– Zapłacisz mi za to, Mordimer – wyszeptał przez zaciśnięte zęby, bo był na tyle mądry, aby zrozumieć wszystko.
– Jesteście aresztowani w imieniu Inkwizycji, na rozkaz Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu – powiedziałem. – Bierzcie go – rozkazałem żołnierzom.
– Mordimer! – wrzasnął. – Porozmawiajmy, Mordimer, proszę cię!
„Proszę cię” – brzmiało interesująco w jego ustach. Tak interesująco, że skinąłem dłonią, aby odszedł ze mną na bok. Weszliśmy do ogrodu, a Rakshilel trząsł się jak galareta. Szanowałem go za to, że nie groził mi i nie przeklinał. Rozumiał, że skoro został aresztowany za zgodą samego biskupa, sprawa jest więcej niż poważna.
– O co jestem oskarżony? – spytał drżącym tonem.
– Sam nam powiesz – odparłem, lekko się uśmiechając. – Będziemy mieli sporo czasu na pogawędki.
Obaj doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że w takiej sytuacji jak ta, od człowieka uciekają wszyscy stronnicy, a wrogowie podnoszą głowy. A Rakshilel wrogów miał wielu i nikt nie poda mu pomocnej ręki. Nie teraz.
– Dziesięć tysięcy – powiedział.
– Nie – pokręciłem głową – nawet za sto. Wiesz dlaczego?
Patrzył na mnie ogłupiały.
– Bo ty już nie masz czego kupić, a ja nie mam nic na sprzedaż.
– Więc dlaczego rozmawiamy? – Jednak tliła się w nim jeszcze jakaś resztka nadziei.
– Bo chciałem wiedzieć, jak wysoko cenisz życie i dowiedziałem się, że tylko na dziesięć tysięcy. Świat nie straci zbyt wiele na twojej śmierci.
Skinąłem na strażników i czekałem, aż dwaj z nich go zabiorą, a potem zabrałem się za rewizję domu, wspomagany przez tych dwóch, którzy zostali. Po godzinie dołączył do nas notariusz i zaczął spisywać wszystkie cenne przedmioty, jakie tylko znalazł. No cóż, wiedziałem, że praca zajmie mu wiele godzin. Ja w tym czasie znalazłem sejf Rakshilela i otworzyłem go bez specjalnego trudu, bo również tej sztuki mnie uczono. W sejfie piętrzyły się stosy złotych monet, przewiązane sznurkiem weksle, obligacje i zobowiązania. Przejrzałem je uważnie i część z nich, wystawionych na okaziciela, schowałem do kieszeni płaszcza. Wiedziałem, że mogę pozyskać wdzięczność wielu osób, oddając im te weksle. A wdzięczność w naszym fachu to ważna rzecz. Człowiek wdzięczny jest skłonny do pomocy i udzielenia informacji. A życie nas – inkwizytorów – zależy w dużej mierze właśnie od dostępu do informacji. Potem wyliczyłem sobie siedemdziesiąt pięć koron, bo tyle winien był mi Rakshilel. Siedemdziesiąt pięć koron i ani grosza więcej. W końcu nie jestem cmentarną hieną, a ten dom był już tylko grobem.
* * *
Śledztwa nie ciągnęły się zbyt długo. Oskarżeni byli pomocni, a oskarżenie tak wyraziste, jak rzadko kiedy. Zgodnie z moją obietnicą nie torturowano Elii. Czas do wykonania wyroku spędziła w pojedynczej celi i kiedy jechała przez miasto, na czarnym wózku, była znowu tak samo piękna jak dawniej. Od biskupa Hez-hezronu otrzymałem oficjalne pismo z podziękowaniem i gratyfikację, której wysokość świadczyła o tym, że w Hezie nie tylko Rakshilel miał węża w kieszeni.
Kiedy na rynku płonęły stosy, my, inkwizytorzy staliśmy półkolem tuż obok podestu. W czarnych płaszczach i czarnych kapeluszach.
– Ciekaw jestem, ile na tym zarobiłeś, Mordimer – powiedział cichutko jeden z nich, o imieniu Thuffel. Na ustach miał szczery uśmiech, ale jego oczy były jak lód skuwający daleką północ. – Krupper pewnie sporo zapłacił za odsunięcie Rakshilela od interesów, co?
Krupper był głównym konkurentem Rakshilela na rynku mięsem i najpoważniejszym teraz kandydatem do stanowiska mistrza gildii rzeźników.
– Nie – odparłem, nie cofając wzroku. – Nie – powtórzyłem i on pierwszy odwrócił głowę.
– Czyż w płomieniach nie ma czegoś urzekającego? – zapytał wpatrzony w stosy. – Mogę zaprosić cię na kolację, Mordimer?
– Czemu nie? – odrzekłem. – Nie ma to jak szklaneczka wina w gronie przyjaciół.
Patrzyłem na bijące pod niebo płomienie i snop szarego dymu, wsłuchiwałem się we wrzaski rozentuzjazmowanego tłumu i myślałem o pytaniu Thuffela. Owszem, rozważałem przez chwilę myśl, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. A Krupper zapłaciłby z radością, zwłaszcza że nie był takim skąpcem, jak świętej pamięci Rakshilel. Ale, widzicie, w mojej pracy nie pieniądze są najważniejsze, lecz świadomość, że służy się Dobru i Prawu. Czyż nie?