Czas Matki Boskiej Jeszkotlowskiej
Matka Boska Jeszkotlowska, zamknięta w ozdobnych ramach obrazu, miała ograniczony widok na kościół. Wisiała w bocznej nawie i przez to nie mogła zobaczyć ani ołtarza, ani wejścia z kropielnicą. Kolumna zasłaniała jej ambonę. Widziała tylko przechodzących -pojedynczych ludzi, którzy wstąpili do kościoła pomodlić się, albo też całe ich sznureczki, gdy sunęli pod ołtarz po komunię. W czasie mszy widziała dziesiątki ludzkich profili – męskich i kobiecych, starczych i dziecięcych.
Matka Boska Jeszkotlowska była czystą wolą pomocy temu, co chore i ułomne. Była siłą boskim cudem wpisaną w obraz. Kiedy ludzie zwracali do niej swoje twarze, gdy poruszali ustami, zaciskali ręce na brzuchu lub składali je na wysokości serca, Matka Boska Jeszkotlowska dawała im siłę i moc zdrowienia. Dawała ją wszystkim, bez wyjątku, nie z miłosierdzia, lecz dlatego, że taka była jej natura – dawać moc zdrowienia tym, którzy jej potrzebują. Co działo się dalej – o tym decydowali ludzie. Jedni pozwalali tej sile zadziałać w sobie i ci zdrowieli. Wracali potem z wotami – odlanymi ze srebra, miedzi lub nawet złota miniaturami wyleczonych części ciała, z koralami, naszyjnikami, którymi przystrajano obraz.
Inni pozwalali, żeby moc wyciekła z nich, jak z dziurawego naczynia, i wsiąkła w ziemię. A potem tracili wiarę w cuda.
Podobnie było z dziedzicem Popielskim, który pojawił się przed obrazem Matki Boskiej Jeszkotlowskiej. Widziała, jak ukląkł i próbował się modlić. Ale nie mógł, więc wstał ze złością i patrzył na drogocenne wota, na jaskrawe kolory świętego malowidła. Matka Boska Jeszkotlowska widziała, że bardzo potrzebował dobrej, pomocnej siły dla swego ciała i duszy. i dała mu ją, zalała go nią, skąpała w niej. Dziedzic Popielski był jednak szczelny niby szklana kula, więc dobra siła spłynęła po nim na zimną kościelną posadzkę i wprawiła kościół w delikatne, ledwo wyczuwalne drżenie.