiem umieszczonym na końcu książki, ale z doświadczenia wiem, że szansa przeczytania przez Czytelników posłowia jest znacznie mniejsza niż przedmowy!

Na ile tomów planujesz dalsze opowieści o Mordimerze?

W tej chwili ukazały się trzy zbiory opowiadań: Sługa Boży, Młot na czarownice oraz Miecz Aniołów, który trzymacie w rękach. Czwarty – Łowcy dusz – ukaże się zapewne latem lub na jesieni 2005 roku, gdyż w dużej mierze jest już gotowy. Piątą książką o Mordimerze będzie najprawdopodobniej powieść, którą planuję na pierwszą połowę 2006 roku. Jej akcja potraktuje o wydarzeniach, które nastąpiły zaraz po zakończeniu ostatniego opowiadania z tomu czwartego.

Zarzuca ci się czasami epatowanie nadmiernym okrucieństwem. Co o tym myślisz?

Musimy najpierw uściślić pewne szczegóły. Akcja książek o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie toczy się w alternatywnej historii, w której Chrystus zszedł z krzyża i ukarał swych prześladowców, a potem założył Państwo Jezusowe, wpływami obejmujące z grubsza terytorium ówczesnego Imperium Rzymskiego. W tym świecie podstawowymi zasadami religii chrześcijańskiej nie są więc wybaczenie czy litość, ale najważniejsze stało się ukaranie grzeszników. Stąd też zmienione słowa „Ojcze nasz”, które w tym świecie brzmią: i daj nam siłę, byśmy nie przebaczali naszym winowajcom, stąd też modlitwa zaczynająca się od frazy: Panie nasz, ty zaniosłeś Słowo i Miecz swemu ludowi. Jak na takie założenia, uniwersum Mordimera jest wręcz cukierkowo słodkie. Od wielu lat interesuję się historią (nie tylko późnego średniowiecza i wczesnego renesansu, ale właśnie ta w tym wypadku nas interesuje), co wynika między innymi z mojej uniwersyteckiej specjalizacji w historii państwa i prawa. I zaręczam wam, że rzeczywiste okrucieństwo, z jakim cywilizacja europejska miała do czynienia w wiekach średnich oraz aż do wieku XX, jest nieporównanie większe niż to, które przedstawiam w opowiadaniach. Wystarczy przeczytać protokoły z procesów, zapoznać się z historią krucjat, konkwisty oraz europejskich wojen, przypomnieć sobie konkretne przepisy prawa karnego oraz procedury karnej, zwłaszcza te stosowane na terenie Niemiec.

Trzeba też bardzo wyraźnie zaznaczyć, że myślenie człowieka średniowiecznego o śmierci i cierpieniu było diametralnie inne niż myślenie człowieka współczesnego. Sądzę, że tylko niewielu z moich Czytelników zetknęło się osobiście z przejawami brutalnej przemocy lub ze śmiercią. Dla osoby żyjącej w czasach średniowiecza lub renesansu był to natomiast chleb powszedni. Przez całą Europę przetaczały się wojny i powstania, a żołnierze oraz rebelianci pastwili się nad cywilną ludnością w sposób, który dla nas jest nie do pojęcia. Wbijanie na pal, rozpruwanie ciężarnych kobiet, pieczenie na rożnach, odzieranie żywcem ze skóry, palenie mieszkańców szukających schronienia w świątyniach – to zwykłe metody postępowania w tamtych czasach. A jeśli ktoś miał nawet szczęście i żył w kraju w miarę spokojnym, to i tak widział liczne egzekucje, które dla gawiedzi stanowiły coś w rodzaju ludowego teatru (nie mówiąc już o pustoszących całe krainy epidemiach). Proszę tylko przypomnieć sobie, jak strasznym mękom publicznie poddano szalonego szlachcica Piekarskiego (podjął próbę zamachu na króla) w kraju takim jak Polska, który, generalnie rzecz biorąc, cechował się łagodnością w postępowaniu z przestępcami (oczywiście łagodnością względną, ale wszystko trzeba rozpatrywać na tle epoki). Z tych wszystkich powodów sądzę, że moje opowiadania wręcz nie oddają okrucieństwa czasów, w których przyszło żyć głównemu bohaterowi. Wynika to z prostej przyczyny: jako czytelnik nie lubię, charakterystycznej dla wielu autorów, ekscytacji przemocą. W moich tekstach pozwalam sobie na jej dosłowne pokazanie tylko wtedy, kiedy jest mi to niezbędnie potrzebne dla zachowania realizmu.

Czytelnicy chcieliby poznać losy świata po zejściu Chrystusa z krzyża. Dlaczego nie przedstawiasz, jak potoczyły się losy naszej cywilizacji w tej odmiennej, alternatywnej rzeczywistości?

Przede wszystkim należy uzmysłowić sobie, że wszystkie opowiadania pisane są z punktu widzenia głównego bohatera. Traktują o jego codziennym życiu i problemach, z jakimi się zmaga. A zastanówmy się, jak często przeciętny Polak rozprawia o Chrzcie Polski, Powstaniu Warszawskim, rozbiorach, Bitwie pod Wiedniem, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych kwestiach historyczno-społecznych? A czy stworzony przez Raymonda Chandlera detektyw Marlowe zastanawia się nad konsekwencjami wojny Północy z Południem oraz streszcza dzieje Stanów Zjednoczonych? Dlaczego więc mamy wymagać od Mordimera, by zmieniał swe przygody w „podręczny kurs historii” i opowiadał nam, jak potoczyły się losy świata? W opowiadaniach pojawiają się jedynie nieliczne „drogowskazy”. Wiemy, że Jezus zstąpił z krzyża i „wraz z Apostołami wyrżnął w pień pół Jerozolimy”, a „ulice Jeruzalem tego dnia spłynęły krwią”. Dowiadujemy się, że w czasach współczesnych Mordimerowi zwoływano krucjaty (ale nie wiemy, przez kogo organizowane i przeciwko komu wyznaczone, nie wiemy też, ile tych krucjat było), wiemy, że została zorganizowana wyprawa morska mająca dotrzeć do Indii, wiemy także, że były plany chrystianizującej ekspedycji do Chin. Dowiadujemy się wreszcie, iż istnieje heretycki Palatynat, z którym Cesarstwo oraz Kościół nie mogą sobie dać rady i który jest solą w oku dla wszystkich prawowiernych. Ale na czym konkretnie polega ta herezja, nie zostało wyjaśnione, gdyż dla Mordimera i jemu współczesnych jest to rzecz oczywista. Być może zresztą dotycząca tylko kwestii pojmowania nauki Pisma, podobna do różnic pomiędzy ortodoksami, monofizytami a monoteletami w znanym z naszej historii Cesarstwie Bizantyjskim. A może różnice tkwią w rozumieniu hierarchii władzy i niechęci podporządkowania się przez palatyna władzy papieskiej?

Przy tej okazji pozwolę sobie wyjaśnić, że zawsze serdecznie bawiły mnie utwory, w których, na przykład, spotykało się dwóch wybitnych fizyków i jeden mówił: „jak wiesz, teoria względności polega na tym, że…” po czym następował długaśny wykład, mający Czytelnikom wyjaśnić, czymże takim jest ta dziwaczna teoria względności. Czy w podobny sposób rozmawialiby w realnym świecie wybitni fizycy? Na szczęście, jeśli chodzi o pewne kwestie dotyczące spraw teologiczno-historyczno-społecznych pozostają mi do dyspozycji myśli Mordimera, który na ogół cynicznie komentuje zastaną rzeczywistość. Konwencja ta pozwalałaby nawet na wyłuszczenie dziejów świata, ale czy naprawdę jest to kwestia palącej wagi dla kogoś, kto pełni funkcję szczególnego rodzaju prywatnego detektywa?

Jako autorowi zależy mi, by Czytelnik zbierał strzępy wiedzy rozsiane tu i ówdzie i wyciągał z tego stosowne wnioski. Bardzo spodobała mi się wypowiedź jednego z uczestników internetowych forów, który zacytował słowa Mordimera z opowiadania Młot na czarownice: „jestem sługą Bożym, młotem na czarownice i mieczem w ręku Aniołów”, słusznie domyślając się, że tytuł następnego tomu będzie brzmiał Miecz Aniołów. Celowo pozostawiam wiele kwestii otwartych, ale zapewniam, że ich wyjaśnienie zostało przewidziane. Na przykład Czytelnicy tomu Łowcy dusz dowiedzą się między innymi, czym są i jak powstały wampiry oraz jak ważną rolę miały odegrać w dziejach świata.

Proszę również wziąć pod uwagę, że narracja pierwszoosobowa powoduje dodatkowe konsekwencje: bohater w opisie rzeczywistości może się mylić lub też celowo kłamać. Bardzo wyraźnie to widać, kiedy Madderdin wspomina zabitą przez siebie burdelmamę Lonnę. Opowiada wtedy: „Poprzednia właścicielka tego wesołego domu została skazana za szereg grzechów. A skazanie dziwnie zbiegło się w czasie z zerwaniem więzów przyjaźni, które niegdyś łączyły ją z waszym uniżonym sługą. Oczywiście, była to jedynie sprawa przypadku” oraz „Doskonale wiedziała o tym Lonna, poprzedniczka Tamili – chociaż z uwagi na pewne pożałowania godne wypadki od dawna już nie miała z kim dzielić się tą wiedzą”.

Czy poznane w poprzednich tomach postaci kiedykolwiek znowu pojawią się w życiu Mordimera?

Wiele z nich odegra mniejszą lub większą rolę w życiu mojego bohatera. Przede wszystkim przedstawiciel Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium, którego Mordimer Madderdin zna pod imieniem Mariusa von Bohenwalda. Poza tym pojawi się wampir-baron Haustoffer, ponętna zabójczym Enya, czarownica Karla, demonica-kusicielka Hagath, a nawet skrzywdzona przez Mordimera Loretta Alzig (ale ona dopiero w piątym tomie i tylko w incydentalnym epizodzie). Z bohaterów znanych z tego zbioru ważną rolę odegra jeszcze aktorka Ilona Loebe (również w tomie piątym), przypomni o sobie aktor i dramaturg – mistrz Heinz Ritter. Mordimer będzie musiał także stawić czoła bratu jałmużnikowi Maurizio Sforzy, którego wcześniej pokonał i upokorzył. Rzecz jasna, pojawią się standardowi bohaterowie drugiego planu, czyli Kostuch, bliźniacy oraz Jego Ekscelencja biskup Hez-hezronu.

Czy nie sądzisz, że twoje opowiadania są za krótkie, a puenta następuje zbyt szybko?

To zarzut, który pojawiał się często w przypadku zbiorów Sługa Boży i Młot na czarownice. Odbieram go jako komplement, ponieważ zawarte tam opowiadania miały od 35 do 65 stron znormalizowanego maszynopisu (przeliczając na strony książkowe, były jeszcze dłuższe), czyli w żadnym wypadku nie można nazwać ich krótkimi. Jestem zachwycony faktem, że tekst kilkudziesięciostronicowy może wydać się Czytelnikowi krótki, gdyż świadczy to, że lekturą się nie znudził. A to jest, moim zdaniem, najważniejsza cecha literatury: nie nudzić! Co z tego, drogi autorze, że wypowiadasz prawdy objawione, a w każdym zdaniu są nawiązania do Platona, Nietzschego czy Dostojewskiego, skoro czytający ziewają z nudów? Ja jestem jak aktor z greckiego dramatu, który na koniec spektaklu, kłaniając się nisko przed publicznością, mówi: „jeśli zabawiłem was, czuję się tym samym wynagrodzony, jeżeli uraziłem, raczcie wybaczyć”. Jednak opinie mówiące o tym, że opowiadania są zbyt krótkie, wziąłem sobie do serca. Stąd między innymi przeszło stustronicowy tekst Głupcy idą do nieba. Wyznawcy tezy „brzytwa Ockhama”, mówiącej „nie mnóż bytów ponad miarę” (i słusznie mówiącej!), mieliby w wypadku tego tekstu pole do popisu. Sam potrafiłbym radykalnie go skrócić tak, aby opowiadanie nie straciło nic na spoistości fabuły. Tyle że staram się ukazać nie tylko przygody głównego bohatera, ale również koloryt otaczającego go świata. Spróbuję przekazać Wam moją myśl na narzucających się przykładach:

2
{"b":"88396","o":1}