Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Czy amerykański system obrony przeciwrakietowej nie jest dla nas zagrożeniem?

– Ich system antybal i styczny dopiero raczkuje. Jest ukierunkowany na obronę przed pociskami międzykontynentalnymi wystrzeliwanymi z odległości tysięcy kilometrów. Amerykanie nie zdążą zareagować. A gdyby nawet, to ich rakiety przechwytujące nadleciałyby po oddzieleniu się głowicy od zenita. Zniszczyłyby co najwyżej jego korpus. Po odpaleniu rakiety nic nam nie przeszkodzi w dostarczeniu ładunku do celu.

– Spodziewam się, że start nastąpi, kiedy przywódcy G-8 będą już w strefie rażenia – powiedział Kang.

– Jeśli pogoda dopisze, wystrzelimy zenita podczas ich przedszczytowego spotkania w Los Angeles – odrzekł inżynier.

– Rozumiem, że będziecie śledzili całą operację z Inczhon?

– Centrum telekomunikacyjne jest w stałym kontakcie z „Koguryo" i będzie monitorowało wystrzelenie na żywo. Oczywiście podczas przygotowań będziemy służyli załodze statku radą i pomocą. Mam nadzieję, że uda się panu do nas dołączyć i obejrzeć start?

– Jeśli tylko pozwolą mi na to obowiązki. Wykonaliście dotąd wspaniałą robotę. Jeżeli misja zakończy się sukcesem, przyniesiecie wielki zaszczyt Najwyższemu Zgromadzeniu Ludowemu.

Kang skinął głową na znak, że spotkanie jest skończone. Dwaj inżynierowie skłonili się i wyszli cicho z gabinetu. Ledwie zniknęli za drzwiami, Tongju wstał i podszedł do wielkiego mahoniowego biurka.

– Twój oddział szturmowy jest na miejscu? – zapytał Kang.

– Tak. W Inczhon został na pokładzie statku. Za pańską zgodą załatwiłem sobie przelot odrzutowcem firmy na opuszczone japońskie lotnisko na wyspach Ogasawara-Gunto, gdzie dołączę do moich ludzi.

– Dobrze. Oczekuję, że pokierujesz atakiem. – Kang urwał na moment. – Stworzenie mistyfikacji za dużo nas kosztowało, by teraz ryzykować, że plan się nie powiedzie – dodał surowo. – Jesteś odpowiedzialny za dalsze utrzymanie naszej operacji w tajemnicy.

– Ci Amerykanie na pewno utonęli w rzece – odrzekł Tongju.

– Nawet jeśli przeżyli, za mało wiedzą, żeby mogli coś udowodnić. Chodzi o to, że nie możemy się zdekonspirować po udanym zakończeniu misji. Wina musi spaść na Japończyków.

– Po ataku jedyny dowód będzie na pokładzie „Koguryo".

– I dlatego po odpaleniu rakiety musisz zniszczyć statek – powiedział Kang takim tonem, jakby na przyjęciu prosił o serwetkę.

Tongju zmarszczył brwi.

– Ale na pokładzie będą moi ludzie i wielu pańskich ekspertów od telekomunikacji satelitarnej.

– Niestety, twój oddział jest do likwidacji. A moi główni inżynierowie zostaną w Inczhon. Tak musi być, Tongju – rzekł Kang z rzadką u niego nutą żalu w głosie.

– Załatwię to – obiecał Tongju.

Kang podsunął mu kopertę leżącą na biurku.

– Znajdziesz tu współrzędne. Na tej pozycji będzie czekał jeden z moich frachtowców w drodze do Chile. Po odpaleniu rakiety każ kapitanowi „Koguryo" podejść do frachtowca na odległość zasięgu wzroku i zatop statek. Weź kapitana i dwóch czy trzech ludzi, jeśli chcesz, i popłyń do frachtowca. „Koguryo" i jego załoga nie mogą wpaść w ręce naszych przeciwników.

Tongju skinął głową.

Kang wstał i odprowadził go do drzwi.

– Powodzenia. Nasza ojczyzna liczy na ciebie – powiedział.

Gdy Tongju wyszedł, wrócił za biurko i długą chwilę patrzył w sufit. Machina ruszyła. Teraz mógł tylko czekać. Wyjął raporty finansowe i zaczął obliczać, jakie powinien mieć zyski w następnym kwartale.

38

Coroczne spotkania zwane szczytem G-8 zainicjował w 1975 roku ówczesny prezydent Francji Valery Giscard d'Estaing. Grupa przywódców najbardziej uprzemysłowionych krajów świata, którzy omawiają bieżące sprawy ekonomiczne o globalnym zasięgu. W szczycie uczestniczą tylko głowy państw, nie ma tam ich doradców ani personelu. Choć rezultatem zebrań bywały niekiedy tylko okolicznościowe zdjęcia, z biegiem lat rozszerzono zakres rozmów na kwestie ochrony zdrowia, ekologii i walki z terroryzmem.

Gospodarzem najbliższego szczytu był prezydent Stanów Zjednoczonych. Po niedawnym wprowadzeniu w życie pakietu ustaw o przeciwdziałaniu globalnemu ociepleniu chciał jak najszybciej przedstawić na forum międzynarodowym swoje inicjatywy w dziedzinie ochrony środowiska. Wzorem gospodarzy poprzednich spotkań, wybrał na miejsce szczytu malowniczy Park Narodowy Yosemite. Wiedział, że w ustronnej okolicy uniknie protestów antyglobalistów. Ale znając zainteresowanie świata amerykańskim kinem, zrobił ukłon w stronę swoich gości i zaprosił ich w przeddzień konferencji do eleganckiego hotelu w Beverly Hills, żeby mogli poznać największe gwiazdy ekranu i czołowe osobistości z branży filmowej. Przywódcy Japonii, Włoch, Francji, Niemiec, Rosji, Kanady i Wielkiej Brytanii chętnie przyjęli zaproszenie.

Prezydent Ward i jego doradcy do spraw bezpieczeństwa nie mogli wiedzieć, że hotel w Beverly Hills jest celem ataku Kanga.

Kang miał świadomość, że plany może mu pokrzyżować zła pogoda, nieprzewidziane problemy techniczne i tysiąc innych rzeczy. Ale podjął nieodwołalną decyzję. Udany zamach na głównych przywódców wolnego świata byłby niewyobrażalnym szokiem. Nawet sama próba zamachu wstrząsnęłaby światem.

Zasobnik nadleci z niewidocznej pozycji wystrzelenia na Pacyfiku. System rozpylający uruchomi się nad lądem. Zabójcza substancja opadnie na północne Los Angeles, rezydencje w Beverly Hills, studia filmowe w Hollywood i podmiejskie posiadłości w Glendale i Pasadenie. Zawartość pojemników wyczerpie się nad Rose Bowl i pusty zasobnik roztrzaska się gdzieś w górach San Gabriel.

Lekka mgiełka opadająca na ziemię będzie nieszkodliwa dla ludzi na ulicach. Ale przez następne dwadzieścia cztery godziny rozpylony wirus pozostanie żywy i bardzo niebezpieczny mimo niskiego stężenia. Na ruchliwej i zatłoczonej głównej trasie turystycznej w Los Angeles niewidoczne zarazki dostaną się do organizmów nieświadomych niczego ofiar. Wirusy zadziałają jak bomby zegarowe. W ciągu dwóch tygodni inkubacji nie będzie żadnych objawów zakażenia. Potem nagle zacznie się horror.

Najpierw do lekarzy zgłosi się niewielka liczba ludzi z gorączką i bólami wewnętrznymi. Wkrótce szpitalne izby przyjęć w całym hrabstwie Los Angeles będą przepełnione. Służba zdrowia nie od razu rozpozna chorobę, którą wypleniono ponad trzydzieści lat temu. Kiedy w końcu zdiagnozują ospę, rozpęta się piekło. Chorych będzie przybywać, a media będą podsycać histerię. Tysiące ludzi zaczną szturmować szpitale, bo każdy hipochondryk z bólem głowy lub podwyższoną temperaturą będzie chciał się dostać do lekarza. Ale to będzie tylko czubek góry lodowej. Liczba chorych szybko wzrośnie i placówki służby zdrowia nie będą w stanie skutecznie zastosować podstawowej metody leczenia: kwarantanny. Brak możliwości odizolowania wszystkich zarażonych spowoduje wybuch epidemii.

Naukowcy Kanga szacowali ostrożnie, że zachoruje dwadzieścia procent ludzi wystawionych na działanie uwolnionego wirusa. W ponadosiemnastomilionowym okręgu metropolitalnym Los Angeles, gdzie w wąskim pasie rozpylonej substancji znajdzie się dwieście tysięcy osób, zarażonych zostanie czterdzieści tysięcy. Ospa rozprzestrzeni się po dwóch tygodniach, kiedy te ofiary zarażą nieświadomie innych w pierwszych dniach choroby. Liczba przypadków ospy wzrośnie dziesięciokrotnie. W ciągu miesiąca w południowej Kalifornii z zabójczą chorobą będzie walczyło prawie pół miliona ludzi.

Szybciej niż ospa rozprzestrzeni się strach. Wiadomość o tym, że zachorował prezydent i inni uczestnicy szczytu G-8, wywoła szok. Społeczeństwo, służba zdrowia i media będą zasypywały rząd prośbami o pomoc. Władze federalne będą zapewniać, że nie ma niebezpieczeństwa, bo szczepionki wystarczy dla wszystkich. Ośrodki Zwalczania Chorób dostarczają lokalnym pracownikom służby zdrowia, żeby przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się ospy. Ale dla zarażonych wirusem będzie już za późno. W wielu wypadkach szczepionka okaże się nieskuteczna.

56
{"b":"197098","o":1}