Królowa odrzekła: "Nie mnie o łaskę proś, ale tych, których czarami twymi ukrzywdziłaś. Miałaś odwagę złe czyny popełniać, miejże odwagę i teraz, gdy pogoń i sprawiedliwość blisko. Nie w mojej mocy grzechy ci wybaczać." Natenczas zaparskała wiedźma niby kot, zabłysły jej złe oczy. "Moja zguba blisko, zakrzyknęła, ale i twoja niedaleko, królowo. Wspomnisz jeszcze w godzinie strasznej śmierci Larę Dorren i jej klątwę. A i to wiedz, że przekleństwo moje doścignie i potomków twoich, do dziesiątego pokolenia." Zmiarkowawszy: jednak, ze w piersi królowej nieulękłe bije serce, zła elfia czarownica przestała lżyć i grozić, klątwą straszyć, zaczęła jak suka skamleć o pomoc i zmiłowanie…
Baśń o Larze Dorren, wersja ludzka
…ale błagania nie zmiękczyły kamiennych serc Dh'oine, bezlitosnych, okrutnych ludzi. A gdy Lara, prosząc o litość już nie dla niej, ale dla jej dziecka uczepiła się drzwi karety, na królewski rozkaz zbir kat uderzył kordem i odrąbał jej palce. A gdy w nocy mróz luty ścisnął, Lara wydała ostatnie tchnienie na wzgórzu wśród lasów, rodząc córeczkę, którą chroniła resztką tlącego się w niej jeszcze ciepła. I choć wokół była noc, zima i śnieżyca, na wzgórzu stała się nagle wiosna i zakwitły kwiaty feainnewedd. Do dziś takie kwiaty kwitną tylko w dwóch miejscach: w Dol Blathanna i na wzgórzu, na którym skonała Lara Dorren aep Shiadhal.
Baśń o Larze Dorren, wersja elfia
— Prosiłam cię — warknęła gniewnie leżąca na wznak Ciri. - Prosiłam cię, byś mnie nie dotykała.
Mistie cofnęła rękę i trawkę, którą łaskotała Ciri w szyję, wyciągnęła się obok, zapatrzyła w niebo, podłożywszy obie dłonie pod ostrzyżony kark.
— Dziwnie się ostatnio zachowujesz, Sokoliczko.
— Nie chcę, byś mnie dotykała i tyle!
— To tylko zabawa.
— Wiem — Ciri zacisnęła usta. - Tylko zabawa. To wszystko była tylko zabawa. Ale mnie przestało to bawić, rozumiesz? Całkiem przestało!
Mistle położyła się znowu na wznak, milczała długo, zapatrzona w błękit pocięty poszarpanymi smugami chmur. Wysoko nad lasem kołował jastrząb.
— Twoje sny — powiedziała wreszcie. - To przez te twoje sny, tak? Prawie co noc zrywasz się z krzykiem. To, co niegdyś przeszłaś, wraca w snach. Znam to.
Ciri nie odpowiedziała.
— Nigdy mi o sobie nie mówiłaś — Mistle znowu przerwała ciszę. - O tym, co przeszłaś. Ani o tym, skąd jesteś. Ani czy masz bliskich…
Ciri gwałtownie poruszyła ręką koło szyi, ale tym razem to była tylko biedronka.
— Miałam bliskich — powiedziała głucho, nie patrząc na towarzyszkę. - To znaczy, myślałam, ze miałam… Takich, którzy odnaleźliby mnie, nawet tu, na końcu świata, gdyby tylko chcieli… Lub gdyby żyli. Och, o co ci chodzi, Mistle? Mam ci o sobie opowiadać?
— Nie musisz.
— To dobrze. Bo to pewnie tylko zabawa. Jak wszystko między nami.
— Nie rozumiem — Mistle odwróciła głowę — dlaczego nie odejdziesz, jeśli ci tak ze mną źle.
— Nie chcę być sama.
— Tylko tyle?
— To dużo.
Mistle zagryzła wargi. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszały gwizd. Zerwały się obie, otrzepały z igliwia, dopadły koni.
— Zaczyna się zabawa — rzekła Mistle, wskakując na siodło i dobywając miecza — jaką od pewnego czasu lubisz ponad wszystkie inne, Falka — Nie myśl, że nie zauważyłam.
Ciri ze złością uderzyła konia piętami. Pognały zboczem wąwozu, na łeb na szyję, słysząc już dzikie hałłakowanie pozostałych Szczurów, wypadających z zagajnika po drugiej stronie gościńca. Kleszcze zasadzki zamykały się.
*****
Prywatna audiencja była skończona. Vattier de Rideaux, icehnibu Eiddon, szef wywiadu wojskowego cesarza Emhyra var Emreisa, opuścił bibliotekę, kłaniając się królowej Doliny Kwiatów w sposób nawet uprzejmiejszy, niż tego wymagał protokół dworski. Ukłon był jednocześnie bardzo ostrożny, a ruchy Vattiera wypracowane i powściągliwe — szpieg cesarski nie spuszczał wzroku z dwóch ocelotów, wyciągniętych u stóp władczyni elfów. Złotookie koty wyglądały na rozleniwione i senne, ale Vattier wiedział, że to nie maskotki, lecz czujni strażnicy, gotowi w mgnieniu oka zamienić w krwawą miazgę każdego, kto usiłowałby zbliżyć się do królowej na odległość mniejszą od określonej protokołem.
Francesca Emdabair, nazywana Enid an Gleanna, Stokrotka z Dolin, odczekała, aż za Vattierem zamkną się drzwi, pogłaskała oceloty.
— Już, Ida — powiedziała.
Ida Emean aep Siyney, elfia czarodziejka, wolna Aen Seidhe z Gór Sinych, podczas audiencji skryta pod czarem niewidzialności, zmaterializowała się w kącie biblioteki, poprawiła suknię i cynobroworude włosy. Oceloty zareagowały jedynie nieco szerszym otwarciem oczu. Jak wszystkie koty, widziały niewidzialne, nie można było ich oszukać tak prostym zaklęciem.
— Drażnić mnie już zaczyna ten festiwal szpiegów — powiedziała z przekąsem Francesca, przybierając wygodniejszą pozycję na hebanowym krześle. - Henselt z Kaedwen niedawno przysłał mi «konsula», Dijkstra skierował do Dol Blatharma "misję handlową". A teraz sam arcyszpicel Vattier de Rideaux! Ach, a wcześniej kręcił się tu Stefan Skellen, Wielki Cesarski Nikt. Ale nie udzieliłam mu posłuchania. Ja jestem królową, a Skellen jest nikim. Choć z urzędu, ale nikim.
— Stefan Skellen — powiedziała wolno Idą Emean — był również u nas, gdzie miał więcej szczęścia. Rozmawiał z Filavandrelem i Vanadainem.
— I podobnie jak Vattier mnie, wypytywał ich o Vilgefortza, Yennefer, Rience'a i Cahira Mawr Dyffryna aep Caellacha?
— Między innymi. Zdziwisz się, ale bardziej interesowała go oryginalna wersja proroctwa Ithlinne Aegli aep Aeyenien, zwłaszcza fragmenty mówiące o Aen Hen Ichaer, Starszej Krwi. Interesowała go również Tor Lara, Wieża Mewy, i legendarny portal, niegdyś łączący Wieżę Mewy z Tor Zireael, Wieżą Jaskółki. Jakżeż to typowe dla ludzi, Enid. Liczyć na to, że od razu, na skinienie, wyświetlimy im zagadki i tajemnice, które sami staramy się rozwikłać od setek lat.
Francesca uniosła rękę i przyjrzała się pierścieniom.
— Ciekawe — powiedziała — czy Filippa wie o dziwnych zainteresowaniach Skellena i Vattiera? I Emhyra var Emreisa, któremu oni obaj służą?
— Ryzykownie byłoby zakładać, że nie wie — Ida Emean spojrzała bystro na królową — i zataić na naradzie w Montecalvo to, co wiemy my, tak przed Filippą, jak i przed całą lożą. Niezbyt ładne światło rzuciłoby to na nas… A chcemy wszakże, by ta loża zaistniała. Chcemy, by nam, elfim magiczkom, ufano, nie posądzano o podwójną grę.
— Rzecz w tym, że my prowadzimy podwójną grę, Ida. I troszkę igramy z ogniem. Z Białym Płomieniem Nilfgaardu…
— Ogień pali — Ida Emean podniosła na królową przedłużone ostrym makijażem oczy — ale i oczyszcza. Trzeba przezeń przejść. Trzeba podjąć ryzyko, Enid. Ta loża powinna zaistnieć, powinna zacząć działać. W pełnym składzie. Dwanaście czarodziejek, wśród nich zaś ta jedna, o której mówi proroctwo. Nawet jeśli to gra, postawmy na zaufanie.
— A jeśli to prowokacja?
— Ty lepiej znasz zaangażowane w sprawę osoby.
Enid an Gleanna zastanowiła się.
— Sheala de Tancarville — powiedziała wreszcie — to skryta samotnica, nie ma żadnych powiązań. Triss Merigold i Keira Metz miały, ale teraz obie są emigrantkami, król Foltest wypędził z Temerii wszystkich czarodziejów.
— Margaritę Laux-Antille interesuje tylko jej szkoła, nic poza tym. Oczywiście, w tej chwili trzy ostatnie są pod silnym wpływem Filippy, a Filippa jest zagadką. Sabrina Glevissig nie zrezygnuje z wpływów politycznych, które ma w Kaedwen, ale nie zdradzi loży. Zbyt pociąga ją władza, którą loża daje.
— A owa Assire var Anahid? I ta druga Nilfgaardka, którą poznamy w Montecalvo?
— Mało o nich wiem — uśmiechnęła się lekko Francesca. - Ale gdy tylko je zobaczę, będę wiedziała więcej. Gdy tylko zobaczę, w co i jak są ubrane.
Ida Emean zmrużyła wymalowane powieki, ale powstrzymała się z zadaniem pytania.
— Zostaje nefrytowa statuetka — powiedziała po chwili — Wciąż niepewna i enigmatyczna figurynka z nefrytu wzmianek o której też można doszukać się w Ithlinnespath. Chyba już czas, by dać się jej wypowiedzieć. I oznajmić, co ją czeka. Pomóc ci w dekompresji?
— Nie, zrobię to sama. Wiesz, jak reaguje się na rozpakowanie. Im mniej będzie świadków, tym mniej dotkliwy będzie to cios dla jej dumy.
Francesca Findabair jeszcze raz sprawdziła, czy cały dziedziniec szczelnie odizolowany jest od reszty pałacu polem ochronnym, przesłaniającym widok i tłumiącym dźwięki. Zapaliła trzy czarne świece osadzone w lichtarzach zaopatrzonych we wklęsłe lustrzane reflektory. Lichtarze stały w miejscach wyznaczonych kolistą mozaiką pawimentu, przedstawiającą osiem znaków Viccaeineo.
Zodiaku, na symbolach oznaczających Belleteyn, Lammtf i Yule. Wewnątrz zodiakalnego koła mozaika tworzyła drugie, mniejsze, usiane magicznymi symbolami i otaczające pentagram. Na trzech symbolach mniejszego koła Francesca ustawiła niewielkie żelazne trójnogi, na nich zaś ostrożnie i pieczołowicie zamontowała trzy kryształy. Szlif spodów kryształów odpowiadał formie zakończeń trójnogów, przez co ułożenie siłą rzeczy musiało być precyzyjne, ale Francesca sprawdziła wszystko kilkakrotnie. Wolała nie ryzykować błędu.
Nie opodal szumiała fontanna, woda tryskała z marmurowego dzbana trzymanego przez marmurową najadę, czterema strumieniami spadała do sadzawki, wprawiając w ruch liście nenufarów, między którymi śmigały złote rybki.
Francesca otworzyła szkatułkę, wyjęła z niej malutką, wykonaną z nefrytu, mydlaną w dotyku figurynkę, ustawiła ją dokładnie pośrodku pentagramu. Cofnęła się, jeszcze raz zajrzała do leżącego na stoliku grimoire'a, wzięła głęboki wdech, uniosła ręce i wyskandowala zaklęcie.
Świece momentalnie zapłonęły jaśniej, fasety kryształów rozbłysły i trysnęły smugami światła. Smugi zestrzeliły się na figurynce, która natychmiast zmieniła kolor z zielonej stała się złota, a po chwili transparentna. Powietrze zadrgało od magicznej energii, bijącej o ochronne ekrany. Jedna ze świec prysnęła iskrami, po posadzce zatańczyły cienie, mozaika zaczęła żyć, zmieniać kształty. Francesca nie opuszczała rąk, nie przerywała inkantacji.