Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Na statku jest wiele miejsc, gdzie można ukryć bombę – zauważył Dahlgren.

– To większy problem niż kontenery, ale do poszukiwań używamy psów. – Aimes wskazał głową drugi koniec sterowni.

Dirk dopiero teraz zobaczył dwa żółte labradory. Leżały przywiązane do wspornika przegrody. Summer podeszła do psów i zaczęła je drapać za uszami.

– Te psy – wyjaśnił Aimes – zostały wyszkolone do wykrywania różnych materiałów wybuchowych używanych do produkcji bomb. Jeśli na jakimś kontenerowcu będzie bomba biologiczna, jest duża szansa, że wywęszą komponenty materiałów wybuchowych, które zawiera.

– Właśnie tego szukamy – powiedział Dirk. – Będziemy działali w pobliżu San Diego?

Aimes pokręcił przecząco głową.

– Nie. Do San Diego zawija mało statków handlowych, więc lokalna Straż Przybrzeżna poradzi sobie sama. Dostaliśmy rozkaz patrolowania odcinka na południowy zachód od Los Angeles jako wsparcie grupy bezpieczeństwa Straży Przybrzeżnej rejonu LA-Long Beach. Kiedy dotrzemy na miejsce, nasze działania będą koordynowane za pośrednictwem „Icarusa".

– „Icarusa"? – powtórzył Dahlgren.

Dirk uśmiechnął się.

– Naszego widzącego wszystko podniebnego oka – wyjaśnił.

Kiedy „Deep Endeavor" mijał wyspę Coronado i lotniskowiec wracający z Oceanu Indyjskiego, Dirk i Summer poszli na rufę, żeby obejrzeć dziwaczny pojazd głębinowy. Wyglądał jak gigantyczna glista: na podłużnym kadłubie zamontowano wiele śrub napędowych, a z podpory pod zaokrąglonym dziobem sterczała niczym róg jednorożca trzymetrowa rura.

– Co to za urządzenie? – spytała Summer Dahlgrena.

– Ojciec nie mówił wam o „Badgerze"? – zdziwił się Dahlgren. – To prototyp, który zaakceptował. Skonstruowali go nasi inżynierowie wspólnie z Instytutem Scrippsa. Służy do pobierania próbek z dna morza. Naukowców bardzo interesują osady geologiczne i organizmy wokół wulkanicznych otworów hydrotermalnych. Wiele takich miejsc jest na głębokości trzech tysięcy metrów lub większej.

– A po co taki dziwny napęd? – spytał Dirk.

– Żeby szybko opaść na dno. Nie czeka, aż ściągnie go w dół siła grawitacji. Ma wodorowe ogniwa paliwowe. Schodzisz na dno, pobierasz próbki i wracasz na powierzchnię. Nie musisz cały dzień ruszać palcami. Im krótszy czas zanurzenia i wynurzenia, tym więcej próbek dla geologów.

– I chłopcy ze Scrippsa powierzyli ci kierownicę? – roześmiała się Summer.

– Nie pytali, ile dostaję mandatów za przekroczenie prędkości, więc uznałem, że nie muszę im mówić – odparł Dahlgren.

Dirk wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Nie wiedzą, że pożyczyli swojego nowego harleya piratowi drogowemu.

„Deep Endeavor" płynął w górę wybrzeża Kalifornii przez trzy godziny i tuż przed zmrokiem skierował się na pełne morze. Dirk stał na mostku i śledził trasę statku na mapie nawigacyjnej wyświetlonej na kolorowym monitorze pod sufitem. Kiedy zobaczył na ekranie wyspę San Clemente na zachód od nich, odwrócił się do Aimesa, który stał obok, obserwując wyświetlacz radaru.

– Myślałem, że nie możemy wypływać poza dwunastomilowy pas wzdłuż wybrzeża, a mijamy San Clemente, która jest ponad pięćdziesiąt mil od kontynentu.

– Podczas normalnej służby operujemy w pasie dwunastu mil od stałego lądu. Ale Channel Islands to część Kalifornii, więc mamy prawo uważać je za punkt wyjściowy. Dostaliśmy tymczasowe pozwolenie na rozszerzenie strefy naszych działań. Będziemy krążyli wokół pozycji położonej około dziesięciu mil morskich na zachód od Santa Catalina.

Dwie godziny później zostawili za sobą wyspę Catalina i zmniejszyli prędkość. „Deep Endeavor" zaczął zataczać duży krąg z północy na południe. Radar wykrywał tylko jachty, statki rybackie i kuter Straży Przybrzeżnej patrolujący pobliski rejon na północy.

– Jesteśmy daleko na południe od głównego szlaku morskiego do LA i w nocy nie powinno być dużego ruchu – powiedział Aimes. – Będzie co robić dopiero rano, kiedy do akcji wejdzie „Icarus". Proponuję, żebyśmy czuwali na zmianę i trochę pospali.

Dirk wyszedł na skrzydło mostka i odetchnął głęboko morskim powietrzem. Noc była cicha i wilgotna, a morze gładkie jak lustro. Dirk stał w ciemności, myśląc o groźbie, którą on i Summer usłyszeli od Kanga. Za tydzień głosowanie w południowokoreańskim Zgromadzeniu Narodowym stanie się przeszłością i legalne władze będą mogły ścigać Kanga. Tylko tyle było im potrzeba – tygodnia bez incydentu.

47

Do dziewiątej wieczorem „Odyssey" cofnęła się o prawie trzysta mil i teraz zbliżała się do pozycji wystrzelenia wyznaczonej w Inczhon. Tongju spał w kajucie kapitana Hennesseya, gdy nagle obudziło go walenie do drzwi. Usiadł na koi i zaczął wciągać buty. Do kajuty wszedł uzbrojony komandos.

– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedział – ale kapitan Lee wzywa pana pilnie na „Koguryo". Jest jakiś problem z rosyjskimi inżynierami.

Tongju skinął głową, wstał i poszedł na mostek. Platforma nadal płynęła na północ-północny wschód z prędkością dwunastu węzłów. Wezwał przez radio motorówkę „Koguryo", zszedł po schodach na dół przedniej podpory i wskoczył do czekającej łodzi. Po chwili był na statku wsparcia, gdzie przywitał go kapitan Lee.

– Proszę pójść ze mną do centrum kontroli startów. To ci cholerni Ukraińcy. Nie mogą się dogadać, gdzie ustawić platformę do wystrzelenia. Zaraz się pozabijają.

Zeszli po schodach i ruszyli korytarzem do obszernego centrum kontroli startów. Kiedy Lee otworzył boczne drzwi, usłyszeli głośne przekleństwa w obcym języku. Na środku obszernego pomieszczenia grupa inżynierów otaczała dwóch Ukraińców, którzy wymachiwali rękami, kłócąc się zawzięcie. Na widok Tongju i Lee tłum się rozstąpił, ale Ukraińcy nie przerwali kłótni. Tongju złapał krzesło przy konsoli, uniósł i rzucił w ich kierunku. Wszyscy wstrzymali oddech, gdy poszybowało w powietrzu i trafiło w cel. Zaskoczeni Ukraińcy zamilkli, otrząsnęli się po ciosie i spojrzeli na Tongju.

– O co chodzi? – warknął do nich.

Kudłaty szatyn z kozią bródką odchrząknął.

– O pogodę. Front wysokiego ciśnienia nad wschodnim Pacyfikiem, zwłaszcza u wybrzeży Ameryki Północnej, został zablokowany przez front niskiego ciśnienia na południu.

– I co to oznacza?

– Wschodni wiatr, zwykle przeważający na dużej wysokości, odwrócił się i mamy teraz silny wiatr od czoła. To wymaga znacznej zmiany planu. -

Ukrainiec wyjął z pliku dokumentów kartkę papieru milimetrowego z odręcznymi obliczeniami i profilami trajektorii. – Planowaliśmy zatankować pierwszy stopień zenita do połowy, żeby rakieta miała zasięg mniej więcej trzystu pięćdziesięciu kilometrów. Około pięćdziesięciu kilometrów tego dystansu jest nad rejonem celu, gdzie zostanie uruchomiony system zasobnika, więc planowana pozycja wystrzelenia znajdowała się trzysta kilometrów na zachód od Los Angeles. Wyznaczyliśmy ją, zakładając normalne warunki pogodowe. W obecnej sytuacji mamy dwa wyjścia: zaczekać, aż front niskiego ciśnienia ustąpi i wróci sprzyjający wiatr, albo przemieścić platformę bliżej celu.

– Jest trzecie wyjście – burknął z irytacją drugi Ukrainiec. – Możemy zatankować więcej paliwa, żeby zenit osiągnął cel z pierwotnie zaplanowanej pozycji startu.

Kudłaty szatyn pokręcił głową.

– To ryzykowne? – zapytał go Tongju.

– Można zrobić tak, jak mówi Siergiej. Ale wątpię, czy trafimy wtedy w cel. Nie wiemy, jaki jest wiatr na całej trasie lotu. Biorąc pod uwagę obecne nietypowe warunki pogodowe, siła i kierunek wiatru wzdłuż trajektorii mogą być zupełnie inne niż mierzone nad nami. Rakieta może zboczyć z kursu na północ lub południe albo polecieć za daleko lub za blisko o kilkadziesiąt kilometrów. Nie sposób przewidzieć, jaka może być zmiana toru lotu.

– To spekulacje – skontrował Siergiej. – Ryzyko jest minimalne.

– Kiedy wrócą normalne warunki pogodowe? – spytał Tongju.

– Front niskiego ciśnienia zaczyna słabnąć. Spodziewamy się, że ustąpi za jakieś półtorej doby i front wysokiego ciśnienia zajmie jego miejsce za mniej więcej siedemdziesiąt dwie godziny.

65
{"b":"197098","o":1}