Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Zadzwoń i śpij – powiedział.

Kiedy telefonowała do laboratorium, poszedł do kuchni, żeby sprawdzić, czy będzie miała co jeść. Dlaczego samotne kobiety zawsze mają w domu mniej jedzenia niż samotni mężczyźni, zastanawiał się, zajrzawszy do skąpo zaopatrzonej lodówki.

– Wspaniała wiadomość – dobiegł go głos Sary. – Wyniki wszystkich testów są ujemne. Nikt nie ma ospy.

– To rzeczywiście wspaniała wiadomość – przyznał po powrocie do pokoju. – Przed wyjazdem na lotnisko zawiadomię kapitana Burcha.

Ścisnęła jego dłoń.

– Kiedy się zobaczymy?

– To tylko krótka podróż do centrali. Zanim się obejrzysz, będę z powrotem.

– Mam nadzieję.

Zaczęły jej opadać powieki. Dirk pochylił się nad nią i lekko pocałował w czoło. Kiedy się wyprostował, już spała.

Dirk spał w czasie lotu i obudził się wypoczęty, gdy tuż po ósmej rano koła odrzutowca NUMA dotknęły ziemi w Międzynarodowym Porcie Lotniczym imienia Ronalda Reagana w Waszyngtonie. Przy terminalu rządowym stał samochód, który zostawiła mu agencja. Wyjechał z parkingu w lekkiej mżawce i popatrzył w kierunku starego hangaru za jednym z pasów startowych. Wiedział, że ojca nie ma w kraju, ale miał ochotę odwiedzić kryjówkę Pitta seniora i podłubać przy jednym z zabytkowych aut, które tam stały. Najpierw obowiązek, potem przyjemność, powiedział sobie i wyjechał z lotniska.

Skierował się na północ George Washington Memorial Parkway i jechał wzdłuż rzeki. Minął Pentagon i wkrótce skręcił w kierunku wysokiego zielonego budynku ze szkła, w którym mieściła się centrala NUMA. Przejechał przez punkt kontrolny dla personelu i zaparkował w podziemnym garażu. Otworzył bagażnik, zarzucił na ramię torbę podróżną i wjechał windą pracowniczą na dziesiąte piętro, gdzie wszedł do labiryntu buczących cicho komputerów.

Na wyposażenie Centrum Danych Oceanograficznych NUMA przeznaczono kwotę, której mógłby pozazdrościć agencji każdy dyktator z krajów Trzeciego Świata. Sieć komputerowa była cudem techniki i największym na świecie bankiem danych oceanograficznych. Z setek miejsc na wszystkich morzach świata nadchodziły nieprzerwanie drogą satelitarną dane w czasie rzeczywistym o pogodzie, prądach i temperaturach, dając obraz stanu mórz w skali globalnej. Łączność z największymi placówkami naukowymi zapewniała informacje o prowadzonych na morzach badaniach geologicznych i biologicznych oraz o inżynierii i technologii morskiej.

Szef centrum komputerowego siedział przy konsoli w kształcie podkowy. W jednej ręce trzymał pączka, drugą stukał w klawiaturę. Hiram Yaeger wyglądał jak uczestnik koncertu Boba Dylana. Był chudy, długie siwe włosy wiązał w kucyk, nosił sprane levisy, biały T-shirt i zniszczone kowbojskie buty. Ale mieszkał z żonąeksmodelką w eleganckiej rezydencji i jeździł bmw serii 7. Spojrzał na Dirka znad okularów w drucianej oprawce i na jego chłopięcej twarzy pojawił się przyjazny uśmiech.

– Młody pan Pitt.

– Cześć, Hiram. Co słychać?

– Nie rozwaliłem swojego samochodu i nie roztrzaskałem służbowego helikoptera, więc wszystko gra – zażartował Yaeger. – A przy okazji, czy nasz szanowny dyrektor już wie o stracie śmigłowca?

– Wie. Ale że jest jeszcze z Alem na Filipinach, jakoś to przełknął.

– Mieli pełne ręce roboty z toksycznym wyciekiem w pobliżu Mindanao – odrzekł Yaeger. – Czemu zawdzięczam ten zaszczyt, że złożyłeś mi wizytę?

Dirk się zawahał.

– Chodzi o twoje córki – rzekł wreszcie. – Chciałbym je gdzieś zabrać.

Yaeger zbladł. Miał dwie córki bliźniaczki, które kończyły właśnie prywatną szkołę średnią. Były jego dumą i radością. Przez siedemnaście lat skutecznie odstraszał każdego adoratora dziewczynek. Nie daj Boże, żeby zawrócił im w głowach przystojny i szarmancki Dirk.

– Spróbuj wymówić przy mnie ich imiona, to tak cię załatwię, że nie wypłacisz się do końca życia – ostrzegł Yaeger.

Dirk wybuchnął śmiechem. Znał czuły punkt Hirama. Komputerowy geniusz złagodniał i uśmiechnął się szeroko.

– Dobra, zostawmy dziewczynki w spokoju – powiedział Dirk. – Chciałbym zająć tobie i Max chwilę przed spotkaniem z Rudim.

Yaeger skinął głową.

– Na to mogę się zgodzić.

Skończył pączka i przebiegł palcami obu rąk po klawiaturze.

Max nie była jego koleżanką, lecz systemem sztucznej inteligencji w formie obrazu holograficznego. Yaeger stworzył ją na podobieństwo swojej żony Elsie, żeby pomagała mu przeszukiwać ogromne bazy danych. Na platformie naprzeciwko konsoli pojawiła się atrakcyjna kobieta o kasztanowych włosach i zielonych oczach. Miała na sobie skąpy top odsłaniający pępek i krótką skórzaną spódniczkę.

– Witam panów – mruknął trójwymiarowy obraz zmysłowym głosem.

– Cześć, Max. Pamiętasz Dirka Pitta juniora?

– Oczywiście. Miło cię widzieć, Dirk.

– Dobrze wyglądasz, Max.

– Wyglądałabym lepiej, gdyby Hiram przestał mnie ubierać w ciuchy Britney Spears – odrzekła i przesunęła dłońmi wzdłuż bioder.

– W porządku. Jutro będzie Prado – obiecał Yaeger.

– Dzięki.

– Czego chciałbyś się dowiedzieć od Max? – zapytał Yaeger.

Dirk spoważniał.

– Max, co możesz mi powiedzieć o japońskich eksperymentach z bronią chemiczną i biologiczną w czasie II wojny światowej?

Udzielenie odpowiedzi wymagało przeszukania tysięcy baz danych. Yaeger nie ograniczył zbiorów do oceanografii, lecz połączył komputerową sieć NUMA z różnymi źródłami informacji, od Biblioteki Kongresu do Komisji

Papierów Wartościowych. Max stworzyła z ogromnej ilości danych zwięzły skrót.

– Japońscy wojskowi prowadzili eksperymenty z bronią chemiczną i biologiczną już przed drugą wojną światową. Zaczęli w okupowanej Mandżurii po zajęciu północno-wschodnich Chin w 1931 roku. W całym regionie powstały liczne ośrodki badawcze zamaskowane jako tartaki i inne zakłady produkcyjne. Zarazki i substancje chemiczne wypróbowywano na chińskich więźniach. Największy japoński ośrodek, w którym testowano broń chemiczną, był w mieście Cicihar. Kierowała nim jednostka wojskowa 516. Ale produkcja odbywała się w Japonii. Dwa główne ośrodki badań nad bronią biologiczną zlokalizowano w miastach Czangczun i Ping Fan. Pierwszym zarządzała jednostka wojskowa 100, drugim jednostka 731. Były to w rzeczywistości wielkie więzienia, gdzie trzymano miejscowych przestępców, na których prowadzono nieludzkie eksperymenty. Niewielu z nich przeżyło te próby.

– Czytałem o jednostce 731 – wtrącił Dirk. – Niektóre z ich eksperymentów zaszokowałyby nazistów.

– Lista zarzutów stawianych Japończykom, a zwłaszcza jednostce 731, jest bardzo długa. Chińskim więźniom, a nawet niektórym alianckim jeńcom wojennym, wstrzykiwano zabójcze zarazki, żeby określić, jaka dawka jest śmiertelna. Na więźniów przywiązanych do pali zrzucano bomby biologiczne, żeby przetestować systemy przenoszenia broni. Wiele eksperymentów prowadzono poza ośrodkami badawczymi. W pobliskich wioskach rozpylano zarazki duru brzusznego, co powodowało epidemie. W gęsto zaludnionych miastach wypuszczano na wolność szczury roznoszące zarażone pchły, żeby sprawdzić tempo rozprzestrzeniania się choroby. Do badań wykorzystywano nawet dzieci. W jednej z wiosek rozdano im kiedyś czekoladę z wąglikiem. Skutki były przerażające.

Yaeger pokręcił głową.

– Wstrząsające. Mam nadzieję, że sprawcy zapłacili za swoje zbrodnie.

– W większości nie – zaprzeczyła Max. – Prawie wszyscy odpowiedzialni za eksperymenty z bronią chemiczną i biologiczną uniknęli oskarżenia o zbrodnie wojenne. Przed kapitulacją Japończycy zniszczyli dużą część dokumentacji i same obozy. Amerykański wywiad nie zdawał sobie sprawy z rozmiarów tragedii. W niektórych wypadkach chciał zdobyć wyniki eksperymentów. Wielu lekarzy armii cesarskiej, którzy pracowali w obozach śmierci, stało się w powojennej Japonii szanowanymi biznesmenami w branży farmaceutycznej.

– Z krwią na rękach – mruknął Dirk.

– Nikt nie wie tego na pewno, ale eksperci oceniają, że w latach trzydziestych i czterdziestych w wyniku japońskich eksperymentów z bronią chemiczną i biologiczną straciło życie co najmniej dwieście tysięcy Chińczyków. Duży procent ofiar to byli niewinni cywile. Historycy i naukowcy dopiero od niedawna zajmują się tą wojenną tragedią.

27
{"b":"197098","o":1}