Duncan czekał na nią w drzwiach frontowych. Odezwał się, zanim zdążyła zadać pytanie.
– Nie, jak dotąd nic. Ani słowa.
– Cholera – zaklęła Megan. – Jak myślisz, na co czekają? – Spojrzała na zegarek. – Jest już prawie czwarta. Niedługo zacznie się ściemniać. Myślisz, że chcą dokonać zamiany w nocy?
– Nie wiem. Może ona chce jeszcze trochę podrażnić się z nami. Jest sadystką. Pewnie uważa, że nasze oczekiwanie jest zabawne.
– Niech ją szlag.
– Wiem.
Megan przyszła do głowy niefortunna myśl:
– Myślisz, że ona wie? To znaczy, skąd ona może wiedzieć, że mamy pieniądze? Że jesteśmy gotowi?
– Powiedziała, że będzie wiedziała. Może obserwowała bank i widziała, jak wychodzę ostatniej nocy. A może będzie zgadywać. Zresztą nie ma różnicy – dzisiaj mija jej termin. My go dotrzymaliśmy.
Duncan chodził nerwowo. Megan patrzyła na niego.
– Myślisz… – zaczęła.
– Nie wiem.
– …że ona…
– Co? – przerwał Duncan. – Kto wie co jej chodzi po głowie? Wiem tylko tyle, że ona zaaranżuje w jakiś sposób odebranie pieniędzy, a ja zażądam, żeby oddała nam jednocześnie obu Tommych. Tylko tyle. Dalej nie jestem w stanie planować. Obrabowanie własnego banku wyczerpało już moje możliwości myślenia – dodał sarkastycznie. – A skoro już to zrobiłem, co mogę więcej? Musimy czekać!
Duncan powlókł się do kuchni, gdzie rozejrzał się bezradnie. Megan udała się za nim.
– Przepraszam – powiedziała.
Zacisnął pięści, po chwili rozluźnił je nieco.
– To nic. Niczyja wina. To ja przepraszam. Skinęła głową.
– Co my zrobiliśmy? – zapytała raptownie. Duncan na nią spojrzał zdziwiony.
– Co masz na myśli?
– Co zrobiliśmy? Czy straciliśmy wszystko? Pokiwał twierdząco głową.
– Nic. – Spojrzał na nią i roześmiał się. – To tylko pieniądze.
– Co ty…
– Właśnie. Tylko pieniądze. Spłacimy je, chociaż może pójdę do więzienia, ale to tylko pieniądze. W tym jednym Olivia od samego początku nie ma racji; myśli, że one wciąż są dla nas najważniejsze.
Duncan uśmiechnął się kwaśno i kontynuował:
– …Ale pozwólmy jej tak myśleć. Że to, co się dla nas liczy, to tylko pieniądze, samochody, posiadłości, giełda i tak dalej. Wtedy wszystko będzie wyglądać prościej, naprawdę. Niech tylko oni wrócą. Wyniesiemy się stąd.
Megan przytaknęła.
– I tak wszystko się zmieni – skonstatował Duncan. – Uświadomiłem to sobie wychodząc z banku. Nie jesteśmy tacy sami, jak w sześćdziesiątym ósmym ani w osiemdziesiątym szóstym. Jesteśmy innymi ludźmi. Jeśli tylko uda nam się odzyskać rodzinę, to myślę, że wszystko się dobrze ułoży.
Megan spojrzała na niego.
– Nie wierzysz mi? – zapytał. Pokręciła głową. Uśmiechnął się.
– Cóż, ja też sobie nie wierzę. Usiedli oboje przy kuchennym stole.
– Czy to nie zabawne wygadywać kompletne niedorzeczności i czuć się dzięki temu i lepiej, i gorzej zarazem? – Przez chwilę Duncan ukrył twarz w dłoniach, jakby chowając się przed czymś, i Megan przypomniała sobie, jak zakrywał oczy bawiąc się w chowanego najpierw z bliźniaczkami, potem z Tommym, cierpliwie, całymi godzinami. Do jej oczu napłynęły łzy.
Duncan podniósł głowę.
– Ostatniej nocy, w banku, czułem się jak we śnie. Byłem sam. I to wpychanie pieniędzy do teczki… – Odchylił się na krześle spoglądając w górę. – Czułem się tak, jakby coś pękło we mnie. Pękło na pół. – Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad swoimi słowami, po czym dodał: – Pewnie powinienem wygłosić teraz mowę o poświęceniu, zmienności, obowiązku, miłości i innych bzdurach. Ale nie jestem w stanie. Chcę tylko, żeby zadzwonił telefon.
Megan nie odezwała się. Siedzieli oboje w milczeniu, wpatrzeni w telefon, spoglądając od czasu do czasu w okno, w gasnące szybko światło dnia. Razem z nim w mrok zapadały ich nadzieje.
Olivia Barrow spojrzała na sędziego Pearsona i jego wnuka.
– Powinnam przeprosić was i powiedzieć, że żałuję, że musiałam to zrobić – odezwała się – ale wiem, że mi nie uwierzycie, więc nie powiem tego.
Sędzia patrzył na nią bez słowa. Ręce związane miał sznurem, który oplatał także jego kostki. Czuł, jak jego mięśnie i stawy stają się z każdą minutą coraz bardziej zesztywniałe. Tommy siedział obok skrępowany w podobny sposób.
Olivia wyciągnęła rolkę białej klejącej taśmy.
– To na pana usta, sędzio.
– Całkiem niepotrzebnie – powiedział szybko, chyba trochę za szybko. Natychmiast zapragnął cofnąć swoje słowa.
Olivia odcięła z rolki dwudziestocentymetrowy pasek plastra. Ujęła go w palce i przybliżyła do własnych ust. Skrzywiła się.
– Cuchnie – stwierdziła. – I nieprzyjemnie się lepi.
– Jest całkiem zbędny. Będziemy spokojnie czekać. Olivia wyszczerzyła zęby.
– Tak? Daje pan słowo? Skinął głową.
– A ty, Tommy? Słowo honoru?
Tommy pokiwał głową, ale cofnął się przywierając mocno do dziadka.
– No dobrze – zgodziła się. – Widzicie? Wcale nie jestem takim potworem. – Zmięła taśmę w kulkę i rzuciła ją w róg pokoju. – Nie chciałabym, żebyście się udusili. Żebym po powrocie znalazła was tu nieżywych. W końcu jesteśmy prawie na finiszu. Wstyd byłoby zajść tak daleko i spieprzyć interes, prawda, sędzio?
Chrząknął coś ugodowo.
– Mówię zwłaszcza do ciebie, Tommy. Nie myśl, że zapomniałam o tych twoich szybkich nóżkach. W więzieniu zawsze było paru takich ludzi, w środku których tkwił taki króliczek. To dobre porównanie. To ktoś, w kim tkwi przemożna chęć ucieczki. Spojrzała na Tommy'ego. – Koniec z króliczkiem, dobrze?
– Dobrze – rzekł chłopiec. – Obiecuję. Uśmiechnęła się.
– A ja ci nie wierzę ani trochę. – I dalej uśmiechała się. – No cóż, nie spieprzcie tego. Pomyślcie tylko. Już prawie jesteście w domu.
– Chce pani powiedzieć, że jedzie pani po te cholerne pieniądze, i że możemy wrócić do domu?
– Mniej więcej, sędzio. Jeszcze tylko mamy dla Duncana parę poprzeczek i kończymy nasze przedstawienie. Jak tam Tommy? Trochę lepiej?
– Ja chcę do domu – odpowiedział tylko. Jej fałszywy uśmieszek nagle zniknął.
– Ty mały skunksie, okazałeś to wystarczająco jasno.
Chłopca przeszył dreszcz, jednak Olivia szybko przywdziała znowu swoją maskę i zerkając na zegarek oznajmiła:
– Cóż, czas ruszać. A wy, chłopcy, macie tu siedzieć grzecznie i cicho, póki nie wrócimy, żeby się z wami pożegnać, dobra?
Sędzia nie odezwał się. Tommy tylko na nią spojrzał. Ona wcale tak nie myśli, przemknęło mu przez głowę. Szeroko otwarte oczy utkwił w Olivii i zauważył, że ona, jakby przygwożdżona siłą jego wzroku, zamarła na moment zaskoczona.
Odwróciła się, zeszła na dół po schodkach i trzasnęła drzwiami. Przekręciła klucz w zamku i dwukrotnie sprawdziła, czy dobrze zamknęła drzwi. Przez krótką chwilę pozwoliła, żeby wypełniła ją niepokojąca złość. Pomyślała o iskierce nadziei, jaka przemknęła przez twarz sędziego. On jest mój, niemal od samego początku. Zawsze wiem, co on powie, co zrobi. Ale chłopak… Ten potrafi przejrzeć każde moje kłamstwo. Ta cała niewinność to największe niebezpieczeństwo.
Podniosła z podłogi małą, podręczną torbę i zajrzała do środka: rewolwer, lornetka z noktowizorem, kompas. Wrzuciła jeszcze rolkę białej taśmy. Olivia spojrzała na obu mężczyzn.
– Uzbrojeni i niebezpieczni – podkreśliła.
Uśmiechnęli się, po czym wyprowadziła ich na nasilające się zimno.
– Czas na przedstawienie – stwierdziła. Z ociąganiem ruszyli za nią.
Kiedy zadzwonił telefon, oboje poczuli, jakby przeszył ich prąd elektryczny. Jednocześnie sięgnęli po słuchawkę, lecz Megan natychmiast cofnęła rękę pozwalając odezwać się Duncanowi.
Przyłożył słuchawkę do ucha i powiedział:
– Słucham?
– Halo, Duncan – odezwała się Olivia.
– Halo, Olivia – odpowiedział.
– Masz pieniądze?
– Tak.
– Czy ktoś wie o tym?
– Nie.